Obawiam się że będzie to niedługo nie tyle święto niepodległości, co ostatni ślad po niej.
Nie potrafię niestety podzielać zbiorowych wzruszeń dotyczących wczorajszego święta, ani formy jego celebracji. Nie zamierzam jednak zawracać Wisły kijem i przeszkadzać komuś w machaniu flagą i wznoszeniu krzepiących okrzyków. Rozumiem, że to jest jedyny sposób na upamiętnienie 11 listopada. Innego nie znaleźliśmy i pewnie nie znajdziemy. Obawiam się jednak, że będzie to niedługo nie tyle święto niepodległości, co ostatni ślad po niej. Coroczna parada jesienna, jak parada Pułaskiego w Nowym Jorku. Myślę nawet, że nikt nie będzie jej specjalnie przeszkadzał. Coś tam może napiszą o faszystach i nacjonalistach, ale to jedynie po to, by podkreślić charakter lokalnego folkloru. Marsz maszeruje i maszerował będzie ku radości i satysfakcji wszystkich szczerych patriotów. Nawet prezydenta Komorowskiego, który wystosował prośbę do dzieci i nauczycieli w szkołach, by na 11 listopada przygotowano specjalne kotyliony, takie same jakie przygotowywano za czasów prezydenta Kaczyńskiego. Zupełnie takie same. Jak pamiętamy jednak to samo nie znaczy zawsze takie samo. I to jest właśnie clou dzisiejszego tekstu – odwrócenie wektora.
Zamierzone czy nie, opisane czy nie, jest odwracanie wektorów podstawową metodą politycznej walki od lat już bardzo wielu. Ludzie przywiązani są bowiem do pozorów i po pozorach sądzą. Każde zaś głębsze zarysowanie politury powoduje u nich dreszcze i niechęć dla tego, kto takiej sztuki próbuje. My jednak nie takich sztuk już tu próbowaliśmy więc nie mamy się czego obawiać. Na dwóch mocnych przykładach pokażemy na czym polega odwracanie wektora i na czym polega głupia, prowadząca do klęski reakcja na prowokacje systemu.
Nie byłem na tej wystawie, ale opowiadał mi o niej kolega. Oto w British Museum pokazano ekspozycję zupełnie niezwykłą. Zebrano tam bowiem relikwiarze chrześcijańskie od czasów starożytnych do najnowszych. Szczątki wszystkich prawie chrześcijańskich świętych i bohaterów, oprawne w złoto, zebrano w wielkiej, jasno oświetlonej sali. Ustawiono je w szeregu i otwarto drzwi. Tłum wdarł się do środka i zamarł przed tą wspaniałością. Otwarte usta, wybałuszone oczy, zachwyt. I tylko jedno było w tym zaskakujące, ale też nie dla wszystkich. Jedynie dla przybyszów ze wschodu Europy. Prezentacja kultu relikwii chrześcijańskich kończyła się na czasach nam bliskich. Pokazano bowiem wizerunek świętej Tereski z Lisieux na miejscu przedostatnim. Na ostatnim zaś…No, co mogli Anglicy pokazać w British Museum na wystawie relikwiarzy chrześcijańskich jako przykład współczesnego kultu szczątków zmarłych? Nie wiecie? Naprawdę się nie domyślacie? No to wam powiem. Pokazali mauzoleum Włodzimierze Ilicza Lenina. Tak właśnie. I ten zabieg właśnie, jakże prosty i jakże miażdżący dla przeciwnika nazywam odwróceniem wektora. Włodzimierz Ilicz Lenin jako ukoronowanie dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa. Czy ktoś zaprotestował? A gdzie tam! Czy stolica apostolska wystosowała jakieś pismo? Oczywiście, że nie. Bo nikt nawet nie zrozumiał o co chodzi i w jakim kierunku to wszystko zmierza. Mamy przecież swoje święta, swoje marsze, swoje flagi i swoje celebracje. To nic, że niedługo zostaną nam tylko one i nic więcej.
Teraz druga strona medalu. Opowiedział mi wczoraj kolega o tym co jego syn przyniósł z lekcji religii. Było to całe naręcze plastikowych różańców. Ksiądz je rozdawał, zgaduję, że z uśmiechem i tym baranim wyrazem oczu, który tak dobrze pamiętam z czasów kiedy sam chodziłem na religię. Różańce te, co nie jest wcale ponoć już dla wiernych zaskakujące, zostały wykonane z butelek pet. Czyli z tych plastikowych śmieci, które segregujemy i wkładamy do żółtych worków. Z butelek po coca-coli, po prostu. To jest proszę państwa także odwrócenie wektora, tylko, że w drugą stronę. Tradycja i nowoczesność w jednym i jeszcze męka pańska, liturgia, dobra nowina i co tam jeszcze chcecie. A wszystko w eleganckim żółtym worku. Aż żal, że nie ma na nim wizerunku Włodzimierza Ilicza Lenina, ale może i tego doczekamy. Nowoczesność w domu i zagrodzie będzie jak za dawnych czasów.
Potraktujmy teraz obydwa te wydarzenia – wystawę w Londynie i różańce w Polsce – jak wartości na osi rzędnych i odciętych. I jak za dawnych czasów w szkole poprowadźmy przerywane linię od tych punktów w górę i w bok. Tam gdzie linie się przetną będzie punkt, w którym się właśnie znajdujemy. Jakim znakiem opatrzona wartość znajduje się w tym punkcie musicie już sobie odpowiedzieć sami.
Na koniec oczywiście zapraszam wszystkich na stronę www.coryllu.pl, gdzie można kupić książki moje, Toyaha i Ojca Antoniego Rachmajdy.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy