Ja będę uporczywie wracał do sprawy św. Stanisława i eseju profesora Tadeusza Wojciechowskiego pod tytułem „Szkice z XI wieku”
Cała propagandowa moc Systemu skupiona jest na tym, by obniżyć jakość naszych doświadczeń wspólnotowych. To się nie zaczęło ani wczoraj, ani przedwczoraj, ale w chwili kiedy ktoś zauważył, że sukces jednoczy naród. Wtedy właśnie gdzieś w zakamarkach tajnych kamer zapadły decyzje o tym, by wszelkie, nawet najmniejsze sukcesy deprecjonować. Jeśli zaś nie uda się tego zrobić to należy je po prostu ukraść. Z czasem sprawy zaszły tak daleko, że typowano obszary, na których możliwy był sukces i tam stawiano kogoś posłusznego, lub tylko głupiego. Kogoś kto samą swoją obecnością, nawet się nie odzywając niweczył wszystkie wysiłki.
Ja będę uporczywie wracał do sprawy św. Stanisława i eseju profesora Tadeusza Wojciechowskiego pod tytułem „Szkice z XI wieku”. Jest to według mnie przykład modelowy zgruchotania mitu i związanych z nim emocji. I trzeba było dopiero papieża z Polski, żeby jakoś tę sytuację wyprostował. Nie udało się to oczywiście do końca i ciągle mamy w Polsce mędrców deliberujących nad kwestią czy to dobrze, że biskupa porąbali czy nie. A jeśli mędrcy ci są ciut bardziej rozgarnięci to obracają w głowie myśl o rozdziale Kościoła od państwa i korzyściach z tego płynących. Obłędowi temu nie ma końca i końca nie będzie, choć ani Kościół ani państwo nie są już te same, co w czasach takiego choćby Becka, który napisał kiedyś – cytuję niedokładnie – że obecność księży w Polsce i pozycja biskupów to jawna ingerencja obcego państwa w sprawy Polski. Tym obcym państwem był dla Becka Watykan. Ingerencji Wielkiej Brytanii i Francji w sprawy Polski minister Beck jakoś nie zauważał. A szkoda. O agenturze sowieckiej czy niemieckiej zaś wyobrażenia nie miał zapewne żadnego. To jest właśnie ten charakterystyczny sposób analizy rzeczywistości, który wskazuje ludziom już raz przetarte, całkiem fałszywe ścieżki i nie ma tam ani sekundy wahania, jednej myśli, która sugerowałaby, że można inaczej.
Najważniejszym doświadczeniem wspólnotowym Polaków był pontyfikat Jana Pawła II. Była to jakość całkowicie nowa, niepowtarzalna i nie nadające się do podrobienia, zafałszowania czy zniszczenia. Była to jakość wskazująca jednocześnie kierunek, podsuwająca rozwiązania i myśl o tym czego należy szukać i do czego dążyć. Do dziś System nie może się uporać z tą jakością, może jedynie spychać ją w przeszłość, może milczeć i wypisywać jakieś sensacje na temat procesu beatyfikacji. Tyle. Nic więcej. Może oczywiście spróbować zamienić tę jakość na jakąś inną, oszukaną, ale jest to właściwie niemożliwe. Kiedy Buzek został przewodniczącym PE ktoś, zdaje się, że Sekielski, powiedział, że to prawie to samo co wybór Jana Pawła II na papieża. I to jest właśnie to – tak się obnaża słabość Systemu. PE to nie jest to samo co Watykan, a Buzek nie ma nic wspólnego z Ojcem Świętym. To jest jasne dla każdego, nawet niepiśmiennego osobnika w Polsce, nie jest to jedynie jasne dla redaktorów z TVN.
