Obudźmy się, a potem budujmy naszą Polskę!
30/08/2011
564 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
Czas na zmianę pokoleniową w Polsce. Czas na nowe programy, projekty, wizje, wyzwania i rozwiązania. Tu potrzeba świeżej krwi i kreatywnej myśli. Młodzi nie dajcie się robić w ciula starcom i „okaleczeńcom” targowicy. Przejmujcie ster. Już czas.
Chcecie wiedzieć, co czeka nas po wyborach? Oto co nas czeka: zaciskanie pasa, krew, pot i łzy. To nie jest jednak najgorsze widmo, bo na dodatek, taki luksus zafunduje nam – najprawdopodobniej – nieudolna do siedmiu boleści władza. I cokolwiek z nas wycisną, by nadal wypasać siebie przy żłobach, pójdzie na marne. W zatracenie.
Teraz, w fazie igrzysk, gęby polityków wypiękniały. Spozieram na facebooku na osobowości zaprzyjaźnionych posłów po liftingu (nazwisk celowo nie podaję) i nie dochodzę do siebie z zadziwienia. Jak taki pokurcz, kurcze blade, ma czelność załgiwać, mnie znajomego, który widział – nie w transie a face to face – realną facjatę i malować se portret młodszego o dwadzieścia lat ciała? Kurcze, myślę sobie, a jesli tak jest ze wszystkim? Oddali nie tylko własne maski w łapy makijażystów oraz grafików komputerowych, a i – na domiar złego, co w dobre nie idzie – własne dusze pokurczone. Od mozołu znojnej pracy robienia siebie na bóstwa brakuje onym czasu na pracę legislacyjną. Ot, ludu pracujący, niepracujący i emigrujący miast, miasteczek i wsi masz za swoje.
Bo to jest tak. Mniejsza o lifting surduta, gdy słoma wystaje z buta i w bucie ze słomy wyjętym, postawa męża zaufania nie ustoi na trzeźwo ani przez sekundę. W pijanym widzie kiwa się ta cała polska demokracja pozorów. Hucpa wielkich partii, które ciągną taboły cyganów i cyganiątek, i ocyganionych bydlątek. Ta, boli to, jak jasna cholera, że znów oczadzają nas dranie, by się przypodobać.
Na platformie tonie „Polska w budowie", a gawiedź widzi własną rozgrzebaną lub żywcem grzebaną okolicę przez klapki telewizora i ankieterom mówi: rząd nie rządzi dobrze, ale to wina Jarosława Kaczyńskiego, ergo zagłosuję na PO. Widać, w eterze unosi się jakiś mem zbiorowego liftingu wolnej woli, który nakazuje elektoratowi, co ma mysleć i komu się oddać. Elektorat po liftingu wolnej woli woli wolę zniewoloną oraz upiększoną i nie zechce certolić się z wyborami. Albo PiS, albo Front Jedności Narodu, z przewodnią siłą PO. To granica wyboru, poza którą wychyli się niewielu.
Tym razem jestem lemingiem niewychylnym, nieprzychylnym ekipie, która grzebie właśnie Polskę i zagłosuję na PiS. A co? A po co? A to, że tak trzeba. Drugi wybór, który polecam, gdy nie masz na kogo stracić głosu, to niewybór. Nie idź do urny, lecz na Pielgrzymkę własnego życia, z której przyniesiesz trochę oleju do głowy. Olej w głowie jest każdemu potrzebny, bo wypłynie na wierzch szumowin – jako potrzeba powrotu do cywilizacji sprawiedliwości.
Jaka jest wizja przyszłości Naszej umiłowanej Ojczyzny? Nasi umiłowani wodzowie, wspólnie z dworzanami i paziami z zaprzyjaźnionych mediów, właśnie to licytują. Coś tam pobrzękują o potrzebie debat, które nas ubawią do rozpuku. Przypomniałem sobie oto właśnie profesorski poziom debaty o OFE i emeryturach, którym uraczył nas z telewizorni Leszek Balcerowicz pospołu z Vicentem Rostowskim i wymiękłem na długo, bo do dziś. Taki bełkot pseudoekonomicznej niewiedzy. A przecież nikt tego nie reżyserował, by profesorom odebrać rozum. Nie wypunktował i nie orzekł, że pieprzycie Panowie od rzeczy, aby jeno własne interesa i lobbies obronić przed okradzionymi eunuchami.
Bufonada. Bufon na bufonie i każdy przedstawiciel Frontu Jedności Narodu chce wskoczyć w okienko na szkle, koniecznie w najlepszym czasie antenowym. Pobzykać se z zaprzyjaźnionym dziennikarzem lub dziennikarką o kraju, który rośnie w siłę, gdyż ludziom żyje się dostatniej.
