Otrzymałem to mailami i przekazuję, bo myślę, że ważne.
LEKTURA OBOWIĄZKOWA !!
zwłaszcza dla naukowców badających katastrofy lotnicze
Czerwona strona księżyca
http://publikacje.ijuz.pl/Free_Your_Mind-Czerwona-strona-Ksiezyca.pdf
http://www.radiownet.pl/publikacje/mielenie-zezorrem-10-kwietnia-prawda-i-fikcja-cz1
Dzisiaj okazuje się, że generał Marek Papała zginął niejako przez przypadek.
Złodziej samochodów, Igor Ł. ps. „Patyk”, wówczas liczący sobie dwadzieścia kilka lat młody mężczyzna, połaszczywszy się na samochód marki Daewoo Espero, jednym strzałem oddanym z pistoletu zaopatrzonego w tłumik ( typowe wyposażenie każdego złodzieja samochodów), zabił generała i uciekł, rezygnując z łupu.
Oczywiście ja w tę bajeczkę nie wierzę. Wierzę za to, że polskiego państwa tak właściwie już nie ma.
http://www.niepoprawni.pl/blog/152/nie-bylo-egzekucji-na-marku-papale
Telefon do Radia Maryja
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=CaGF56H97aI
http://www.rozaniec.eu/index.php?m=RosarySites&a=ShowRosarySiteArticle&rsa_id=113&rs_id=6
http://newworldorder.com.pl/post,2235,0
http://gloria.tv/?media=263016
Przeczytajcie Państwo, proszę, tę historię do końca.
"Pozwólcie, że wyjaśnię wam problem jaki nauka ma z religią". Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym studentami zadaje pytanie jednemu z nich: "Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?". Przez dłuższą chwilę toczy się dialog między nimi.
"Tak, panie profesorze". "C…zyli wierzysz w Boga". "Oczywiście". "Czy Bóg jest dobry?". "Naturalnie, że jest dobry". "A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?". "Tak". "A Ty, jesteś dobry czy zły?". "Według Biblii jestem zły".
Na twarzy profesora pojawił się uśmiech. "Ach tak, Biblia!". Po chwili zastanowienia dodaje: "Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą i cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej?". "Oczywiście, panie profesorze". "Więc jesteś dobry…". "Myślę, że nie można tego tak ująć". "Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie".
Wobec milczenia studenta, profesor mówi dalej: "Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz mi odpowiedzieć na to pytanie?". Student nadal milczy, więc profesor dodaje: "Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda?".
Aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody. "Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?". "No tak, jest dobry". "A czy szatan jest dobry?". Bez chwili wahania student odpowiada: "Nie". "A od kogo pochodzi szatan?". Student aż drgnął: "Od Boga". "No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mi jeszcze synu, czy na świecie istnieje zło?". "Istnieje panie profesorze…". "Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda?". "Prawda". "Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także i Bóg jest zły". Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi.
"A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świece?". Student drżącym głosem odpowiada: "Występują". "A kto je stworzył?". W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie: "Kto je stworzył?". Wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.
"Powiedz mi", wykładowca zwraca się do kolejnej osoby, "czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu?". Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora: "Tak panie profesorze, wierzę". Profesor zwraca się do studenta: "W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?". "Nie, panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem". "Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?". "Nie, panie profesorze". "A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?". "Nie, panie profesorze. Niestety nie miałem takiego kontaktu". "I nadal w Niego wierzysz?". "Tak". "Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi że Twój Bóg n ie istnieje… Co Ty na to synu?". "Nic", pada w odpowiedzi, "mam tylko swoją wiarę". "Tak, wiarę…", powtarza profesor, "i właśnie w tym miejscu nauka napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara".
Student milczy przez chwilę, po czym sam zadaje pytanie: "Panie profesorze, czy istnieje coś takiego jak ciepło?". "Tak". "A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?". "Tak, synu, zimno również istnieje". "Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje". Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta. Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać: "Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (czyli zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła. Nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno. W przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15 stopni Celsjusza. Każda substancja lub rzecz poddają się badaniu, kiedy posiadają energię lub są jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi, profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem".
W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota. "A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?". "Tak, profesor odpowiada bez wahania, czymże jest noc jeśli nie ciemnością?". "Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie?". Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr. "Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?".
"Zmierzam do tego, panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy". Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie. "Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?". "Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie", wyjaśnia student. "Twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Twierdzenie, że śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem".
