Właśnie obchodzimy 100-lecie Legii Warszawa. Poniższy tekst stanowi przyczynek do najnowszej historii warszawskiego klubu. Na zdjęciu tytułowym, w drugim rzędzie od dołu, siedzą od lewej: Maciej Wandzel, Bogusław Leśnodorski i Dariusz Mioduski.
Projekt pod tytułem „Legia Warszawa“ był od 2003 roku flagowym „produktem“ koncernu ITI, powołanego i zarządzanego przez ludzi związanych z wojskowymi służbami specjalnymi PRL-u. Frontmenami (i współwłaścicielami) koncernu, który od 1997 roku rozwijał na antenie ogólnopolskiej telewizję TVN, byli przez wiele lat, współpracownicy peerelowskiego kontrwywiadu wojskowego Mariusz Walter TW „Mewa“ i Janusz Wejchert TW „W. Konarski“ (szczegóły dotyczące archiwum IPN na ten temat zob. http://nowa.gazetaobywatelska.info/materials/554b94faeef861852eba9a06). Polskie media pod koniec grudnia 2003 roku doniosły:
ITI będzie nowym właścicielem Legii. W czwartek podpisano umowę przedwstępną z Pol-Motem o sprzedaży pakietu większościowego, czyli 80 proc. akcji klubu. (…) decydujący wpływ na decyzję władz koncernu ma to, czy władze miasta podpiszą umowę o wybudowaniu nowego stadionu w stolicy z Warbudem. (więcej na ten temat zob. http://www.sport.pl/sport/1,65025,1822209.html).
Na Łazienkowskiej zapowiadała się sielanka i budowa silnego, na miarę europejskich pucharów, zespołu piłkarskiego. Waltera z Wejchertem wspierały oczywiście warszawskie „samorządowe” elity i Ratusz ostatecznie wyasygnował na budowę nowego stadionu blisko 380 mln. złotych. Marzenia o dochodowej Lidze Mistrzów stawały się coraz bardziej realne. Pookrągłostołowa III RP potrzebowała piłkarskiego i stadionowego sukcesu jak kania dżdżu. A warszawska Legia nadawała się znakomicie do realizacji tych marzeń. Wieloletnia tradycja klubu i stołeczność miasta dawały znakomitą rękojmię do snucia mocarstwowych planów. Ponadto ewidentny sukces ekspansji propagandowej TVN-u w przestrzeni medialnej, idącego ręka w rękę z „Gazetą Wyborczą”, rozzuchwalał coraz bardziej. Urzędnicza i „korporacyjna” Warszawa umacniała z roku na rok pozycję głównego bastionu sił wspierających Platformę Obywatelską, która, jak ostatecznie uwierzono, nie licząc się z nastrojami Polski „B”, nie ma z kim przegrać wyborów i spokojnie może budować Polskę z elitami dla elit w kolonialnym uścisku ekonomicznym. Plan „agenturalnego” ITI na budowę klubu piłkarskiego, dzięki któremu droga na, nie tylko piłkarskie, ale także finansowe, salony europejskie stanie wreszcie otworem, zakładał jednak, że na Łazienkowskiej trzeba koniecznie wychować inny gatunek kibica. Ten, który zasiadał pod słynną reklamą żyletek Iridium, żyletek ze znakiem towarowym rodem z PRL-u, nie miał nic wspólnego z wyobrażeniami koncernu ITI i reprezentującej go grupy trzymającej władzę w III RP na temat pożądanej poprawności politycznej ludzi, zasiadających na trybunach podczas piłkarskich zmagań. Walterowi i Wejchertowi marzyły się na nowoczesnym stadionie kolorowe, falujące tłumy, dla których spektakl piłkarski to raczej festyn albo piknik z pepsi-colą i smażonymi kiełbaskami (wersja dla maluczkich) i z szampanem, zagryzanym ośmiorniczkami w loży dla vipów. Słowem trzeba było wyrzucić „pospólstwo” kibicowskie ze stadionu nazwanego Pepsi Arena, wbrew dawnej dumnej nazwie (Stadion Wojska Polskiego im. Józefa Piłsudskiego). No i ITI, przy akompaniamencie wszelakiego medialnego mainstreamu, wypowiedział wojnę chłopakom z dzielnic warszawskiej Pragi, Czerniakowa czy Mokotowa i zaczął nakładać na nich tzw. zakazy stadionowe. Subkultura krnąbrnego i bezkompromisowego w postawach, co się miało niedługo okazać, bliskich narodowym, powstańczym tradycjom, ruchu kibicowskiego dla włąścicieli ITI i ich politycznych mocodawców była absolutnie nie do zaakceptowania.
