Przedstawiam obszerny fragment artykułu Piotra Badury na temat Białorusi. Najwyższy czas odkłamywać ten kraj gdyż zbyt mocno jesteśmy w uściskach Rosyjsko-UE propagandy a w naszym interesie narodowym jest współpraca z Białorusinami.
Niektórzy sądzą, że wiedzę o Białorusi zdobywa się jadąc tam, ale patrzeć jedną parą oczu i słuchać jedną parą uszu to mało. Trzeba patrzeć setkami oczu i słuchać setkami uszu. Można to zrobić czytając relacje setek ludzi, którzy odwiedzili Białoruś. Są one często sprzeczne ze sobą, ale pozwalają lepiej wyrobić sobie pogląd.
Przeczytałem setki relacji ludzi, którzy byli na Białorusi. Obejrzałem setki nakręconych tam filmów. Jest to w internecie. Przywołam tu jedną relację, która wydaje mi się wiarygodna. Jej autorka, Izabela Brodacka-Falzmann, jest wnuczką zamordowanego przez Sowietów Włodzimierza Bocheńskiego. Pani Izabela odwiedziła Białoruś w 1995 i opisała to tak:
“Odwiedziłyśmy w Pińsku biskupa Świątka, który znał mego dziadka Włodzimierza Bocheńskiego, właściciela majątku Widybór, i zamieszkałyśmy na wskazanej przez niego kwaterze u Polki, córki przedwojennego oficera, której nie udało się uciec z sowieckiego raju. Niezwykle serdeczna i gościnna osoba nie chciała korzystać z przywiezionych przez nas zapasów. Chciała żebyśmy przeżyły choćby kilka dni tak, jak żyje ona i większość ludzi na Białorusi. Zapamiętałam, że jej emerytura (jeżeli dobrze pamiętam 240 zajczykow, jak nazywali swoją walutę) wystarczała na 4 kilogramy żółtego sera. Dlatego ser i wędlinę jadła dwa razy w roku – na Boże Narodzenie i na Wielkanoc i to w śladowych ilościach. Połowę emerytury pochłaniał czynsz reszta musiała starczyć na utrzymanie. Jadła prawie wyłącznie kartofle.
Zapamiętałam menu dnia, który poświęciłyśmy na zwiedzanie Pińska: na śniadanie wspaniała kartoflanka, na obiad ołatki, na kolację sałatka kartoflana z 1 (słownie jednym) śledziem na trzy osoby, którego kupiła na rynku na naszą cześć i dumnie przyniosła za ogon”.
Kolejny raz pani Izabela była w Białorusi w 2010, tuż przed grudniowymi wyborami Wybrała się z córką do Brześcia, w poszukiwaniu dokumentów. Pisze o tym tak:
“Doznałam szoku – szoku pozytywnego. Z poprzedniej podróży zapamiętałam Brześć jako jedną wielką ruinę. Rozpadające się kamienice, nieliczne bloki z wielkiej płyty, puste sklepy i szarzy ludzie patrzący w ziemię i nie odpowiadający na najprostsze pytania.
Obecnie Brześć jest przepięknie odnowiony. Z ogromnym pietyzmem odrestaurowano przedwojenne domki i kamieniczki. Gdyby mnie ktoś wypuścił z samochodu na jednym z bulwarów i zapytał gdzie jestem, odpowiedziałabym, że w południowej Francji.Sklepy są zaopatrzone lepiej niż w Warszawie, produkty o wiele tańsze (dla nas), ludzie dobrze ubrani, dzieci z kolorowymi plecakami. Rozmawiają swobodnie, śmieją się, podejmują rozmowę z Polakami (akcent zdradzał nas natychmiast). Żadnych milicjantów na rogach ulic, którymi nas straszono w Polsce. Przez cały tydzień widziałyśmy tylko jeden radiowóz i to z daleka. Nikt nas nie legitymował, nikt nie sprawdzał naszych bagaży. W archiwach przyjmowano nas bardzo życzliwie (15 lat temu nikt nie chciał nawet podnieść głowy znad biurka)”
i dalej:
“Jestem dość podejrzliwa, szczególnie wobec reżimu, który od lat przedstawia się nam jak imperium diabła wcielonego. Wchodziłam na podwórka, żeby sprawdzić czy czasem Brześć nie jest “potiomkinowską wsią”. Rozmawiałam z ludźmi przy każdej okazji. Wszyscy mówili, żeby nie ulegać stereotypom. Wielu z nich widzi w Łukaszence jedynego obrońcę przed zamachem obcego kapitału na ich narodową własność.
