Debata o OFE rozkręca się, to dobrze. Dobrze również dlatego, że pokazuje jak nieodpowiedzialna i niekompetentna ekipa próbowała zarządzać naszym państwem przez ostatnie cztery lata. Najlepiej świadczą o tym żenujące przepychanki w trójkącie ministrów Tuska: Fedak-Boni-Rostowski. Na początku chciałbym coś wyjaśnić, nie potępiam „rządowej” propozycji zmian w OFE, z całą stanowczością potępiam jednak motywacje. A te są proste i cyniczne jak konstrukcja cep… tzn.: w zasadzie tego całego rządu. Dowieźć jakiekolwiek zwycięstwo PO do wyborów. Kupić sobie te kilka miesięcy czasu i zabezpieczyć się przed przekroczeniem 55 % progu ostrożnościowego w deficycie finansów publicznych jeszcze w tym roku. Tylko po to by wygrać dla PO wybory, zachować wpływy i kilka tysięcy stołków dla swoich partyjniaków. A co potem ? Potem […]
Debata o OFE rozkręca się, to dobrze. Dobrze również dlatego, że pokazuje jak nieodpowiedzialna i niekompetentna ekipa próbowała zarządzać naszym państwem przez ostatnie cztery lata. Najlepiej świadczą o tym żenujące przepychanki w trójkącie ministrów Tuska: Fedak-Boni-Rostowski.
Na początku chciałbym coś wyjaśnić, nie potępiam „rządowej” propozycji zmian w OFE, z całą stanowczością potępiam jednak motywacje. A te są proste i cyniczne jak konstrukcja cep… tzn.: w zasadzie tego całego rządu. Dowieźć jakiekolwiek zwycięstwo PO do wyborów. Kupić sobie te kilka miesięcy czasu i zabezpieczyć się przed przekroczeniem 55 % progu ostrożnościowego w deficycie finansów publicznych jeszcze w tym roku. Tylko po to by wygrać dla PO wybory, zachować wpływy i kilka tysięcy stołków dla swoich partyjniaków. A co potem ? Potem „się zobaczy”. Za zmianami w OFE nie kryje się żadna troska o nasze emerytury ani długofalowy plan, do czego próbują nas przekonać premier czy minister Boni.
Nie zmienia to jednak faktu, że niezależnie od pogarszającej się sytuacji budżetowej system emerytalny w Polsce nigdy nie był doskonały. I to delikatnie mówiąc. A przez lata byliśmy jako społeczeństwo karmieni najpierw w 1999 r. fałszem o emeryturze pod palmami, o fantastycznej reformie emerytalnej, której nam wszyscy zazdroszczą.
Budzi mój wewnętrzny sprzeciw stawianie przez media (wręcz natrętne wmawianie) osoby Leszka Balcerowicza (jednego z ojców reformy emerytalnej z roku 1999) za wzór merytorycznego ekonomisty, który „przejął role opozycji” i który walczy o nasze emerytury. Pamiętajmy o tym, że obecny minister finansów Rostowski był jednym z bardzo bliskich współpracowników Balcerowicza w okresie 1989-1991 gdy ten drugi sprawował podobne funkcje, gdy wprowadzał słynny plan Balcerowicza. Jak dla mnie cała medialna wrzawa jakoby między obydwoma ekonomistami istniał olbrzymi ideowy spór nie jest prawdziwa. Przypomina mi to bardziej kłótnię w rodzinie (te również potrafią być brutalne). Balcerowicz atakuje rząd nie po to by bronić emerytur Polaków tylko po to by ratować własną twarz, „autorytet”, a także walczy o interes wielkich grup kapitałowych, które stoją za naszymi OFE. Rostowski próbując ratować PO, a więc tegoroczny budżet, próbuje z kolei zrobić z Balcerowicza i reszty twórców reformy emerytalnej kozłów ofiarnych, których można by wystawić na pożarcie. Inną sprawą jest że i Rostowski i sam Donald Tusk chyba nie docenili wpływów i możliwości pozostającego do tej pory nieco w cieniu Balcerowicza. Przyjrzyjmy się argumentom jakie padają z obydwu stron.