Argument siły wydawał się Walterowi i Wejchertowi najlepszym rozwiązaniem, dlatego nie zawahali się nawet zamknąć kultowej trybuny kibiców Legii pod wspomnianą już reklamą „żylety” Iridium. Legijny ruch kibicowski podjął solidarnie, rzuconą przez ITI wojenna rękawicę, i chóralnie komentował, przy każdej nadarzającej się okazji, działania władz klubu, krótkim i dosadnym „ITI spier-da-laj”. Wielokrotnie podejmowano także akcje bojkotowania zawodów piłkarskich i stadion przy Łazienkowskiej świecił pustkami.
Apogeum konfliktu nastąpiło w październiku 2009 roku, gdy przed meczem Legii z Ruchem Chorzów spiker prosił o uczczenie chwilą ciszy pamięci (zmarłego kilka dni wcześniej) Jana Wejcherta, jednego z założycieli władającej Legią spółki ITI. Wodzirej kibiców „Staruch” zaintonował wtedy okrzyk: „Jeszcze jeden!”, adresowany do Mariusza Waltera, drugiego ze współwłaścicieli. Krzyczeć nie przestał, mimo interwencji służb porządkowych. Ochroniarze siłą wyprowadzili go ze stadionu.
Za tym poszedł brak dopingu i niska frekwencja na stadionie, (…)“ (zob.
).
Takiej wojny na wyniszczenie, bo przecież Legia Warszawa była także karana finansowo a nawet wykluczana w międzyczasie z europejskich pucharów z powodu burd wszczynanych przez kibiców na wyjazdach (vide zamieszki na stadionie Vetry w Wilnie), ITI nie mógł wygrać. I Mariusz Walter et consortes z ITI zaczęli szukać możliwości wycofania się rakiem z Łazienkowskiej. Zwłaszcza, że wszem i wobec odtrąbiono, że koncern tkwi w długach po uszy i deficytowy klub z wrogo nastawionymi kibicami przestał być pozytywnie postrzeganym projektem biznesowym i marketingowym. Jednak takiego produktu – mimo wszystko – nie można było oddać w obce, niezwiązane z elitami III RP, ręce.
W grudniu 2012 roku pojawia sie na Łazienkowskiej w charakterze prezesa Bogusłąw Leśnodorski. Na stronie internetowej firmy prawniczej Leśnodorski , Ślusarek i Wspólnicy (LSW), założonej w 1998 r. można znaleźć, między innymi, następujące informacje biograficzne na temat Leśnodorskiego:
Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Już po założeniu LSW ukończył aplikację radcowską (2004) oraz studia MBA na IESE Business School – Advanced Management (2008). Posiada olbrzymie doświadczenie w dziedzinie nadzoru właścicielskiego – zasiada lub zasiadał w Radach Nadzorczych licznych spółek, w tym Kompania Węglowa S.A., Stalexport S.A., Index Copernicus International S.A., Black Lion NFI S.A., Ferrum S.A. Poza rynkiem polskim, biegle porusza się w systemie prawno-gospodarczym Rosji, Ukrainy i Białorusi. Bogusław Leśnodorski jest członkiem Polskiej Rady Biznesu.
Wraz z wejściem na Łazienkowską Leśnodorskiego medialny mainstream staje na głowie, żeby ocieplić wizerunek klubu, zareklamować nowego prezesa i zamieść pod dywan konflikt ITI z „kibolami”. Prasę obiegają takie komentarze:
Do swojego gabinetu wstawił szafę grającą, a na klubowych korytarzach zainstalował konsole Playstation. Pracuje po godzinach, ale kiedy wygospodaruje kilka wolnych dni, uprawia w Alpach… freeride! Grał w futbol amerykański, pływał, chodził na „Żyletę”. Dziś kupuje dla Legii niezłych piłkarzy i godzi się z kibicami. Nowy prezes Bogusław Leśnodorski robi furorę (zob.