"A teraz, panie profesorze, proszę mi odpowiedzieć. Czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?". "Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest". "A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?". Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
Student zaś kontynuował: "Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych i nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?". W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie. "Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład". Student rozgląda się po sali. "Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora?". Audytorium wybucha śmiechem. "Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukowa metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze?".
W sala zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność, profesor wydusza z siebie: "Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę". "A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej, stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło?". Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi: "Oczywiście że istnieje. Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło". Na to student odpowiada: "Zło nie istnieje, panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowiek a dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się w momencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła". Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.
Jeśli udało Ci się dotrwać do końca tego tekstu i wywołał on na Twojej twarzy uśmiech podczas czytania, daj go do przeczytania swoim Przyjaciołom i Rodzinie.
Tym drugim studentem był Albert Einstein. Einstein napisał książkę zatytułowaną "Bóg a nauka" w roku 1921.
Nie liczcie dni, sprawcie żeby to dni się liczyły.
Rozmaitości otrzymane
I sent an instant e-protest message to the Chance Theater – because they’re showing Jerry Springer: The Opera, which is full of profanity, nudity and blasphemous content against Our Lord Jesus Christ and the Catholic religion.
I hope you will too.
Click here to send your instant e-protest message.
Owoc pracy Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. jest juz dostepny w internecie
http://niezalezna.pl/uploads/zalacznik/12664/bialaksiega.pdf
i w wersji tradycyjnej
http://ksiegarnia.antyk.org.pl/x_C_I__P_23016428-23010001.htm
To trzeba wiedzieć o Borusewiczu
Marszałek Senatu i mój były opozycyjny kolega ogłosił właśnie, że wstępuje do Platformy Obywatelskiej.
W normalnym świecie przystąpienie do jakiejś partii jest zjawiskiem zwyczajnym i postrzeganym jako wynik wolności wyboru takiej czy innej życiowej idei. Nawet jeżeli taka decyzja wydaje się drastyczną zmianą poglądów to nie musi być zjawiskiem negatywnym. Wystarczy przypomnieć Ronalda Reagana, który swego czasu przeszedł z obozu demokratów do republikanów, wygłaszając słynną kwestię, że to nie on odszedł z partii, lecz partia zdradziła swoich członków.
W przypadku Bogdana Borusewicza sytuacja wygląda jednak nieco inaczej. Patrząc na efekty jego marszałkowskich poczynań nikt w Polsce nie może mieć wątpliwości, że swoje stanowisko zawdzięcza nie tyle jakimś specjalnym kwalifikacjom, ile przypisywanym mu zasługom w działalności antykomunistycznej.
Tak więc w tej sytuacji jego postawa podlega nieco innej ocenie.
Borusewicza nie porzuciła żadna partia, nie oszukała żadna grupa i nie zawiodła żadna idea. On najzwyczajniej w świecie przeszedł z jednej strony barykady na drugą, kiedy okazało się, że po stronie na której wcześniej wymachiwał biało czerwoną flagą, nie tylko można nieźle oberwać, ale przede wszystkim nie będzie dyplomów i orderów, a już z całą pewnością ciepłych stołków.
W jednym z moich wcześniejszych komentarzy napisałem o nim: „Dzisiaj wiem, że przeszedł on na drugą stronę barykady, którą sam kiedyś stawiał nie po to by wygrać bitwę w słusznej sprawie, ale po to by jak wielu innych znaleźć się bliżej przysłowiowego koryta”.
Sama jego decyzja nie jest więc żadnym zaskoczeniem i nie warta jest dalszych komentarzy. Chcę jednak zwrócić uwagę na bardzo istotne, moim zdaniem, stwierdzenie marszałka. Prosząc o przyjęcie do PO stwierdził, że do tej pory był „w niesformalizowanym związku partnerskim z Platformą” (!)
I tu wlaśnie wychodzi cała obrzydliwość postawy Bogdana Borusewicza.
Kiedy zaczynał piąć się po szczeblach politycznej kariery, deklarował się swym wyborcom jako kandydat niezależny
i nie związany z żadną partią. Podobnie kiedy obejmował stanowisko Marszałka Senatu udawał człowieka niezależnego. Dzisiaj nie tyle deklaruje zmianę swej rzekomej niezależności na partyjną przynależność, ile zwyczjnie arogancko przyznaje, że cały ten czas był „w niesformalizowanym związku z Platformą”.
