Gdy kilka dni temu zaśmiewałem się do łez z „chochlika drukarskiego” na jednym z portali nie przypuszczałem, że rzeczywistość tak szybko go przerośnie.
„Sanitariusze wywozili ze szpitala zwłoki, a później wracali do zdrowych pacjentów”.
No, to wiadomo dlaczego tyle się czeka na leczenie – bo w szpitalach są sami zdrowi i dla chorych nie ma miejsca. Z drugiej strony – ma to jednak jakiś sens; chory w szpitalu może nie wyzdrowieć, co popsuje statystyki, nadto generuje koszty – badania, lekarstwa etc.
Żarty żartami, aż tu dała znać o sobie rzeczywistość.
Jarosław Biliński, wiceszef Porozumienia Rezydentów OZZL zaproponował, aby ubezpieczeni przechodzili raz – dwa razy do roku „obowiązkowy przegląd zdrowotny”. Ci, którzy się nie stawią mieliby płacić „za karę” większe składki na ubezpieczenie zdrowotne. „Jeśli pacjent nie stawiłby się w określonym terminie u lekarza, to za karę powinien zapłacić większą składkę zdrowotną. Obywatel, rezygnując z bilansu, daje do zrozumienia, że nie chce dbać o swoje zdrowie” argumentuje p. Biliński.
W sumie – ludzki człowiek z p. Jarosława, wszak mógł zażądać ścigania niestawiających się na obowiązkowy przegląd zdrowotny z paragrafów o narażenie skarbu państwa na straty finansowe.
To ja zaproponuję – posługując się logiką p. Jarosława – podobne rozwiązanie: lekarz / rezydent, który nie leczy się sam powinien płacić większą składkę zdrowotną. Korzystając z pomocy innych lekarzy, daje do zrozumienia, że się nie przykładał do studiów, które mu sfinansowało społeczeństwo.