Balcerowicz używa dość chwytliwej medialnie, ale i populistycznej retoryki (mogliby sobie podać dłonie razem z A. Lepperem) typu: rząd kładzie rękę na naszych oszczędnościach, bo w OFE są realne pieniądze, a w ZUS tylko obietnice polityków. O ile z drugą częścią zdania zgodzić się mogę, o tyle pierwsza wywołuje mój śmiech. Jeśli w OFE są nasze i realne pieniądze to konia z rzędem temu co te pieniądze sobie TU i TERAZ weźmie. Nie weźmie, bo w OFE też są tylko zapisy księgowe, których pieniężne odpowiedniki (przymusowo pobierane z naszych pensji) są inwestowane w różnych proporcjach w akcje i obligacje. I nie ma pewności co za kilkanaście czy kilkadzieścia lat dostaniemy w postaci emerytury. Co najwyżej są to obietnice maklerów. Balcerowicz nie chce przyznać również (co teraz dopiero powoli przebija się do obiegu publicznego), że celem reformy z 1999 nie były wcale wysokie emerytury pod palmami, tylko zmiana systemu ze zdefiniowanego świadczenia (tzn.: takiego, że można mniej więcej określić relację ostatniej pensji do wysokości emerytury, znając np. emeryturę minimalną) na system o zdefiniowanej składce (wiemy ile wkładamy, ale nie wiemy kompletnie nic co dostaniemy). Balcerowicz nie chce też zupełnie odnieść się do ewidentnych patologii systemu po reformie, a mianowicie:
Wymienione wyżej aspekty plus brak jakiejkolwiek konkurencji między funduszami i nad wyraz wysokie koszta akwizycyjne (mające na celu przyciągnąć nowych członków) są według mnie wadami dyskwalifikującymi istnienie takiego systemu.
Strona rządowa w swojej argumentacji nie pozostaje dłużna, a nawet przebija populizmem – choćby ustami min. Rostowskiego, który insynuacyjnie wypomina Balcerowiczowi czy Krzysztofowi Rybińskiemu (inny ekonomista atakujący rząd), „że są ludźmi którzy pracując w bankowości przez wiele lat zarabiali po kilkadzieścia tysięcy złotych miesięcznie, a biednym ludziom chcą odbierać pieniądze” . Dyskredytujące rząd jest także to, że Rostowski zaczął mówić o wypaczeniach systemu OFE dopiero gdy przestał domykać mu się budżet. Boni nie mówi z kolei całej prawdy gdy zapewnia, że emerytury z ZUS będą wyższe. Emerytury z ZUS mogą być wyższe tylko wtedy gdy państwo będzie się stabilnie rozwijać z wysokim PKB, przy malejących potrzebach pożyczkowych. A na to się absolutnie nie zanosi. Balcerowicz słusznie podkreśla, że dochody z prywatyzacji miały uzupełniać braki dla OFE, niestety zakładanie „na słowo”, że inny rząd coś zrobi tak a nie inaczej jest co najmniej lekkomyślne, ale nie zwalnia to z odpowiedzialności obecnego rządu, który w bezmyślny sposób prywatyzował i chce nadal prywatyzować co popadnie tylko po to by kupować sobie poparcie i maskować swoją nieudolność w reformowaniu finansów.
