Andrzej Owsiński Nie dajmy się zwodzić “powierzchnią zjawisk” Przede wszystkim: co to jest “powierzchnia zjawisk”? Klasycznym przykładem jest sprawa Gdańska dla stosunków polsko niemieckich przed wojną, żadne z tych państw nie było zadowolone z idiotycznego (co było powszechną cechą wersalskich decyzji), ale też i wyjątkowo złośliwego rozwiązania. Propozycja Niemiec oddania, Hitler użył określenia “zwrotu”, Niemcom Gdańska w zamian za rozszerzenie w nim polskich uprawnień, stała się głównym tematem światowego nagłaśniania. Propaganda goebbelsowska, wspierana przez bolszewicką, głosiły, że ma być wojna, bo Polsce “zachciało się Gdańska”, lub popularne we Francji: “mourir pour le Danzig?”. Beck w swoim wystąpieniu w sejmie 5 maja 1939 r poszedł pół kroku dalej i mówił o “odepchnięciu Polski od morza, od którego Polska odepchnąć się nie […]
Andrzej Owsiński
Nie dajmy się zwodzić “powierzchnią zjawisk”
Przede wszystkim: co to jest “powierzchnia zjawisk”?
Klasycznym przykładem jest sprawa Gdańska dla stosunków polsko niemieckich przed wojną, żadne z tych państw nie było zadowolone z idiotycznego (co było powszechną cechą wersalskich decyzji), ale też i wyjątkowo złośliwego rozwiązania. Propozycja Niemiec oddania, Hitler użył określenia “zwrotu”, Niemcom Gdańska w zamian za rozszerzenie w nim polskich uprawnień, stała się głównym tematem światowego nagłaśniania.
Propaganda goebbelsowska, wspierana przez bolszewicką, głosiły, że ma być wojna, bo Polsce “zachciało się Gdańska”, lub popularne we Francji: “mourir pour le Danzig?”. Beck w swoim wystąpieniu w sejmie 5 maja 1939 r poszedł pół kroku dalej i mówił o “odepchnięciu Polski od morza, od którego Polska odepchnąć się nie da”. Wszystko to prawda, a raczej nikła jej część, w istocie chodziło Hitlerowi i Stalinowi o zniszczenie Polski, co było zapowiedziane zarówno w “Mein Kampf”, jak i w sowieckich nawiązaniach do roku 1920. A i to przecież było tylko wstępem do podboju świata.
W praktyce misja nowego ambasadora w Niemczech – Mierkałowa, a przede wszystkim zastąpienie komisarza spraw zagranicznych Litwinowa przez Mołotowa, sowieckiego premiera, były przygotowaniem gruntu do grabieży Polski. Charakterystyczne dla sowieckich zamierzeń było zaproszenie przez Litwinowa w nocnej porze polskiego ambasadora w Moskwie – Grzybowskiego i oświadczenie mu przy nastawionym na cały głos aparacie radiowym, że odchodzi ze stanowiska i że przychodzi na jego miejsce Mołotow, co oznacza dla Polski najgorsze perspektywy. Wyraźnie pod powierzchnią problemu gdańskiego ukrywało się śmiertelne zagrożenie.
Współcześnie znajdujemy się pod atakiem ideologii LGBT i “proaborcji”, czyli zagrożenia dla odwiecznej moralności chrześcijańskiej. Walcząc z tymi atakami uznaje się je za zamach na pozycję polskiej rodziny i ukształtowanych stosunków społecznych. Jest to rzeczywiście poważne niebezpieczeństwo, ale nie ono stanowi ostateczny cel tej całej, wielowątkowej akcji.
Przypomina to działania bolszewickie na początku ich władania w Rosji, skierowane przeciwko tradycyjnej rodzinie, cel był oczywisty: zniszczenie moralności wywodzącej się z nakazów religii chrześcijańskiej, po to żeby ludzi uczynić bezbronnymi wobec bolszewickiej dyktatury i indoktrynacji.
