Nie wszyscy kretyni mają niskie czoła
02/02/2011
359 Wyświetlenia
24 Komentarze
8 minut czytania
Zasugerowałem kiedyś na swoim blogu, że ludzie zajmujący się zawodowo propagandą wolni być muszą od trosk związanych ze słowem „finezja”. Oni nie muszą przejmować się tym czy ich argumenty są subtelne czy nie, ponieważ istotą propagandy jest przekaz, który pozwolę sobie tutaj nazwać siłowym. Kiedy odbywał się sławetny kongres intelektualistów we Wrocławiu w latach pięćdziesiątych, na który komuniści sprosili wszystkich frajerów z zachodu, mogących im się przydać, z Picassem na czele, miała tam miejsce znamienna scena. Oto wśród występujących mówców znalazł się przedstawiciel państwa robotników, chłopów i żołnierzy, który powiedział, że świat dzieli się teraz na dwa obozy – faszystowski – ten z którego przybył Picasso i demokratyczny – ten z którego przyjechał on sam, a który stworzony został siłą […]
Zasugerowałem kiedyś na swoim blogu, że ludzie zajmujący się zawodowo propagandą wolni być muszą od trosk związanych ze słowem „finezja”. Oni nie muszą przejmować się tym czy ich argumenty są subtelne czy nie, ponieważ istotą propagandy jest przekaz, który pozwolę sobie tutaj nazwać siłowym. Kiedy odbywał się sławetny kongres intelektualistów we Wrocławiu w latach pięćdziesiątych, na który komuniści sprosili wszystkich frajerów z zachodu, mogących im się przydać, z Picassem na czele, miała tam miejsce znamienna scena. Oto wśród występujących mówców znalazł się przedstawiciel państwa robotników, chłopów i żołnierzy, który powiedział, że świat dzieli się teraz na dwa obozy – faszystowski – ten z którego przybył Picasso i demokratyczny – ten z którego przyjechał on sam, a który stworzony został siłą woli towarzysza Stalina.
Słysząc słowa delegata radzieckiego kilku gości wstało i opuściło halę ludową, uważając wystąpienie towarzysza radzieckiego za prowokację. Było to jednak coś znacznie od prowokacji gorszego. Był to akt dominacji czy jak kto woli intelektualnego gwałtu na tych wszystkich biednych ludziach, którym się zdawało, że awangarda literacka i malarska są dźwigniami postępu i dzięki nim zwrotnice szyn, po których mknie lokomotywa dziejów przestawią się kierując ją wprost ku szczęściu i lepszej przyszłości człowieka. Nie była to jak się domyślasz drogi czytelniku do końca prawda, ale wielu artystów nie uwierzyło brutalnej demaskacji, która dokonała się we Wrocławiu, dalej tkwili oni w swoich błędnych przekonaniach wierząc w to co im tam towarzysze radzieccy podkładali do czytania lub oglądania, a także produkując na ich użytek różne dzieła, które dobitnie świadczyły o tym, że postęp w sztuce istnieje i da się go opisać w kategoriach matematycznych, jak kto się uprze. Z brutalnością bowiem jest już tak, że ludzie wypierają z pamięci zło którego doświadczyli, upokorzenia i wstyd z nimi związany. I tak artyści i pisarze następnych pokoleń wyparli z pamięci wiedzę o tym co zrobił intelektualistom delegat radziecki na kongresie w mieście Wrocław.
Prócz jawnego gwałtu było także wystąpienie tego pana pokazem mechanizmów propagandowych. Ich najbardziej wyrazistą demonstracją, było to clou propagandowego warsztatu, które opanować winien każdy adept trudnej sztuki mącenia w głowach tłumom telewidzów. W Polsce już od dawna widać, że lekcje nie poszły na marne, że nauka wcale nie jest w lesie, ale wciela się ją w praktyce w życie i używa ze skutkiem takim, że aż serce rośnie. Oto pisarzem z niezrozumiałych powodów zwany Pilch Jerzy, używa jej w swoim felietonie opublikowanym w tygodniku „Przekrój” (a właśnie, że nie przekroję). Pisze ów Pilch, że gdzieś tam, w jego okolicach mieszka mędrzec wiejski, który opracował sam jeden teorię wyjaśniającą przyczynę Katastrofy Smoleńskiej. Otóż doszło do niej, bo Jarosław Kaczyński, korzystając z tego że jego brat leci samolotem do Rosji, postanowił się go pozbyć za pomocą telefonu komórkowego. Telefonem tym nie rzucił bynajmniej w odlatujący samolot, strącając go na ziemię, jakby mniemać mogli by znawcy prozy Pilcha i jego konceptów fabularnych, ale zadzwonił zeń (z telefonu nie z Pilcha) i swoim hipnotycznym głosem nakazał bratu by ten zmusił pilotów do lądowania. Uczynił to Kaczyński Jarosław po to, by Polakom przybyła jeszcze jedna blizna, której mogliby oddawać cześć, uczynił to także z tego powodu, że nie widział szans na reelekcję brata. I co? Wszystko się zgadza – świat jak wtedy we Wrocławiu dzieli się na dwa obozy – faszystowski i zbrodniczy, z którego pochodzi JarKacz i demokratyczny – który jest matecznikiem Pilcha Jerzego.
Tę sprokurowaną przez pisarza Pilcha opowieść powtórzył w programie Olejnikowej reżyser Kuc Kazimierz, podpierając się wydartą z tygodnika „Przekrój” kartką, na której wydrukowany był felieton Pilcha. Znowu wszystko się zgadza. Znów młodzież może wiosną ruszyć na pola, by zbierać zrzucone przez Amerykanów pasiaste chrząszcze i napełniać nimi butelki po monopolowej. Wracają dawne dobre czasy, a to przecież jeszcze nie koniec. Można sprawę posunąć dalej i oskarżyć Kaczyńskiego o bratobójstwo. Ciekawe czy mąż świętej pamięć Jolanty Szymanek Deresz zgodziłby się być świadkiem w sprawie przeciwko Kaczyńskiemu bratobójcy i mordercy 97 niewinnych ludzi? Trudno powiedzieć, ale może znaleźliby się inni.
Myślę także, że czeka nas w niedługim czasie jakiś nowy kongres intelektualistów, na którym zapadną ważkie decyzje w sprawie postępu rządzącego sztuką, w sprawie kto jest, a kto nie jest wieszczem narodowym w tej dziesięciolatce, a kto ma szansę zostać nim w przyszłej. Odbędzie się tam także zbiorowe i pojedyncze odczytywanie apeli oskarżających Jarosława Kaczyńskiego o zmowę mającą na celu zgubić nasz kraj i przenieść go wprost w najciemniejsze średniowiecze, z którego już byśmy się nie wydobyli. Taka już jest kolej rzeczy, a polityka – jak to pięknie ujął kiedyś Stanisław Mackiewicz – zawraca z powrotem do łagra. A jeśli nawet nie do łagra to w kierunku pochodów pierwszomajowych na pewno. Pilch i Kuc już ćwiczą wymachy, by nie zawieść władzy i w sposób godny oraz odpowiedzialny machać przed trybuną kwiatkami z bibuły, które wykona dla nich Szymborska.
24 komentarz