Nie można więc nie zadać pytania, kiedy tak naprawde mentalność ideologicznej prostytutki stała się tak bliska naturze Bogdana Borusewicza? Jeżeli dzisiaj dowiadujemy się, że tak naprawdę był on już częścia układu, czy jak on sam określił „nieformalnego związku”, w czasie kiedy deklarował się być niezależnym reprezentantem, to ja się pytam – kim był, kiedy będąc z nami w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża podawał się za działacza antykomunistycznej opozycji?
Pytanie jak najbardziej przecież logiczne. Zwłaszcza, że uzasadniając swoją obecną decyzję zapewnił swoich „nowych” partyjnych kolegów, że: „Jesteśmy razem, idziemy wspólna drogą i będziemy razem”. Dokładnie takie same deklaracje słyszeliśmy, kiedy w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża starał się zdobyć zaufanie młodych robotników, którzy się tam wówczas pojawiali.
Nie spodziewam się odpowiedzi, ale muszę zadać pytanie. Panie marszałku Borusewicz, kiedy tak naprawdę rozpoczął się pański „niesformalizowany związek” z formacjami z drugiej strony barykady ?
Lech Zborowski
wzzw.wordpress.com ——————————————————————————————————————————————————————————— Gdańsk, 12.07.2005 Do Kolegium Instytutu Pamięci
Narodowej Informację o zamiarze Bogdana Borusewicza ubiegania się o stanowisko prezesa IPN przyjęliśmy ze zdumieniem i najwyższym niepokojem.
Naszym zdaniem B. Borusewicz jest wyjątkowo nieodpowiednim kandydatem i to z wielu powodów. Przez cały okres naszej znajomości, to jest od 1977 roku, Borusewicz postępował nielojalnie, prowadził podwójne gry ze szkodą dla opozycyjnej działalności. W realizacji swoich prywatnych lub, co gorzej, nieznanych grupowych celów nie cofał się przed kłamstwem i rzuca-niem najcięższych oskarżeń na swoich współpracowników. Szczególnie niebezpieczną cechą Borusewicza, dyskwalifikującą go jako pracownika IPN, jest skłonność do przejmowania i ukrywania ważnych dokumentów. Uważamy, że Bogdan Borusewicz na stanowisku prezesa byłby gwarantem nierzetelności
IPN, gwarantem naginania prawdy do własnych potrzeb. Uzasadnienie Nierzetelność, podobnie jak rolę agenta, w wielu przypadkach można wykazać tylko poprzez ciąg faktów, z których każdy z osobna można wytłumaczyć zbiegiem okoliczności lub jakimiś szczególnymi przyczynami. Bogdana Borusewicza poznaliśmy w 1977 roku. Był ważnym uczestnikiem gdańskiej opozycji ze względu na członkostwo w KOR. W grupie WZZ Wybrzeża był jedynym niepracującym, co oznaczało nie tylko wolny czas. Po „zgubieniu ogona” pozwalało też długo działać swobodnie, a także wyjeżdżać do odległych miejscowości. Gdy bezpiece udało się w Komitecie Założycielskim WZZ umieścić agenta Edwina Myszka, Borusewicz tak się nim zachwycił, że spotkania WZZ traktował już tylko jako okazję do rozmowy z Myszkiem, starał się spotkanie jak najszybciej skończyć, aby wyjść i bez świadków omówić wspólne sprawy. Być może przyczyną był brak zaufania do nas. Koledzy powiedzieli nam, że Borusewicz podejrzewa nas o współpracę z SB, ponieważ na działalność WZZ przeznaczaliśmy jedną pensję. Nam zarzucał nieumiejętność ułożenia sobie dobrych stosunków z kierownictwem w zakładzie pracy, ponieważ nie potrafimy, tak jak Myszk, otrzymać, kiedy trzeba, zwolnienie lekarskie, urlop, a nawet samochód na przywiezienie z Warszawy powielacza, który oczywiście nigdy do nas nie dotarł. Borusewicz powiedział nam, że otrzymuje informacje od sprzyjającego opozycji oficera SB. Jednak wszystkie informacje, jakie Borusewicz nam przekazał rzekomo z tego źródła, były fałszywe. Np. Borusewicz