A marny los opozycji, która nie rządzi, lecz odpowiada za całe zło, nikogo przecież specjalnie nie zmartwi. Sumienie elektoratów da się utwardzić magnetycznie w dobie dzisiejszych technologii frekwencyjnych, nadawanych podprogowo wprost do mózgu podczas tańcow na lodzie i wtykania Flagi Polskiej w psie gówno. Gawiedź pójdzie po piwo i z puszek ulepi krzyż, co nie zostanie nawet potępione przez hierarchów Kościoła katolickiego. Gawiedź nie powiedziała ostatniego słowa. Oczekujcie na kolejne akty deprawacji i ohydy. Lucyfer ma własne chorągwie w odwodach a one wciąż rosną – na dyskotekach techno, na tęczowych paradach, podczas seansów przemocy wydalanej z siebie jak gówno przez publicystów i filmowców.
To co? Zgadzasz się z takim muppet show? Lubisz Jarka, czy von Donka, znaczy się Donalda Franciszka? Lubisz Waldka, Grzesia, Stefanka, Januszka, Radosławka… Lubisz, lubisz, a nawet uwielbiasz, lecz ta odrośl obywatelskiej ślepoty nie wyrosła z uczuć szlachetnych, lecz z mroku nienawiści i bezradności. Lubisz, bo najpierw nienawidzisz. Kazali nienawidzić, czy tak sam z siebie dochodzisz, w wychodku kłamstw publicznie urabianych na gówno prawdę, do ekstazy?
Cztery lata nierządów robi swoje. Polska nierządem stoi. I co z tego, skoro wybierającym nierząd, nie przestanie zwisać? Gdy morale dobrze zwisa, to nawet lepiej się żyje niż gdyby stało na baczność, wyprostowane jak struna globalisty. Coś o tym wiedzą nie tylko politycy i agenci, białe kitle z korporacji dla szczurów i anielska Angela z diabelskim Władimirem Władimirowiczem. Coś o tym wie nawet pospolity ćpun czy niewiasta urabiająca grosz do grosza w najstarszym fachu świata.
Próżne żale, próżny trud i próżne złorzeczenia. Wieszcz napisał to piękniej, a ja napiszę, że ugrupowania pozaparlamentarne nie dojdą tym razem do parlamentu. Hop siup – bez kasy płota nie przeskoczysz, bez dostępu do mediów nie dostąpisz błogosławieństwa mamienia elektoratu własnymi alternatywnymi mirazami lepszych światów. Nie tędy droga. O nie.
Co ma być, będzie. Świat stoczy się na krawędź zatracenia nie pierwszy raz. Rzecz jawi się jako znacznie poważniejsza. Tu nie chodzi już o dyrdymały, czy nierząd dusz będzie sprawował Donek, Bronek czy Atomek? Tu chodzi o sprawę z najwyższej powały naszego świata: jak przywrócić dla dusz ład i porządek, normalne morale.
Historia pozostawiała buntownikom jedną opcję: robimy chłopcy rewolucję. Na bagnety dziś się nie da, na bombki atomowe tym bardziej. Pozostaje opcja rewolucji w zbiorowej świadomości lub nieświadomości. A ja powiem: Nie róbcie chłopcy rewolucji, bo ona pożera własne dzieci, a starych strąca w odmęt zmącenia umysłów. Odradzam też kontrewolucję. Te wszystkie kołowrotki lewo-lub prawoskrętne prowadzą do skrętu kiszek i boleści. Nie przykładajcie łap do wywrotki cywilizacji śmierci, gdyż śmierć sama odchodzi, gdy do kultury i cywilizacji powraca życie.
A życie powraca, gdy chore ciało obumiera a chory duch idzie na zatracenie. Chore musi obumrzeć i zabrać ze sobą, co zarazi, zainfekuje. To ja mówię: czas się wyleczyć z trądu, obudzić z letargu, nawrócić i uklęknąć przed Chrystusem. Czas dojrzewa do zrozumienia owych ścieżek świadomości, które zostały przepowiedziane w Apokalipsie św. Jana. Czy ktoś wie, że Jan Paweł II w swych rekolekcjach za cywilizacją życia wspominał o dobrym końcu? O Orędowniku cywilizacji życia, módl się za nami!
Co ma umrzeć, niech umiera. Co ma odrodzić się z popiołów, niech się odrodzi. Nasz wybór polega dziś na szczególnym wyzwaniu do odróżniania prawdy od kłamstwa, dobra od zła, sprawiedliwości od niesprawiedliwości. To pokolenie stoi przed najtrudniejszym wyzwaniem w historii ludzkości. Prawda zakopana pod tonami ściemy medialnej musi być wyjatkowo mocna, by wykiełkować z ziarna sumienia, przebić się ku światłu przestrzeni publicznej. I będzie taka, gdy dostanie wsparcie duchowe wiary naszej, która podąży za nadprzyrodzoną łaską. Proste dobro, utopione w relatywizmach i tęczowym postępie, cicho sza, w pogardzie długo pozostanie zakopywane, w grobach politycznej poprawności cywilizacji śmierci. Z tym mamy walczyć – zaczynając od siebie. O sprawiedliwość powalczyć nam przyjdzie na ścieżkach politycznych, bo prawo trzeba zmienić, a to jest niemożliwe bez szerokiej i głębokiej Solidarności wszystkich ludzi dobrej woli. Niemożliwe bez zbudownia szerokiego ruchu, który odzyska wplyw na władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą – wyrwie władzę z łap korporacjokratów, faktycznie rządzących dziś w Polsce i na świecie.
