OD ADAMA MICHNIKA, ANDRZEJA ZOLLA ,DO AGNIESZKI HOLLANDD. ZDRAJCY GOTOWI PODPALIĆ POLSKĘ. JAKIE PRAWO TAKI KRAJ ANNA PAMUŁA „GAZETA WYBORCZA”: POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW. POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA – RACJĘ. – Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał – pisze w najnowszym numerze tygodnika „Warszawska Gazeta” Aldona Zaorska. – Ci, którzy są potomkami zdrajców, nigdy nie będą chcieli […]
OD ADAMA MICHNIKA, ANDRZEJA ZOLLA ,DO AGNIESZKI HOLLANDD.
ZDRAJCY GOTOWI PODPALIĆ POLSKĘ.
JAKIE PRAWO TAKI KRAJ
ANNA PAMUŁA „GAZETA WYBORCZA”: POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW.
POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA – RACJĘ.
– Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał – pisze w najnowszym numerze tygodnika „Warszawska Gazeta” Aldona Zaorska.
– Ci, którzy są potomkami zdrajców, nigdy nie będą chcieli tego przyznać. Będą walczyli z prawdą historyczną. Miejmy świadomość tego, że dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk. W różnych miejscach – w mediach, w biznesie. Oni nigdy nie będą chcieli się zgodzić, by prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną. Będą zawsze przeciwko temu walczyli – powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla TVP Historia.
I oczywiście rozpętał medialną burzę. Lewactwo prawda ta ubodła do żywego.
Tymczasem niezależnie od wycia dobiegającego z Wiertniczej czy Czerskiej, prezydent ma rację i nie trzeba być znawcą historii najnowszej, by to dostrzec. Właściwie, gdzie się nie obrócić – pełno potomków zdrajców Rzeczypospolitej: w nauce (zwłaszcza w naukach humanistycznych, bo do kierunków technicznych potrzeba jednak trochę więcej talentu, umiejętności i wiedzy), w mediach, w biznesie (nieliczni spośród umieszczanych na listach najbogatszych zaczynali w latach 90. w przysłowiowych garażach), w kulturze i sztuce. To perfekcyjny układ, w którym wszyscy znają swoje miejsce i doskonale grają swoje role. Wszystko na zasadzie wzajemnych pochwał, nagradzania się i zapewniania sobie wygodnego życia, które ma podziwiać tzw. pospólstwo, czyli wszyscy ci, którzy do wspomnianych kręgów nie należą.
Wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych był dla tego środowiska prawdziwym ciosem, zdarzeniem, którego ich mózgi wręcz nie są w stanie ogarnąć. Ich reakcja zarówno na przegraną układu, który zapewniał im od lat „konfitury”, jak i na słowa prezydenta Andrzeja Dudy była łatwa do przewidzenia.
Niezależnie od rozdzierania przez nich szat, wystarczy pobieżne spojrzenie na rodzinne układy samych zainteresowanych, żeby się przekonać, że związek pomiędzy oceną działalności zarówno NSZ, czy AK, jak i PRL-u, a pochodzeniem oceniających istnieje i jest po prostu niepodważalny.
Dziwnym trafem do Polski nie dotarł niemiecki trend odcinania się od zbrodni matek i ojców. Chociaż komunizm pochłonął więcej ofiar niż hitleryzm, w Polsce próżno szukać podobnych zachowań, a potomków stalinowskich/esbeckich zbrodniarzy, czy partyjnych aparatczyków, którzy mają odwagę nazwać działalność rodziców po imieniu, można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostali bez skrupułów wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców, wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów, czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał. Druga wojna światowa, która dla całego świata zakończyła się w 1945 r. dla Polski de facto oznaczała nową okupację i zastąpienie przedwojennych prawdziwych elit „nowymi ludźmi” – wiernymi sługusami Stalina i jego siepaczy.
Bardzo często w pierwszym pokoleniu byli kompletnymi idiotami i trzeba dużego wysiłku, by znaleźć wspomnienia o stróżach i parobkach, którzy nie mając żadnych kwalifikacji, za to mając odpowiednie chłopsko – robotnicze pochodzenie, zostawali dyrektorami fabryk, burmistrzami, czy ministrami. Hasło „nie matura, lecz chęć szczera”, obowiązywała nie tylko w wojsku, a do kariery w wymiarze sprawiedliwości, będącej znakomitą odskocznią dla potomków ludzi, którzy ją zaczynali w stalinowskich służbach, często wystarczała ciężka pięść i brak sumienia. Można odnieść wrażenie, że im kto był największym bałwanem intelektualnym, z im większą wprawą torturował, im bardziej atakował polski patriotyzm, tym większa szansę miał na karierę. Ci ludzie zakładali rodziny, mieli dzieci i wnuki, którym zapewniali odpowiednią pozycję i dalej to koło zamachowe kręciło się już samo.
Kręci się do dzisiaj, niczym jedno wielkie polityczne perpetuum mobile.
ANNA PAMUŁA „GAZETA WYBORCZA”: „POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW”.
Szokujące słowa padły w programie „Drugie śniadanie mistrzów” emitowanego w sobotę 27 maja 2017 r. na antenie TVN24. Fragment rozmowy na temat relokacji migrantów w Polsce trafił do Internetu.
– Załóżmy, że przyjmujemy 7 tysięcy uchodźców. Wśród nich jest jeden zamachowiec. Wysadza w powietrze i ginie dziesięciu Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6999, które przecież uciekały przed wojną – stwierdziła Anna Pamuła, reporterka „Gazety Wyborczej”.
RESORTOWE CÓRECZKI
Można zaczynać od samej góry. Córka „Wolskiego”, czyli Wojciecha Jaruzelskiego – Monika Jaruzelska od lat robi karierę jako „dziennikarka”, projektantka mody, pisarka czy „stylistka”(do wyboru). Rozważanie, czy do wykonywania zawodu panny Jaruzelskiej potrzeba wykształcenia i talentu, czy wystarczą odpowiednie układy i przekonanie przy ich pomocy o tym, co ładne, a co nie, jest chyba bezcelowe. Podobny poziom celebryckiego dziennikarstwa przedstawia też córka Aleksandra Kwaśniewskiego TW. „Alek”( o jego ojcu Zdzisławie Kwaśniewskim są w Internecie teksty oddzielne), Aleksandra Kwaśniewska. Robiąca wywiady z celebrytami w plotkarskich magazynach córka aparatczyków nie wyróżnia się niczym spośród milionów dziewczyn w Polsce. Tysiące są od niej bardziej utalentowane, ale nie mają rodziców, partyjnych aparatczyków jak „Ola”. Te dwa przykłady to wręcz „klasyka”. Trudno się zresztą oprzeć wrażeniu, że plotkarskie gazety, portale internetowe, czy programy telewizyjne służą właśnie do tego – zapewnienie miejsca w życiu latoroślom „krewnych i znajomych”. Problem w tym, że potomstwo komunistycznych aparatczyków zajmuje się nie tylko przeprowadzaniem infantylnych wywiadów z psiapsiółkami. Zajmuje się np. bardzo poważną polityką.
Jeżeli teściowie Bronisława Komorowskiego byli ubekami, to nie ma co się dziwić, że z okazji Narodowego Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych mówi on o…ofiarach Żołnierzy Wyklętych.
Jeżeli ojciec byłego (na szczęście) ambasadora RP Ryszarda Schepfa – Maksymilian Schnepf aktywnie uczestniczył w 1945 roku w Obławie Augustowskiej słusznie zwanej „małym Katyniem”, to czy kogoś jeszcze dziwi stosunek jego syna do żołnierzy Wyklętych?
Czy kogoś dziwi postawa lewicowego polityka Marka Borowskiego, jeśli jest on kuzynem samego Jakuba Bermana – jednego z najsłynniejszych oprawców Polaków ( cóż za zbieg okoliczności – pochodzenia tego samego co Stefan Michnik).
Marek Borowski jest synem Wiktora Borowskiego (1905 – 1976 ), a właściwie – Arona Bermana – przed II Wojną Światową członka sekretariatu nielegalnej Komunistycznej Partii Polski (KPP) – przedstawiciela KPP przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie – redaktora naczelnego „Życia Warszawy”, zaś od 1951 roku zastępcy redaktora naczelnego „Trybuny Ludu”.
Jan Lityński (ur. 1946 r.) – w latach 2010 – 2015 doradca prezydenta Komorowskiego ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi, to syn Ryszarda Lityńskiego, a właściwie Ryszarda Perla, z pochodzenia Żyda, który zaraz po wojnie był instruktorem Komitetu Wojewódzkiego PPR w Poznaniu, a potem kierował Wydziałem Szkoleniowym w Zarządzie Głównym Związku Walki Młodych.
POSTKOMUNISTKA LUDWIKA WUJEC, TO UBECKA CÓRECZKA OSKARA I JUSTYNY OKRENTÓW
Oskar Okrent był oficerem polityczno – wychowawczym w stopniu kapitana w II Armii WP, zginął w czasie forsowania Nysy Łużyckiej, za to matka Ludwiki – Regina Okrent – pracowała w łódzkim UB, a później w polskim radiu w Warszawie, w dziale listów, ponoć najbardziej spenetrowanym przez SB. Dziś razem z mężem Henrykiem, Ludwika Wujec szwenda się po spotkaniach organizowanych przez KOD, na czele którego stoi mały krętacz i alimenciarz Mateusz Kijowski. Nawiasem mówiąc dziadek Mateusza Kijowskiego zgodnie z jego własnymi słowami… w szeregach Ludowego Wojska Polskiego walczył z Żołnierzami Wyklętymi. Potwierdzają to jego akta w IPN , w których o Józefie Kijowskim można przeczytać, że po zakończeniu działań wojennych jako oficer WP walczył z bandami nacjonalistycznymi, zabezpieczał państwowe akcje polityczne i gospodarcze.
Gwoli sprawiedliwości przyznać trzeba, że ojciec Mateusza Kijowskiego – Jerzy Kijowski – nie poszedł drogą swego ojca (kariery mu jednak chyba wybór Kijowskiego – seniora nie utrudnił). Najwyraźniej w rodzinie Kijowskich elementarny brak przyzwoitości skacze co drugie pokolenie.
