A teraz plujcie sobie na „trzecia drogę” ile wlezie. Na zdrowie!
Po co czasem jadę z Rzeszowa, odpicowanego jak pudełeczko, do Krakowa. Ano. Wystarczy tam skręcić z głównego traktu, aby zobaczyć smród, bród i ubóstwo. Ubóstwo umysłowe także.
Wypożyczył sobie nas ( chociaż wolałbym powiedzieć mnie) niejaki @RaJan (tu…)jako worek treningowy do walenia w Społeczną Gospodarkę Rynkową i dołaczył do tego tych co to nie mieli chęci mieszania z błotem poglądów prof. Włodzimierza Bojarskiego (tu…). Jeśli chce się znaleźć za ugrzecznioną fasadą burdel w głowi, należy pojechać do Krakowa. Tam szczególny uradzaj na takich osobników.
Przepraszam wszystkich Krakowian. Okazało sie, że bloger @RaJan do Krakowa sie nie przyznaje (po interwencji)
Prof. Bojarskiego nie znam, jednak jego poglądy są mi bliskie. Gdy spotkałem się z zoologicznym atakiem tylko za poglądy (żadną praktykę, tylko poglądy) coś mnie ruszyło…
W Krakowie bowiem można:
Można przypadkowy zapis konstytucyjny o społecznej gospodarce rynkowej wziąć za rzeczywistość gospodarczą w Polsce i walić w ten SGR jak w bęben!!! Gdyby w konstytucji zapisano, że nas ustrój gospodarczy nazywa się „parpawenix do glicowania kolajzy” to ten „parpawenix do glicowania kolajzy” odpowiadałby za stan sądownictwa i inne nieszczęścia, bo tak jest w konstytucji napisane. Tymczasem nasz etatystyczny burdel, tak się ma do polskich projektów (powtarzam, tylko projektów) trzeciej drogi jak wół do karety. Zatem spełnia się stara łacińska mądrość: „kto nie może bić osła bije siodło”. Kto kompletnie nie ma pomysłów na to, jak zdobyć poparcie społeczne dla swoich pomysłów i wygrać wybory, będzie czytał i powtarzał jakieś pierdoły ze spleśniałych książek jakiegoś Austriaka.
Można nic nie wiedzieć na temat polskiego wariantu trzeciej drogi i paplać co ślina na język przyniesie. Istotą trzeciej drogi wprowadzanej wszędzie jest dywersyfikacja własności. Robił to Reagan, i Clinton i inni. Proszę pozwolić, ale wolno nam myśleć w sposób następujący:
„złota wolność gospodarcza” prowadzi do oligarchizacji własności. Tym nowym właścicielom zwykle miesza się w głowach i regularnie organizują kolejne rzeźnie dla plebsu. Łatwo zorganizować ten plebs, aby dokonać przewrotu. Z tej okazji kilku sprytnych skorzystało.
Deoligarchizacja własności ziemskiej poprzez reformę rolną pozwoliło „ograć” naszą suwerenność przez okupanta po drugiej wojnie światowej. Zwolennicy „złotej wolności gospodarczej” stracili zaplecze społeczne na wsi. To nie są wymysły. To jest fakt!. Była szansa, aby to załatwić przed wojna, tylko naszym „patriotom” nie starczyło wyobraźni.
Były także przed wojna projekty deoligarchizacji własności przemysłowej, że nie wspomnę projektu Ignacego Mościckiego pod nazwą „Wspólnota interesów”. Widocznie znowu odezwał się Kraków lub inne umysłowe zadupie i skutecznie sabotował wysiłki prezydenta. Znowu przyszedł okupant i „ograł” naszych zwolenników „złotej wolności gospodarcze”. Towarzysz szmaciak autentycznie poparł okupanta. To nie są brednie, to był fakt! Szybko okazało się, że własność straciła dusze, i że jej skuteczność ekonomiczna jest żadna. Wielu ludzi, w tym wielu „czerwonych”, dobrze sobie z tego zdawała sprawę, gdy wszystko zaczęło się walić.
Polska trzecia droga to stanowisko Grabskiego po wojnie. Twierdził on, że siłę polskiej gospodarce mogą zapewnić jedynie spółki właścicielsko-pracownicze. Szans nie miał żadnych, bo społeczna własność środków produkcji była ustrojowym dogmatem. Jednak ta szansa pojawiła się pod koniec lat 80-tych.
W Krakowie można nie wiedzieć, że może istnieć własność quasi prywatna (własność o ograniczonym dominium), czyli własność indywidualna w ramach powiązań organizacyjnych o charakterze formalnym i nieformalnym. Własność przestaje być własnością oligarchiczną, otrzymuje „duszę” i nie rozwala korzyści płynących z dużej skali produkcji. Szczęściem, w naszym kiedysiejszym mieście wojewódzkim Lwowie, działał Marian Wieleżyński, który wiedział jak to zrobić. Zaraził nawet tym pomysłem członka swej rady nadzorczej Ignacego Mościckiego. Mamy z czego korzystać.
Zatem dla moresu. W konstytucji jest coś tam napisane o SGR, i nie wiadomo czy ten zapis o społecznej gospodarce rynkowej nie został tam wprowadzony „po pijaku”. Wszystkie okoliczności na to wskazują. Aby zobaczyć tę polska „trzecią drogę” musimy wiedzieć ze:
„złota wolność gospodarcza” prowadzi do oligarchizacji i nie ma takich zaklęć, aby ten proces powstrzymać. Jak został ukradziony ten pierwszy milion nie ma, praktycznie, żadnego znaczenia. Gospodarka staje, bo nikt nie będzie sobie d… rozciągał, aby wyposażyć szefa w nowego majbacha.
Uspołecznienie środków produkcji prowadzi do ich zurzędniczenia i też nie na takich zaklęć, aby ten proces zatrzymać. Własność traci duszę. Gospodarka staje, bo zaczyna być więcej chętnych do kradzieży niż wytwarzania dóbr.
Trzecia droga, to dywersyfikacja (upowszechnienie) własności produkcyjnej tak, aby przedsiębiorstwom zapewnić twardy zarząd właścicielski i uwłaszczyć pracowników na majątku produkcyjnym. Nie spółdzielnie, nie spółki pracownicze, nie spółki menagersko-pracownicze, nie spółki pracowniczo-menagerskie, tylko spółki właścicielsko pracownicze. Koniec. Kropka.
A teraz plujcie sobie na „trzecia drogę” ile wlezie. Na zdrowie! Plujcie na Stanisława Staszica, że propagował prototyp klastra gospodarczego (Włościańskie Towarzystwo Ratowania się w Nieszczęściach), plujcie na Mariana Wieleżyńskiego, że założył i doprowadził do rozkwitu wzorcową spółkę właścicielsko – pracowniczą, plujcie na Jerzego Zdziechowskiego za przytomną obronę polskiej waluty, czytajcie i cytujcie jakichś zagranicznych zgredów- tyle potraficie..