Paryż – centrum kulturalne XIX – wiecznej Europy. Tu w rozlicznych salonach spotykali się arystokraci, bankierzy, dyplomaci, artyści dyskutując o sztuce, przekazując sobie najświeższe ploteczki, wymieniając poglądy na rozmaite sprawy.
Ten świat pełen blichtru, rozświetlony setkami świec, pachnący tytoniem i szampanem przyciągał jak magnes. Malarze rzeźbiarze, poeci, pisarze, muzycy i kompozytorzy zjeżdżali tutaj tłumnie by zdobyć sławę i majątek. Paryskie salony były niczym ziemia obiecana. Tylko tam można było zaistnieć i zdobyć potężnych przyjaciół.By utrzymać swoja pozycje trzeba było bywać. I Chopin i Madame Sand zdawali sobie z tego sprawę. Już we wrześniu zaczęli planować swój powrót do Paryża. Ciche i przytulne Nohant doskonale sprawdzało się latem jednak zimę należało spędzić i stolicy, bo tylko tam można było zaistnieć.
O znalezienie odpowiedniego lokum zostali poproszeni Julian Fontana i Wojciech Grzymała.W tej materii porozumiewano się listownie i wymieniono ich grubo ponad dwadzieścia.
Chopin w liście do Fontany miał następujące wymagania:
„(…) Trzeba: 3 pokoje sypialne, z których dwa razem, a trzeci oddzielony np.salonem; przy tym 3-im trzeba by gabinetu widnego do pracowania dla niej. Tamte 2sypialne mogą być małe, ten trzeci także nie bardzo wielki; prócz tego salon w stosunku i jadalny pokój. Kuchnia dość duża, 2 pokoje dla służących i piwnica. Parketowane, ma się rozumieć, świeże, ile możności nie potrzebujące żadnych naprawin. Ale szczególniej mały hotelik najlepiej albo w dziedzińcu jaki odosobniony korpus, na ogród dający. Spokojnie żeby było, cicho, żadnych kowali w sąsiedztwie, żadnej panny (lekkich obyczajów – przyp. aut) itd., itd., co Ty wiesz doskonale. Schody porządne. Dobrze wystawione na słońce, żeby au midi (prawie koniecznie exposi au midi) Jeszcze raz: trzeba (koniecznie), żeby ten 3-ci pokój sypialny, przy którym będzie ów pokój do pracowania, był oddzielony od innych 2 – ch sypialnych i jeżeli można, żeby albo gabinet ów do pracowania, albo sypialny miał wychód oddzielny (to niekoniecznie). Żeby odorów nie było. Dosyć wysokie. Dymu żeby nie było, widno, ile można piękny, to jest niezapaskudzony widok albo ogród, albo dziedziniec duży; najlepiej ogród. Na F a u b. S t. G[ermain] dużo ogrodów; także na Faub. St. Honore. Znajdź piorunem, natchnieniem coś doskonałego i blisko mnie w tych nowych ulicach i jak tylko co będziesz miał, natychmiast pisz(…)”
Madame Sand zaś tak instruowała Grzymałę:
„(…) Nie jest konieczne, by wszystkie pokoje były duże i piękne. Pokoje dzieci na przykład mogą być małe, byle miały kominki, zaś pokoje starych byle były od południa. To bardzo ważne zarówno dla małego( Chopina – przyp. aut), jak i ze względu na mój reumatyzm. Nie potrzeba mi też zbyt wielkiego ani pięknego salonu, nie przyjmuję nigdy więcej niż dwanaście osób. Najważniejsze to dobry rozkład, rozumie Pan, i żeby wszystko było czyste, świeże, możliwe do zamieszkania natychmiast, bez innych wydatków, jak na umeblowanie(…)”
Po obejrzeniu wielu mieszkań i niekończących się pertraktacjach wynajęto odpowiednie mieszkania: dla Chopina mieszkanie na rue Tronchet nr. 5, a dla Madame Sand dwa pawilony na rue Pigalle nr 16. Do jednego z owych pawilonów wprowadził się Chopin w początkach stycznia 1840 roku i tak rozpoczęli wspólne życie, które toczyło się wedle ustalonego rytuału: lato w Nohant, a zima w Paryżu, przez – jeszcze – 9 lat.
Na to wspólne życie składały się: wizyty w najmodniejszych salonach Paryża, praca, wyjścia do opery lub teatru, wychowywanie dzieci, wspólne posiłki, przyjmowanie gości, choroba Chopina, romanse Madame Sand i sceny zazdrości. Nigdy nie było między nimi ani zdecydowanie dobrze, ani zdecydowanie źle.