CZERWONE SZCZEKACZKI
W polityce wstydu, we wmawianiu Polakom faszyzmu i współudziału w Holokauście Żydów oraz w sprzeciwie lustracji wobec lustracji celuje „Gazeta Wyborcza”. O tym, że jej twórca i redaktor naczelny Adam Michnik to syn komunistów żydowskiego pochodzenia i przyrodni brat stalinowskiego zbrodniarza Stefana Michnika wiedzą chyba wszyscy.
Mniej osób zdaje sobie sprawę, że żydowska „Gazeta Wyborcza” to w ogóle wręcz zbiór „opozycjonistów”, rodzinnie niejednokrotnie powiązanych z najgorszymi komuchami.
Można długo wymieniać, jeden z filarów „Wyborczej” – Dawid Warszawski – Konstanty Gebert, to syn agenturalnego działacza komunistycznego Bolesława Geberta ( tak samo jak wielu komunistów – żydowskiego pochodzenia).
Do założycieli „Gazety Wyborczej” należała też Helena Łuczywo (ur. 1946 r.). Jej ojciec to Ferdynand Chaber ps. Bolek – żydowski członek Komunistycznej Partii Polski, jeszcze przed wojną skazany za działalność przeciwko Polsce. Po wojnie m.in. kierownik Centralnego Biura Kontroli Prasy i Widowisk, czyli cenzury.
Prezesem wydawcy „Wyborczej”, czyli spółki Agora była Wanda Rapaczyński – prywatnie córka komunistycznego działacza pochodzenia żydowskiego.
Anna Bikont, znana z oskarżania Polaków o zbrodnię w Jedwabnem, to córka Andrzeja Kruczkowskiego i „dziennikarki” żydowskiego pochodzenia Lei Horowitz, która zmieniła nazwisko na Wilhelmina Skulska. Lea, alias Wilhelmina, zasłynęła jako czołowa przedstawicielka prasy reżimowej. Redaktor naczelny portalu Wyborcza.pl – Edward Krzemień – to syn Ignacego Krzemienia alias Feuerberga – od grudnia 1945 roku zastępcy szefa II Oddziału zbrodniczego Głównego Zarządu Informacji LWP, później szefa II Oddziału Głównego Zarządu Informacji ( GZI ) od grudnia 1945 roku i I Oddziału GZI. W raporcie komisji Mazura z 1957 roku Krzemień alias Feuerberg został wymieniony jako jeden z bezpośrednio odpowiedzialnych za inspirowanie i realizację wypaczonych metod pracy operacyjnej, które skutkowały skazywaniem niewinnych ludzi.
Stojący na czele Fundacji Batorego Aleksander Smolar, to syn żydowskiego komunisty Grzegorza alias Hersza Smolara i także komunistki żydowskiego pochodzenia Walentyny Najdus – Smolar.
Towarzyszka Walentyna zrobiła osobliwą, ale typową dla komunistycznych działaczy „karierę naukową”. Przyznano jej (sic!) dyplom Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie została wykładowca Szkoły Partyjnej przy KC PZPR, gdzie kierowała katedrą. Doktorat („Lenin w Polsce”) uzyskała w 1953 roku pod kierunkiem Stanisława Arnolda na UW. Po utworzeniu Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR została tam docentem.
W 1958 roku przeszła do Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie w 1964 roku otrzymała tytuł naukowy profesora. Zaangażowała się wówczas w badania dziejów klasy robotniczej i ruchu robotniczego. Sam Aleksander Smolar był w latach 50. asystentem Włodzimierza Brusa – męża Heleny Wolińskiej ( czyli Fajgi Mindli Danielak – stalinowskiej prokurator, uczestniczącej w mordach sądowych). Brat Aleksandra – Eugeniusz Smolar od lat kręci się w kręgach dyplomatycznych, gdzie, nawiasem mówiąc, pełno ludzi jeszcze z układu stworzonego przez Bronisława Geremka, co genialnie podsumował w swojej książce „MSZ polski, czy antypolski” były ambasador RP, dobrze znający te kręgi Krzysztof Baliński.
JULKA OD KORUPCJI
Zamiast walczyć z aferą reprywatyzacyjną, Julia Pitera, wspierała działania jej beneficjentów. Dzisiaj tłumaczy, że tylko pytała o stan sprawy. Europosłanka PO Julia Pitera wypowiedziała wojnę korupcji i wygrała… korupcja. Ostatnio agenci CBA zatrzymali 5 osób, które miały być organizatorami procederu nielegalnego zarabiania na reprywatyzacji w Warszawie. Wśród zatrzymanych znaleźli się adwokaci Andrzej M. Grażyna K. Tomasz Ż. Zajmujący się skupywaniem roszczeń do nieruchomości Maciej M. oraz Maksymilian W. Z pośród pięciu zatrzymanych Sąd Okręgowy w Warszawie zastosował trzymiesięczny areszt wobec czterech osób, w obawie możliwości mataczenia. Komentując tę akcję sądu Jan Śpiewak, warszawski radny, przypomniał o wielokrotnym wspieraniu przez Julię Piterę Macieja M. i Andrzeja M. interesie aresztowanych. Wzbudziło to ogólne zainteresowanie, jaką rolę mogła odgrywać w procesie warszawskiej reprywatyzacji Julia Pitera.
OFICERSKIE POTOMSTWO
Osobną kategorię stanowią byli oficerowie Ludowego Wojska Polskiego, Milicji Obywatelskiej, SB, Kontaktów Operacyjnych, czy Tajnych Współpracowników. Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, czy biznesmanów, nikt by o nich nie słyszał.
Nie wyrywali paznokci podczas przesłuchań i nie skazywali na śmierć, ale całym swym jestestwem wspierali komunistyczny system, uważając go za dobro ludzkości. Dziś należą do najzagorzalszych przeciwników polityki historycznej, uprawianej obecnie przez PiS. Dla nich albo nie warto w ogóle mówić o historii Polski, albo należy czynić to ze wstydem. To oni chodzą dziś na kodziarskie i feministyczno – lewackie marsze i lamentują w Internecie nad rzekomym upadkiem wolności w Polsce.
Do tego grona należą tacy medialni celebryci, jak dziennikarka Hanna Lis (córka małżeństwa Kedajów, zaliczonych do największych kanalii stanu wojennego).Jerzy Owsiak – syn oficera Milicji Obywatelskiej Zbigniewa Owsiaka, darzącego szczególną niechęcią księży, Jakub Kuba Wojewódzki TVN,Monika Olejnik spadająca „gwiazda” TVN-u, również może „poszczycić” się resortowym pochodzeniem. Jest bowiem córką Tadeusza Olejnika, wysokiego funkcjonariusza MSW.
Popularny w lewackich kręgach Grzegorz Miecugow, to syn Brunona Miecugowa stalinowskiego dziennikarza, agenta SB.
Brunon Miecugow (rocznik 1927) według zapisów ewidencyjnych krakowskiej Służby Bezpieczeństwa, został zarejestrowany 19 września 1962 roku przez Wydział III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Według dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej Brunon Miecugow był zarejestrowany jako tajny współpracownik pod pseudonimami: „Lipiński”, „Różyczka” oraz „Dziób”. W archiwach IPN znajduje się również zapis, że materiały na temat pisarza zostały zniszczone 29 stycznia 1990 r.
Bruno Miecugow wraz z Wisławą Szymborską – Rottermund, Sławomirem Mrożkiem jest sygnatariuszem słynnej rezolucji 53 w sprawie kurii krakowskiej, w której literaci krakowscy poparli wyroki śmierci wydane przez bolszewickie sądy na księży rzekomo agentów amerykańskich, spowinowaconych z Ku-Klux-Klanem.
Piotr Kraśko do niedawna dziennikarz TVP, to wnuk jednego z czołowych komunistycznych cenzorów Wincentego Kraśki.
ZDRAJCY GOTOWI SĄ PODPALIĆ POLSKĘ
– Adam Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Michnikoidów są w III RP tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie – mówi Krzysztof Wyszkowski.
– Jednym z polityków, którym cały czas dorabia się medialną „gębę”, jest Antoni Macierewicz. Wydaje się, że nawet część wyborców PiS jest podatna na propagandę w tym zakresie. Dlaczego właśnie ten polityk tak często pada ofiarą medialnych ataków?
– Tak było w czasach komunizmu i tak jest w czasach, gdy postkomunizm jest w Polsce nadal bardzo silny. Antoni Macierewicz reprezentuje bezkompromisową walkę o niepodległość więc posowiecki motłoch uznaje, że to przez niego stracił swoją dominującą pozycję. Reprezentuje likwidację WSI i dezubekizację. Zatem postesbecka chuliganeria uznaje go za winnego utraty swoich przywilejów. Antoni Macierewicz reprezentuje demokrację więc posttotalitarni homo sovieticus są oburzeni rządami wyłonionymi przez „zwykłych” Polaków, które zastąpiły rządy peerelowskiej „elity”. Reprezentuje lustrację, więc dziesiątki tysięcy agentów komunistycznych służb specjalnych właśnie jego obwiniają za działania IPN. W sposób ośmieszający przedstawia się nie tylko polityków. Przez lata stereotyp ten dotyczył także wyborców PiS. Wszyscy pamiętamy hordy młodzieży, podjudzane przez polityków związanych z Ruchem Palikota, które paradowały pod Krzyżem Pamięci z obraźliwymi transparentami. – Do dziś zresztą przedstawia się tych, którzy upominają się o ofiary Smoleńska, jako ciemnogród. Jednocześnie ci, którzy kreują taki wizerunek „pisiorów”, często nawołują do niedzielenia społeczeństwa. Hipokryzja? Hipokryzja to bardzo eleganckie określenie mentalności sowieckiej i posowieckiej. To zawodowi, świadomi łgarze. Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Gdy skończy się świat posowieckiego zakłamania, skończy się rola Michnika. Takich michnikoidów są w III RP, jako PRL-bis, tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie. – W czasach PRL medialne opluwanie wrogów było powszechną praktyką.
Czy dostrzega Pan podobieństwa między czasami PRL a dniem dzisiejszym?