).
Nie trzeba było długo czekać na efekty takiej strategii w zarządzaniu klubem. Bogusław Leśnodorski, kiedyś przecież „kibol“ z „żylety“ nie mógł nie dogadać sie z kibicami. Rozejm zostaje zawarty. Na następny krok też nie trzeba było długo czekać. Oficjalne wejście smoka, jak można domniemywać, nastapiło w styczniu 2014 roku:
Dariusz Mioduski, dotychczasowy Członek Rady Nadzorczej Legii Warszawa oraz Bogusław Leśnodorski, który od ponad roku pełni funkcję Prezesa Klubu, ogłosili dzisiaj, że kupili od Grupy ITI 100 proc. udziałów w spółce Legia Warszawa S.A. Na skutek transakcji Dariusz Mioduski został właścicielem 80 proc., a Bogusław Leśnodorski 20 proc. udziałów Spółki (zob. http://legia.com/aktualnosci/komunikat-legii-warszawa-39156).
Dlaczego wejście smoka? Wystarczy rzucić oko na biogram większościowego udziałowca nowej Legii Dariusza Mioduskiego. Warto bowiem zwrócić choćby uwagę na jego wieloletnią współpracę z najbogatszym Polakiem w Kulczyk Investments:
Dariusz Mioduski jest menedżerem, prawnikiem i inwestorem z 24 letnim doświadczeniem w czołowych międzynarodowych kancelariach prawnych i organizacjach biznesowych. Przeprowadził liczne fuzje, przejęcia, prywatyzacje oraz projekty restrukturyzacyjne, dla wielu znaczących spółek polskich i zagranicznych. Karierę zawodową rozpoczynał w 1990 roku w kancelarii Vinson & Elkins LLP w Houston. Od 1993 do 1997 roku pracował w nowojorskim i warszawskim biurze White & Case LLP. W latach 1997-2007, jako partner w firmie CMS Cameron McKenna w Londynie i w Warszawie, stworzył pierwszą w Europie Centralnej wyspecjalizowaną praktykę w obszarze energetyki i infrastruktury. Od 2007 do lipca 2013 roku pełnił funkcję Prezesa Zarządu Grupy Kulczyk Investments, która w tym czasie stała się uznanym na świecie, międzynarodowym domem inwestycyjnym, realizującym projekty w ponad 20 krajach, na czterech kontynentach. Jest Wiceprezesem Zarządu Polskiej Rady Biznesu i Przewodniczącym Kapituły Nagrody Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta. Jest również członkiem Rady Rektora Harvard Law School, Young Presidents’ Organization oraz Wiceprezesem Stowarzyszenia Harvard Club of Poland. Piastuje stanowisko Przewodniczącego Rady Nadzorczej Legii Warszawa a także zasiada w radach nadzorczych spółek giełdowych, takich jak Bank Handlowy i Serinus Energy. Dariusz Mioduski jest absolwentem wydziału prawa Uniwersytetu Harvarda oraz Uniwersytetu St Thomas w Houston (zob. http://legia.com/aktualnosci/komunikat-legii-warszawa-39156).