uparcie twierdził, że w zakładach pracy SB nie werbuje tajnych współpracowników, że wystarczy nadzór etatowego „opiekuna” z komendy. Po jednym z zatrzymań na 48 godzin Borusewicz chciał nam dać numer telefonu jakiegoś majora SB, który obiecał mu pomoc w przypadku większych kłopotów i upoważnił go do przekazania tego numeru również nam. Wymogliśmy na nim wówczas obietnicę, że nigdy z tego telefonu nie skorzysta. Już w okresie, kiedy działalność WZZ rozwinęła się na większą skalę, wciąż spotykaliśmy grupy robotników i studentów, którym Borusewicz zakazywał kontaktów z WZZ pod pozorem przestrzegania zasad konspiracji. Może dlatego cieszył się opinią doskonałego konspiratora, chociaż przy przekazywaniu ulotek, gazetek albo klisz do druku wpadki trafiały się bardzo często. WZZ były jedyną grupą na Wybrzeżu, która oprócz refundacji niewielkich zasiłków dla wyrzuconych z pracy (w późniejszym okresie, kiedy mieliśmy już równocześnie 14 spraw w Komisji Rozjemczej i Sądzie Pracy) nie otrzymała nigdy pomocy z KOR. Wobec stałego braku materiałów poligraficznych za własne dolary, przy pomocy znajomego marynarza sprowadziliśmy z Zachodu pakiet matryc do powielacza. Matryce te ukryliśmy w trzech miejscach, uprawniając Borusewicza do skorzystania z nich w przypadku naszego uwięzienia. Kiedy matryce były potrzebne, okazało się, że wszystkie nasze schowki są puste. Borusewicz zabrał je następnego dnia po przedstawieniu go gospodarzom naszych konspiracyjnych mieszkań. WZZ otrzymywały z Warszawy za darmo znaczne ilości „Robotnika”. Natomiast, mimo wielkiego zainteresowania, nie mieliśmy dostępu do innych wydawnictw i książek. W odpowiedzi na monity „koledzy” z KOR stawiali coraz to nowe wymagania, a gdy zorganizowaliśmy w Warszawie własne lokale („skrzynki”), łączników, transport i zapewnili płatność z góry – dostawy okazały się niemożliwe. Mogliśmy rozprowadzać tylko książki, które nie znalazły nabywców w RMP. Dopiero w 1982 roku w obozie internowanych w Białołęce koledzy z Warszawy przyznali, że Borusewicz stanowczo sprzeciwił się sprzedawaniu jakichkolwiek wydawnictw WZZ-tom. Po dyskusyjnym spotkaniu WZZ, na którym Lech Wałęsa opowiadał, jak w 1970 roku pomagał SB identyfikować uczestników grudniowej rewolty, Borusewicz pożyczył od nas taśmę magnetofonową , na której (za zgodą uczestników) nagrane było całe spotkanie. Borusewicz nie wierzył, że Wałęsa mógł się przyznać, chciał taśmę odsłuchać, zrobić kopię i oddać. Nie oddał mimo licznych monitów, dzięki czemu może do tej pory wierzyć w niezłomność Wodza, a my mogliśmy tylko gołosłownie oskarżać Wałęsę. Mimo to, wciąż staraliśmy się być wobec Borusewicza lojalni, tłumacząc jego „dziwactwa” kompleksami, małym wzrostem, nieporadnością organizacyjną, a także brakiem jakichkolwiek osobistych doświadczeń w pracy zawodowej. Byliśmy lojalni, ale wobec nielojalności z jego strony budowaliśmy własną sieć komunikacji. W książce Janiny Jankowskiej „Portrety niedokończone” w wywiadzie z Borusewiczem ze zdumieniem przeczytałem, że Gwiazda nic nie wiedział o przygotowaniach do strajku (w 1980 roku). Borusewicz starał się zataić przed nami te przygotowania, ale na szczęście wiedziałem nawet, w którym mieszkaniu zamierzał ukryć Wałęsę oczekującego na rozwój strajku. Później pracownik Elmoru – Strój, były ubek, wskazał mi to mieszkanie, jako operacyjne mieszkanie SB. Gdy wyszedłem z więzienia w 1985 roku, wielu kolegów z Solidarności przepraszało mnie, że nie mogą się ze mną kontaktować, ponieważ Borusewicz kategorycznie im tego zakazał. Borusewicz