– Niedawno byłem gościem w TVP Info. Tam przyszło mi spotkać się z moją dawną przyjaciółką, osobą, którą niegdyś bardzo lubiłem i szanowałem, Różą Thun de domo Woźniakowską. I nagle ta sama Róża, która w czasach SKS – właśnie obchodzimy czterdziestolecie śmierci Staszka Pyjasa i protestu odważnej młodzieży – była dzielną i ofiarną antykomunistką, szczerą katoliczką z najlepszej patriotycznej rodziny, dziś wygłasza opinie godne propagandystów w rodzaju Urbana. Nie ma nic bardziej przerażającego niż widok tak niebywałego upadku moralnego jak przypadek tej kobiety. W porównaniu z zaparciem się przez Różę wszystkiego, co reprezentował jej ojciec, tego, co dla Polski zrobił jej opiekun – ksiądz Karol Wojtyła – bandy tuskoidów z Krakowskiego Przedmieścia nie mają żadnego znaczenia. Aby poskromić chuliganów, wystarczy sprawnie działająca policja i sądy, oczywiście po wyeliminowaniu funkcjonariuszek postpeerelu napuszczających dwie watahy chuligańskie na marsz modlitewny. Prawdziwym niebezpieczeństwem dla Polski i polskości jest zdrada takich ludzi jak pochodząca z najlepszej polskiej, prawdziwej, arystokratycznej elity nieszczęsna Róża. Miejmy jednak nadzieję, że przyjdzie czas, gdy tacy ludzie się w końcu ockną i wrócą do Polski i polskości, którą z taką zajadłością dzisiaj niszczą. Mam taką nadzieję i w tym duchu pozdrawiam wszystkich moich dawnych przyjaciół, którzy nie chcą przyznać, że w tych dniach symbol, jakim jest biała róża, został upodlony przez ludzi nienawidzących Polski, polskości, chrześcijaństwa, wolności i demokracji.
WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ, ANDRZEJ ZOLL, JERZY STĘPIEŃ I INNI POKORNI KOMUNIE
Włodzimierz Cimoszewicz (TW „Carex”), były premier, marszałek sejmu, minister spraw zagranicznych, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, a także wieloletni działacz PZPR zarejestrowany w IPN BU 01911/115)- zarejestrowany przez Wydział II Departamentu I MSW jako kontakt operacyjny, także niedoszły kandydat na prezydenta ( w 2005 r.), który po prowokacji z panią Jarucką się wycofał, a także były premier , który po tragicznej powodzi w 1997 mówił tak – „To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda ciągle jest mało powszechna” i te słowa z jego premierostwa najbardziej zostaną zapamiętane.
Ponadto dał się poznać jako, jeden z tych, którzy kajali się w kuriozalnym liście podpisanym przez byłych ministrów spraw zagranicznych w większości TW potępiający Jarosława Kaczyńskiego w związku z jego wypowiedzią rzekomo obrażającą Angelę Merkel ( w 2011 r.)
Andrzej Zoll b. rzecznik praw obywatelskich, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego, zausznik i współpracownik Kazimierza Buchały esbeka w katedrze Prawa Karnego UJ, mason z Loży Rotary Club. Został powołany przez Stanisława Dziwisza metropolitę krakowskiego, masona, na prezesa fundacji „Nie lękajcie się” im św. Jana Pawła II.
Zbigniew Ćwiąkalski. współpracownik esbeków Kazimierza Buchały i Tadeusza Hanauska sekretarza KO PZPR na UJ.
Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Prawie 900 tys. zł – tyle w 2015 r. otrzymała Fundacja sędziego Trybunału Konstytucyjnego (TK) w stanie spoczynku Jerzego Stępnia od Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kierowanego wówczas przez Grzegorza Schetynę. W tymże roku Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej (FRDL) dostała też dofinansowanie m.in. od Rady Europy (instytucją której jest Komisja Wenecka), Fundacji im. Stefana Batorego oraz licznych polskich urzędów.
PEŁNO ICH WSZĘDZIE
Zresztą polityka, czy media, to wierzchołek góry lodowej. Od potomków zdrajców Polski, utrwalających i budujących komunę, roi się na uczelniach. Przykładem choćby Aleksandra Jasińska – Kania (ur. 1932 r.) socjolog, profesor na Uniwersytecie Warszawskim. Ne bez powodu. Jest córką agenta NKWD w randze prezydenta Polski Bolesława Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej znanej działaczki KPP i PPR.
Autorytet lewaków i feministek Magdalena Środa – naprawdę nazywa się Ciupak i jest córką marksistowskiego socjologa Edwarda Ciupaka, który wiele lat życia poświęcił na walkę z Kościołem katolickim.
Joanna Senyszyn lewaczka, posługująca się knajackim językiem, dla której patriotyzm jest rasizmem, a patriotów określa mianem „szkoda, że ciebie matka nie wyskrobała”.
Żydówka Agnieszka Holland, która podziwiała znieważanie krzyża i ludzi pod nim się modlących, to córka znanych stalinowców Ireny i Henryka Hollandów. Historyk Jerzy Wojciech Borejsza (ur. 1935 r.) specjalizujący się w historii XIX i XX w. od 2004 roku profesor Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, a od 2009 roku profesor Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych tego uniwersytetu, to syn Jerzego Borejszy (1905 – 1952), a właściwie Beniamina Goldberga – brata sadysty Jacka Różańskiego, a właściwie Józefa Goldberga. Co ciekawe prof. Borejsza usprawiedliwia swojego ojca, podobnie jak Adam Michnik – brat stalinowskiego mordercy. – Myślę, że on nie za wiele wiedział, to nie leżało w jego charakterze – przekonuje. Biedny Beniamin Goldberg. Nie wiedział ani co wyprawia jego braciszek, ano co sam robił. O swoim stryju – stalinowskim zbrodniarzu Józefie Goldbergu pan profesor raczej nie mówi nic.
W W mediach jako artystka bryluje Magda Umer- bratanica stalinowskiego sadysty Adama Humera i córka oficera KBW. Ojciec Jerzego Stuhra, znanego z atakowania „polskiego nacjonalizmu” był wedle słów samego zainteresowanego, „bezpartyjnym prokuratorem” za Stalina. Oczywiście można wierzyć w tę karkołomną opowieść, ale dla wielu osób jest ona równie prawdziwa, jak opowieści Macieja Stuhra o dzieciach przywiązywanych przez Polaków do tarcz w bitwie pod Cedynią. i tak dalej…
POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA – RACJĘ
Narodowość ma znaczenie. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, polska historyk pisze w swej skądinąd świetnej, a nawet odkrywczej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. […] Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria – pisze Krzysztof Baliński.
W Banku Rezerw Federalnych, zwanym FED, Stanley Fischer pojawił się jesienią 2014 roku, „New York Times” piał z zachwytu: bankiem centralnym kierował będzie ekonomiczny „dream team”, jego kluczowym zadaniem będzie publiczna obrona FED przed narastającym chórem krytyków, żądających wprowadzania regulacji nadzorczych nad bankami, a także zachowanie jak największej niezależności FED. Fischer z zadania wywiązał się znakomicie – odpierając ataki kongresmenów, ostrzegł: żądania większej jawności polityki FED osłabiają bank centralny. „Iluzją” nazwał także to, że inspektorzy FED powinni wiedzieć wszystko o bankach, które nadzorują. Stanowczo sprzeciwił się oskarżeniom, że FED nie kontroluje Wall Street i był zbyt spolegliwy wobec banku Goldman Sachs. Dziennikarz innej etnicznej gazety „The Washington Post” podkreślił: najmocniejszą bronią Fischera są koneksje w świecie finansów. Ta akurat informacja zwiększyła tylko niepokój kongresmenów, którym nie w smak, że Obamę otorbia zbyt wielu ludzi związanych z dużymi bankami.
Stanley Fischer, pochodzący z naszych Kresów II RP, litewski Żyd, ma obywatelstwo izraelskie, przez ostatnie 8 lat był gubernatorem Banku Izraela. Jego nominacja wywołała ożywioną polemikę: czy tak ważne, kluczowe z punktu widzenia gospodarki stanowisko, w najważniejszym centralnym banku na świecie objąć może człowiek z obcym obywatelstwem? Czy nie dojdzie u niego do konfliktu lojalności, a nawet kolizji interesów USA i Izraela? Bo mogą przecież być różne! Fischer był w młodości działaczem syjonistycznym. Dlatego, jak sam przyznał, przeniósł się z USA do Izraela i stanął na czele Banku Izraela, „by go wspomagać”. Teraz przeniósł się z Izraela do FED. Też po to, by go wspomagać? Krytycy nominacji przypomnieli, że Fischer odegrał wraz z Mosadem centralną rolę w wymuszeniu na Obamie sankcji wobec Iranu. Przypomnieli też przestrogę: lobby żydowskie przyzwyczaja Amerykanów do tego, że posiadacze podwójnego obywatelstwa kursować będą między kierowniczymi stanowiskami rządowymi w USA i Izraelu. Pikanterii dodaje tu fakt, że sam Izrael nie zezwala na podwójne obywatelstwo prezesom swoich banków (a także członkom załóg łodzi podwodnych z głowicami atomowymi!).
Przypomnieć tu także warto, że nie tak dawno minister obrony tego kraju zmuszony został do dymisji, gdy wyszło na jaw, że ma konto w amerykańskim banku. Powodem zaniepokojenia opinii publicznej było nie tylko izraelskie obywatelstwo Fischera, ale i inne plamy w życiorysie.
W latach 70. związany był z Uniwersytetem w Chicago, tj. z tzw. Szkołą Miltona Friedmana, i na swych poprzednich stanowiskach w MFW i BŚ szkołę tę reprezentował, dewastując gospodarkę światową terapią szokową. Po upadku ZSRR nadzorował także rabunkową prywatyzację przemysłu w Rosji i w Polsce, z wiadomym skutkiem.
Nominacja Fischera potwierdziła także inny fakt – przez ostatnie trzy dekady FED rządzą nieprzerwanie Żydzi, a obecna prezes tej instytucji, Janet Yellen jest jej piątym żydowskim szefem w ciągu ostatnich lat. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć talmudyczne prawo o chazakah: zarządzałeś czymś nieprzerwanie 3 lata – jest to twoje. A propos Yellen, urodziła się na nowojorskim Brooklynie jako córka Anny Blumenthal i Juliusza Yellen, który w Polsce nosił pospolite żydowskie nazwisko Jeleń. FED to nieco dziwny bank centralny. Chociaż jego prezesa i zastępcę formalnie mianuje prezydent, są oni wybrańcami i reprezentantami prywatnych banków. W rzeczywistości „właścicielami” FED są znane bankierskie rody: Rockefellerowie, Rotszyldowie, Warburgowie, kontrolujące takie banki, jak: Goldman Sachs, Chase Manhattan, N.M. Rothschild z Londynu, Lazard Brothers z Paryża. Oprócz statutowego zadania, wytyczania polityki monetarnej, FED monopolizuje nadzór nad Wall Street i bankami. Powierzenie FED i bankom prywatnym kreacji pieniądza oznacza forowanie interesów banków przed realną gospodarką oraz spekulacji finansowych jako głównego źródła zysku.