Nie wiem jak wyglądały wybory w Mińsku, bo Brześć to jednak prowincja, nie wiem jak liczono głosy i kogo bito. Nie wiem również, kto manifestował na ulicach i za jakie pieniądze organizowano protesty. Wiem jednak dobrze, jaka była atmosfera w Brześciu w przeddzień samych wyborów. Nikt mi nie wmówi, że ludzie się boją. Ulotki innych kandydatów rozdawano bez przeszkód na ulicach i w kawiarniach, dyskutowano z cudzoziemcami”.
Aby zrozumieć sytuację, opisaną przez Izabelę Brodacką-Falzmann, wystarczy spojrzeć na wykres. Pokazuje on zmiany gospodarki Białorusi w latach 1991-2010. W latach 1991-1995 gospodarka kurczyła się w ogromnym tempie. Gdy 15 lat temu pani Izabela była tam pierwszy raz, trafiła na najgorszy moment. Gospodarka była już o ponad jedną trzecią mniejsza. To jednak nie tłumaczy aż takiej biedy, jaką tam zobaczyła. Tę biedę wywołał niesprawiedliwy podział. Gospodarka kurczyła się, ale “lepsi” i tak szybko podnosili swój poziom życia. W tej sytuacji słabsi musieli żyć w biedzie.
Aleksandr Łukaszenka doszedł do władzy w 1994, ale zmiana kierunku w gospodarce zaczęła się dopiero w 1996, bo pazerna elita “lepszych” nie poddała się łatwo. Walczono z nią brutalnie, uzasadniając to racją stanu.
Po wyborach z grudnia 2010 Agnieszka Romaszewska, szefująca telewizji Biełsat, udzieliła interesującego wywiadu Polskiemu Radiu (wyemitowano go 6 stycznia 2011). Warto przeczytać cały wywiad (w internecie), ale tu tylko fragmenty. Szefowa Biełsatu powiedziała, że społeczeństwo białoruskie
“jest już zmęczone rządami Łukaszenki. To już 15 lat. Ludzie już po prostu mają dosyć. Jest mit na Podlasiu, że tam jest świetnie, jeśli ktoś jedzie do Mińska, mówi, że jest pięknie, czysto i neony. Ale trzeba przecież mieć emeryturę, trzeba z czegoś zapłacić. Trudy życia są ogromne, ludzie zaczynają mieć dosyć (…) zmiany nie są jednak tyko funkcją woli narodu białoruskiego, ale też sytuacji międzynarodowej, ekonomicznej, możliwości. Wielokrotnie podkreśla się na przykład, że rewolucja ukraińska byłaby niemożliwa, gdyby nie to, że ktoś włożył w nią pieniądze, gdyby nie oligarchowie ukraińscy, którzy czuli się odsunięci na boczny tor i w pewien sposób sfinansowali tę rewolucję. Namioty na Majdanie i Chreszczatyku (główna aleja Kijowa) jednak kosztowały”.
O białoruskich partiach opozycyjnych szefowa Biełsatu powiedziała:
“wszystkie te ugrupowania zaczynały się mieścić w coraz mniejszych pomieszczeniach” (…) “Trudno było ich namówić, żeby się, mówiąc kolokwialnie, opozycja nie podkładała. Jeśli było wiadomo, że będzie uderzenie władz w opozycję, to żeby schować gdzieś niektóre rzeczy, żeby nie trzymać wszystkiego w domu. Uważali, że to dziwne. Teraz już to wiedzą dobrze, że trzeba wynieść coś z domu, żeby nie mówić pewnych rzeczy publicznie”.
Agnieszka Romaszewska powiedziała też:
“Opowiadanie, że stworzy się milion nowych miejsc pracy? Najpierw trzeba będzie zlikwidować milion miejsc pracy w nierentowanych, abstrakcyjnie zarządzanych zakładach” oraz “Jest bardzo poważna siła na Białorusi, która być może w takiej sytuacji transformacyjnej może być wykorzystana, to są drobni przedsiębiorcy”.
Twierdzenie Agnieszki Romaszewskiej, że społeczeństwo białoruskie jest zmęczone piętnastoma latami rządów Łukaszenki, brzmi niewiarygodnie. Większość białoruskiego społeczeństwa zbyt dobrze pamięta biedę z przełomu lat 1995/1996 i nie chce, by ona wróciła.
W latach 1996-2010 białoruska gospodarka niemal potroiła się. Zważywszy, że Łukaszenka bardzo zmniejszył nierówności społeczne, poziom życia zwykłych ludzi (czyli 80 proc. społeczeństwa) wzrósł ponad trzykrotnie. Dlaczego więc mają głosować przeciw Łukaszence?
