Pierwszy akt prawny Społecznej Gospodarki Wolnorynkowej o personalistycznych podstawach
Mizerię studenckiego życia w latach 60-tych osładzała niezapomniana Studencka Spółdzielnia Pracy „ŻACZEK”. Zarwana noc lub jakiś dzień z kiepskimi wykładami i później przez chwilę można było być panem życia. Miałem te fory od natury, że wojsko musiało ze mnie zrezygnować. Ponoć wróg gdyby mnie zobaczył od razu straciły męstwo. Po ostrzyżeniu kolegów, aby na bażantów nie wyglądali, w dniu poprzednim, następny dzień miałem wolny od kamaszy. Kręciłem się zatem wokół tego ŻACZKA regularnie i nawet trochę ponadnormatywnie, a że coś więcej musiałem wiedzieć – na szkolenie do Krościenka pojechałem. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że przydarzyło mi się jedną z kolacji spożywać w towarzystwie starych profesorów „lwowiaków” jak ich nazywaliśmy. Oczywiście pełen fason i trzymanie emocji na uwięzi. Jednak w dyskusji chyba coś za dużo powiedziałem o tym, że Niemcy to mają a my nie, że tam to i owo a u nas taka mizeria. I wtedy uzyskałem pierwszy i najkrótszy wykład ze społecznej gospodarki rynkowej. Otóż jeden z „lwowiaków” dość ciepło zestrofował mnie krótkim wykładem, i tak to mniej więcej leciało:
Niemcy mają bo sobie zrobili,
zrobili, bo im się chciało,
a dlaczego im się chciało to już się Adenauera zapytajcie.
No cóż, z odpytaniem wtedy Adenauera o przyczyny tego niemieckiego chciejstwa w owym czasie nie było tak prosto. Jednak słowa profesora wryły się w moją świadomość bezwzględnie i głęboko: dlaczego Niemcom się chciało.
Coś mi tutaj nie grało. Jakoś sięganie do wewnętrznej motywacji nie mieściło się w nurcie miłościwie nam panującej „naukowej organizacji pracy”. Przecież temu Niemcowi płacono więc, jak tracił motywację można go było najnormalniej wywalić z roboty. To takie motywujące, takie wychowujące, a w ogóle to „ornung” musi być. A poza tym to plan Marszala i to co wszystkim w czasie wojny nakradli….
Przyszło mi później zapoznać się z podstawami kapitalizmu nadreńskiego i nordyckiego i zacząłem otwierać oczy. Ten „ornung” się tam pojawił, ale z przyczyn, o których bym Niemców nie podejrzewał. Były to zasady demokracji przemysłowej i partycypacji pracowniczej. Oczy otwierały się ze zdumienia.
Szanowni Bracia Profesorowie.
Na litość boską nie upychajcie socjalizmu do Społecznej Gospodarki Rynkowej. Na dobrobyt trzeba zarobić i bez pomysłów na to, co zrobić, aby Polakom chciało się chcieć tu i teraz, możecie tylko obrzydzić słuszną – skądinąd – ideę. Może już mówmy o Społecznej Gospodarce Wolnorynkowej aby uciszyć sworę od Korwina Mikke. W SGR więcej jest bowiem wolnego rynku, o personalistycznych podstawach, niż socjalizmu.
Pierwszym aktem prawnym Społecznej Gospodarki Wolnorynkowej (??? – to tak na próbę) będzie „stowarzyszenie do poszczególnych czynności handlowych na wspólny rachunek”. Będzie, bo kilku zakręconych nie wie, że się nie da, nie wie, że to nic nie da.
Możesz pomóc. Materiały pomocnicze znajdziesz tu... Umów się ze swoim posłem i próbuj go przekonać, że to coś nam wszystkim da. Gwarantuję, ze z biura poselskiego wrócisz w jednym kawałku. Tam nie gryzą pod warunkiem, gdy nie są porażeni wzrokiem swoich szefów.
Lobbing obywatelski to wszystko na co nas realnie stać.