O największych tajemnicach ludzkości
13/04/2011
370 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Człowiek jest stworzeniem tajemniczym, to jednak, co ma do ukrycia przed bliźnimi jest łatwo przewidywalne i czytelne dla każdego kto bywał na przedmieściach wielkich aglomeracji lub choćby tylko na Pradze Północ.
Ludzie zwykle piją alkohol, cudzołożą, kradną i oszukują, a czasem jeden drugiego zabije. I to w zasadzie wszystko. Z czynów tych spowiadają się chętnie i w przeważającej liczbie przypadków uważają, że mogą być z nich dumni. Jeśli zaś ktoś brał udział w zabójstwie lub jakimś innym grubszym przestępstwie czuje się wręcz zobligowany do tego, by opowiadać w towarzystwie o wypadkach jakie były jego udziałem.
Wszystko przez to, że człowiek zatracił całkowicie poczucie wstydu i wie doskonale, że im więcej dynamicznych historii z własnego życia, a niechby i nieprawdziwych, opowie tym większe wzbudzi zainteresowanie innych. Jeśli dodatkowo ci inni, będą – przypadkiem zupełnie – redaktorami z telewizji lub jakiejś gazety może uda mu się nawet zarobić parę złotych, a potem je przepić.
Na eskalację w takim wypadku nie ma co jednak liczyć, bo za opowiadanie historii pijackich nikt póki co nie płaci, zbyt wielu je zna z własnego życia i młodzieńczych doświadczeń. Po pijaństwie zostaje więc tylko kac i ochota na cudzołóstwo, które nie jest wcale tak powszechne jakby się to mogło rozmaitym marzycielom zdawać. Cudzołóstwo bowiem wymaga zachodu. Trzeba się doprowadzić do porządku, ogolić, uczesać i zmienić ubranie. A może nawet wziąć prysznic, jak ktoś ma. I to jest zestaw czynności, który wielu od cudzołóstwa odstrasza popychając ich w kierunku kolejnego pijaństwa, które nie wymaga niczego poza dobrym bajerkiem, w celu zdobycia funduszy. Jeśli zaś ktoś – co powiedziane zostało na początku – ma za sobą czyny przestępcze to w ogóle nie ma problemu.
Jest jednak jeden rodzaj czynów, które każdy człowiek chowa tylko dla siebie, jest coś do czego nie przyzna się nigdy, coś co wyjawić może dopiero śledczym po najcięższych przesłuchaniach. Chodzi o współpracę z tajną policją czy jak kto woli o donoszenie na bliźnich, wpędzanie ich w kłopoty i czynienie z ich życia piekła. Tego żaden przestępca ani człowiek zwany przez siebie samego uczciwym, nie wyjawi nigdy i nikomu.
Wśród sprokurowanych w dzisiejszych czasach usprawiedliwień dla różnych brudnych czynów brakuje póki co tego najważniejszego, brakuje usprawiedliwienia za donoszenie i zdradę bliźniego swego wobec sił przemocy i zła. Usprawiedliwienia takie od lat funkcjonują w Rosji i widnieje na nich nadruk: dla dobra państwa. U nas jeszcze ich nie ma, dopiero się piszą. Przygotowywane są starannie przez teoretyków prawa i moralności, a wszystko po to, by ci, którzy na bliźnich swych donosili mogli utrzymać się u władzy. Pisane są owe usprawiedliwienia także po to, by mogły zaistnieć nowe formuły programów typu tok-show w telewizjach prywatnych i państwowych. Gadanie o młodocianych kurwach nikogo już nie kręci, podobnie jak złodzieje kieszonkowi i ich złożona egzystencja pod niebem błękitnym. To są sprawy z punktu widzenia reklamodawcy telewizyjnego słabo rokujące, a show must go on przecież, stąd trzeba nieco podkręcić koniunkturę.
Tak więc szykujcie się, bo przed nami kolejne tok szoły, które poprowadzi Jacek Żakowski – „Poznaj swojego oficera prowadzącego”, „Wakacje z agentem w fort Boyard” i podobne. Człowiek, bowiem, to brzmi dumnie, a dumę ową czerpać możemy z różnych źródeł, z dobrego wykonywania swoich obowiązków na przykład. Bo czyż donosiciel nie jest lepszy od uczestnika gwałtu zbiorowego? W końcu ten drugi to wcielona destrukcja, a ten pierwszy to budowniczy ładu i porządku.
Szydzę oczywiście, nie martwcie się, nie będzie takich tok szołów. Pozostaniemy przy dziwkach z tłustymi włosami. Nie będzie ich albowiem państwo opresyjne, by należycie funkcjonować potrzebuje dużego marginesu tajności, a nawet nie tajności, bo żadna tajność nie istnieje przecież realnie, po dwudziestu minutach rozmowy można się zorientować kto jest kim, w każdym właściwie przypadku. Państwo opresyjne potrzebuje dużego marginesu dyskrecji. Margines ten skrywa się za poważnymi minami mędrców telewizyjnych oraz za miłymi uśmiechami pań znanych z kolorowych tygodników.