Jak się niedługo okazało układ nie został jednak w Legii Warszawa ostatecznie domknięty. Przekształcenia własnościowe zapoczątkowane przez ITI, tzn. zatrudnienie w klubie na stanowisku prezesa Bogusława Leśnodorskiego a potem sprzedaż 100% akcji spółce Mioduski-Leśnodorski było wstępem do kolejnego, tym razem dość sensacyjnego rozwiązania. We wrześniu 2014 roku Mioduski i Leśnodorski ogłosili, że nowym akcjonariuszem klubu Legia Warszawa został Maciej Wandzel, który odkupił od Mioduskiego 20% klubowych akcji. Wartości i warunków transakcji oczywiście nie ogłoszono. Pikanterii temu transferowi dodawał fakt, że Maciej Wandzel przez wiele lat zasiadał w radzie nadzorczej Lecha Poznań a nawet planował w przeszłości wejść w posiadanie akcji tego klubu, co, jak można domniemywać, wybił mu z głowy właściciel lechitów Jacek Rutkowski. Dlaczego? Te wydarzenia owiane są do dzisiaj mgłą tajemnicy. Trzeba natomiast przypomnieć, że to z ramienia Lecha Poznań Wandzel zasiadał na fotelu przewodniczącego rady nadzorczej w spółce Ektraklasa SA od 2012 roku. Dzisiaj tę funkcje pełni w tej radzie z ramienia oczywiście Legii Warszawa. Maciej Wandzel legitymuje się kolejnym bardzo znaczącym, ale i tajemniczym życiorysem w gronie obecnych właścicieli warszawskiego klubu. Pięć lat temu na stronie internetowej www.bankier.pl opublikowano takie oto CV „piłkarskiego” biznesmena:
Pan Maciej Wandzel ma 43 lata, studiował prawo na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu oraz ukończył Program Zaawansowanego Zarządzania (AMP) na IESE Business School (Universytet Nawarry). Jest członkiem Stowarzyszenia Absolwentów IESE.
W przeszłości pełnił funkcję w organach następujących spółek:
W latach 2006 – 2008 – Prezes Zarządu Supernova Capital S.A.,
w latach 2005 – 2007 – Prezes Zarządu Supernova Management Sp. z o.o.
w latach 2006-2007 – Prezes Zarządu II NFI S.A.
w latach 2003-2004 – Prezes Zarządu CA IB Pre IPO Management Sp. z o.o.,
od 1999 r. – Prezes Zarządu BTW Investment Services SA.,
w latach 1999-2001 był Wiceprzewodniczącym Rady Giełdy Papierów Wartościowych S.A.,
w latach 1995-1999 pełnił funkcję Członka Zarządu, a następnie Wiceprezesa Zarządu w Domu Maklerskim BMT S.A., w 1999r. był jednocześnie członkiem zarządu funduszu BB Investment S.A.
Pan Maciej Wandzel uprzednio zasiadał również m. in. w Radach Nadzorczych spółek : Vistula & Wólczanka, Amica Wronki S.A., Śrubex SA. Obecnie Pan Maciej Wandzel pełni funkcję Prezesa Zarządu Black Lion Fund S.A. oraz zasiada w Radach Nadzorczych Spółek: Scanmed S.A., Kolejowa Invest sp. z o.o. S.K.A, Next Media sp. z o.o. oraz Radach Nadzorczych spółek Bazar Poznański SA. Marcelin Management sp. z o.o., Ekstraklasa Spółka Akcyjna, KKS Lech Poznań S.A. Jest członkiem Polskiej Rady Biznesu (zob.
).
Życiorys, który „wisi“ aktualnie na stronie internetowej Legii Warszawa wprowadza tylko nieliczne uzupełnienia:
Maciej Wandzel urodził się w 1969 roku. Jest współwłaścicielem Legii Warszawa, a także akcjonariuszem i prezesem giełdowej spółki Black Lion, znanej między innymi z rozwoju projektu Soho Factory na warszawskiej Pradze. Jest również właścicielem marek modowych Próchnik i Rage Age, a do niedawna był znaczącym inwestorem w prywatną służbę zdrowia w Polsce. W kadencji 2014/2015 został wybrany Przewodniczącym Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA, jest jednym z autorów przekształceń tej organizacji w ostatnich latach. W przeszłości zasiadał w radach nadzorczych wielu spółek, w tym Giełdy Papierów Wartościowych. Jest członkiem Polskiej Rady Biznesu (podobnie jak Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski). Żonaty, ma czworo dzieci (zob. http://legia.com/rada-nadzorcza-56).