Zdominowanie FED przez przedstawicieli jednej nacji umacnia rozpowszechnione w USA opinie utożsamiające go z kosmopolitycznymi lichwiarzami, utrzymującymi rząd i społeczeństwo amerykańskie w stanie ciągłego zadłużenia i zniewalającymi świat lichwiarskimi kredytami. Skupiona w FED władza ma olbrzymi wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na politykę państwa; czyni z FED równoległy rząd prowadzący własną, często konkurencyjną wobec konstytucyjnych władz, politykę. Pouczający jest tu przypadek „naszego” Belki i jego wyczynów rodem z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Podsłuchana rozmowa z Sienkiewiczem to nie tylko jednoznaczna i skandaliczna próba manipulowania emisją pieniądza w interesie rządzącej sitwy, ale dowód, że – tak jak prezes FED – sprawuje władzę nie w interesie narodowej gospodarki, lecz banków. W 2007 r., w szczytowym okresie kryzysu finansowego, 34-letni makler Alessio Rastani z londyńskiego City zszokował świat, gdy ogłosił, że światem nie rządzą rządy, tylko Goldman Sachs. I rzeczywiście, ten iście piekielny bank, którym kierował Lloyd Blankfein, stał za pompowaniem bańki kredytowej w USA i był bezpośrednim sprawcą światowego kryzysu finansowego. Goldman Sachs, JP Morgan, Morgan Stanley i Citigroup nazywają się bankami inwestycyjnymi. W rzeczywistości to żerujący na światowych rynkach bezwzględni spekulanci, nie przypadkiem zwani bankstersami (bankier + gangster), tj. kompanami w przekrętach, gotowymi dla zysków zniszczyć nawet gospodarkę własnego kraju.
Kto mógłby postawić się globalnym spekulantom? Chyba tylko rząd USA, bo to w Nowym Jorku koczują owi lichwiarze. Nie będzie to łatwe. Administracja Obamy jest równie bogata w ludzi Goldmana, jak poprzednie. Wymieniony Lloyd Blankfein był jednym z głównych sponsorów kampanii wyborczej Obamy, i w ogóle jednym z najbardziej szczodrych dawców na kampanie wyborcze amerykańskich polityków. Henry Paulson, były prezes Banku, po upadku Lehman Brothers, gdy amerykański system finansowy stanął na krawędzi bankructwa, uratował prywatne korporacje i banki – oczywiście za pieniądze podatników – przydzielając im 16 bilionów dolarów, jako „rządową pomoc finansową”.
Najwięcej skorzystać miał z niej b. pracodawca Paulsona, Goldman Sachs. Sekretarzem skarbu Obama mianował Jacoba Lewa, syna żydowskiego emigranta z Polski, też byłego bankowca w Citigroup. Dziś podpis Lewa widnieje na dolarowych banknotach.
Dla banku pracował były sekretarz skarbu Robert Rubin, dziś osobisty doradca Obamy. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi to także były doradca, czyli wychowanek tego banku.
Dziś w jego rękach spoczywa przyszłość strefy euro. Szefowie banków centralnych Włoch i Kanady, minister finansów Grecji, poprzedni prezes Banku Światowego David Wolfensohn, prezes nowojorskiej giełdy i trzej ostatni szefowie FED to też wychowankowie Goldmana. A propos Wolfensohna – malutki i tłuściutki bankier to syn Hymana, emigranta z Polski. Bank ma swoich ludzi nawet wśród politycznych emerytów. Dla Goldman Sachs pracuje były premier Kazimierz Marcinkiewicz, lobbując przy intratnych przejęciach i prywatyzacjach. Tym samym zajmuje się kilku byłych europejskich komisarzy. Może więc rację miał Alessio Rastani, że Goldman Sachs rządzi światem?
TĘSKNIĘ ZA TOBĄ – EWA KUREK – WYBITNA FILOSEMITKA
Nazwanie kogoś „żydowskim dziennikarzem” to kardynalny błąd w sztuce prowadzenia dyskusji, bo korzenie narodowe nijak się mają do przedmiotu sporu, czyli stosunków polsko-ukraińskich – czytamy w jednym z tekstów Ewy Kurek w „Warszawskiej Gazecie”. W innym miejscu ta sama polemistka, kpiąc z tych, ( dotyczy publicysty „Warszawskiej Gazety” Aleksandra Szumańskiego i polskiego pisarza, Waldemara Łysiaka) którzy utrzymują, że ukraiński Majdan nie jest wyrazem woli Ukraińców, lecz dziełem światowego spisku Żydów i masonerii, ucieka się do wielce odkrywczego argumentu:
Żydzi z zasady stronili od konspiracji i nigdy nie mieli o niej pojęcia. Ponieważ konspiracja kłóciła się m.in. z religijnymi żydowskimi nakazami posłuszeństwa wobec władz krajów, w których mieszkali. Sam sprawca zamieszania, Dawid Wildstein, bo to on jest owym „żydowskim dziennikarzem”, zalecił Polakom: nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców. Czynił to jako kto?
Jako dziennikarz polski, ukraiński, huculski?
Dawid Wildstein (syn masona Bronisława Wildsteina), swą narodowością epatuje agresywnie na każdym kroku. Jest szefem Forum Żydów Polskich, dla których epitet „żydowski” to komplement, a nawet wyróżnienie (vide uciecha, z jaką przyjęli inwokację – „Tęsknię za Tobą, Żydzie”). Dawid Wildstein nie obraził się. Obraziła się natomiast „polska(?) historyk” Ewa Kurek
A propos Dawida Wildsteina, jego dziadek był ubekiem, a ojciec Bronisław Wildstein jest masonem. Czy i to ma się nijak do przedmiotu sporu, uwzględniwszy fakt dominującego udziału przedstawicieli pewnej nacji w kreowaniu komunizmu i oczernianiu Polaków? I czy nie z tego bierze się schizofreniczny dylemat całej prawicy laickiej i jego rodzimej „Gazety Polskiej” – jak być antykomunistą i równocześnie filosemitą?
Narodowość ma znaczenie. I to nie tylko w przedmiocie tego sporu. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, „polska” historyk pisze, w swej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. A tak w ogóle, czy aby „polski historyk” też nie jest obraźliwe i też ma się nijak do przedmiotu sporu?
A może lepsze byłoby: historyk „tubylczy”, „tutejszy”, „lubelski”, a nawet „europejski”?
Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria; mają specyficzną instytucję Esterki w celach łóżkowego lobbingu na rzecz interesów diaspory, co w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne.
W Polsce pochodzenie etniczne bankowca, polityka, dziennikarza to temat tabu. Powód – lata skutecznej tresury „Wyborczej” i wszechogarniający strach przed oskarżeniami o nacjonalizm. Sama „Wyborcza” takich skrupułów nie ma. Etniczne etykiety przylepia komu chce i kiedy chce. Ma na to monopol. Raz twierdzi, że w Polsce Żydów nie ma, a wypominanie komuś pochodzenia to „antysemityzm”. Innym razem publikuje całoszpaltowy hagiograficzny artykuł tylko po to, by przekazać, że jego bohater to Żyd. Jeszcze innego zdania jest redaktor Konstanty Gebert, który utrzymuje, że Żydzi w Polsce nie tylko są, ale w dodatku mają interesy i o nie zabiegają.
W amerykańskim miesięczniku „Moment” zamieścił takie przemyślenia: żydowscy profesorowie zdominują wydziały polskiej historii i tradycji na uniwersytetach […] lobby żydowskie wkrótce wzrośnie w siłę […] w połowie przyszłego wieku polscy Żydzi będą siłą przewodnią Polski. Ochoczo słowa „Polak” używają, a nawet nadużywają wtedy, gdy można je opatrzyć epitetem brudny, głupi. Nie przeszkadza im ono w inwokacjach, takich jak: z pomocy społecznej korzysta 1,8 mln Polaków; w skrajnym ubóstwie żyje 7,4 proc. Polaków. Inny przykład – w 2005 r., kiedy sprawę dziadka z Wehrmachtu na światło dzienne wyciągnął Jacek Kurski, oburzyły się wszystkie media. Od sprawy odciął się sam prezes PiS. Tymczasem w świecie miało to znaczenie. Po nominacji Tuska na szefa RE sprawa powróciła. Czeskie i rosyjskie media wypomniały mu przeszłość dziadka, który w czasie wojny miał nie tylko służyć w Wehrmachcie, ale również w SS i nosić niemieckie mundury. Wracając do Fischera – w USA o pochodzeniu etnicznym, o „żydowskim bankierze” i „żydowskim dziennikarzu” mówić wolno. Tak jak mówić wolno o dominacji przedstawicieli jednej nacji nad FED i finansami świata. Tam pochodzenie etniczne ma znaczenie, jest podstawą oceny wiarygodności polityka. Tam wyborca ma prawo wiedzieć, czy w grę nie wchodzi lojalność wobec innego państwa, gdy jego przedstawiciel w Kongresie głosuje za miliardową, bezzwrotną pomocą dla Izraela.
Dokumenty, źródła, cytaty:
Krzysztof Wyszkowski „Zdrajcy są gotowi podpalić Polskę” „Głos” Toronto nr 21; 24 – 29. 05. 2017
– „Warszawska Gazeta”
OD ADAMA MICHNIKA, ANDRZEJA ZOLLA ,DO AGNIESZKI HOLLANDD.
ZDRAJCY GOTOWI PODPALIĆ POLSKĘ.
JAKIE PRAWO TAKI KRAJ
ANNA PAMUŁA „GAZETA WYBORCZA”: POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW.
POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA – RACJĘ.
– Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał – pisze w najnowszym numerze tygodnika „Warszawska Gazeta” Aldona Zaorska.
– Ci, którzy są potomkami zdrajców, nigdy nie będą chcieli tego przyznać. Będą walczyli z prawdą historyczną. Miejmy świadomość tego, że dzieci i wnuki zdrajców Rzeczypospolitej, którzy tutaj walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk. W różnych miejscach – w mediach, w biznesie. Oni nigdy nie będą chcieli się zgodzić, by prawda o wyczynach ich ojców, dziadków i pradziadków zdominowała polską narrację historyczną. Będą zawsze przeciwko temu walczyli – powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla TVP Historia.
