Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie rytualnego oburzenia na fakt spalenia wozów TVN24 i TVN Meteo, które dokonały swojego żywota 11 listopada na Placu na Rozdrożu. Nie powiem – próbowałem. Ale nie wyszło.
Może dlatego, że choćby po prostu pamiętam zachowanie "całej prawdy, całą dobę" w dniach po katastrofie z 10 kwietnia. Dobrze pamiętam dobór gości w TVN24, którzy ochoczo usprawiedliwiali działania grupy Tarasa pod krzyżem, plucie Palikota, Kutza czy Niesiołowskiego.
Najczęściej wspólnym "excuse", suflowanym przez redaktorów z ul. Wierniczej było "że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę". Tym co siał wiatr był – oczywiście jak zawsze – Jarosław Kaczyński, który w zależności od sytuacji, albo agresywnie milczał, albo jątrzył, albo dzielił – albo licho wie co jeszcze robił. Były pytania "gdzie jest Jarosław", sugestie że się "ukrywa", "pushowanie" – oczywiście ustami zaproszonych gości – narracji że dostał "szmergla". Miałem czasem wrażenie, że Salon obawiał się, że jak JK wygra wybory to ich zwyczajnie zje – i to dosłownie, a nie w przenośni.
Później były wybitnie stronnicze relację spod krzyża, szopka redaktor Kolendy-Zalewskiej, co to nawet komunikatów własnej stacji nie czyta, gdy jest odpowiednio nakręcona ("prawdziwi Polacy"), debeściaki z Tupolewa itp. Słowem – histeria, pompowanie emocji, polowanie z nagonką w określonym celu – aby przypadkiem tylko Jarosław nie zastąpił w Dużym Pałacu swojego tragicznie zmarłego Brata.
Nie miało tutaj znaczenia, że konkurent JK właściwie nie odróżnia dnia od nocy – to wszystko było nieistotne, bo gdyby Tusk w przypływie szaleństwa (albo dowcipu) wystawił do wyborów choćby psa Sławka Nowaka, zawsze znalazłby się jakiś utytułowany profesor socjologi, który dałby wyraz swojego podziwu dla "odwagi premiera". I idę o zakład, że nie wychodziłby ze studia TVN-u (no, chyba żeby wpaść na Czerską, tudzież Słupecką).
Ponieważ byłem w tych dniach pod Pałacem, obserwowałem to z wysokości chodnika, to jedną rzecz zapamiętałem najmocniej.
SWOJĄ BEZSILNOŚĆ.
Bezsilność, bo nijak nie mogąc realnie przeciwstawić się tej propagandzie, poczułem się trochę jak obywatel – już nie drugiej – ale trzeciej lub czwartej kategorii, który nie ma szans na to aby ktoś o jego poglądach mogł, miał szansę wypowiedzieć swoje zdanie i byłoby to pokazane w sposób obiektywny i rzetelny.
Tak więc, gdy usłyszałem w Polsat News że "płoną wozy transmisyjne jednej ze stacji telewizyjnej" to jakoś podświadomie wiedziałem której to stacji dotyczy (na samym marszu nie byłem, bo się niestety dzieciarnia rozchorowała – żałowałem, bo obiecałem starszemu pokazać żółnierzy w mundurach z epoki).
A gdy usłyszałem (bodajże przedwczoraj), jak redaktor Magda Sakowska, mówi że "zaatakowono niezależnych obserwatorów", a w TVN24 – że "wolność słowa", to miałem wrażenie że odlot trwa. Bo TVN nie jest wcale niezależnym obserwatorem, tylko stroną w sporze, który sam często kreuję i podgrzewa. A wolność słowa dawno została przez tą stację złożona na ołtarzu walki z kaczyzmem.
***
"Wyborcza" kiedyś nagłaśniała akcję "nie płakałem po papieżu". No więc ja też nie będę płakał po spalonych wozach TVN, zdemolowanych przez jakiś wandali. Zapewne kosztowały sporo kasy (trochę czasu pracowałem w Polsacie, więc wiem że sprzęt w wozie transmisyjnym jest warty czasem więcej niż pojazd który go wozi) – ale pewnie były też ubezpieczone. Żadne to usprawiedliwienie dla osób które dopuściły się tego czynu (nie lubię przemocy – ani fizycznej ani słownej), ale nikt mnie nie namówi na dołączenie się do chóru aktywnych wyjców, ani do podpisywanie listów otwarych czy protestacyjnych.
Po prostu odnotowałem ten przykry incydent w pamięci, wolałbym aby się jednak nie powtórzył. I tyle.
"Z zawodu analityk, milosnik historii, modelarz, dzialacz i moderator ruchu konsumenckiego "nabiciwmbank.pl"