Do tego trzeba dodać walkę z religią, w której najwyraźniej wyciągnięto wnioski z nieudanej kampanii ateistycznej bolszewików. Skierowano bowiem główne ostrze napaści nie na sam kościół, ale na hierarchię kościelną, celowo utożsamiając ją z całym kościołem. Wykorzystano zręcznie źle pojętą, korporacyjną solidarność tworzącą stan zbiorowej odpowiedzialności. Nie stosuje się jej w odniesieniu do nauczycielstwa, wojska czy innych organizacji społecznych tworzących specyficzne więzi międzyludzkie.
A przecież w kościele katolickim uznaje się że popełnienie grzechu, w tym również grzechu uznanego jako przestępstwo karne, jest rzeczą ludzką, ale tkwienie w grzechu – jest rzeczą szatańską, wykluczającą ze wspólnoty kościelnej. Nie może być zatem mowy o jakiejkolwiek solidarności korporacyjnej, a jedynie modlitwa o nawrócenie zbłąkanej owieczki.
Dotyczy to zarówno samych sprawców jak i tych którzy ukrywają, czy tolerują ten stan. Przyznanie się do zbiorowej odpowiedzialności jest bardzo pożądane przez napastników, jest to bowiem w ich pojęciu stan upadku całego kościoła.
Niestety wielu hierarchów kościelnych postępuje tak, jakby rzeczywiście stanowili kościół, a przecież są tylko częścią kościoła powszechnego , czyli zgromadzenia wiernych.
Słabości atakowanego świata kultury chrześcijańskiej są bezlitośnie wykorzystywane, dotyczy to zresztą nie tylko kościoła instytucjonalnego, ale także wszystkich tych, którzy podejmują się walki w jej obronie. Przede wszystkim zaś ludzi pióra, którzy z wielkim zapałem walczą z LGBT. Możemy śmiało uznać, że sprawa nie jest godna aż takiego poświęcenia, wystarczy stwierdzić, że żadne wybory seksualne, o ile nie są kryminalnym przestępstwem, nie są w Polsce zakazane.
Natomiast małżeństwo to zupełnie inna kategoria, jest to uznany prawnie, nie mówiąc o religijnym, związek mężczyzny z kobietą, założony w celu zorganizowania życia rodzinnego, a przede wszystkim posiadania i wychowania potomstwa. W kościele katolickim ten ostatni element jest na tyle istotny że małżeństwo zawarte z zamiarem uniknięcia potomstwa, jest uznane jako nieważne. Sprowadzenie instytucji małżeństwa do “związku partnerskiego”, niezależnie od płci, jest po prostu nieporozumieniem.
Prawo cywilne stwarza różne możliwości tworzenia związków partnerskich poza małżeństwem i nikt nie może w tym względzie czuć się pokrzywdzonym. Nikt w Polsce nie może czuć się prześladowanym z tytułu wyboru seksualnego, ale nie można też zmuszać ludzi do uczuć sympatii dla tych wyborów. I na tym cała sprawa się zamyka.
Pozostaje problem znacznie ważniejszy, a mianowicie czemu ma służyć kampania przeciwko chrześcijańskiej kulturze. To ostatnie sformułowanie ma szczególne znaczenie w związku z tym, że bezbożna napaść nie obejmuje innych kultur, wywodzących się z ich religijnych korzeni: – judaizmu, islamu, buddyzmu itd. mimo niejednokrotnie znacznie ostrzejszych reguł w pojęciach rodziny, wyborów seksualnych, czy ochrony życia nienarodzonego. Wyraźnie zatem chodzi o zniszczenie wyłącznie świata zwanego cywilizacją łacińską czy łacińsko grecką, a w praktyce – świata białych ludzi.
Kto może wynieść korzyści z sukcesu tej ofensywy? Naturalnym odruchem jest wskazanie na samych zainteresowanych, a szczególnie na ich aktywną w napaści część, mogą wchodzić w grę wspierający ich multimiliarderzy, którzy liczą na stworzenie posłusznej im masy roboczej i konsumpcyjnej. Nie należy wykluczyć, że takie zamiary istnieją, jednakże ich realizacja wymaga znacznie większych sił aniżeli obie te grupy mogą zmobilizować.