I oczywiście rozpętał medialną burzę. Lewactwo prawda ta ubodła do żywego.
Tymczasem niezależnie od wycia dobiegającego z Wiertniczej czy Czerskiej, prezydent ma rację i nie trzeba być znawcą historii najnowszej, by to dostrzec. Właściwie, gdzie się nie obrócić – pełno potomków zdrajców Rzeczypospolitej: w nauce (zwłaszcza w naukach humanistycznych, bo do kierunków technicznych potrzeba jednak trochę więcej talentu, umiejętności i wiedzy), w mediach, w biznesie (nieliczni spośród umieszczanych na listach najbogatszych zaczynali w latach 90. w przysłowiowych garażach), w kulturze i sztuce. To perfekcyjny układ, w którym wszyscy znają swoje miejsce i doskonale grają swoje role. Wszystko na zasadzie wzajemnych pochwał, nagradzania się i zapewniania sobie wygodnego życia, które ma podziwiać tzw. pospólstwo, czyli wszyscy ci, którzy do wspomnianych kręgów nie należą.
Wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych był dla tego środowiska prawdziwym ciosem, zdarzeniem, którego ich mózgi wręcz nie są w stanie ogarnąć. Ich reakcja zarówno na przegraną układu, który zapewniał im od lat „konfitury”, jak i na słowa prezydenta Andrzeja Dudy była łatwa do przewidzenia.
Niezależnie od rozdzierania przez nich szat, wystarczy pobieżne spojrzenie na rodzinne układy samych zainteresowanych, żeby się przekonać, że związek pomiędzy oceną działalności zarówno NSZ, czy AK, jak i PRL-u, a pochodzeniem oceniających istnieje i jest po prostu niepodważalny.
Dziwnym trafem do Polski nie dotarł niemiecki trend odcinania się od zbrodni matek i ojców. Chociaż komunizm pochłonął więcej ofiar niż hitleryzm, w Polsce próżno szukać podobnych zachowań, a potomków stalinowskich/esbeckich zbrodniarzy, czy partyjnych aparatczyków, którzy mają odwagę nazwać działalność rodziców po imieniu, można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostali bez skrupułów wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i rozmaite inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców, wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, artystów, czy biznesmanów, pies z kulawą nogą by o nich nie słyszał. Druga wojna światowa, która dla całego świata zakończyła się w 1945 r. dla Polski de facto oznaczała nową okupację i zastąpienie przedwojennych prawdziwych elit „nowymi ludźmi” – wiernymi sługusami Stalina i jego siepaczy.
Bardzo często w pierwszym pokoleniu byli kompletnymi idiotami i trzeba dużego wysiłku, by znaleźć wspomnienia o stróżach i parobkach, którzy nie mając żadnych kwalifikacji, za to mając odpowiednie chłopsko – robotnicze pochodzenie, zostawali dyrektorami fabryk, burmistrzami, czy ministrami. Hasło „nie matura, lecz chęć szczera”, obowiązywała nie tylko w wojsku, a do kariery w wymiarze sprawiedliwości, będącej znakomitą odskocznią dla potomków ludzi, którzy ją zaczynali w stalinowskich służbach, często wystarczała ciężka pięść i brak sumienia. Można odnieść wrażenie, że im kto był największym bałwanem intelektualnym, z im większą wprawą torturował, im bardziej atakował polski patriotyzm, tym większa szansę miał na karierę. Ci ludzie zakładali rodziny, mieli dzieci i wnuki, którym zapewniali odpowiednią pozycję i dalej to koło zamachowe kręciło się już samo.
Kręci się do dzisiaj, niczym jedno wielkie polityczne perpetuum mobile.
ANNA PAMUŁA „GAZETA WYBORCZA”: „POMÓC IMIGRANTOM NAWET KOSZTEM BEZPIECZEŃSTWA POLAKÓW”.
Szokujące słowa padły w programie „Drugie śniadanie mistrzów” emitowanego w sobotę 27 maja 2017 r. na antenie TVN24. Fragment rozmowy na temat relokacji migrantów w Polsce trafił do Internetu.
– Załóżmy, że przyjmujemy 7 tysięcy uchodźców. Wśród nich jest jeden zamachowiec. Wysadza w powietrze i ginie dziesięciu Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6999, które przecież uciekały przed wojną – stwierdziła Anna Pamuła, reporterka „Gazety Wyborczej”.
RESORTOWE CÓRECZKI
Można zaczynać od samej góry. Córka „Wolskiego”, czyli Wojciecha Jaruzelskiego – Monika Jaruzelska od lat robi karierę jako „dziennikarka”, projektantka mody, pisarka czy „stylistka”(do wyboru). Rozważanie, czy do wykonywania zawodu panny Jaruzelskiej potrzeba wykształcenia i talentu, czy wystarczą odpowiednie układy i przekonanie przy ich pomocy o tym, co ładne, a co nie, jest chyba bezcelowe. Podobny poziom celebryckiego dziennikarstwa przedstawia też córka Aleksandra Kwaśniewskiego TW. „Alek”( o jego ojcu Zdzisławie Kwaśniewskim są w Internecie teksty oddzielne), Aleksandra Kwaśniewska. Robiąca wywiady z celebrytami w plotkarskich magazynach córka aparatczyków nie wyróżnia się niczym spośród milionów dziewczyn w Polsce. Tysiące są od niej bardziej utalentowane, ale nie mają rodziców, partyjnych aparatczyków jak „Ola”. Te dwa przykłady to wręcz „klasyka”. Trudno się zresztą oprzeć wrażeniu, że plotkarskie gazety, portale internetowe, czy programy telewizyjne służą właśnie do tego – zapewnienie miejsca w życiu latoroślom „krewnych i znajomych”. Problem w tym, że potomstwo komunistycznych aparatczyków zajmuje się nie tylko przeprowadzaniem infantylnych wywiadów z psiapsiółkami. Zajmuje się np. bardzo poważną polityką.
Jeżeli teściowie Bronisława Komorowskiego byli ubekami, to nie ma co się dziwić, że z okazji Narodowego Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych mówi on o…ofiarach Żołnierzy Wyklętych.
Jeżeli ojciec byłego (na szczęście) ambasadora RP Ryszarda Schepfa – Maksymilian Schnepf aktywnie uczestniczył w 1945 roku w Obławie Augustowskiej słusznie zwanej „małym Katyniem”, to czy kogoś jeszcze dziwi stosunek jego syna do żołnierzy Wyklętych?
Czy kogoś dziwi postawa lewicowego polityka Marka Borowskiego, jeśli jest on kuzynem samego Jakuba Bermana – jednego z najsłynniejszych oprawców Polaków ( cóż za zbieg okoliczności – pochodzenia tego samego co Stefan Michnik).
Marek Borowski jest synem Wiktora Borowskiego (1905 – 1976 ), a właściwie – Arona Bermana – przed II Wojną Światową członka sekretariatu nielegalnej Komunistycznej Partii Polski (KPP) – przedstawiciela KPP przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie – redaktora naczelnego „Życia Warszawy”, zaś od 1951 roku zastępcy redaktora naczelnego „Trybuny Ludu”.
Jan Lityński (ur. 1946 r.) – w latach 2010 – 2015 doradca prezydenta Komorowskiego ds. kontaktów z partiami i środowiskami politycznymi, to syn Ryszarda Lityńskiego, a właściwie Ryszarda Perla, z pochodzenia Żyda, który zaraz po wojnie był instruktorem Komitetu Wojewódzkiego PPR w Poznaniu, a potem kierował Wydziałem Szkoleniowym w Zarządzie Głównym Związku Walki Młodych.
POSTKOMUNISTKA LUDWIKA WUJEC, TO UBECKA CÓRECZKA OSKARA I JUSTYNY OKRENTÓW
Oskar Okrent był oficerem polityczno – wychowawczym w stopniu kapitana w II Armii WP, zginął w czasie forsowania Nysy Łużyckiej, za to matka Ludwiki – Regina Okrent – pracowała w łódzkim UB, a później w polskim radiu w Warszawie, w dziale listów, ponoć najbardziej spenetrowanym przez SB. Dziś razem z mężem Henrykiem, Ludwika Wujec szwenda się po spotkaniach organizowanych przez KOD, na czele którego stoi mały krętacz i alimenciarz Mateusz Kijowski. Nawiasem mówiąc dziadek Mateusza Kijowskiego zgodnie z jego własnymi słowami… w szeregach Ludowego Wojska Polskiego walczył z Żołnierzami Wyklętymi. Potwierdzają to jego akta w IPN , w których o Józefie Kijowskim można przeczytać, że po zakończeniu działań wojennych jako oficer WP walczył z bandami nacjonalistycznymi, zabezpieczał państwowe akcje polityczne i gospodarcze.
Gwoli sprawiedliwości przyznać trzeba, że ojciec Mateusza Kijowskiego – Jerzy Kijowski – nie poszedł drogą swego ojca (kariery mu jednak chyba wybór Kijowskiego – seniora nie utrudnił). Najwyraźniej w rodzinie Kijowskich elementarny brak przyzwoitości skacze co drugie pokolenie.
CZERWONE SZCZEKACZKI
W polityce wstydu, we wmawianiu Polakom faszyzmu i współudziału w Holokauście Żydów oraz w sprzeciwie lustracji wobec lustracji celuje „Gazeta Wyborcza”. O tym, że jej twórca i redaktor naczelny Adam Michnik to syn komunistów żydowskiego pochodzenia i przyrodni brat stalinowskiego zbrodniarza Stefana Michnika wiedzą chyba wszyscy.
Mniej osób zdaje sobie sprawę, że żydowska „Gazeta Wyborcza” to w ogóle wręcz zbiór „opozycjonistów”, rodzinnie niejednokrotnie powiązanych z najgorszymi komuchami.
Można długo wymieniać, jeden z filarów „Wyborczej” – Dawid Warszawski – Konstanty Gebert, to syn agenturalnego działacza komunistycznego Bolesława Geberta ( tak samo jak wielu komunistów – żydowskiego pochodzenia).
Do założycieli „Gazety Wyborczej” należała też Helena Łuczywo (ur. 1946 r.). Jej ojciec to Ferdynand Chaber ps. Bolek – żydowski członek Komunistycznej Partii Polski, jeszcze przed wojną skazany za działalność przeciwko Polsce. Po wojnie m.in. kierownik Centralnego Biura Kontroli Prasy i Widowisk, czyli cenzury.
