18 maja będzie pierwsza rocznica śmierci AMBIWALENTNEJ ANOMALII, czyli po prostu mojego męża Jerzego. Wiem, że wielu z blogerów zagląda wciąż do jego tekstów. Dla Was wszystkich ośmielam się zamieścić tu dziś wypracowanie mojej chrześnicy, piętnastolatki, które napisała w hołdzie dla Jerzego i z przymrużeniem oka, które tak kochał…
„Szczęściarz”
Dnia 19 kwietnia 1967 roku urodził się prawdziwy szczęściarz. Już gdy miał parę lat i poszedł do przedszkola zrozumiał, że jest inny. Kolega, z prawdziwej przyjaźni, jaką tylko mogą żywić do siebie przedszkolaki, ugryzł go w łydkę tak, że trzeba było zakładać szwy.
W szkole niewiele się zmieniło. Stał na przykład w kolejce po obiad. Wielka kucharka nakładała łapą w foliowej rękawiczce kotlety. Porcja, która miała mu przypaść była odpowiednia dla wysokiego chłopca, potrzebującego dużej ilości białka. Lecz gdy tylko podszedł do okienka, a kobieta uzmysłowiła sobie kim jest następny dzieciak, zabrała z talerza kawał mięsa i wrzuciła ochłapy. I tak działo się przez następne kilkadziesiąt lat aż do pewnego ciepłego, letniego dnia. Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
Sklep. Szczęściarz staje w kolejce go kasy, myśląc o koszmarnym dniu na budowie, której jest kierownikiem. Nagle staje przed nim kobieta. Niska, dobrze zbudowana brunetka w niebieskiej sukience.
-Przepraszam – mówi zaskoczony – tu jest kolejka.
-Och, to pan tu stoi? – odpowiada zdziwionym głosem, wpatrując się w mierzącego 195cm, postawnego mężczyznę, jakby wyłonił się spod ziemi.
-Tak – odparł – wiem, ciężko mnie zauważyć…
Trzecia nad ranem. Kompletna cisza i ciemność, którą rozpraszają jedynie miejskie latarnie. Mężczyzna ładuje rzeczy do samochodu nissan micra koloru niesamowicie niebieskiego. Zapala silnik i rusza zamyślony w kierunku drogi. Już ma wyjechać z podjazdu, gdy nagle nie wiadomo skąd, na ulicy pojawia się auto.
Tym razem jest w egipskim hotelu. Zmęczony, resztkami sił zdejmuje ubrania. Wchodzi pod prysznic. Stoi pod strumieniem wody, myśląc o męczącym, choć wspaniałym dniu, bo spędzonym z ukochaną córką i żoną. Namydla się i.. okazuje się, że nie ma wody.
Na każdym niemal kroku szczęściarz uświadamiał sobie, że wszystko stoi mu na drodze i nic z pewnością nigdy nie przyjdzie mu z łatwością. Nawet wracając ze sklepu obładowany torbami, wychodząc z windy na najwyższym piętrze swojego bloku i stając przed drzwiami mieszkania zawsze sięgał do niewłaściwej kieszeni po klucze.
Dziś siedzę w pokoju, pisząc opowiadanie o szczęściarzu. O jego niekończonych się pokładach zdarzeń, które każdego przyprawiłyby o depresję i niekończące się załamanie nerwowe. Myślę o moim dużym przyjacielu, który zrobił mi kawał, tak jak całe życie płatało figle jemu.
Stało się to pewnego ciepłego letniego dnia. Zapamiętam go do końca życia, bo nawet, gdy miną lata a złotą plakietkę zastąpi kamień, nie zmieni się już treść napisu.
R.I.P
Jerzy Suchenek
żył 44lata.
Zuzanna, lat 15