Być może, że jest to metoda torowania drogi dla świata muzułmańskiego, który chce wejść do Europy i uczynić z niej swoje dominium. Oczywiście jest możliwe takie nasycenie krajów europejskich imigrantami islamskimi, że ten cel się osiągnie. Jest tylko jedno zastrzeżenie, a mianowicie, że świat muzułmański nie posiada ani odpowiednich rezerw ludzkich, ani przede wszystkim możliwości pozytywnego tworzenia dominium na skalę ogólnoeuropejską. Sami są źle zorganizowani i wewnętrznie zbyt skłóceni, stać ich niewątpliwie na destrukcję, ale nie na konstrukcję. Ponadto celem działania jest nie tylko Europa, ale i Ameryka, do której im znacznie trudniej się dostać.
Wygląda raczej na to, że ten świat jest raczej używany jako narzędzie destrukcji, a jego rola skończy się kiedy będzie już ułatwiony dostęp do opanowania świata naszej kultury. Islamowi grożą ponadto skutki redukcji znaczenia ropy naftowej jako nośnika energii. Trzeba będzie wtedy wrócić pod namioty, a za to będzie można oglądać ruiny najwyższych domów na świecie i sztucznych wysp, tak jak oglądamy ogrody Semiramidy. Dobrodziejstwo ropy naftowej może stać się pułapką, w którą wpadną nie tylko kraje arabskie, ale też i Rosja. Wygląda to na fantazję, ale jest całkiem realne i wtedy nastanie epoka tych, którzy lepiej i na większą skalę wykorzystają zdobycze nauki i techniki.
Obserwując współczesne stosunki nietrudno zgadnąć kto to będzie.
Dla współczesności nie tylko Chiny, lecz cała daleko wschodnia Azja to przede wszystkim źródło tanich gadżetów, które kupuje się bez miary. Tworzymy z tego góry bezużytecznych, a nawet niebezpiecznych śmieci i kupujemy nowe, ciesząc się, że jest tanio, ale tylko przez chwilę, żeby zamienić na nowe. W ten sposób wpadliśmy w pułapkę, bo w końcu trzeba będzie zapłacić z nadwyżką za taką zabawę. I już nie wystarczą zamki, pałace, dzieła sztuki, trzeba będzie oddać wszystko i przyjąć rolę Indian, jeżeli nabywcy ją w ogóle zaakceptują, a nie wyznaczą pozycję murzyńskich niewolników.
Patrząc z perspektywy współczesnej wyniosłości, szczególnie w wydaniu unijnej hierarchii, wydaje się to niemożliwe, tak jednak patrzyli Rzymianie na barbarzyńskie ludy nadciągające do Europy. Mówi się często o osłabieniu biologicznym rdzennej ludności Europy, ale przecież nie wykorzystujemy twórczych jej możliwości, gubiąc się w wewnętrznych przepychankach i budując sobie najwymyślniejszy luksus życia kosztem tychże samych Europejczyków. Wszelkie objawy tworzenia solidarnej wspólnoty są natychmiast tępione na rzecz obrony nadanych sobie przywilejów ze strony warstw rządzących Europą, promujących postawy antychrześcijańskie jako gwarancję swego utrzymania. Nie dostrzega się nawet takiej oczywistości jak łukaszenkowsko-putinowska dywersja na polskiej, a właściwie unijnej granicy.
I to jest właśnie droga do upadku, który nie jest wcale nieuchronny, ale wywołany postawą współczesnych “właścicieli UE”. Jesteśmy w UE w drugiej, a może i trzeciej kategorii, naszym zadaniem jest służyć możnym i pokornie znosić ich fanaberie. Za wierną służbę i ciężką pracę otrzymujemy wynagrodzenie, które, zestawione z sowieckim łagrem, w którym między innymi z łaski zachodniego świata przebywaliśmy pół wieku, jest już swego rodzaju dobrobytem.
Ale to nie jest najgorsze, zapatrzeni w “powierzchnię zjawisk” przejmujemy krótkowzroczność uprzywilejowanych, przekonanych że tak będzie stale. Nie widzą że zwiastuny klęski już są w Europie i że może ona nadejść wcale nie za długo.
Drobny zdawało by się przykład z białoruskiej granicy świadczy o tym, że chcąc obronić się przed widmem totalnej klęski trzeba nareszcie naprawdę “odmienić oblicze tej ziemi”. I to jest istota rzeczy dla której warto poświęcić czas i wysiłki, a jak trzeba będzie, to i więcej.