Stąd ten antylustracyjny szał. Oni doskonale wiedzą, że na to co czynili nigdy nie będzie usprawiedliwienia, bo system – ich system – nigdy go nie wyda. Zanegowałby sam siebie. To nie Rosja, gdzie pamięć wyciera się gumką umieszczoną na końcu ołówka oficera śledczego. Tutaj się pamięta długo i każdy kto ma władzę o tym wie. Stąd właśnie owa potrzeba dużego marginesu dyskrecji. Stąd również wściekłość i bezsilność różnych kapusiów, co teraz prowadzą tok szoły.
Usprawiedliwienia nie będzie nigdy. Potępienie zaś może przyjść w każdej chwili. Ono już jest, ale nie jest potwierdzone urzędowo. Będzie jednak, jeśli opresyjne państwo uzna, że leży to w jego interesie.
Właśnie dlatego gwałciciele zbiorowi i seryjni mordercy mają takie wzięcie, właśnie dlatego ich narracje, nawet podkoloryzowane, cieszą się taką popularnością. Bo tamtego, tej prawdziwej i najważniejszej tajemnicy ludzkości, nigdy –najprawdopodobniej – nie będzie można usprawiedliwić.
Jest oczywiście wyjście z tej skomplikowanej sytuacji – ekspiacja. I powiem wam, że osobiście sądzę iż wielu byłych i obecnych donosicieli ma na to wielką ochotę. Na zaworze bezpieczeństwa, którym zakręcona jest nasza kultura napisane jest bowiem słowo – przebaczenie, nie zaś – święta wojna – jak to ma miejsce na innych zaworach. Jest jednak coś, co ich powstrzymuje. Przede wszystkim strach przed siłą państwa opresyjnego. Ono bowiem nigdy nie darowałoby donosicielowi przejścia na drugą stronę, podobnie jak nie darowaliby mu tego inni donosiciele. Nie mógłby on również liczyć na zdobycie natychmiastowej sympatii, ale z tym dałoby się przecież żyć. Człowiek nie musi chodzić po mieście z tabliczką opatrzoną „byłem kapusiem” na szyi. Może sobie spokojnie żyć i nikomu nic do tego kim był w przeszłości. Chodzi przecież o ekspiację wobec osób, którym wyrządziło się zło. Nie wobec ogółu populacji.
Państwo opresyjne dopieszcza więc swoich kapusiów, by im do głowy nie przyszło kogoś tam przepraszać. Z drugiej jednak strony grozi palcem. Wielu jednak nie trzeba grozić, bo dobrze wiedzą, że utraciwszy pozycję, którą otrzymali za swoje usługi będą warci mnie niż roznoszone przez jesienny wiatr liście. Stąd właśnie bierze się wierność donosicieli wobec państwa oraz uparta wrogość wobec obywateli. Państwo opresyjne uczyniło z donosicieli wybrańców, którzy poprzez swoje ześwinienie doznali przeobrażenia w istoty nieziemskie, no może prawie nieziemskie. To jest ten rodzaj emocji, jaki towarzyszył wstępowaniu do tajemniczych bractw i zakonów, gdzie – aby zostać wybrańcem – należało najpierw uczynić coś podłego.
I zobaczcie teraz ile do tego można dopisać emocjonujących historii, jak wspaniale i pięknie może się różnić jeden kapuś od drugiego. Jak cudowne mogą być gawędy snute przy kominku i ogniskach o złożonych emocjach i dumie towarzyszącej donoszeniu. Jak pięknie uśmiechają się donosiciele, którzy rozpoznali się w tłumie obcych sobie osób. Prawie tak samo jak dwaj przypadkowi geje na Dworcu Centralnym, którym udało się w mgnieniu oka rozkodować własne preferencje w masie heteroseksualnych pasażerów oczekujących na pociągi. Jak dziwne nici porozumienia nawiązują się pomiędzy nimi wobec osób obcych, wobec tych profanów, którym nie dano szansy. Jakim współczuciem, a czasem – nie ukrywajmy tego – wręcz niechęcią – obdarzać muszą donosiciele tych, którym się nie udało.
Czy uważacie, że grupa ludzi doświadczająca tak złożonych i kolorowych emocji, na każdym właściwie kroku, w dodatku w większości dobrze opłacanych, może tak po prostu zgodzić się na otwarcie archiwów IPN? Nigdy. I nie chodzi nawet o to, że stracą tę pozycję. Chodzi o to, że przestaną być wybrańcami we własnych oczach. Tego na pewno by nie znieśli.