przeprowadził w tym czasie najbardziej spektakularną akcję dezintegrującą środowisko opozycji – ogłosił, że Marek Kubasiewicz jest agentem SB. Według zgodnych relacji ludzi związanych z RKK, Kubasiewicz był organizatorem i kierownikiem sieci kolportażu, uczestniczył w zebraniach RKK, znał wszystkie drukarnie, redakcje, kolporterów i tzw. skrzynki, czyli miejsca przekazywania materiałów i wydrukowanych pism. Po „zdemaskowaniu” agenta nie nastąpiła żadna wpadka ani w sieci RKK, ani w ugrupowaniach niezależnych. Gdyby rzeczywiście M. Kubasiewicz był agentem to, uwzględniając pełne zaufanie RKK do dwóch ujawnionych już agentów: Molkego, Cholewy i innych jeszcze nieujawnionych oraz spotkania Bogdana Lisa z pułkownikiem Ulanowskim, SB być może oszczędziłaby RKK, ale z całą pewnością uderzyłaby w niezależne ugrupowania, które RKK bardzo wyraźnie choć nieoficjalnie zwalczała. Ludzie związani z RKK sądzą, że bezpośrednim powodem oskarżenia M. Kubasiewicza było wykrycie, że traktował on sieć kolportażu jako otwartą i kolportował również pisma ugrupowań nie podporządkowanych RKK (między innymi „Skorpiona” i „Poza Układem”, pisma mojej żony). Gdy wyszedłem z więzienia, „osądzenie” Marka Kubasiewicza już się dokonało. Borusewicz, jako uzasadnienie oskarżenia, podawał ludziom rozmaite dowody, dostosowane do środowiska, w którym miały być przekonujące. W sumie zebrałem 16 takich „dowodów”. Część z nich nawzajem się wykluczała, część była sprzeczna ze względu na czas i miejsce, część oparta na zdarzeniach, które nie miały miejsca, a jeszcze inne wprost wykluczały agenturalność Marka Kubasiewicza. Ci wszyscy, którzy nie uznali tych oskarżeń za prawdziwe, zostali wykluczeni z wszelkiej współpracy z RKK. Objęło to Ewę Kubasiewicz, Magdę i Marka Czachorów, moją żonę, mnie i szereg innych osób. W stanie wojennym Borusewicz oskarżył o współpracę z SB Bożenę Ptak-Kasprzyk, członka Zarządu Regionu. O oskarżaniu nas w okresie WZZ wspomniałem wyżej. Oskarżenia rzucane przez Borusewicza były często niejednoznaczne, np. agentem jest jeden z dwóch Andrzejów z Elmoru (A. Gwiazda, A. Bulc), jeden z dwóch Jacków z PLO (J. Jaruchowski, J. Cegielski). Tego typu niedopowiedziane oskarżenia w szczególny sposób trwale dezintegrowały środowisko, ponieważ nigdy nie zostały rozstrzygnięte ani wycofane. Pomijam inne oskarżenia, rzucane na ludzi nieznanych mi osobiście. O bezpodstawności tych oskarżeń mogę sądzić tylko na podstawie skutków – ujawnienie domniemanego agenta nie wywoływało dekonspiracji grupy, w skład której wchodził. Podobny charakter miały działania Borusewicza w dziedzinie poligrafii. Np. Borusewicz polecił Andrzejowi Kołodziejowi, aby zabrał Karolowi Krementowskiemu powielacz, ponieważ „Walentynowicz lub Gwiazdowa będą coś na nim drukować”. Rzeczywiście Gwiazdowa drukowała, a powielacz był prywatną własnością Krementowskiego (ściśle mówiąc został ukradziony z POP PZPR w Unimorze). Jak twierdził A. Kołodziej, jego jedynym zajęciem w czasie ukrywania się było okresowe przewożenie dużych ilości powielaczy z jednego magazynu do innego. Rozmawiałem z delegacją norweskich związkowców, którzy dostarczyli w stanie wojennym do Gdańska 70 kserokopiarek – pytali, jak je wykorzystaliśmy. Sprawdziłem – żadne z gdańskich lub okolicznych ugrupowań, również struktury RKK nigdy tych kopiarek nie otrzymały. Podobnie było z innym sprzętem – Borusewicz magazynował powielacze i offsety, a tzw. podziemie drukowało za pomocą ręcznych wałków i rakli. Wiem tylko o jednym powielaczu przekazanym dla „Robotnika