Po pierwszym okresie fascynacji Madame Sand zadawała sobie pytanie: co dalej? Zostać? Czy też poszukać nowego obiektu uczuć? Jej kochanek okazał się być innym niż go wcześniej widziała.W jej oczach nie był pełnym wigoru mężczyzną, lecz schorowanym artystą, biednym aniołem, jej trzecim dzieckiem. Co prawda jej nierozważne działanie przyczyniło się do rozwoju choroby ale… O tak! Madame Sand zawsze potrafiła się usprawiedliwić we własnych oczach. Była kobietą, która, jak dotąd, żyła dość intensywnie nie stroniąc od używek i skandali. Jeżeli w jej słowniku znajdowało się słowo „wierność” to bynajmniej nie oznaczało ono monogamii. Już w 1833 roku w liście do Saint-Beuve’a pisała:
„ Ludzie nadal będą mówić, że jestem niestała i kapryśna, ze przechodzę od Plancha’ do Musseta, gotowa przejść od Musseta do kogoś trzeciego – nie ważne. Byle tylko nie mówili, że przyjmuję w łóżku dwóch mężczyzn tego samego dnia.”
Być może patrzyła na świat przez pryzmat swoich romansów, a może taki miała charakter?W „Dziejach mojego życia” pisała o swoich rozterkach już niejakim dystansem, jednak ciągle starała się przekazać czytelnikowi swój specyficzny punkt widzenia:
„ Byłam jeszcze dostatecznie młoda, by mogła mnie czekać pełna zmagań miłość, namiętność w ścisłym tego słowa znaczeniu”
Ostatecznie została. Dlaczego? Nie wiadomo. Być może potrzebowała stabilizacji i ojca dla Maurycego i Solange, a Chopin nadawał się to tego jak nikt inny. Zasadniczy, konsekwentny, a nade wszystko uwielbiany przez Paryż. Doskonały wzór dla dzieci.
Co czuł Chopin? No cóż… Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Początkowo czuł do Madame Sand niechęć, jednak kropla drąży skałę. Zafascynowała go jej nieustępliwość, jej siła i upór w dążeniu do celu. Z lektury jego listów można dowiedzieć się jak bardzo był jej oddany i jak wielkim darzył ją uczuciem. Bardzo często przewija się w nich troska o Madame Sand kosztem siebie. W liście do Juliana Fontany prosi tak:
„(…) przypilnuj zniósłszy się z nim, aby okna pootwierać (jeżeli nie deszcz) i przewietrzyć, pawilon P. Sand szczególniej. Żeby parę dni wprzódy na kominach i w piecu ognia zrobić.(…)Zresztą czas ucieka, świat mija, śmierć goni i moje manuskrypta Cię gonią. Z tym się nie spiesz, kochanie, bo wolę, żeby w Lipsku czekali na nie, jak żeby na, Pigal[le] zimno na przyjezdnym zastali albo kurz, albo zaduch, albo wilgoć. O moje apartamenta się nie troszcz ani o moje legowisko, ani o nic. Nazajutrz zajmę się tym sam(…)”
W listach jakie kierował do George Sand zawsze był troskliwy i czuły:
„ Tutaj pada taki śnieg, że z ulgą myślę o tym, iż Pani nie jest w drodze, i robię sobie wyrzuty, że może mogłem Pani poddać myśl podróży pocztą podczas takiej pogody. Błota Sologne muszą być teraz ciężkie do przebycia, bo śnieg pada od wczoraj rana. Postanowienie Pani, by poczekać kilka dni, wydaje mi się bardzo rozsądne i będę miał więcej czasu, by kazać ogrzać Pani mieszkanie. Najważniejsze, żeby Pani nie udawała się w drogę przy takiej pogodzie, czekałyby Ją straszne męczarnie. Jan umieścił Pani kwiaty w kuchni. Cały Pani ogródek jest pod śniegiem, wygląda, jakby był z cukru, przypomina łabędzia, gronostaje, ser ze śmietaną, ręce Solange i zęby Maurycego. Sprowadziłem zdunów, gdyż bałem się wczoraj więcej napalić bez nich. Suknia Pani jest z czarnej lewantyny w najlepszym gatunku. Sam ją wybrałem (…) Proszę się szanować, nie męczyć zbytnio pakowaniem. Jutro napiszę znowu, jeśli Pani pozwoli. Pani coraz starszy bardzo, nadzwyczajnie, nie do uwierzenia stary Ch.”
Mimo iż mieszkali razem żyli jednak trochę obok siebie. Chopin komponował i dawał lekcje gry na fortepianie, a Madame Sand pisała, zajmowała się sprawami wydawniczymi i prowadzeniem domu.W swoich wspomnieniach zanotowała takie zdanie: „ I on, i ja jesteśmy tak zajęci, że nie mamy czasu się widywać, choć przebywamy pod jednym dachem i to przez ścianę.”
Spotykali się jednak zawsze gdy do salonu pani domu czy to w Paryżu, czy w Nohant przybywali goście. U George Sand i Chopina bywali: Emmanuel Argo, Ludwik Blanc, Henri de Latouche, Adolph Gutman, Luigi Calamatta, Eugene Delacroix, księżna Czartoryska, Adam Mickiewicz i wielu innych. Cóż to były za wieczory! Dyskusje o sztuce, poezji czasem o polityce. Piękne kobiety, wytworni panowie i wszechobecna muzyka. Madame Sand skrupulatnie zanotowała kilka ciekawszych zdarzeń.
