Kościół nieustannie szerzy nienawiść do ateistów. Szerzy ją w „dobrych” celach – czyli w imię obrony wiary i „wartości chrześcijańskich”, walki z „cywilizacją śmierci” itd.
Ateizm jest w katolicyzmie grzechem śmiertelnym – gorszym nawet niż morderstwo. Ateista jest więc kimś gorszym niż morderca. Jako, że moralność katolicka narzucana jest całemu społeczeństwu, narzucany jest też pogląd mówiący o tym, że ateizm to najgorsza zbrodnia – a za tym, że ateiści to źli ludzie. Skutki są takie, że przez ogólnie narzucaną "moralność katolicką" spora część społeczeństwa (nie tylko katolicy) odczuwa do ateistów niechęć bądź nienawiść. Nic dziwnego, skoro na wszelkie sposoby rozpowszechnia się pogląd jakoby każdy ateista był komunistą, człowiekiem bez żadnych zasad, zawsze złym, pozbawionym uczuć wyższych itd.
Ateiści to dla katolików (chrześcijan) ludzie bez zasad – wszak tylko chrześcijaństwo albo w ogóle, tylko katolicyzm, ma być źródłem zasad moralnych. Katolicy to na dodatek bardzo często ludzie o moralności prymitywnej, zawierającej się w prekonwencjonalnym stadium rozwoju moralnego skali Kohlberga, gdzie człowiek przestrzega zasad tylko ze strachu przed karą – tu przed karą Boga. Z tego powodu, jeżeli ktoś w Boga nie wierzy, jest według nich całkowicie pozbawiony motywacji, do przestrzegania jakichkolwiek zasad. Nie tylko więc ateista nie ma zasad, bo te dawać może według katolików tylko religia, ale nawet gdyby miał zasady, nie miałby żadnych powodów, by ich przestrzegać.
Jako, że ateiści są źli – to walka z nimi musi być czymś dobrym. Niczego więc złego katolicy nie widzą w agresji skierowanej do ateistów ). Takie zachowanie nierzadko widziane jest przez nich nawet jako bohaterstwo! Czymś często społecznie akceptowalnym są więc publiczne obelgi, (dalsze) podżeganie do nienawiści, pogróżki, głoszenie poglądów jakoby ateistów należałoby wymordować, pozbawiać praw itd. Ateiści więc dla wielu są wrogami publicznymi, kimś kogo należy unikać ikogo krzywdzenie jest moralnie dopuszczalne –ateistę można gorzej traktować (z racji tego, jacy są – a jako istoty niezdolne do przestrzegania zasad czy miłości są wręcz podludźmi), dyskryminować a nawet należy zwalczać jako źródło zła i niebezpieczeństwo!
Społeczna indoktrynacja sprawia, że ludzie nie widzą przez to sporego zła, jakie niesie ze sobą Kościół. Kościół żywi się tu dodatkowo prymitywnym egoizmem – umacniając takie postawy – poprzez wykorzystywanie stanowisk "nie jestem ateistą, nic mi złego się przez to nie dzieje, więc złem to nie jest". Całe to zjawisko niebezpieczne – nie tylko dla samych ateistów i ludzi, w których ktoś może widzieć ateistów na skutek jakiejś propagandy, ale i dla całego społeczeństwa. Pewne zachowania mają bowiem wymiar niezaprzeczalnego zła – każda obelga jest zła, każde morderstwo jest złe. Gdy rozpowszechnia się relatywizm moralny w postaci np. "tego nie wolno zrobić nikomu – za wyjątkiem ateistów" prędzej czy później będzie się on pogłębiał o kolejne wyjątki od zasady.
Czasem trafi się katolik, który – przynajmniej nie od samego początku – nie obrzuci obelgami i pogróżkami gdy zobaczy, ze ktoś jest ateistą. Tu najczęściej jednak zaczyna się nawracanie. Bywają i katolicy "źli", grzeszni, który nie czują do ateistów antypatii – są to jednak ludzie nieznający i zwyczajnie ignorujący nauki, pod którymi się podpisują.
Na każdego katolika trzeba więc uważać – a jeżeli nawet nie jest agresywny, to stanowi to problem, że deklaruje nieświadomie poglądy (katolicyzm) tak agresywne i podpisuje się swoim członkostwem w Kościele, pod takimi zachowaniami.