Miarka się przebrała. I piszę to, jako członek Delegacji PE ds. Współpracy z Białorusią.
To, co w kontekście białoruskim, wyczynia polskie MSZ, przekroczyło granice akceptowalności. Konieczne są dymisje i to, być może, na najwyższym szczeblu. Nie wiem, czy z pracy w tym resorcie powinien zrezygnować Radosław Sikorski, ale nie może skończyć się na wywaleniu z pracy jakiegoś niskiego rangą urzędnika, który nawalił przed paroma dniami. Właśnie o całej sprawie poinformowałem na sali plenarnej Parlament Europejski.
Przypomnijmy grzechy MSZ – najpierw przesyła ono około 30 PIT-ów do białoruskich opozycjonistów i, tym samym, wystawia ich na niebezpieczeństwo ze strony służb specjalnych Łukaszenki. Następnie publikuje na swojej stronie internetowej dane o tym, komu i w jakiej wysokości, pomagało finansowo – czym naraża dzielnych ludzi na Białorusi na śmiertelne niebezpieczeństwo (i przymiotnik "śmiertelne" nie jest tu zbędnym ozdobnikiem). Na koniec okazuje się, że rzecznik MSZ naciskał "Rzeczpospolitą", która o tym rzetelnie informowała, by nie publikowała swoich materiałów o tych skandalicznych wydarzeniach.
To naprawdę wystarczy. Wystarczy, by uznać, że polskie MSZ zawiodło białoruskich opozycjonistów. Nie pierwszy to raz, bo jak sobie przypomnimy, jak porzuciło na pastwę łukaszenkowskich służb byłą szefową Związku Polaków na Białorusi, to zrozumiemy, że o tej tematyce przypomina ono sobie zazwyczaj przy okazji kolejnych wyborów. Nic tak nie wyciska łez z Polaków, jak fotka z naszymi rodakami za wschodnią granicą. Ale juz po wyborach jakoś się o nich zapomina (czego losy Andżeliki Borys są świetną egzemplifikacją), a białoruskich działaczy naraża się na poważne zagrożenie życia. Wystarczy również, by uznać, że zachowanie urzędników ministerstwa miało znamiona działania na niekorzyść państwa polskiego i naraziło na szkodę nasze interesy. Jeśli ktoś w budynku na Alei Szucha poczuwa się do obowiązku rozliczania się ze swoich czynów, to należy oczekiwać natychmiastowych dymisji. Minimalnymi, oczekiwanymi dymisjami są te dotyczące osoby rzecznika MSZ oraz urzędnika nadzorującego obszar białoruski.
Czy dymisja samego ministra jest konieczna pokaże jego reakcja w najbliższych godzinach. Jeśli trwać będzie w przekonaniu, że na niego i na jego resort rozpoczęła się nieuzasadniona nagonka, a on nie ma sobie nic do zarzucenia, będzie to oznaczać, że i on musi pożegnać się z urzędem, bowiem nie rozumie powagi sytuacji. Dajmy więc ministrowi 24 godziny do namysłu. Jeśli uzna się za ofiarę politycznej prowokacji i niesprawiedliwych zarzutów, będzie to jasny sygnał, że nie nadaje się na kierującego polską dyplomacją. Jeśli jednak zaakceptuje fakt, że jego resort popełnił fatalne błędy i należy je jak najszybciej naprawić, powinien natychmiast zdymisjonować odpowiedzialne za te pomyłki osoby i zrobić wszystko, by nie powtarzały się one w przyszłości. Wybór należy do niego. Ale nie można czekać zbyt długo.