Nie ulega wątpliwości, że coś z tym systemem zrobić trzeba. W obliczu lawinowo narastającego długu nie ma sensu utrzymywać takich niewydajnych OFE, tylko po to by dewastować budżet w innych sektorach. Rozwiązaniem na obecną chwilę, które mogłoby uspokoić przyszłych emerytów byłoby wprowadzenie dobrowolności, co proponuje dziś jedynie opozycyjny PIS. Zadowoliłoby to w jakimś stopniu zarówno zwolenników gwarancji państwowych jak i segmentu kapitałowego w emeryturach. Zmniejszyłoby się poczucie okradania czy też zmuszania. Nie jest to jednak na pewno rozwiązanie kompleksowe, dające długofalowe nadzieje na rozwiązanie problemu emerytur. Znając upór i zacietrzewienie obecnego rządu PO w pomijaniu projektów jedynej realnej opozycji, zostanie pewnie wdrożony jedynie wariant rządowy zmniejszający transfer do OFE.
Moim zdaniem w nieco dalszej przyszłości godne rozważenia są takie koncepcje jak wariant węgierski Orbana czy projekt centrum im. Adama Smitha, przypominający nieco projekty z czasu rządów PIS odnośnie emerytur obywatelskich – coś co funkcjonuje w Kanadzie czy Australii, coś o czym przebąkiwał Pawlak z PSL. Podsumowując moja propozycja to:
Nie twierdzę, że będzie to system idealny, ale nie widzę innej możliwości, od konfiguracji systemu repartycyjnego i kapitałowego w różnych proporcjach nie uciekniemy, ale podstawowa kwestia to jak najlepiej dostosować taką konfigurację do potrzeb przyszłych polskich emerytów.
**********
Mała dygresja o Balcerowiczu. Balcerowicz jest także określany jako ten, który dokonał transformacji gospodarczej Polski z socjalizmu w kapitalizm. To fakt, plan Balcerowicza zmienił zasady funkcjonowania ustroju gospodarczego, ale dziś z całą pewnością wiadomo (to przyznaje także sam Balcerowicz), że sporo się nie udało (Balcerowicz lubił używać frazy: „zaciśnijmy pasa – dalej to zresztą lubi – a za 5 lat Polska będzie krajem mlekiem i miodem płynącym”. No panie Leszku nie wyszło). Na pewno nie można powiedzieć, że mamy obecnie w Polsce sprawnie działający ustrój kapitalistyczny. Jestem tu bardzo bliski stwierdzenia, używanego przez Rafała Ziemkiewicza (który cytuje z kolei Lecha Jęczmyka), że ze starcia socjalizmu z kapitalizmem zwycięsko wyszedł feudalizm. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły jak przebiegała ani czego dotyczyła ta transformacja Balcerowicza. Nie chcę dywagować czy można było inaczej (pewnie można było – samo wprowadzanie kapitalistycznych przemian najprawdopodobniej nie powinno się odbywać w warunkach demokracji, vide przykład państw Ameryki Płd. jak np. Chile). Na pewno są jacyś beneficjenci tych przemian, są (dużo bardziej liczni) także Ci którym nie wiele to dało lub wręcz status materialny pogorszyło (np.: zgoda na skokowe podnoszenie oprocentowania kredytów dla rolników co wykreowało niejakiego Andrzeja Leppera). Nie chcę też wnikać w kwestie dlaczego akurat ten ekonomista został wybrany przez Tadeusza Mazowieckiego do tej roli. Sam Mazowiecki przyznawał, że szukał polskiego odpowiednika Ludwiga Erhardta, ojca niemieckiej powojennej „społecznej gospodarki rynkowej”. Czy Balcerowicz, niegdyś członek i działacz wydziałów ekonomicznych PZPR, następnie gdzieś w pobliżu „Solidarności” opracowujący przejście do gospodarki pół rynkowej w oparciu o samorządy pracownicze, a następnie doktryner ideologii Jeffreya Sachsa, takowym był ? Według mnie nie za bardzo. Balcerowicz miał dwie szanse by wdrażać swoje pomysły w życie (1989-1991 oraz 1997-2000). Za każdym razem wychodziło tak sobie.
"Ktos mnie okreslil jako MWzWM tylko "po drugiej stronie barykady", to nie jest prawda, jestem jak: przeciwienstwo, odwrócenie ideowo-mentalne MWzWM"