System kreacji pieniądza oparty o rezerwę cząstkową został już „wydoskonalony” do takiego stopnia, że przypomina spróchniały płot. Nie rozleci się jeśli mu w tym trochę nie pomożemy. Odwagi!
No to mamy urodzaj na pomysły naprawcze systemu finansowego. Na zakładce „EKONOMIA i PRAWO” sąsiadują ze sobą notki prof. Krzysztofa Rybińskiego Fundamentalny błąd w architekturze systemu finansowego oraz Jerzego Wawro Pieniądz przyszłości (3). Standard Produktywności. Obaj autorzy dostrzegają już jakieś „dziury w całym” i chwała im za to, że próbują.
Jednak po przeczytaniu miałem jakieś dziwne skojarzenia z taką czeską piosenką „…tańcuj, tańcuj okręcaj, tylko pieca nie trącaj, dobry piec jest…” Za ten piec to u nich robi sposób kreacji pieniądza oparty o pomysł rezerwy cząstkowej: masz trzy złote i możesz pożyczyć tysiąc! O ile prof. Rybiński przemilcza problem, to Jerzy Wawro jeszcze wierzy, jeszcze łudzi się nadzieją, że system rezerwy cząstkowej jest dobry i da się go ucywilizować.
Pierwszy z autorów proponuje radykalne posunięcie jakim ma być wyeliminowanie banków centralnych jako pożyczkodawców ostatniej instancji (LOL – lender of last resort). Według mnie jest to inicjatywa daleko spóźniona przykładając to do polskich warunków. Według dokumentu Raport roczny 2011 Płynność sektora bankowegoInstrumenty polityki pieniężnej NBP strona 36, kredyty redyskontowe, które powinny być głównym instrumentem zaopatrywania banków komercyjnych w kapitał, znikły z instrumentów polityki pieniężnej w 2002 roku, a kredyty lombardowe utrzymują się śladowym poziomie. Banki komercyjne zaopatrują się w pieniądze na rynku międzybankowym, bo wychodzi to taniej. Ten „książkowy” model kreacji pieniądza – w którym to banki centralne miały dokonywać emisji pierwotnej, uzyskując możliwość reagowania stopą redyskontową na ilość wypływającego pieniądza na rynek – przestał działać!!! Nie można także pominąć faktu zaopatrywania się banków córek w zasoby finansowe w bankach matkach. Dla realizacji celu inflacyjnego dla NBP pozostały tylko środki „rozpaczliwe” do których należą operacje aprecjacyjne polegające na „wykupie” nadpłynności od banków komercyjnych oraz windowanie lichwy przez podnoszenie stopy lombardowej. Panie Profesorze. NBP na naszych oczach stał się „pożyczkobiorca” ostatniej instancji, bo czymże w istocie jest sprzedaż bonów pieniężnych z cyklicznym ich wykupem, za – średnio – 90 mld zł?????
Drugi z autorów proponuje wprowadzenie Standardu Produktywności. Autor stawia sprawę tak: „…Rezultatem zastosowania Standardu Produktywności byłoby stworzenie dwu a nawet trzypłaszczyznowej stopy procentowej na pożyczki w zależności od ich przeznaczenia. Pożyczki na cele produkcyjne rozbudowujące produktywny kapitał byłyby oprocentowane niżej niż pożyczki na inne cele, na przykład konsumpcyjne. Rząd straciłby możliwość arbitralnego tworzenia „nowych pieniędzy”, ale nie możliwości kontroli dostarczania pieniędzy na rynek. Społęczeństwo uzyskałoby korzyści wynikające z obniżenia kosztów kredytu niezbędnego dla produktywnej inicjatywy gospodarczej – źródła ekonomicznego rozwoju, a także najlepszą broń do walki z inflacją”.
Ostatnie zdanie zacytowanego powyżej fragmentu artykułu wyklucza możliwość przekształcenia naszego systemu finansowego w tym kierunku…” (koniec cytatu)
Długo zastanawiałem się nad tym po więc autor to proponuje i do tej pory nie wiem. Być może dlatego, że do autora dotarło, że NBP (dokładnie Rada Polityki Pieniężnej) musi dysponować jakimś arsenałem operacji dostrajających, gdyż inflacja czyha.
Nie pamiętam jak to leciało w materializmie dialektycznym, ale jakoś tak: trzeba coś wydoskonalić aby później obalić. System kreacji pieniądza oparty o rezerwę cząstkową został już "wydoskonalony" do takiego stopnia, że przypomina spróchniały płot. Nie rozleci się jeśli mu w tym trochę nie pomożemy. Odwagi!
Pieniężny ekwiwalent wzrostu PKB należy się ludziom, i powinien być im mądrze rozdany bez względu na to, co myślą o tym pomyśle Krzysztof Rybiński i Jerzy Wawro.
ps.
Zobacz: "Kotwiczenie waluty" – nowe elementy