Ktoś zaskoczony tak spektakularną i błyskawiczna karierą, urodzonego ledwie w 1969 roku biznesmena, mógłby zadać pytanie, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie wdrapał się w Polsce na wyżyny finansowych Himalajów. Niektórych, powtarzam niektórych, odpowiedzi należy szukać w pionierskich czasach polskiej transformacji ustrojowej lat 90. XX wieku, zadekretowanej przez plan Sachsa-Sorosa a zrealizowanej przez Leszka Balcerowicza przy współudziale takich gigantów liberalnej myśli ekonomicznej, jak na przykład Janusz Lewandowski. Uczestnicy i beneficjenci tego systemu rozkradania polskiego majątku narodowego, na przykład w ramach słynnych Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, przyznają się dzisiaj zupełnie oficjalnie do gigantycznych spekulacji na tym polu. Mało tego stanowi to dla nich powód do dumy. By nie być gołosłownym przytocze fragment artykułu z polskiego wydania „Forbesa“ o wzlotach i upadkach polskich „kapitalistów“. By nie odchodzić zanadto od tematu tej rozprawki podkreślę tylko, że opis jak „lekko, łatwo i przyjemnie” można było wzbogacić sie w III RP dotyczy właśnie Macieja Wandzla, jednego z bohaterów tej opowieści:
Jeszcze szybciej do pieniędzy doszedł Maciej Wandzel. W 2005 r. nadarzyła się okazja odkupienia od CA IB funduszu NFI Progress, którym zarządzał z Maciejem Zientarą. Austriacki CA IB żył już wtedy swoim przejęciem przez włoski UniCredit i był skłonny do wystawienia go na sprzedaż.
– Zrobiliśmy wykup menedżerski, finansowanie zorganizował BZ WBK, kredyt został w całości zabezpieczony na aktywach funduszu i poręczyliśmy go osobiście – mówi Wandzel. Spłacili go ze sprzedaży aktywów należących do funduszu, a gotówkę zwrócili akcjonariuszom, umarzając akcje. – Największym naszym sprzymierzeńcem okazał się rynek, ceny akcji gwałtownie podrożały – dodaje.
Na pierwszy ogień poszły akcje PZU, potem Śrubex, wreszcie Vistula & Wólczanka. Sprzedali ją na początku 2007 ro-ku, łącznie za około 150 mln złotych. Kupujące Vistulę fundusze mogły być zadowolone, kupowały po 8, 10 zł, a w maju mogły je odsprzedać po 15 złotych. Dziś kosztują 1,28 złotych.
Wydaje się proste, a jednak niektórzy marnowali o wiele lepsze okazje (…) (zob.
).
Dariusz Mioduski, przyjaciel Macieja Wandzla, nie tylko z kanapy w loży vipów Legii Warszawa, tak wspominał na łamach „Przeglądu Sportowego“ swój powrót z amerykańskiej emigracji do krainy transformacji gospodarczej III RP:
W 1991 r., równo po 10 latach w USA, wrócił do Polski, choć początkowo nie miał takiego zamiaru. Jego firma otwierała jednak biuro w Warszawie i został poproszony, by tego przypilnować. – Zakochałem się w tym kraju od nowa, choć oczywiście po Houston i Nowym Jorku dostrzegłem brzydotę Warszawy. Ale wtedy było coś takiego w powietrzu, że nikt nie liczył godzin w pracy (…) (
).
No właśnie, wtedy było coś takiego w powietrzu, że nie sposób było zrezygnować z takich inhalacji i… przywilejów. A z perspektywy 26 lat historii III RP to „coś“ widać dzisiaj bardzo wyraźnie. Rozgrabiony i skorumpowany kraj z oligarchiczną elitą i mafijnym systemem władzy odziedziczonym po Platformie Obywatelskiej.