Lęborskiego” wydawanego przez Marka Balickiego przez dłuższy czas w skutecznej konspiracji. Pierwsza próba użycia powielacza skończyła się wejściem SB i aresztowaniem redakcji – drukarni. Ekipa z pelengatorami wykryła miejsce (w powielaczu zainstalowany był nadajnik). Znany mi jest jeszcze los kilkunastu offsetów, które wpadły pod koniec stanu wojennego w transporcie z Gdańska do Elbląga. Być może, gdyby takie postępowanie było wynikiem nie złej woli, lecz indolencji organizacyjnej, nieporadności politycznej i atrofii moralnej, byłoby to podstawą do wybaczenia, lecz z pewnością nie jest podstawą do powierzenia kierownictwa jednej z najważniejszych instytucji w Polsce. Wiele osób z regionu gdańskiego nosi się z zamiarem zgłoszenia protestów do kandydatury Bogdana Borusewicza. Naświetlą one te fakty, które znamy tylko z relacji świadków, więc nie chcemy ich tu podawać. Anna Walentynowicz ma zamiar przekazać dowody, że B. Borusewicz przetrzymuje na prywatny użytek materiały z archiwów SB. Mamy nadzieję, że Kolegium odrzuci kandydaturę Bogdana Borusewicza i uchroni IPN od kompromitacji.
Joanna i Andrzej Gwiazda
Gazetka szkolna o Smoleńsku. Nielubiana Polonia.
http://myslacysamodzielnie.salon24.pl/295642,smolensk-nie-dziekuje
Smoleńsk? Nie, dziękuję
W niedielę rocznica katastrofy smoleńskiej. Chciałem więc zaznaczyć to w jakiś sposób w szkole. Wymyśliłem więc, że zrobię tzw. gazetkę ścienną na temat katastrofy. Ze strony władz szkoły dostałem odrazu zielone światło. Zarwałem więc noc, wydałem parę złotych. Wstałem rano, dumny "zrobiłem coś dla szkoły" – pomyślałem. Na korytarzu spotykam opiekuna Samorządu Uczniowkiego. Pokazuję mu przygotowane materiały i projekt gablotki: Na tle narodowej flagi znajdują się informacje o katastrofie, lista ofiar, lista kłamstw smoleńskich (głośnych wrzutek czy kaczek dziennikarskich odwołanych czy zdementowanych w mniej głośny sposób), dane techniczne Tu-154M, zdjęcia ofiar (w tym kilka zdjęć pary prezydenckiej, które nie pasowały do wizerunku złego kaczora i szarej gęsi), zdjęcia z miejsca katastrofy, zdjęcia dokumentujące niszczenie podstawowego dowodu w sprawie – wraku samolotu, zdjęcia rosyjskich służbistów wkręcających żarówki po katastrofie, zdjęcia wraku leżącego pod chmurką i książeczkę z uroczystośći pogrzebowych pary prezydenckiej. Opiekun popatrzył, wytłumaczyłem swoją wizję. Brakowało już tylko zgody dyrekcji. Zebrała się więc komisja – dwóch opiekunów SU, vice dyrektor, pedagog szkolny i nauczyciel historii. Nie miałem wstępu na "posiedzenie", więc wrazie wątpliwości nie mogłem niczego wyjaśnić czy dopowiedzieć. Po dwudziestu minutach komisja się rozeszła. Praca została w całości odrzucona. Powód? "Szkoła z założenia jest apolityczna. Nauczyciele nie życzą sobie takiej gazetki". Zapytałem więc: "Jak trzeba to mogę coś wyciąć, poprawić". Odpowiedź: "Nie. Pani dyrektor nie wyraziła aprobaty". Na to ja: "No to może chociaż zdjęcia? Ofiar, wraku…" Odpowiedź: "Nie. Zdecydowaliśmy, że nie będzie żadnej dużej gazetki. Umieścimy kartkę o katastrofie na tablicy samorządu". Na tym skończyła się rozmowa… Zgadnijcie Państwo, jakiego patrona ma moja szkoła?
http://prawica.net/blog/katylina/01-12-2010
Nielubiana Polonia
Redaktor Stanislaw Michalkiewicz nazywa kraje, ktore dbaja o swoje interesy “powaznymi.” Chyba nikt nie ma watpliwosci, ze do nich naleza na pewno takie panstwa jak Niemcy, Rosja, Chiny lub Izrael. Dbalosc o swoich obywateli dotyczy rowniez tych, ktorzy wyemigrowali przed laty do obcych panstw i tworza tzw. diaspore.