Odbieranie ludziom doświadczeń wspólnotowych jest strategią skazaną na klęskę. Jeśli jakaś władza czyni to uporczywie dochowa się w końcu tajnej organizacji, bezwzględnie wrogiej sobie i mającej głębokie poczucie wybraństwa, odznaczającej się do tego absolutną determinacją. Organizacja ta zmiecie tą władzę przy poparciu potęg obcych. I tak już było w historii wielokrotnie. Polityka prawdziwa, polityka zmierzająca do zniewolenia dużych grup ludzi, a nie do ich eksterminacji (bo i takie polityki są) ma w zapasie cały arsenał fałszywych lub wydrążonych w środku doświadczeń wspólnotowych, które podsuwa ludziom w momentach zwanych kluczowymi. Za komuny nazywało się to „nową, świecką tradycją”. Czy teraz się jakoś nazywa? Nie mam pojęcia. Wiem, że wszystko co nie prowadzi do spektakularnego i jednoznacznego sukcesu może stać się właśnie tym – nową, świecką tradycją.
Mamy więc różne strategie na przeczekanie i cały arsenał męczeństwa, który podsuwa się nam zawsze w okolicznościach jesiennych, kiedy zbliża się święto niepodległości. Wtedy właśnie każe nam się wybierać pomiędzy Piłsudskim a Dmowskim, pomiędzy nimi dwoma, a komunistami, pomiędzy komunistami a Kościołem, pomiędzy liberalizmem a antysemityzmem. To jest festiwal ciekawy, ale całkowicie nieprzydatny do tego co jest najważniejsze – do zwycięstwa. Żeby wygrać, w wymiarze indywidualnym i zbiorowym, trzeba szukać rozwiązań dalekich o konwencji. Trzeba mieć za sobą jakieś mało spektakularne doświadczenie wspólnotowe, po to by zaowocowało ono sukcesem na miarę wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową.
Mój kolega Kamiuszek, który pisze bardzo dobrze, ale zdecydowanie za rzadko, powiedział kiedyś, że takim doświadczeniem, które przez schyłkową komunę integrowało naród była wędrówka kopii Jasnogórskiego Obrazu po domach. Ludzie mieli przez moment coś, nad czym władza nie miała żadnej kontroli. Nawet jeśli w czasie modlitwy przed takim obrazem w domu był jeden czy dwóch donosicieli, nie miało to żadnego znaczenia. Obraz był całkowicie poza zasięgiem władzy. Czerwoni mogli go tylko zamilczeć, ale wobec powszechności tego kultu, byli bezsilni.
Dziś doświadczeniem o zbliżonym kalibrze jest kult pamięci o ofiarach 10 kwietnia. Jest on jednak trochę inny jakościowo, a to ze względu na postawę hierarchów Kościoła i trwające cały czas próby wykorzystania go do różnych politycznych zagrywek. Trudno powiedzieć dziś, czy doświadczenie wspólnotowe jakim jest comiesięczne przeżywanie Tragedii Smoleńskiej doprowadzi do zmiany władzy. Przypuszczam, że nie, bo wszystkie siły zostały zaprzęgnięte do tego, by wydarzenie to zdeprecjonować lub choćby osłabić. Nie ma w nim także tego, jakże ważnego aspektu, który miała wędrówka Jasnogórskiej Madonny – Smoleńsk jest jak najbardziej z tego świata i pamięć o nim można aranżować w dowolny sposób. Jest trudniejszy do obrony po prostu. Bardzo łatwo też odwrócić wektor tego wydarzenia. Próby takie obserwujemy prawie codziennie, widzimy te wszystkie śledztwa, te dociekania, aranżacje i śpiewogry, które mają odwrócić naszą uwagę od sprawy najważniejszej, czyli do symbolicznego wymiaru tej Tragedii i skupić tę uwagę na szczegółach. To jest numer bardzo stary i najłatwiej opisać go poprzez takie wydarzenie: żeby zminimalizować wpływ Kościoła na umysły i skupić uwagę młodzieży oraz ludzi uważających się za dociekliwych na czymś nieistotnym a ciekawym, podsunięto swego czasu ludziom zamiast Biblii książki Zenona Kosidowskiego. To jest zagranie niewinne, być może w wielu wypadkach nieskuteczne, ale tam chodziło przecież o prawdę objawioną, a tu jedynie o śmierć 97 osób. Kosidowski nie miał zapewne do nikogo pretensji, że przegrał, bo swoje i tak zarobił, ale ze Smoleńskiem jest inaczej. Narratorzy rodem z Archiwum X mogą liczyć na większy sukces. Ich sukces to właśnie obniżenie jakości doświadczenia wspólnotowego. Sprowadzenie go do przemyśleń w rodzaju: czy krzak gorejący mógł się zapalić od słońca, bo było za dużo żywicy pod korą?