Prezesem wydawcy „Wyborczej”, czyli spółki Agora była Wanda Rapaczyński – prywatnie córka komunistycznego działacza pochodzenia żydowskiego.
Anna Bikont, znana z oskarżania Polaków o zbrodnię w Jedwabnem, to córka Andrzeja Kruczkowskiego i „dziennikarki” żydowskiego pochodzenia Lei Horowitz, która zmieniła nazwisko na Wilhelmina Skulska. Lea, alias Wilhelmina, zasłynęła jako czołowa przedstawicielka prasy reżimowej. Redaktor naczelny portalu Wyborcza.pl – Edward Krzemień – to syn Ignacego Krzemienia alias Feuerberga – od grudnia 1945 roku zastępcy szefa II Oddziału zbrodniczego Głównego Zarządu Informacji LWP, później szefa II Oddziału Głównego Zarządu Informacji ( GZI ) od grudnia 1945 roku i I Oddziału GZI. W raporcie komisji Mazura z 1957 roku Krzemień alias Feuerberg został wymieniony jako jeden z bezpośrednio odpowiedzialnych za inspirowanie i realizację wypaczonych metod pracy operacyjnej, które skutkowały skazywaniem niewinnych ludzi.
Stojący na czele Fundacji Batorego Aleksander Smolar, to syn żydowskiego komunisty Grzegorza alias Hersza Smolara i także komunistki żydowskiego pochodzenia Walentyny Najdus – Smolar.
Towarzyszka Walentyna zrobiła osobliwą, ale typową dla komunistycznych działaczy „karierę naukową”. Przyznano jej (sic!) dyplom Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie została wykładowca Szkoły Partyjnej przy KC PZPR, gdzie kierowała katedrą. Doktorat („Lenin w Polsce”) uzyskała w 1953 roku pod kierunkiem Stanisława Arnolda na UW. Po utworzeniu Instytutu Nauk Społecznych przy KC PZPR została tam docentem.
W 1958 roku przeszła do Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie w 1964 roku otrzymała tytuł naukowy profesora. Zaangażowała się wówczas w badania dziejów klasy robotniczej i ruchu robotniczego. Sam Aleksander Smolar był w latach 50. asystentem Włodzimierza Brusa – męża Heleny Wolińskiej ( czyli Fajgi Mindli Danielak – stalinowskiej prokurator, uczestniczącej w mordach sądowych). Brat Aleksandra – Eugeniusz Smolar od lat kręci się w kręgach dyplomatycznych, gdzie, nawiasem mówiąc, pełno ludzi jeszcze z układu stworzonego przez Bronisława Geremka, co genialnie podsumował w swojej książce „MSZ polski, czy antypolski” były ambasador RP, dobrze znający te kręgi Krzysztof Baliński.
JULKA OD KORUPCJI
Zamiast walczyć z aferą reprywatyzacyjną, Julia Pitera, wspierała działania jej beneficjentów. Dzisiaj tłumaczy, że tylko pytała o stan sprawy. Europosłanka PO Julia Pitera wypowiedziała wojnę korupcji i wygrała… korupcja. Ostatnio agenci CBA zatrzymali 5 osób, które miały być organizatorami procederu nielegalnego zarabiania na reprywatyzacji w Warszawie. Wśród zatrzymanych znaleźli się adwokaci Andrzej M. Grażyna K. Tomasz Ż. Zajmujący się skupywaniem roszczeń do nieruchomości Maciej M. oraz Maksymilian W. Z pośród pięciu zatrzymanych Sąd Okręgowy w Warszawie zastosował trzymiesięczny areszt wobec czterech osób, w obawie możliwości mataczenia. Komentując tę akcję sądu Jan Śpiewak, warszawski radny, przypomniał o wielokrotnym wspieraniu przez Julię Piterę Macieja M. i Andrzeja M. interesie aresztowanych. Wzbudziło to ogólne zainteresowanie, jaką rolę mogła odgrywać w procesie warszawskiej reprywatyzacji Julia Pitera.
OFICERSKIE POTOMSTWO
Osobną kategorię stanowią byli oficerowie Ludowego Wojska Polskiego, Milicji Obywatelskiej, SB, Kontaktów Operacyjnych, czy Tajnych Współpracowników. Wykorzystują pozycję, jaką zapewnili im rodzice i dziadkowie, zarzucając tym, którzy ośmielą się wypominać im pochodzenie, faszyzm, rasizm i inne „zbrodnie”, byle tylko odwrócić uwagę od prawdy. A prawda jest oczywista i nie ma się co oszukiwać, że jest inaczej – gdyby nie przynależność partyjna rodziców wielu współczesnych polityków, dziennikarzy, literatów, naukowców, czy biznesmanów, nikt by o nich nie słyszał.
Nie wyrywali paznokci podczas przesłuchań i nie skazywali na śmierć, ale całym swym jestestwem wspierali komunistyczny system, uważając go za dobro ludzkości. Dziś należą do najzagorzalszych przeciwników polityki historycznej, uprawianej obecnie przez PiS. Dla nich albo nie warto w ogóle mówić o historii Polski, albo należy czynić to ze wstydem. To oni chodzą dziś na kodziarskie i feministyczno – lewackie marsze i lamentują w Internecie nad rzekomym upadkiem wolności w Polsce.
Do tego grona należą tacy medialni celebryci, jak dziennikarka Hanna Lis (córka małżeństwa Kedajów, zaliczonych do największych kanalii stanu wojennego).Jerzy Owsiak – syn oficera Milicji Obywatelskiej Zbigniewa Owsiaka, darzącego szczególną niechęcią księży, Jakub Kuba Wojewódzki TVN,Monika Olejnik spadająca „gwiazda” TVN-u, również może „poszczycić” się resortowym pochodzeniem. Jest bowiem córką Tadeusza Olejnika, wysokiego funkcjonariusza MSW.
Popularny w lewackich kręgach Grzegorz Miecugow, to syn Brunona Miecugowa stalinowskiego dziennikarza, agenta SB.
Brunon Miecugow (rocznik 1927) według zapisów ewidencyjnych krakowskiej Służby Bezpieczeństwa, został zarejestrowany 19 września 1962 roku przez Wydział III Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Według dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej Brunon Miecugow był zarejestrowany jako tajny współpracownik pod pseudonimami: „Lipiński”, „Różyczka” oraz „Dziób”. W archiwach IPN znajduje się również zapis, że materiały na temat pisarza zostały zniszczone 29 stycznia 1990 r.
Bruno Miecugow wraz z Wisławą Szymborską – Rottermund, Sławomirem Mrożkiem jest sygnatariuszem słynnej rezolucji 53 w sprawie kurii krakowskiej, w której literaci krakowscy poparli wyroki śmierci wydane przez bolszewickie sądy na księży rzekomo agentów amerykańskich, spowinowaconych z Ku-Klux-Klanem.
Piotr Kraśko do niedawna dziennikarz TVP, to wnuk jednego z czołowych komunistycznych cenzorów Wincentego Kraśki.
ZDRAJCY GOTOWI SĄ PODPALIĆ POLSKĘ
– Adam Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Michnikoidów są w III RP tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie – mówi Krzysztof Wyszkowski.
– Jednym z polityków, którym cały czas dorabia się medialną „gębę”, jest Antoni Macierewicz. Wydaje się, że nawet część wyborców PiS jest podatna na propagandę w tym zakresie. Dlaczego właśnie ten polityk tak często pada ofiarą medialnych ataków?
– Tak było w czasach komunizmu i tak jest w czasach, gdy postkomunizm jest w Polsce nadal bardzo silny. Antoni Macierewicz reprezentuje bezkompromisową walkę o niepodległość więc posowiecki motłoch uznaje, że to przez niego stracił swoją dominującą pozycję. Reprezentuje likwidację WSI i dezubekizację. Zatem postesbecka chuliganeria uznaje go za winnego utraty swoich przywilejów. Antoni Macierewicz reprezentuje demokrację więc posttotalitarni homo sovieticus są oburzeni rządami wyłonionymi przez „zwykłych” Polaków, które zastąpiły rządy peerelowskiej „elity”. Reprezentuje lustrację, więc dziesiątki tysięcy agentów komunistycznych służb specjalnych właśnie jego obwiniają za działania IPN. W sposób ośmieszający przedstawia się nie tylko polityków. Przez lata stereotyp ten dotyczył także wyborców PiS. Wszyscy pamiętamy hordy młodzieży, podjudzane przez polityków związanych z Ruchem Palikota, które paradowały pod Krzyżem Pamięci z obraźliwymi transparentami. – Do dziś zresztą przedstawia się tych, którzy upominają się o ofiary Smoleńska, jako ciemnogród. Jednocześnie ci, którzy kreują taki wizerunek „pisiorów”, często nawołują do niedzielenia społeczeństwa. Hipokryzja? Hipokryzja to bardzo eleganckie określenie mentalności sowieckiej i posowieckiej. To zawodowi, świadomi łgarze. Michnik jest zawodowym oszustem, który zbudował swoją pozycję publiczną i finansową na zmowie z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Gdy skończy się świat posowieckiego zakłamania, skończy się rola Michnika. Takich michnikoidów są w III RP, jako PRL-bis, tysiące, wręcz setki tysięcy. Są przerażeni widmem nadchodzącego upadku i gotowi podpalić Polskę, aby tylko utrzymać swoje wpływy, zdobyte dzięki zdradzie. – W czasach PRL medialne opluwanie wrogów było powszechną praktyką.
Czy dostrzega Pan podobieństwa między czasami PRL a dniem dzisiejszym?
– Niedawno byłem gościem w TVP Info. Tam przyszło mi spotkać się z moją dawną przyjaciółką, osobą, którą niegdyś bardzo lubiłem i szanowałem, Różą Thun de domo Woźniakowską. I nagle ta sama Róża, która w czasach SKS – właśnie obchodzimy czterdziestolecie śmierci Staszka Pyjasa i protestu odważnej młodzieży – była dzielną i ofiarną antykomunistką, szczerą katoliczką z najlepszej patriotycznej rodziny, dziś wygłasza opinie godne propagandystów w rodzaju Urbana. Nie ma nic bardziej przerażającego niż widok tak niebywałego upadku moralnego jak przypadek tej kobiety. W porównaniu z zaparciem się przez Różę wszystkiego, co reprezentował jej ojciec, tego, co dla Polski zrobił jej opiekun – ksiądz Karol Wojtyła – bandy tuskoidów z Krakowskiego Przedmieścia nie mają żadnego znaczenia. Aby poskromić chuliganów, wystarczy sprawnie działająca policja i sądy, oczywiście po wyeliminowaniu funkcjonariuszek postpeerelu napuszczających dwie watahy chuligańskie na marsz modlitewny. Prawdziwym niebezpieczeństwem dla Polski i polskości jest zdrada takich ludzi jak pochodząca z najlepszej polskiej, prawdziwej, arystokratycznej elity nieszczęsna Róża. Miejmy jednak nadzieję, że przyjdzie czas, gdy tacy ludzie się w końcu ockną i wrócą do Polski i polskości, którą z taką zajadłością dzisiaj niszczą. Mam taką nadzieję i w tym duchu pozdrawiam wszystkich moich dawnych przyjaciół, którzy nie chcą przyznać, że w tych dniach symbol, jakim jest biała róża, został upodlony przez ludzi nienawidzących Polski, polskości, chrześcijaństwa, wolności i demokracji.
WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ, ANDRZEJ ZOLL, JERZY STĘPIEŃ I INNI POKORNI KOMUNIE
Włodzimierz Cimoszewicz (TW „Carex”), były premier, marszałek sejmu, minister spraw zagranicznych, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, a także wieloletni działacz PZPR zarejestrowany w IPN BU 01911/115)- zarejestrowany przez Wydział II Departamentu I MSW jako kontakt operacyjny, także niedoszły kandydat na prezydenta ( w 2005 r.), który po prowokacji z panią Jarucką się wycofał, a także były premier , który po tragicznej powodzi w 1997 mówił tak – „To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda ciągle jest mało powszechna” i te słowa z jego premierostwa najbardziej zostaną zapamiętane.
Ponadto dał się poznać jako, jeden z tych, którzy kajali się w kuriozalnym liście podpisanym przez byłych ministrów spraw zagranicznych w większości TW potępiający Jarosława Kaczyńskiego w związku z jego wypowiedzią rzekomo obrażającą Angelę Merkel ( w 2011 r.)
Andrzej Zoll b. rzecznik praw obywatelskich, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego, zausznik i współpracownik Kazimierza Buchały esbeka w katedrze Prawa Karnego UJ, mason z Loży Rotary Club. Został powołany przez Stanisława Dziwisza metropolitę krakowskiego, masona, na prezesa fundacji „Nie lękajcie się” im św. Jana Pawła II.
Zbigniew Ćwiąkalski. współpracownik esbeków Kazimierza Buchały i Tadeusza Hanauska sekretarza KO PZPR na UJ.
Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. Prawie 900 tys. zł – tyle w 2015 r. otrzymała Fundacja sędziego Trybunału Konstytucyjnego (TK) w stanie spoczynku Jerzego Stępnia od Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kierowanego wówczas przez Grzegorza Schetynę. W tymże roku Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej (FRDL) dostała też dofinansowanie m.in. od Rady Europy (instytucją której jest Komisja Wenecka), Fundacji im. Stefana Batorego oraz licznych polskich urzędów.
PEŁNO ICH WSZĘDZIE
Zresztą polityka, czy media, to wierzchołek góry lodowej. Od potomków zdrajców Polski, utrwalających i budujących komunę, roi się na uczelniach. Przykładem choćby Aleksandra Jasińska – Kania (ur. 1932 r.) socjolog, profesor na Uniwersytecie Warszawskim. Ne bez powodu. Jest córką agenta NKWD w randze prezydenta Polski Bolesława Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej znanej działaczki KPP i PPR.
Autorytet lewaków i feministek Magdalena Środa – naprawdę nazywa się Ciupak i jest córką marksistowskiego socjologa Edwarda Ciupaka, który wiele lat życia poświęcił na walkę z Kościołem katolickim.
Joanna Senyszyn lewaczka, posługująca się knajackim językiem, dla której patriotyzm jest rasizmem, a patriotów określa mianem „szkoda, że ciebie matka nie wyskrobała”.
Żydówka Agnieszka Holland, która podziwiała znieważanie krzyża i ludzi pod nim się modlących, to córka znanych stalinowców Ireny i Henryka Hollandów. Historyk Jerzy Wojciech Borejsza (ur. 1935 r.) specjalizujący się w historii XIX i XX w. od 2004 roku profesor Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, a od 2009 roku profesor Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych tego uniwersytetu, to syn Jerzego Borejszy (1905 – 1952), a właściwie Beniamina Goldberga – brata sadysty Jacka Różańskiego, a właściwie Józefa Goldberga. Co ciekawe prof. Borejsza usprawiedliwia swojego ojca, podobnie jak Adam Michnik – brat stalinowskiego mordercy. – Myślę, że on nie za wiele wiedział, to nie leżało w jego charakterze – przekonuje. Biedny Beniamin Goldberg. Nie wiedział ani co wyprawia jego braciszek, ano co sam robił. O swoim stryju – stalinowskim zbrodniarzu Józefie Goldbergu pan profesor raczej nie mówi nic.
W mediach jako artystka bryluje Magda Umer- bratanica stalinowskiego sadysty Adama Humera i córka oficera KBW. Ojciec Jerzego Stuhra, znanego z atakowania „polskiego nacjonalizmu” był wedle słów samego zainteresowanego, „bezpartyjnym prokuratorem” za Stalina. Oczywiście można wierzyć w tę karkołomną opowieść, ale dla wielu osób jest ona równie prawdziwa, jak opowieści Macieja Stuhra o dzieciach przywiązywanych przez Polaków do tarcz w bitwie pod Cedynią. i tak dalej…
POCHODZENIE MA ZNACZENIE, A ANDRZEJ DUDA – RACJĘ
Narodowość ma znaczenie. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, polska historyk pisze w swej skądinąd świetnej, a nawet odkrywczej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. […] Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria – pisze Krzysztof Baliński.
W Banku Rezerw Federalnych, zwanym FED, Stanley Fischer pojawił się jesienią 2014 roku, „New York Times” piał z zachwytu: bankiem centralnym kierował będzie ekonomiczny „dream team”, jego kluczowym zadaniem będzie publiczna obrona FED przed narastającym chórem krytyków, żądających wprowadzania regulacji nadzorczych nad bankami, a także zachowanie jak największej niezależności FED. Fischer z zadania wywiązał się znakomicie – odpierając ataki kongresmenów, ostrzegł: żądania większej jawności polityki FED osłabiają bank centralny. „Iluzją” nazwał także to, że inspektorzy FED powinni wiedzieć wszystko o bankach, które nadzorują. Stanowczo sprzeciwił się oskarżeniom, że FED nie kontroluje Wall Street i był zbyt spolegliwy wobec banku Goldman Sachs. Dziennikarz innej etnicznej gazety „The Washington Post” podkreślił: najmocniejszą bronią Fischera są koneksje w świecie finansów. Ta akurat informacja zwiększyła tylko niepokój kongresmenów, którym nie w smak, że Obamę otorbia zbyt wielu ludzi związanych z dużymi bankami.
Stanley Fischer, pochodzący z naszych Kresów II RP, litewski Żyd, ma obywatelstwo izraelskie, przez ostatnie 8 lat był gubernatorem Banku Izraela. Jego nominacja wywołała ożywioną polemikę: czy tak ważne, kluczowe z punktu widzenia gospodarki stanowisko, w najważniejszym centralnym banku na świecie objąć może człowiek z obcym obywatelstwem? Czy nie dojdzie u niego do konfliktu lojalności, a nawet kolizji interesów USA i Izraela? Bo mogą przecież być różne! Fischer był w młodości działaczem syjonistycznym. Dlatego, jak sam przyznał, przeniósł się z USA do Izraela i stanął na czele Banku Izraela, „by go wspomagać”. Teraz przeniósł się z Izraela do FED. Też po to, by go wspomagać? Krytycy nominacji przypomnieli, że Fischer odegrał wraz z Mosadem centralną rolę w wymuszeniu na Obamie sankcji wobec Iranu. Przypomnieli też przestrogę: lobby żydowskie przyzwyczaja Amerykanów do tego, że posiadacze podwójnego obywatelstwa kursować będą między kierowniczymi stanowiskami rządowymi w USA i Izraelu. Pikanterii dodaje tu fakt, że sam Izrael nie zezwala na podwójne obywatelstwo prezesom swoich banków (a także członkom załóg łodzi podwodnych z głowicami atomowymi!).
Przypomnieć tu także warto, że nie tak dawno minister obrony tego kraju zmuszony został do dymisji, gdy wyszło na jaw, że ma konto w amerykańskim banku. Powodem zaniepokojenia opinii publicznej było nie tylko izraelskie obywatelstwo Fischera, ale i inne plamy w życiorysie.
W latach 70. związany był z Uniwersytetem w Chicago, tj. z tzw. Szkołą Miltona Friedmana, i na swych poprzednich stanowiskach w MFW i BŚ szkołę tę reprezentował, dewastując gospodarkę światową terapią szokową. Po upadku ZSRR nadzorował także rabunkową prywatyzację przemysłu w Rosji i w Polsce, z wiadomym skutkiem.
Nominacja Fischera potwierdziła także inny fakt – przez ostatnie trzy dekady FED rządzą nieprzerwanie Żydzi, a obecna prezes tej instytucji, Janet Yellen jest jej piątym żydowskim szefem w ciągu ostatnich lat. Nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć talmudyczne prawo o chazakah: zarządzałeś czymś nieprzerwanie 3 lata – jest to twoje. A propos Yellen, urodziła się na nowojorskim Brooklynie jako córka Anny Blumenthal i Juliusza Yellen, który w Polsce nosił pospolite żydowskie nazwisko Jeleń. FED to nieco dziwny bank centralny. Chociaż jego prezesa i zastępcę formalnie mianuje prezydent, są oni wybrańcami i reprezentantami prywatnych banków. W rzeczywistości „właścicielami” FED są znane bankierskie rody: Rockefellerowie, Rotszyldowie, Warburgowie, kontrolujące takie banki, jak: Goldman Sachs, Chase Manhattan, N.M. Rothschild z Londynu, Lazard Brothers z Paryża. Oprócz statutowego zadania, wytyczania polityki monetarnej, FED monopolizuje nadzór nad Wall Street i bankami. Powierzenie FED i bankom prywatnym kreacji pieniądza oznacza forowanie interesów banków przed realną gospodarką oraz spekulacji finansowych jako głównego źródła zysku.