Jakieś szanse pokonania Łukaszenki były w 2001, gdy gospodarka Białorusi dopiero wróciła do poziomu z 1991. Łukaszenka dostał wtedy 76 proc. głosów (w lipcu 1994, podczas wyborów, których uczciwości nikt nie kwestionuje, miał 80 proc.). W 2006 cała białoruska opozycja i jej sponsorzy zmobilizowali się maksymalnie. Był wspólny kandydat – Aleksandr Milinkiewicz. Dostał on 6 proc. głosów, podczas gdy Łukaszenka 83 proc.
Zgodnie z przećwiczonym w innych krajach scenariuszem, w proteście przeciw “sfałszowanym” wyborom opozycjoniści rozbili na mińskim Placu Październikowym miasteczko namiotowe i rozpoczęła się “dżinsowa rewolucja” (zwana też “chabrową”). Skończyła się ona klęską, bo nie poparło jej białoruskie społeczeństwo. Klęska “dżinsowej rewolucji” uświadomiła zapewne białoruskiej opozycji i jej zagranicznym sponsorom, że potrzebny jest inny plan. Jaki mógł być ten plan?
Podstawowym elementem nowego planu mógł być taktyczny sojusz między USA, UE i Rosją, oparty na zasadzie: “Najpierw wspólnie obalmy Baćkę, a potem się zobaczy”. Na tę możliwość wskazywał np. Brian Whitmore, którego artykuł “Has Moscow Had Enough Of Belarus’s Lukashenka?” (“Czy Moskwa ma już dość Łukaszenki na Białorusi”) ukazał się 19 lipca 2010 na internetowej stronie Radio Free Europe (Radia Wolna Europa). Whitmore powoływał się m.in. na Leonida Zaikę, współpracownika Jarosława Romańczuka, jednego z kontrkandydatów Łukaszenki w 2010.
Być może plan realizowano od 2009. Moskwa usiłowała wywołać trudności gospodarcze w Białorusi przez tak drastyczny wzrost cen dostarczanej ropy, by Białorusi nie było na nią stać. Robiono też kłopoty z gazem i inne, a rosyjska telewizja emitowała na Białoruś serial “Baćka chrzestny”, w którym Łukaszenkę porównywano z Hitlerem i Stalinem. Sugerowano też, że ma na sumieniu śmierć przeciwników etc.
Znamienne było wydarzenie z 17 września 2010. Z kandydowania na prezydenta zrezygnował Aleksandr Milinkiewicz, kontrkandydat Łukaszenki w 2006, choć miał on ponownie być wspólnym kandydatem opozycji. Było to sprytne. Skoro i tak nie było szans, by jakikolwiek kontrkandydat Łukaszenki uzyskał znaczące poparcie, to lepiej było wystawić jak najwięcej kandydatów. Każdemu przysługiwał wtedy czas antenowy w radiu i telewizji oraz państwowa dotacja na prowadzenie kampanii. Ostatecznie zarejestrowano 9 kontrkandydatów. Planowano więcej, ale pozostali nie zebrali 100 tys. podpisów.
Z góry było wiadomo, że Łukaszenka wygra w pierwszej turze więc opozycyjni kandydaci już podczas kampanii wyborczej wzywali elektorat, by przyszedł w wieczór powyborczy na Plac Październikowy zaprotestować przeciw “sfałszowaniu” wyborów. Zapewne też z góry zaplanowano ogłoszenie powołania “Rządu Ocalenia Narodowego” i zajęcie “siłą” rządowego gmachu.
Symptomatyczne było pobicie Niaklajeua. Tylko jego pobito, już przed demonstracją. Dlaczego? Kto stał za tym pobiciem? Białoruskie władze twierdzą, że inny kandydat. Wierzyć w to?
Uładzimir Niaklajeu i Andrej Sannikau uważani byli za faworytów Moskwy. Jeśli to prawda, to dlaczego Moskwa wspierała dwóch kandydatów? Istnieje pogląd, że był to przejaw wojny prezydenta Dmitrija Miedwiediewa z premierem Władmirem Putinem. Niaklajeu miał być faworytem Miedwiediewa a Sannikau Putina. Bruksela jakoby wspomagała Miedwiediewa, wspierając jego faworyta.
Niaklajeua pobito w dziwnych okolicznościach. W pobliżu jego biura zjawił się autobus bez tablic rejestracyjnych. Wypadło z niego ok. 50 zamaskowanych mężczyzn, ubranych na czarno. Ogłuszyli wszystkich granatami hukowymi. Kazali kłaść się na ziemię a Niaklajeua pobili do nieprzytomności. Potem uciekli. Ludzie Nieklajeua odwieźli go na pogotowie. Wkrótce zjawili się tam białoruscy funkcjonariusze i zabrali Niaklajeua do aresztu. Dlaczego nie zabrali go z ulicy? Może to jednak nie białoruscy funkcjonariusze bili Niaklajeua?
