Już kilka dni temu, nasz dzielny minister spraw zagranicznych znów ściągnął na siebie ogień adwersarzy. Łatwo mu poszło. Wiedział, że wystarczy pobajać o Powstaniu jako o "katastrofie narodowej", a emocje od razu wybuchną z wielką siłą. Kiedyś, w zupełnie innych sprawach, podobne manewry stosował prezydent Komorowski (np. wywiad dla GW o przenoszeniu krzyża spod pałacu + operacja "tablica").
Schemat jest ten sam. Prowokuja, ustawiają adwersarzy w narożniku ekstremistów, a potem wygodnie ustawionych przeciwników okładają za fanatyzm, agresję, brak kultury itp. Zawsze tak samo, zawsze tak łatwo…
Drodzy Prawicowcy, zapomnijmy na chwilę o drugiej stronie 🙂
Żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość, proponuję, żebyśmy zapytali samych siebie o własne zasady w politycznych rozgrywkach. Warto sobie zadac kilka pytań porządkowych.
Czy akceptujemy każde zjawisko po "naszej" stronie?
1) Czy w czasie uroczystości ku czci Bohaterów powinniśmy zajmować się polityczną bieżączka?
2) Czy powinniśmy chodzić z szubienicami na uroczystości państwowe albo kościelne?
3) Czy powinniśmy chodzić ze słoikami na wzór "gównianych dziadków"?
4) Czy powinnismy przynosić granaty?
5) Czy powinniśmy usprawiedliwiać każde działanie dziadków ze WSI? Jeśli tylko będą udawali "naszych"?
6) Czy mamy prawo żądać od nich żeby nie zanurzali nas w gównie?
Dla jasności, żeby było wiadomo o co chodziło z "gównianymi dziadkami", przypominam pewną bardzo starą notkę.
W sprawach tak nośnych medialnie jak wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim, profesjonaliści nie powinni zostawiać wszystkiego w rękachamatorów. I nie zostawiają. Emocje podgrzewane są z niemal naukową precyzją.
Od czasu słynnego wywiadu Prezydenta w Gazecie Wyborczej sytuacja stała się dynamic
zna. Mimo, że z reguły trudno jest panować nad żywiołem ludzkich emocji, profesjonaliści i tym razem radzą sobie bardzo dobrze.
Popularyzacja "spontanicznej akcji młodzieży" dała wynik jeszcze lepszy niż sam wywiad. Później fachowemu podgrzewaniu atmosfery sprzyjało pojawianie się coraz to nowych medialnych hitów. Dziennikarze byli w swoim żywiole… A przecież na placu ciągle nie było jeszcze Dody, Joli Rutowicz, ani "pana Kupy".
Mieliśmy za to dziadka ze słoikiem. Był dziadek z granatem. Na miejscu cały czas aktywnie działał szantażysta senatora Piesiewicza… Potem Gazeta Wyborcza dorzuciła do piecyka z emocjami oskarżycielsko popularyzując "obrońcę krzyża", który okazał się ojcem słynnej aktorki filmów porno, a jednocześnie byłej działaczki Unii Wolności. Profesjonaliści sumiennie wypełniają swoje obowiązki…
Wszystko funkcjonuje jak w starym szwajcarskim zegarku.
"Mężczyzna, który przyszedł z granatem w pobliże krzyża pod Pałacem Prezydenckim, nie stanie przed sądem. Prokuratura nie przedstawiła mu żadnych zarzutów" – poinformowała Wyborcza.
Zarzuty? Za dobrze wykonaną pracę? Panowie dziennikarze jak zwykle skorzy do żartów…
Aktualna liczba uczestników "Gulaszowego Czwartku" zarejestrowanych na Facebooku: 499