Życiorysy Mioduskiego, Leśnodorskiego i Wandzla, porównywane nawet tylko na podstawie zdawkowych cytatów zamieszczonych w tym tekście w zaskakujący sposób są do siebie bardzo podobne. Pamiętajmy, że dokładne źródła dotyczące ich biografii są w znacznym stopniu utajnione albo ocenzurowane przez samych zainteresowanych. W przestrzeni publicznej krążą prawie wyłącznie tylko te informacje, z których bonzowie z Łazienkowskiej są dumni i stanowią „legendowanie“ dla ich obecnego prestiżu i pozycji w tzw. biznesie. Z rzadka docierają na łamy prasy informacje niewygodne, które mogłyby rzucić cień na krystalicznie przecież czystą przeszłość zawodową. Ale jednak docierają. Dariuszowi Mioduskiemu trudno bowiem na przykład zanegować długoletnią współpracę i znajomość z Janem Kulczykiem i rodziną Jana Wejcherta (przede wszystkim z żoną Aldoną), ludzi jednoznacznie zaangażowanych w elitarny projekt pookrągłostołowej Polski. Patrząc tylko z tego punku widzenia jego droga do Legii Warszawa nie była wcale przypadkowa a na karierę „od pucybuta“ do absolwenta Uniwersytetu Harvarda w USA niekoniecznie miała wpływ li tylko własna determinacja młodego Dariusza. A jeśli nawet, to wybory życiowe, których dokonywał potem jednoznacznie postawiły go po stronie oligarchów III RP z listy 100. najbogatszych Polaków, którym wielu w karierach pomogły komunistyczne służby wojskowe i cywilne z epoki minionej. Dlatego nie dziwi, że gdy w 2012 roku była koleżanka Dariusza Mioduskiego z kancelarii Cameron McKenna, młoda prawniczka Dominika Uberman, popełniła samobójstwo, blogosfera zatrzęsła się od spekulacji i zamieszała także nazwisko Mioduskiego w kontekst ekonomicznych porachunków i interesów polskiego sektora energetycznego (zob. http://krzysztof.borowiak.pl/78101,smierc-prawniczki-enei.html).
O co chodziło w tej mrocznej historii wyjaśniano między innymi na łamach „Gazety Prawnej“:
Maciej Wandzel złożył doniesienie do prokuratury w związku z żądaniem zapłaty 12 mln zł. Śledztwo prowadzimy w kierunku art. 191 k.k., który mówi o stosowaniu bezprawnych gróźb, aby wymusić określone zachowanie – mówi nam rzecznik prokuratury Renata Mazur. Pod pojęciem określonego zachowania kryje się żądanie wypłaty 12 mln zł dla Janusza G. – „Grafa”. Jaki związek ma ten stały bohater rubryk kryminalnych z NFI Black Lion i Maciejem Wandzlem? – Nigdy nie spotkałem pana Grafa, nie prowadziłem z nim interesów. To, co się dzieje, jest ubocznym skutkiem transakcji kupna przez nas w publicznym wezwaniu NFI Zachodni w 2006 r., którym kierował wtedy Janusz Lazarowicz. Wartością przejmowanego funduszu były nieruchomości – mówi Wandzel. Lazarowicz to jeden z najbardziej kontrowersyjnych biznesmenów w historii Polski, były szef firmy Raiffeisen Investment. Kariera w świecie finansjery nie przeszkadzała mu utrzymywać kontaktów z przestępcami. To on miał zlecić „Grafowi” porwanie i brutalne zabójstwo maklera Piotra Głowali. Z ustaleń śledczych wynika, że odcięcie głowy maklerowi miało być ostrzeżeniem dla Grzegorza Wieczerzaka, skłóconego z Lazarowiczem byłego szefa PZU. Zanim śledczy zgromadzili dowody winy, Lazarowicz wyjechał do Londynu, a potem do RPA, gdzie ukrywa się do dziś. – Wynajęta przez nas kancelaria negocjowała kupno NFI Zachodni. Lazarowicz nawet nie wiedział, komu sprzedaje, a ja go widziałem ostatnio w 2005 r., tylko dlatego, że był wpływową osobą w świecie finansów – wynika z relacji złożonej w prokuraturze przez Wandzla (zob.
).
Uff! Niebezpieczne związki i ścieżki, bardzo niebezpieczne. Na domiar złego „roszczenia” i wątpliwości dotyczące rozliczeń finansowych dopadły Macieja Wandzla także w piłkarskim środowisku Ekstraklasy SA. W 2015 roku właściciel Zawiszy Bydgoszcz, grającej wówczas w najwyższej grupie rozgrywkowej, biznesmen Radosław Osuch ujawnił, że domaga się bezskutecznie rozliczenia kosztów funkcjonowania spółki od przewodniczącego rady nadzorczej Macieja Wandzla. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” mówił:
Jedyne, o co walczyłem od dwóch lat, to o wyjaśnienie gigantycznych kosztów Ekstraklasy SA, gdzie dwóch prezesów i mniej więcej czterech etatowych pracowników zaczęło kosztować 22 miliony złotych. Pieniądze te nie trafiały do biednych klubów, a ginęły w momencie przerzucania ich między T-Mobile, nc , a tymi klubami. Gdy powstawała Ekstraklasa SA, koszty jej utrzymania wynosiły milion złotych, potem wzrosły do dwóch milionów. Dziś wynoszą 22 miliony złotych. To niespotykane na świecie, by 15 procent przekazywanych pieniędzy lądowało poza klubami ( zob.