Demokracja jest dziś hucpą i fikcją. Nie oszukujcie się. W obszarach zawojowanych przez bojowników cywilizacji śmierci nie ma innej opcji.
Jakoś przeżyjemy wyborcze hece. Jakoś przetrwamy to, co urąga naszemu rozumowi – butę i niepowagę polskiej wojny domowej. A co nastąpi potem?
Potem nastąpi potem. Nie liczcie, że po wyborach zmniejszy się presja na manipulację, na populistyczne hasła, na urabianie lemingów. Ona tylko przesunie się na inny front. Jeśli wygra PO, winny naszym klęskom będzie wciąż PiS. Jeśli wygra PiS, nastąpi wściekły atak na rząd, który utworzy. Słowem, powtórka z rozrywki na nas czeka, lecz dziś nie znamy sztandaru, pod którym walczyć z nami będzie międzynarodowa i polska korporacjokracja.
My pozostaniemy tu, gdzie zawsze, z ręką w nocniku – bezradni. Lub, my pójdziemy po rozum do głowy – do królestwa, w którym Chrystus jest Królem i Panem, zaś my jesteśmy dla siebie jak siostry i bracia w Chrystusie. W Polsce tak trzeba myśleć. To nasza tarcza – druga tarcza, wzmacniająca tarczę Królowej Polski, Maryi, którą po rycersku mamy przyjąć w nadchodzącym oddechu historii.
Potrzebujemy rewolucji świadomości. Rewolucji duchowej – nieodwołalnej po przebudzeniu się z letargu zniewolenia demonicznymi kryzysami cywilizacji śmierci. Taka rewolucja nie pożera własnych dzieci.
Na koniec przeskoczę na niższe fazy opisu rzeczywistości, do politycznych celi, w których zostaliśmy zamknięci razem z naszą Rzeczpospolitą po czasach okrągłego stołu. To smutne, że po ponad dwudziestu latach rządzić nami będą te same gęby starców po liftingu i ich imitatorów. Najkrócej, tamto pokolenie, po tym jak doprowadziło III Rzeczpospolitą na krawędź unicestwienia, nie ma moralnego prawa, by przedłużać swe panowanie. Ktoś musi zabrać im zabawki.
Czas na zmianę pokoleniową w Polsce. Czas na nowe programy, projekty, wizje, wyzwania i rozwiązania. Tu potrzeba świeżej krwi i kreatywnej myśli. Młodzi, nie dajcie się robić w ciula starcom i "okaleczeńcom" targowicy. Bierzcie sprawy we własne ręce. Czas najwyższy, jeśli nie chcecie być niewolnikami we własnym domu. Wolna myśl, walka o sprawiedliwość i praca organiczna od podstaw. Dla siebie i dla rodziny. Dla Ojczyzny.
Czas postawić barykady i powiedzieć „Nie“. Nie dla deprawacji. Nie dla korupcji. Nie dla ściemy i kłamstwa. Nie dla przemocy przebranej w togi nagrzanych sądów. Nie dla mediów zabijających fakty,prawdy i nawet mity. Nie dla niekompetencji urzędników. Nie dla nieudolności rządu pudrowanego kłamstwem zaprzyjaźnionych mediów. Nie dla życia cwaniaków i hochsztaplerów na koszt podatników. Nie dla braku programów wyborczych i nieodpowiedzialności za słowo. Nie, nie, nie – tysiąckrotnie to „Nie“ można pomnożyć, gdy zaczniemy wchodzić w analizy poszczegolnych sfer i detali Polskiego Państwa, prawa, gospodarki i praktyk, które duszą gospodarność i wolność Polaków.
Świadomość „Nie“ jest ważna. To świadomość duchowej barykady, którą trzeba zbudować przeciw cywilizacji śmierci. Jeśli jej nie zbudujecie, jeśli jej wspólnie razem, dzieci z własnymi rodzicami i dziadkami, nie zbudujemy, marne będą losy tego pokolenia, które weszło, wchodzi i będzie wkrótce wchodzić w dorosłe życie. Oraz pokoleń następnych. Wymrzemy i zbiedniejemy. Czas to dobitnie powiedzieć. Czas się obudzić do walki o odrodzenie Ducha, o odnowę.
Nie ma innej drogi. Bez świadomości „Nie“ nie urośnie świadomość „Tak“. Nigdy nie nauczymy się budować lepszej marki Polski i Polaków w świecie. Nie odzyskamy prawa do bycia Gospodarzami na własnej ziemi. „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak – nie, nie! A co nadto jest, od Złego pochodzi“ (Mt 5, 37).
Tak jest, czy tak nie jest? Przez jedną chwilę pomyślcie. Pomedytujcie nad własnym losem.
A potem budujcie własny świat, własną Polskę. A potem budujmy Rzeczpospolitą wspólnie.