NIE DOCENIAMY POTENCJAŁU DZIECI – urodzinowo
25/11/2011
317 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Dzieci – jak można ich nie lubić?!
Zawsze lubiłam dzieci.
Zawsze chciałam mieć ich gromadę.
Mam.
No, może nie zbyt dużą gromadę, ale…gromadkę. 🙂
Wszystkie moje maluchy bardzo lubiły książki. W domu były ich tysiące (kiedyś, na potrzeby pracy domowej któregoś z dzieci, liczyliśmy – były tysiące).
Wszystkie dzieci, każde w wieku 4,5 roku czytały.
Przeżyłam wiele rozmaitych, związanych z tym, sytuacji.
Byłyśmy z córeczką, pięciolatką, na spacerze. Pokazując dziecku grupę zieleni, powiedziałam: zobacz, jakie wielkie, ogromne liście tutaj rosną. Takie rozłożyste, że można sobie z nich zrobić nawet…parasol! W odpowiedzi usłyszałam: „Wiem mamo, to łopian.”
Ups! Wygłupiłam się?
Kiedy indziej podobną sytuację zrelacjonowała najstarsza córka: późną jesienią zabrała najmłodszą siostrę na spacer. Zimno, szaro… Nic to, wyjść się chciało. Poszły. W parku starsza siostra do małej: zobacz jak to jest – zimno, my chodzimy już w ciepłych kurtkach, w czapkach, a tu takie malutkie białe kwiatki jeszcze są, kwitną… Riposta natychmiastowa: to krwawnik. Kwitnie nawet do października, listopada.
Tym razem „szczęka opadła” komu innemu, nie mnie.
O porównywalnych zdarzeniach słyszałam od nauczycieli, którzy uczyli moje „młode”.
Nagrody książkowe na koniec roku szkolnego były prawie standardem. Opowiadała jedna z wychowawczyń: Urszulka, pierwszoklasistka (poszła do pierwszej klasy nie mając sześciu lat) odbiera nagrodę – dwutomową powieść, którą wybrała wychowawczyni specjalnie dla tej uczennicy. Wiedziała, że lektury „połyka”, więc …będzie dziecko miało co czytać podczas wakacji. A mała: ooo, jak fajnie, ja już to przeczytałam; będę miała dwie takie książki! Autentycznie ucieszyła się z tego. To samo potem powtórzyła mi w domu. 🙂
A wychowawczyni…”zbaraniała” na reakcję nagradzanej. Nie pierwszy i nie ostatni raz, jak się potem dowiedziałam.
Nie doceniamy potencjału dzieci!