).
Klub Radosława Osucha Zawisza Bydgoszcz gra dzisiaj w 1. lidze i wypadł z elitarnego składu Ekstraklasy SA. Ale to może być chyba tylko przypadek, chociaż Osuch ma odmienne zdanie w tej sprawie.
Kim jest Zbigniew Boniek wiedzą w Polsce prawie wszyscy. Kim Maciej Wandzel już tylko nieliczni. Ten stan faktyczny już niedługo prawdopodobnie ulegnie zmianie. Kariera Macieja Wandzla na piłkarskich salonach nabiera bowiem tempa. Przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy SA Maciej Wandzel został bowiem przywódca rokoszu przeciwko prezesowi PZPN Zbigniewowi Bońkowi, do którego doszło na ostatnim Walnym Zgromadzeniem Statutowym PZPN 23 lutego 2016 roku. Nie wnikając w szczegóły merytoryczne sporu (chodziło najpewniej o władzę i pieniądze), należy powiedzięć, że wszystkie poprawki do statutu piłkarskiego związku afirmowane przez prezesa Zbigniewa Bońka zostały przez stronników Macieja Wandzla odrzucone. Rozgoryczony Boniek mówił bezpośrednio po zjeździe o zdradzie i nożu, który Wandzel wbił mu w plecy. Niedwuznacznie dał także do zrozumienia, że nie będzie jego zgody na polityczny dyktat Ekstraklasy SA w zarządzie PZPN-u, w którym „ekstraklasowcy“ mają i tak duże, bo siedmioosobowe przedstawicielstwo. Dumny z sukcesu w starciu z Bońkiem Maciej Wandzel rozsyłał zaraz po zjeździe mejla do klubów ekstraklasy o nastepującej treści: „Panowie, zwycięstwo, pokazaliśmy siłę, teraz musimy być razem, nacieramy“ (zob. „w Sieci“, nr 10(171)2016, 7-13 marca 2016 r. s. 97).
Jesienią 2016 roku odbędą się wybory na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Maciej Wandzel twierdzi, że nie zamierza w wyborach kandydować, ale systematycznie kopie doły pod Bońkiem, który zarobił pieniądze głównie we Włoszech na graniu futbolówką i spekulacje w NFI nie były mu do niczego potrzebne. A oligarchowie III RP nie zamierzają nikogo pytać o zgodę i bezwzględnie zawłaszczą kolejne terytoria nie tylko polskiego życia publicznego i gospodarczego. Lekceważenie takiej spiżarni jak zamożny Polski Związek Piłki Nożnej zrzeszony w FIFA i w UEFA, nie wchodzi w ogóle w rachubę. Dlatego oligarchowie z Legii Warszawa idą szerokim frontem. W 2015 roku Dariusz Mioduski został członkiem zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Klubów obok przedstawicieli takich firm jak Bayern Monachium, AC Milan, Barcelona czy Real Madryd. W FIFA i w UEFA mafia piłkarska także ma sie dobrze, jak wiadomo, choć przeżywa ostatnio przejściowe kłopoty, vide afery korupcyjne z Seppem Blaterem w tle.
Nie wróżę Bońkowi sukcesu w starciu z właścicielami Ekstraklasy SA i Legii Warszawa, jeśli nie zrozumie specyficznego znaczenia rzeczownika „kompromis“, które zaczął suflować mu już Maciej Wandzel na zjeździe statutowym PZPN-u 23 lutego 2016 roku. Pewnie w końcu złość Bońkowi przejdzie i zapomni o nożu wbitym w plecy, bo nie sądzę, żeby słynny Zibi miał w ogóle ochotę kopać się z koniem?
IV RP i „dobra zmiana“ na piłkarskie salony jeszcze długo nie będzie miała prawa wstępu! Jeśli w ogóle!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.