Dla przykladu, trudno byloby sobie wyobrazic nawiazanie dobrych stosunkow politycznych i gospodarczych pomiedzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi bez udzialu chinskich biznesmenow, mieszkajacych na emigracji w USA. Z kolei, olbrzymie wplywy na polityke zagraniczna Stanow Zjednoczonych wywiera potezne lobby zydowskie, ktore dba o interesy Izraela, prowadzac czesto do sytuacji, w ktorych polityka ta wymyka sie spod kontroli i zaczyna byc niekorzystna dla USA.
aferyprawa.eu
A jak wyglada polityka w stosunku do wlasnej emigracji takiego rzekomo niezaleznego panstwa jak Polska. Sensacja byla niedawno tzw. “czarna lista” ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego, na ktorej wymieniono polonijnych dzialaczy i biznesmenow, z ktorymi polscy dyplomaci z placowek zagranicznych nie powinni sie kontaktowac. Szczegolna nienawisc naszego rodzimego “lobby” wzbudza osoba zasluzonego dzialacza polonijnego i biznesmana z Ameryki Poludniowej, przezesa USOPAl’u Jana Konylanskiego, na ktorego opiniotworcze srodowisko Gzety Wyborczej przeprowadzilo wrecz nagonke.
naszdziennik.pl
Ktoz wiec decyduje o tym w rzeczywistosci antypolskim nastawieniu naszej dyplomacji. Wezmy pierwszego z brzegu “dyplomate.” Ujawnienie prze prase podwojnej lojalnosci ministra Ryszarda Shnepfa zmusilo go w koncu do podania sie do dymisji.
zaprasza.net
Na stronie Swiatowego Kongresu Zydow (www.worldjewishcongress.org) ukazlo sie przed kilku laty nastepujace oswiadczenie:
“Rezygnacja polskiego ministra moze opoznic uchwalenie ustawy o zwrocie zydowskiej wlasnosci, donosi JTA. Minister Ryszard Sznepf zlozyl w tym tygodniu rezygnacje, po sensacji ujawnionej prze jedna z gazet, ze polski premier chcial podlaczenia Polski do rosyjsko-niemieckiego rurociagu naftowego. Ryszard Sznepf, ktorego ojciec byl szefem spolecznosci zydowskiej w Polsce w czasach rezimu komunistycznego, znajdowal sie w srodku negocjacji szczegolow prawa, ktore moglo doprowadzic do uchwalenia ustawy dotyczacej zrekompensowania Zydom wlasnosci, skonfiskowanej przez nazistow i komunistow. W miedzyczasie anulowano planowane spotkanie w sprawie rekompensaty pomiedzy premierem Marcinkiewiczem a szefami Komisji Roszczeniowej.”
Zatem, polski czolowy “dyplomata” pracowal rownoczesnie zarowno dla polskiegp rzadu jak i na zlecenie prywatnej zydowskiej organizacji. Jak wynika z podanych informacji, w swoim dzialaniu kierowal sie zarowno kozrysciami osobistymi jak i czynnikami “plemiennymi.” Tu trzeba przypomniec, ze przez wiele lat Sznepf byl ambasadorem w wielu krajach Ameryki Poludniowej gdzie prowadzil zazarta walke z Kobylanskim.
Inna “gwiazda” polskiej dyplomacji w Ameryce Poludniowej, rowniez zaangazowana w zwalczanie Prezesa Kobylanskiego byl jeden z wielu polskich Zydow Daniel Passent, znany dziennikarz Polityki w czasach komunistycznych. Przypominam sobie jak w jednym z felietonow wielbil swoj prawdziwy narod, podziwiajac jego olbrzymie wplywy w swiecie, ktore osiagnal “bez armat.” W innym felietonie realizowal z kolei program szkalowania i rzucania Polakow na kolana, twierdzac, ze wsrod oddzialow SS, w ktorych byli przedstawiciele wiekszosci narodow europejskich, zabraklo Polakow tylko dlatego, ze “Hitler ich nie chcial.”