Podczas jednego z wieczorów rozgorzała dyskusja o obrazie „Antioch i Stratonike” Jean-Auguste-Dominique’a Ingres’a. Chopinowi, mimo iż był miłośnikiem malarstwa Ingres’a , nie spodobała się zbytnia sztywność postaci. Delacroix zaś podważał sam sens istnienia owego nowego trendu. Dowodzi iż najważniejszy w malarstwie jest refleks, który łączy barwy i nadaje im wypukłości. W pewnym momencie Chopin przestaje słuchać i podchodzi do fortepianu.
„ Zasiadł do fortepianu. Improwizuje, jakby na chybił trafił. Przerywa.
No i co, no i co – zrywa się Delacroix – to nie skończone!
To nawet nie zaczęte – mówi Chopin. – Nic mi nie przychodzi na myśl. Nic, tylko refleksy, cienie, wypukłości, które nie chcą mi się ukształtować. Szukam barwy, nie znajduje nawet rysunku.
Jak znajdziesz jedno, to i drugie – mówi Delacroix – Znajdziesz obie rzeczy naraz.
A jeśli odnajdę tylko blask księżyca?
I rozpoczyna grać na nowo. Oczy nasze napełniają się stopniowo łagodnymi barwami, odpowiednikami czarownych modulacji modulacji przyswajanych przez nasz zmysł słuchu. A potem dźwięczy już tylko błękitna nuta i otośmy w pełni lazuru przejrzystej nocy…”
Innym razem Madame Sand opisuje słynne, a wręcz przysłowiowe roztargnienie Mickiewicza.
Otóż pewnego wieczoru gdy Chopin jak zwykle grał dla gości w mieszkaniu wybuchł pożar. Wszyscy obecni zajęli się jego gaszeniem. „ Straciliśmy na to blisko godzinę – relacjonuje – i wtedy pytamy «A gdzie Mickiewicz?» Wołamy go. Nie odpowiada… Słuchał Chopina… i wciąż jego słuchał. Innego można by posadzić o afektację, lecz wielki poeta, z natury skromny i cichy, jest naiwny jak dziecko. Widząc, że się śmieję, pyta co mi jest. Odpowiadam, że nic «Ale gdy jeszcze raz zdarzy się w domu pożar, to nasamprzód odprowadzę pana w bezpieczne miejsce, inaczej gotów się pan spalić, jak zwykła drzazga…»«Istotnie – mówi Mickiewicz – nawet nic nie spostrzegłem!» I wychodzi nie rzekłszy słowa”.
Co się tyczy wzajemnych relacji Chopina i Mickiewicza były one delikatnie mówiąc nie najlepsze. Początkowo były nawet przyjacielskie, jednak smętny Mickiewicz chciał wymusić na Chopinie większe zaangażowanie w „ sprawę polską”. Nakłaniał go do napisania opery narodowej, wielkiego dzieła ku pokrzepieniu serc, a gdy mu się to nie udało gdzie tylko mógł nie szczędził Chopinowi uszczypliwości. Mówił na przykład, że „ marnuje czas wycierając się po salonach”, a kiedy jego niechęć osiągnęła apogeum powiedział: „Jest jej(George Sand przyp. aut.) złym duchem, wampirem moralnym i krzyżem. Zadręcza ją i w końcu zabije”. No cóż.
Jeżeli chodzi o „wycieranie się po salonach” to Chopin je uwielbiał. Bywał prawie codziennie, ale zawsze tam gdzie zbierało się kameralne grono, nie więcej niż dwadzieścia osób. W ten sposób miał szanse na zaprezentowanie swoich utworów i umiejętności, co przekładało się na jego zarobki.
A pieniądze Chopin uwielbiał wydawać na… garderobę. Kochał kapelusze, białe rękawiczki, eleganckie koszule, dobrze skrojone spodnie, trzewiki etc. W liście do Juliana Fontany pisze:
„Idź także do Palais Royal, kup mi pod numerem 37 (zdaje mi się) w galerii po stronie teatru bluzę en toile crue¹ za 14 fr., blouse de chasse fermé par devant, forme de chemise². Jeżeli nie 37, to 47 albo 27, krawiec taki tuzinowy. Forma sklepu taka: [Plan z objaśnieniami: galeria, wchód, korytarz itd] Jeden jest, co ma bluzy takie. Kupiłem u niego temu tydzień: guziczki z perłowej macicy, porządnie szyta, dwie kieszonki na piersiach itd. [Ustęp od słów: „Jeszcze nie koniec” do „na piersiach itd.”, w oryginale przekreślony przez Chopina].”
¹En toile crue — z szarego płótna.
²Blouse… de chemise — bluzę myśliwską zapinaną z przodu, podobną do koszuli.
Co się zaś tyczy drugiego zarzutu Mickiewicza to już całkiem inna historia.
CDN
Ewelina Ślipek
źródła:
Mieczysław Tomaszewski, „ Chopin i George Sand. Miłość nie od pierwszego spojrzenia.”, Wydawnictwo Literackie 2010.
George Sand, „ Historia mojego życia”,Wydawnictwo M 2014.
Fryderyk Chopin, „ Listy”, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina 2011.
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.