Czy te dupki w garniakach ze źle dopasowanymi krawatami, wraz ze swoim naczelnym z problemami logopedycznymi, zdurnieli do końca?
Czy te dupki w garniakach ze źle dopasowanymi krawatami, wraz ze swoim naczelnym z problemami logopedycznymi, zdurnieli do końca? W propagandowej wrzawie jaką podnoszą w sprawie niby reformy emerytur, wszyscy jak jeden mąż, prezentują postawę, że cały naród ma OBOWIĄZEK PRACY !!! To już nie jest szczytny, konstytucyjny przywilej – prawo do pracy, tylko obowiązek, przymus.
Widać ich determinację, bo gdyby społeczeństwo nagle zmądrzało i prawidłowo zaczęłoby rozumieć i egzekwować swoje PRAWA, to ich domek z kart, zwany Polską, rozsypałby się w drebiezgi. A wtedy oni musieliby szukać pracy – może na Madagaskarze.
Mam dobrego, norweskiego przyjaciela Kurta, który wraz ze mną ciężko pracuje. Ścieżki nasze się skrzyżowały, gdy pojąłem, dobre 30 lat temu, że w Polsce nie ma dla mnie szans na uczciwą, satysfakcjonującą pracę. Jakoś nie pasowałem. I Kurt, będąc Norwegiem ma większą satysfakcję ze swojej pracy – ma lepszą ścieżkę kariery, ma lepsze zabezpieczenia i spokojnie może lokować, bądź inwestować owoce swojej pracy. Gdyby nie był histerykiem, mógłbym powiedzieć, że jest szczęśliwy i ja mu zazdroszczę.
W nocnych rozmowach, często pojawia się postać jego brata Kristiana. Kristian jest wagabundą, mieszka w Kopenhadze, gra na gitarze na dworcach i ulicach i żyje z tego, co mu tam dobrzy ludzie do tego kapelusza wrzucą. I oboje, Kurt i ja cholernie mu zazdrościmy, – dlatego, że JEST WOLNY jak szczygieł.
Więc hitlerowskie hasło, umieszczane na tysiącach bram Rzeszy i także na bramie Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu: ARBEIT MACHT FREI, niezależnie od tego, że jest wyjątkowo cyniczne i ohydnie ironiczne, jest również fałszywe.
Praca nie jest tym, co daje wolność. W żadnym wypadku. Praca jest obowiązkiem, który sami sobie narzucamy.
Ale jeżeli ktoś nam tą pracę narzuca, człowiek, czy instytucja, to to już jest niewolnictwo.
Coraz więcej naszej życiowej aktywności zaczyna być oparte na przymusie. Zastanawiające jest to, że te przymusy skierowane są do ludzi pracy. A po cichu wyrasta, tuczy się, grubieje, hołubiona przez władze silna grupa, tych, co nie pracują, a robią interesy. Czy możesz przywołać, choć jeden akt prawny minionego dwudziestolecia, który byłby niedobry, dla tak zwanego dużego biznesu? Lub choćby jakieś rozporządzenia?
W mediach grzmiącym echem brzmi sprawa menadżera (w środowiskach szołbiznesu – menago), który ma dostać nagrodę za dzieło, w wysokości 570 tyś zł. Warto przypomnieć, że jak dotychczas największą nagrodę za odejście z pracy dostał pan Jan Krzysztof Bielecki, serdeczny przyjaciel z boiska naszego fjutbolisty Tuska, w wysokości około 7 milionów!
I warto było patrzeć, na tą niby inteligentną, lecz jak się okazało niezbyt rozgarniętą, panią minister Muchę, jak w dziesiątkach wywiadów, przekonywała, że pan menadżer MUSI dostać nagrodę, bo ma KONTRAKT!; a ona żyje w państwie prawa, gdzie kontrakt jest jak mojżeszowe tablice. Dziwnego prawa, może tak, ale nie sprawiedliwości.
Dobrze, ja też mam kontrakt. I wiem, że jak coś spieprzę, to wyleją mnie na zbity pysk i każą płacić wszystkie straty.
Coraz bardziej tzw. establishment, poniżej 1% narodu, odsuwa się odobywateli, którzy bardziej i bardziej stają się prolami – nowoczesnymi niewolnikami. Raz postraszyć masy, raz dać puszkę piwa.
Idioci w garniakach, ze źle dopasowanymi krawatami, jak mantrę powtarzają kretyństwo przeciwko referendum, – jeśli zapytać ludzi, czy chcą dłużej pracować, to przecież wiadomo, że wszyscy odpowiedzą – NIE!
A co to oznacza panowie filozofowie i socjolodzy?
Ja sobie tylko wspomnę słowa ulubionej piosenki: – „…kiedy smacznie usnę pod gruszą, na dowolnie wybranym boku, wtedy mam, co na świecie najświętsze – święty spokój.”