Niewiele lepiej bylo w USA. Minister Bartoszewski kontynuujac wytyczne Geremka (ktory nie kryl sie z pogarda do narodu polskiego), wysylajac Pania Magdziak Miszewska na konsula do Nowego Jorku, zegnal ja slowami: "Pani podstawowym zdaniem jest utrzymywanie dobrych stosunkow ze srodowiskami zydowskimi", a wiec nie z Polonia. Ostatecznie, po skonczeniu swojej “misji” w Nowym Jorku, Pani Magdziak wyladowala w swoim ulubionym kraju tzn. Izraelu na stanowisku ambasadora. Na pewno bedzie tam dbac o polskie interesy.
derkeiler.com/
Tak sie sklada, ze swietne stosunki z polskim placowkami dyplomatycznymi maja glownie dzialacze polonijni, reprezentujacy te same sympatie plemienno-polityczne.
Znany historyk dr Slawomir Cenckiewicz na podstawie badania materialow IPN’u napisal prace o penetrowaniu srodowisk polonijnych przez tajnych wspolpracownikow komunistycznych sluzb specjalnych. Jednym z nich okazal sie byc byly prezes Kongresu Polonii Amerykanskiej z New Jersey oraz polonijny biznesman Stanley Trojaniak.
wirtualnapolonia.com
Prezes Trojaniak wslawil sie m.in. przeforsowaniem w Kongresie Polonii Amerykanskiej, wspolnie z “dzialaczka” z Nowego Jorku Bozena Kaminski,
rezygnacji z lustracji dzialaczy polonijnych.
polpatriot.salon24.pl
Prezes Trojaniak prowadzil przez kilka lat polonijne Radio Rytm w Nowym Jorku. Polonijni sluchacze zastanawiali sie kiedys dlaczego w tym radio nadawano w odcinkach prze wiele tygodni wyjatkowo ohydna antypolska powiesc Jehudy Nira Utracine dziecinstwo po koncertach muzyki klezmerskiej.
Czy malo tutaj w amerykanskich mediach osczerstw przeciwko Polakom, nazywania nazistowskich obozow koncentracyjnych “polskimi” czy wreszcie tzw. polish jokes, przedstawiajacych Polakow w wyjatkowo rasistowski, nienawistny sposob? Czy wymagaly tego od Trojaniaka polskie, wojskowe sluzby specjalne, ktore wciagnely go przed wielu laty do wspolpracy jako TW. Na oslode polonijnym sluchaczom czesto nadawano muzyke polo-disco i wielbiono Jana Pawla II.
Podobne podejscie do spraw-polsko zydowskich ma wiekszosc prasy “polonijnej.” Dla przykladu, najbardziej znana gazeta w Nowym Jorku Nowy Dziennik promowala antypolskie “dziela” Jana Grossa. Po wybuchu afery Jedwabne, redaktorka ND Berberyusz pytala swojego meza czy nie wstydzi sie, ze jest Polakiem.
Na koniec kilka refleksji z zeszlorocznej wizyty w Chicago s.p. Prezydenta RP Lecha Kaczynskiego, ktory w wielu srodowiskach polonijnych uchodzil za wielkiego polskiego patriote. Impreze powitania Prezydenta przez Polnie przeniesiono z polskiego Copernicus Center do Millenium Park. Zamiast prezesa KPA Franka Spuli, slowa powitania wyglosila nikomu blizej nie znana osoba z jakiejs prywatnej organizacji Ameryka-Europa. Po czym odbyl sie koncert “Polska dla Chicago.”
Jakiez bylo zdumienie Polonusow, kiedy rozpoczeto go od odspiewania piesni z zydowskiego folkloru przez gwiazde festiwali zydowskich w Izraelu Katarzyne Jamroz. Zastanawialismy sie czy to nie byla jakas prowokacja, ale chyba wszystko bylo tak ustawione, aby usatysfakcjonowac Lecha Kaczynskiego i jego zone. Polonia chicagowska nieraz byla okreslana przez przedstawicieli polskich wladz jako “ciemnogrod.” Latwowierni Polonusi nie rozumieja, ze tzw. lobby zydowskie jest zainstalowane nie tylko w Waszyngtonie, ale rowniez w Warszawie.
Katylina
Publikacje Autora na prawicy.net
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.