Wielokrotnie słyszę, mniej lub bardziej jawnie wyrażaną pretensję, kierowaną do "zwykłych ludzi" przez tych, którzy obecnie angażują się w sprawy publiczne po stronie patriotycznej. Że nie chcą się angażować, poprzeć, a nawet – zrozumieć. Że ich obojętność, rezerwa, strach, paraliżują w istocie rozwój procesu oczyszczania świadomości ze złogów ciemnoty i kołtuństwa, tak starannie hodowanych przez komuchów, a potem ich ideowych spadkobierców – michnikoidów i postkomunistów. Tak było zawsze — pamiętam takie zachowania "zwykłych ludzi" odkąd zacząłem udzielać się w okolicach polityki (z grubsza biorąc). Wciąż obowiązuje stara mentalność "nasza chata z kraja". Ludzie nie chcą osobiście się angażować, boją się władzy, boją się opinii otoczenia. Czasem, zwykle, jest to irracjonalne. Ale czy na pewno? Należy też pamiętać, że około połowa […]
Wielokrotnie słyszę, mniej lub bardziej jawnie wyrażaną pretensję, kierowaną do "zwykłych ludzi" przez tych, którzy obecnie angażują się w sprawy publiczne po stronie patriotycznej. Że nie chcą się angażować, poprzeć, a nawet – zrozumieć. Że ich obojętność, rezerwa, strach, paraliżują w istocie rozwój procesu oczyszczania świadomości ze złogów ciemnoty i kołtuństwa, tak starannie hodowanych przez komuchów, a potem ich ideowych spadkobierców – michnikoidów i postkomunistów.
Tak było zawsze — pamiętam takie zachowania "zwykłych ludzi" odkąd zacząłem udzielać się w okolicach polityki (z grubsza biorąc). Wciąż obowiązuje stara mentalność "nasza chata z kraja". Ludzie nie chcą osobiście się angażować, boją się władzy, boją się opinii otoczenia. Czasem, zwykle, jest to irracjonalne. Ale czy na pewno?
Należy też pamiętać, że około połowa "zwykłych ludzi" (nie licząc ewidentnych funkcjonariuszy i oficjalnych beneficjentów) czerpała jakieś tam, mniejsze czy większe korzyści osobiste ze ancien regime’u i nie potrafi, nie chce całkowicie go deprecjonować. Wynika to z dążenia do zachowania elementarnego szcunku do samego siebie, nawet bowiem człowiek zakłamany pragnie uchodzić za prostolinijnego, a bez wewnętrznego przekonania nie będzie w stanie na to zasłużyć w oczach otoczenia.
Typowa mentalność zaszczutego parobka – ale czego wymagać od narodu w większości wywodzącego się właśnie od takich zaszczutych parobków? Czy 20 lat miało wystarczyć na zmianę mentalności kształtowanej przez pokolenia? Wszak wszyscy, którzy wyrastali ponad tych parobków, złożyli taką daninę krwi, a przynajmniej tak dostali w dupę, że praktycznie przestali się liczyć jako warstwa indukująca rozwój narodu. Na ich miejsce weszły jakieś farbowane żydy, niedbale popolszczone Ukraińce i ruskie, ewentualnie co cwańsi i obrotniejsi rodzimi geszefciarze pasożytujący przed wojną na sukcesywnie wygubionej klasie panów.
Ta dekapitacja społeczeństwa i masowy awans hołoty, sterowanej i ukształtowanej przez naszego narodu wrogów i rywali, spowodowały skokową i nieodwołalną degradację cywilizacyjną i kulturową na wiele pokoleń. Skoro dziś do miana wieszczów pretendują z powodzeniem takie wredne miernoty jak Gombrowicz, Miłosz i Szymborska, skoro 90% tzw. inteligencji (która w istocie jest ersatz-inteligencją) nie ma bladego pojęcia o kulturze i historii narodu, którego rzekomo jest elitą, skoro w polityce ton nadają różne parchate Michniki, rerate Tuski i azjatyckie ryje w rodzaju Jaruzelskiego, to czemu się dziwić, że odruchem prostego ludu jest rezerwa, niechęć i obawa?
Oni patrzą na nas jak ich dziadowie patrzyli na chłopców i dziewczęta od "Zośki" i "Parasola". Oni, owszem, są w stanie użyć swego gniewu, gdy w oczy zajrzy im widmo głodu – wówczas są Stocznie i Wujki i następuje prawdziwy strach obcej władzy o "odrodzenie demonów polskiego nacjonalizmu". Ale ci "zwykli ludzie", sprawnie choć intuicyjnie posługujący się rozeznaniem stopy życiowej i zagrożeń podstaw egzystencji materialnej, nie rozumieją i nie ufają ni w ząb tym pięknoduchom wojującym o jakieś lustracje, wolności słowa czy inne dziwne rzeczy, skoro w kranie jest ciepła woda, a kiełbasę można kupić bez kartek.
I trudno im się dziwić, bo skoro nie mają wykształcenia i orientacji, to jak mają odróżnić tych inteligentów, którym mogą zaufać od tych, którzy tyle razy ich zdradzali? Skoro nie wiadomo już nawet, którym można zaufać księżom? Więc zamykają się w skorupie swej nieufności i czekają na rozwój wypadków. My tutejsi, nasza chata z kraja.
Cóż więc czynić mają ci, którzy widzą, że bez podniesienia ducha i świadomości szerokich mas narodu wciąż będą odchodzić po beznadziejnej walce w konduktach odprowadzanych obojętnym wzrokiem? Aaaa, z tym problemem niech się biorą za bary ci, którzy mienią się elitą i żądają elitarnych hołdów! Ja sam, cham prosty, choć nieco ogładzony, chętnie się poduczę, poprzyglądam jak "hulają miszcze".
Skąd ta ironia? Poczytajcie skargi najlepszych blogerów, spośród których wielu usiłowało zdobyć kontakt z demiurgami prawej strony sceny politycznej, by przekazać im echa głosów ludu, które na dole widocznie lepiej słychać niż na górze. Poczytajcie (na s24) i moje złorzeczenia na elity naszej partii kochanej, których uwagi nie sposób zwrócić nawet w sprawach żywotnie jej dotyczących – wpływających bezpośrednio na wynik wyborczy, sukcesywnie podtrzymujący jaśnie oświecone tyłki na poselskich stołkach.
Przyjrzyjcie się takiemu Pawłowi Kowalowi — człowiekowi wyrosłemu spośród nas, z zapadłej prowincji, który ciężką pracą doszedł pod sam szczyt. Po to, by ulec politycznej chorobie wysokościowej. Zapomniał, skąd mu nogi wyrastają? Uznał, że urósł tak wielki, że nie musi stąpać już po ziemi? A może właśnie niestety brakuje mu paru pokoleń, by frak leżał bez zarzutu? Nie wiem – szkoda OMC ministra spraw zagranicznych w kolejnym rządzei PiS. Szkoda inwestycji, jakie w tego człowieka poczynił poległy Prezydent. Poszło się jebać…
A potem się dziwimy, że ludzie się wycofują z lękiem w oczach "eee, my tutejsi, nasza chata z kraja…"