Zdominowanie FED przez przedstawicieli jednej nacji umacnia rozpowszechnione w USA opinie utożsamiające go z kosmopolitycznymi lichwiarzami, utrzymującymi rząd i społeczeństwo amerykańskie w stanie ciągłego zadłużenia i zniewalającymi świat lichwiarskimi kredytami. Skupiona w FED władza ma olbrzymi wpływ nie tylko na gospodarkę, ale także na politykę państwa; czyni z FED równoległy rząd prowadzący własną, często konkurencyjną wobec konstytucyjnych władz, politykę. Pouczający jest tu przypadek „naszego” Belki i jego wyczynów rodem z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Podsłuchana rozmowa z Sienkiewiczem to nie tylko jednoznaczna i skandaliczna próba manipulowania emisją pieniądza w interesie rządzącej sitwy, ale dowód, że – tak jak prezes FED – sprawuje władzę nie w interesie narodowej gospodarki, lecz banków. W 2007 r., w szczytowym okresie kryzysu finansowego, 34-letni makler Alessio Rastani z londyńskiego City zszokował świat, gdy ogłosił, że światem nie rządzą rządy, tylko Goldman Sachs. I rzeczywiście, ten iście piekielny bank, którym kierował Lloyd Blankfein, stał za pompowaniem bańki kredytowej w USA i był bezpośrednim sprawcą światowego kryzysu finansowego. Goldman Sachs, JP Morgan, Morgan Stanley i Citigroup nazywają się bankami inwestycyjnymi. W rzeczywistości to żerujący na światowych rynkach bezwzględni spekulanci, nie przypadkiem zwani bankstersami (bankier + gangster), tj. kompanami w przekrętach, gotowymi dla zysków zniszczyć nawet gospodarkę własnego kraju.
Kto mógłby postawić się globalnym spekulantom? Chyba tylko rząd USA, bo to w Nowym Jorku koczują owi lichwiarze. Nie będzie to łatwe. Administracja Obamy jest równie bogata w ludzi Goldmana, jak poprzednie. Wymieniony Lloyd Blankfein był jednym z głównych sponsorów kampanii wyborczej Obamy, i w ogóle jednym z najbardziej szczodrych dawców na kampanie wyborcze amerykańskich polityków. Henry Paulson, były prezes Banku, po upadku Lehman Brothers, gdy amerykański system finansowy stanął na krawędzi bankructwa, uratował prywatne korporacje i banki – oczywiście za pieniądze podatników – przydzielając im 16 bilionów dolarów, jako „rządową pomoc finansową”.
Najwięcej skorzystać miał z niej b. pracodawca Paulsona, Goldman Sachs. Sekretarzem skarbu Obama mianował Jacoba Lewa, syna żydowskiego emigranta z Polski, też byłego bankowca w Citigroup. Dziś podpis Lewa widnieje na dolarowych banknotach.
Dla banku pracował były sekretarz skarbu Robert Rubin, dziś osobisty doradca Obamy. Szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi to także były doradca, czyli wychowanek tego banku.
Dziś w jego rękach spoczywa przyszłość strefy euro. Szefowie banków centralnych Włoch i Kanady, minister finansów Grecji, poprzedni prezes Banku Światowego David Wolfensohn, prezes nowojorskiej giełdy i trzej ostatni szefowie FED to też wychowankowie Goldmana. A propos Wolfensohna – malutki i tłuściutki bankier to syn Hymana, emigranta z Polski. Bank ma swoich ludzi nawet wśród politycznych emerytów. Dla Goldman Sachs pracuje były premier Kazimierz Marcinkiewicz, lobbując przy intratnych przejęciach i prywatyzacjach. Tym samym zajmuje się kilku byłych europejskich komisarzy. Może więc rację miał Alessio Rastani, że Goldman Sachs rządzi światem?
TĘSKNIĘ ZA TOBĄ – EWA KUREK – WYBITNA FILOSEMITKA
Nazwanie kogoś „żydowskim dziennikarzem” to kardynalny błąd w sztuce prowadzenia dyskusji, bo korzenie narodowe nijak się mają do przedmiotu sporu, czyli stosunków polsko-ukraińskich – czytamy w jednym z tekstów Ewy Kurek w „Warszawskiej Gazecie”. W innym miejscu ta sama polemistka, kpiąc z tych, ( dotyczy publicysty „Warszawskiej Gazety” Aleksandra Szumańskiego i polskiego pisarza, Waldemara Łysiaka) którzy utrzymują, że ukraiński Majdan nie jest wyrazem woli Ukraińców, lecz dziełem światowego spisku Żydów i masonerii, ucieka się do wielce odkrywczego argumentu:
Żydzi z zasady stronili od konspiracji i nigdy nie mieli o niej pojęcia. Ponieważ konspiracja kłóciła się m.in. z religijnymi żydowskimi nakazami posłuszeństwa wobec władz krajów, w których mieszkali. Sam sprawca zamieszania, Dawid Wildstein, bo to on jest owym „żydowskim dziennikarzem”, zalecił Polakom: nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców. Czynił to jako kto?
Jako dziennikarz polski, ukraiński, huculski?
Dawid Wildstein (syn masona Bronisława Wildsteina), swą narodowością epatuje agresywnie na każdym kroku. Jest szefem Forum Żydów Polskich, dla których epitet „żydowski” to komplement, a nawet wyróżnienie (vide uciecha, z jaką przyjęli inwokację – „Tęsknię za Tobą, Żydzie”). Dawid Wildstein nie obraził się. Obraziła się natomiast „polska(?) historyk” Ewa Kurek
A propos Dawida Wildsteina, jego dziadek był ubekiem, a ojciec Bronisław Wildstein jest masonem. Czy i to ma się nijak do przedmiotu sporu, uwzględniwszy fakt dominującego udziału przedstawicieli pewnej nacji w kreowaniu komunizmu i oczernianiu Polaków? I czy nie z tego bierze się schizofreniczny dylemat całej prawicy laickiej i jego rodzimej „Gazety Polskiej” – jak być antykomunistą i równocześnie filosemitą?
Narodowość ma znaczenie. I to nie tylko w przedmiocie tego sporu. Bo czyż nawoływania Pawła Kowala do wspierania banderowskiej Ukrainy nie wyjaśnia to, że jest Ukraińcem? Czy słowa Henryka Wujca, że był 100 razy na Majdanie i żadnych faszystów nie widział, nie mają żadnego związku z tym, że jest ukraińskim chłopem, w dodatku spod Biłgoraja? Czy za antykatolickimi wyczynami Jana Hartmana nie stoi aby jego żydowskie pochodzenie? A propos tego ostatniego, „polska” historyk pisze, w swej książce, że jednym z powodów awersji Żydów do Polaków są uprzedzenia wobec chrześcijaństwa. A tak w ogóle, czy aby „polski historyk” też nie jest obraźliwe i też ma się nijak do przedmiotu sporu?
A może lepsze byłoby: historyk „tubylczy”, „tutejszy”, „lubelski”, a nawet „europejski”?
Na szczęście w rozstrzygnięciu sporu pomocni są inni „polscy historycy”, którzy dowodzą, że Żydzi ukrywają swe pochodzenie, członkowie tej samej rodziny występują pod różnymi nazwiskami i wpadają we wściekłość, gdy ktoś to odkryje; mają silne poczucie świadomości narodowej, bo każdy poda z pamięci bez zająknięcia imiona przodków do 10 pokoleń wstecz; są mistrzami konspiracji, czego przykładem masoneria; mają specyficzną instytucję Esterki w celach łóżkowego lobbingu na rzecz interesów diaspory, co w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne.
W Polsce pochodzenie etniczne bankowca, polityka, dziennikarza to temat tabu. Powód – lata skutecznej tresury „Wyborczej” i wszechogarniający strach przed oskarżeniami o nacjonalizm. Sama „Wyborcza” takich skrupułów nie ma. Etniczne etykiety przylepia komu chce i kiedy chce. Ma na to monopol. Raz twierdzi, że w Polsce Żydów nie ma, a wypominanie komuś pochodzenia to „antysemityzm”. Innym razem publikuje całoszpaltowy hagiograficzny artykuł tylko po to, by przekazać, że jego bohater to Żyd. Jeszcze innego zdania jest redaktor Konstanty Gebert, który utrzymuje, że Żydzi w Polsce nie tylko są, ale w dodatku mają interesy i o nie zabiegają.
W amerykańskim miesięczniku „Moment” zamieścił takie przemyślenia: żydowscy profesorowie zdominują wydziały polskiej historii i tradycji na uniwersytetach […] lobby żydowskie wkrótce wzrośnie w siłę […] w połowie przyszłego wieku polscy Żydzi będą siłą przewodnią Polski. Ochoczo słowa „Polak” używają, a nawet nadużywają wtedy, gdy można je opatrzyć epitetem brudny, głupi. Nie przeszkadza im ono w inwokacjach, takich jak: z pomocy społecznej korzysta 1,8 mln Polaków; w skrajnym ubóstwie żyje 7,4 proc. Polaków. Inny przykład – w 2005 r., kiedy sprawę dziadka z Wehrmachtu na światło dzienne wyciągnął Jacek Kurski, oburzyły się wszystkie media. Od sprawy odciął się sam prezes PiS. Tymczasem w świecie miało to znaczenie. Po nominacji Tuska na szefa RE sprawa powróciła. Czeskie i rosyjskie media wypomniały mu przeszłość dziadka, który w czasie wojny miał nie tylko służyć w Wehrmachcie, ale również w SS i nosić niemieckie mundury. Wracając do Fischera – w USA o pochodzeniu etnicznym, o „żydowskim bankierze” i „żydowskim dziennikarzu” mówić wolno. Tak jak mówić wolno o dominacji przedstawicieli jednej nacji nad FED i finansami świata. Tam pochodzenie etniczne ma znaczenie, jest podstawą oceny wiarygodności polityka. Tam wyborca ma prawo wiedzieć, czy w grę nie wchodzi lojalność wobec innego państwa, gdy jego przedstawiciel w Kongresie głosuje za miliardową, bezzwrotną pomocą dla Izraela.
Dokumenty, źródła, cytaty:
Krzysztof Wyszkowski „Zdrajcy są gotowi podpalić Polskę” „Głos” Toronto nr 21; 24 – 29. 05. 2017
– „Warszawska Gazeta”