Zmiany w sposobie codziennego odziewania się, odzwierciedlają niezauważalne dla większości obywateli zmiany społeczne.
Wszyscy pamiętamy posłów pierwszej i drugiej kadencji z sejmu, ze słynnego roku przemian-bez-przemian (1989).
Czarne mokasyny z chwostami, do tego białe bawełniane skarpetki. Worki na kolanach, wyświecone marynarki, krawaty z poliestru, których nigdy nie rozwiązano po zakupie, z resztkami zupy pomidorowej, albo jajecznicy.
Marynarka była zresztą traktowana jako element ubioru roboczego – noszono w kieszeniach kombinerki, gomółkę sera na drugie śniadanie, nierzadko kilowe pęto kiełbasy. No, ale to były czasy kiedy wygrzebywaliśmy się z sięrmiężności sowieckiej okupacji. Pan Stalin do spółki z panem Hitlerem zadbali, żeby nam wybić miejską inteligencję, to zaczęła napływać z prowincji tak zwana „inteligencja w pierwszym pokoleniu”. Proszę mnie źle nie zrozumieć, to że napłynęła było zarówno niezbędne jak zbawienne.
Teraz ta hołota urzędnicza nosi się zupełnie inaczej. Garnitury z Savile Row, ręcznie robione buty, krawaty z pracowni obsługującej domy królewskie Europy. Full wypas.
A tymczasem równolegle zachodzą zmiany w zupełnie innym kierunku. Bill Gates (raczej niebiedny człowiek) poszedł na przesłuchanie do komisji kongresowej w marynarce bez krawata. Jak się ubierał ś.p. Steve Jobs wiemy i pamiętamy. Też do niemajętnych nie należał.
Mój współpracownik, tak ostrożnie licząc, pierwsza piątka w swoich kompetencjach w Europie nosi pomarańczowe kroksy, zielone bojówki i jakieś barwne coś na górze (nawet nie śmiem tego nazwać). Prezesi banków pokornie w kolejce ustawiają się do niego po zamówienie na usługi a kalendarz ma zajęty na trzy lata na przód.
Jest tu wszelako pewna subtelność – przywiązanie się ludzi starszych do pewnej tradycji. Nigdy nie widziałem mojego Ojca bez krawata, podobnie jak on nie widział swojego, a jak patrzę na obrazy na ścianach, to chyba pierwszy jaskiniowiec z naszego rodu chodził w krawacie.
No dochodzimy wreszcie do konkluzji. Nie ufaj dzisiaj dzisiaj ludziom w ostentacyjnie noszonych garniakach, „pracujących” w urzędach, w „dziennikarstwie”, ludziom którzy także tutaj, na NE, ufają że zdjęcie w garniturze plus akademicki „tytuł” ich w jakikolwiek sposób uwiarygodnia.