Niemieckie euro czy powrót marki?
02/12/2011
378 Wyświetlenia
0 Komentarze
1 minut czytania
W Berlinie, po służalczym wobec Niemiec, wystąpieniu ministra spraw zagranicznych III RP Radka (sic!) Sikorskiego, zastosowano dewizę Józefa Piłsudskiego: „brać, ale nie kwitować”. Czyli przyjęto z zadowoleniem pokłony szefa polskiego MSZ.
W Berlinie, po służalczym wobec Niemiec, wystąpieniu ministra spraw zagranicznych III RP Radka (sic!) Sikorskiego, zastosowano dewizę Józefa Piłsudskiego: „brać, ale nie kwitować”. Czyli przyjęto z zadowoleniem pokłony szefa polskiego MSZ. Media i pani kanclerz klaskały w dłonie, ale czy Sikorski dostanie za to wsparcie RFN w swojej gierce o stanowisko w strukturach międzynarodowych – Bóg jeden raczy wiedzieć.
W Berlinie tak naprawdę bowiem zajmują się ważniejszymi sprawami niż hołdy lenne polityków ze Wschodu. Coraz głośniej słychać pogłoski o tym, że Niemcy rozważają – w ostateczności, w sytuacji pogłębienia kryzysu – nie tyle zredukowanie strefy euro poprzez wyrzucenie z niej kilku słabszych jej członków, ale… opuszczenie jej przez RFN i powrót do marki!
Dziś taki scenariusz brzmi surrealistycznie. Ale, jeżeli jutro lub pojutrze, gdy polityczno-gospodarcza dominacja Berlina nad resztą Europy i jej instrumenty: UE i Euroland przestaną być efektywne, to kto wie?
Nie wiadomo, czy Euroland będzie jeszcze bardziej zdominowany przez Berlin czy tenże Berlin ostatecznie wróci do marki, ale i tak cele niemieckiej polityki będą niezmienne.