Dziwna była reakcja Sannikaua na wiadomość o pobiciu Niaklajeua. W materiale wyemitowanym przez TVN Sannikau obwinia o pobicie Łukaszenkę, ale sam się nie boi i idzie na plac, gdzie wraz z Mikołą Statkiewiczem ogłaszają się Rządem Ocalenia Narodowego i dają sygnał do zajęcia budynku rządowego. To było pokazane w materiale TVN. Kto publicznie ogłasza się Rządem Ocalenia Narodowego i chce wtargnąć do gmachu rządowego, pali za sobą mosty. Musi już albo wygrać, albo pójść do więzienia. W każdym kraju.
Sannikau i Statkiewicz, mimo pobicia Niaklajeua, byli tak pewni zwycięstwa, że trudno uwierzyć, iż to pobicie nie było znanym im wcześniej elementem scenariusza. Po prostu w odpowiednim momencie ich protektor usunął konkurenta. Jeśli jednak pobicie Niaklajeua było punktem scenariusza, to znaczy, że Moskwa do końca wierzyła w sukces, czyli też została wykiwana.
Na YouTube obejrzeć można film, pokazujący jak Sannikau i Statkiewicz dochodzą do wyłamanych już drzwi rządowego gmachu i widzą barykadę. Wydają się skonsternowani. Nie tak miało być? Sannikau podchodzi do szczeliny w barykadzie i usiłuje coś tam z kimś wyjaśniać. Na darmo. Cofa się. Stoi obok żony (Iriny Chalip) i Statkiewicza a na ich twarzach widać niepokój, jakby mówili: Chyba wpadliśmy w pułapkę.
W niedzielę 19 grudnia wszystko mogło być wielką pułapką. Przestały działać w Białorusi popularne portale społecznościowe (np. Facebook, VKontakte). Nie można też było wejść na opozycyjne strony internetowe, bo trafiało się na strony fałszywe. Opozycja uznała, że chodzi o to, by nie można było zwołać demonstracji. Dali sobie radę. Zwoływali się SMS-ami. A to mogła być pułapka. Gdy milicja zatrzymała ponad 600 demonstrantów, to w ich komórkach były dowody, że zwoływali oni innych, czyli współorganizowali masowe zamieszki. Za to grozi do 15 lat.
Dziś Agnieszka Romaszewska przekonuje, że młodzież zatrzymana 19 grudnia, utwardzi się jako opozycja. Na pewno? A jeśli funkcjonariusze KGB powiedzieli im, że za zwoływanie grozi do 15 lat, ale gdy pójdą na współpracę, to odsiedzą 10 dni i nikt nie będzie zajmował się ich komórką? Wątpię, by młodzi ludzie wybrali wyrok do 15 lat (doświadczony kandydat Romańczuk załamał się po godzinie). Część zatrzymanych mogła podpisać zgodę na współpracę. Jak ustalić, kto podpisał? Wszyscy stali się podejrzani.
Przytłaczająca większość Białorusinów jest zadowolona z Łukaszenki i popiera go. Polska, w cudzym interesie, łoży ogromne sumy, by obrzydzić im Łukaszenkę i budować w Białorusi opozycję, a nawet konspirację. Co proponujemy Białorusinom? Szefowa Biełsatu na początek milion bezrobotnych. Drobni przedsiębiorcy, na których mamy stawiać, mogliby wtedy drastycznie obciąć płace pracownikom (Za bramą są chętni na waszą pracę!). Dzięki temu zwiększyliby podobno zyski. Prawda jest jednak taka, że zostaliby błyskawicznie orżnięci i na ich miejsce wszedłby obcy kapitał. Nie oferujemy Białorusi niczego dobrego i oni to czują. Boją się, że bez Łukaszenki “budiet kak w Polsze” (będzie jak w Polsce).
Najsmutniejsze jest, że dziś trzeba już tumanić także mieszkańców Podlasia (północny wschód Polski). Oni jeżdżą na Białoruś. Mają blisko. Widzą, że tam jest lepiej niż na Podlasiu. Agnieszka Romaszewska, szefująca też TVP Białystok, będzie im teraz tłumaczyć, by nie wierzyli swoim oczom. Niech zacznie od przekonywania Izabeli Brodackiej-Falzmann.
Źródło: http://www.prawica.net/28718
"Doradzajac przyjacielowi, staraj sie mu pomóc, a nie sprawic przyjemnosc" Solon"