To jest właśnie cybernetyka społeczna jakby kto pytał. Ten sznyt i ta droga. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do występowania rzeczywistości ponadzmysłowej – voila – oto kosmici i ich statki międzygwiezdne, w kształcie grzyba lub cygara.
Dziś podobne numery rozgrywane są przez rozbuchany rynek mediów i trudno wyznaczyć granice, pomiędzy komercją a polityką, jeśli chodzi o ramówkę takich programów jak Discovery czy Planete.
Mamy jednak coś innego, coś o wiele prostszego i bliższego naszym emocjom. Mamy naszą historię i sposoby jej interpretacji, które – jak już nadmieniłem – rozkładają się w sposób przewidywalny od lat. Być może słowo „przewidywalny” nie jest tu adekwatne, może lepsze byłoby słowo „sformatowany”. Myślę, że raczej na pewno byłoby lepsze. Mamy bowiem do dyspozycji, cały XIX wieczny, powstały w warunkach skrajnie od naszych różnych, sztafaż historyczny. W dobrej lub złej intencji posługują się dziś nim różni mędrcy – „nasi” i „nie nasi”. Liczą przy tym oczywiście na coś, nie na sukces jak myślę, bo trudno liczyć na sukces lansując taki rupieć jak „praca organiczna”. Czego więc dotyczą te rachuby? Myślę, że tego właśnie o czym tu mówimy – jakości doświadczeń wspólnotowych – konkretnie zaś jej spłaszczenia, sklepania i wypłukania ze wszystkiego co ważne i ekscytujące. Żebyż chociaż odbywało się to wszystko ze zrozumieniem znaczenia słów, ale nie. Mowy nie ma. Mamy tę całą pracę organiczną, program napisany 150 lat temu, ofertę dla ludzi bogatych i świadomych, którzy miast ginąć w powstaniach ryzykując własny majątek, mieli ów majątek przeznaczyć na podniesienie świadomości ludu. Czy dziś ludzie, którzy głoszą potrzebę powrotu do pracy organicznej zamierzają poświęcać swój majątek na rzecz podniesienia czyjejś świadomości? Nie sądzę. Przeciwnie, oni chcą by ludzie biedni i zahukani kupowali ich książki, bo przez to podniesie się im świadomość i będą mogli jeszcze intensywniej rozmyślać o pracy organicznej i jej doniosłej roli w naszych dziejach. Niczemu więcej opowieść o pracy organicznej nie służy. Ona sama zaś nie może nam pomóc, a to z tego względu, że dostęp do informacji w przeciwieństwie do II połowy XIX wieku jest dziś powszechny. System zaś działa poprzez fałszowanie przekazu, a nie poprzez jego blokowanie i wyłączanie zeń dużych grup ludzi, na przykład chłopów w Królestwie w Kongresowym. Jeżeli więc do czegoś sensownego można dziś namawiać ludzi to nie do pracy organicznej, ale do walki z ośrodkami wrogiej propagandy, do rozszerzania pola komunikacji, do demaskacji rozmaitych „uspokajaczy” i „zdroworozsądkowców”, do podnoszenia tematów schowanych, zdeprecjonowanych, zafałszowanych przez lata całe i wypychanych ze świadomości zbiorowej. Jest tego całe mnóstwo. I tym właśnie zajmujemy się tutaj z kolegami Toyahem i Kamiuszkiem. I mamy również coś do powiedzenia. Mamy też książki, które choć nie reklamowane w mediach i nie promowane przez autorytety są dostępne w całym kraju. Można je zamawiać przez wszystkie księgarnie. I nie ma w nich nic o pracy organicznej i czekaniu na lepsze jutro, zapewniam was. Jest tam za do dużo o sprawach tak istotnych jak rola polskiego ziemiaństwa i historii. Zachęcam do zaglądania na stronę www.coryllus.pl. Za ewentualne zarzuty o kryptoreklamę będę banował, bo nie ma tu żadnej kryptoreklamy jest jawna reklama. Blog zaś ten jest jedynym medium, w którym jest ona emitowana.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy