Następstwa Żydowskiego „wybraństwa”
21/11/2011
697 Wyświetlenia
0 Komentarze
47 minut czytania
ABC Żydowszczyzny
Cytuję książkę Feliksa Konecznego pt. "Cywilizacja Żydowska".Jest to dzieło na skalę globalną, które we wyczerpujący sposób odkłamuje rzeczywistość w której żyjemy.
jeśli jakiś Żyd nazwie mnie bezczelnie "Antysemitą" to moją odpowiedzią jest wcześniejszy artykuł definiujący to pojęcie propagandowe:
http://kryptonimprawda.nowyekran.pl/post/40992,do-czytelnikow-nowego-ekranu
a więc odkłamujemy kłamsTVa. Trzeba przecież zrozumieć Syjonistycznego Żyda, czyli "Nadczłowieka", który ma monopol na sprawowanie władzy nad światem.
XIV. NASTĘPSTWA WYBRAŃSTWA
Rozważania źródeł żydowskiej religii i cywilizacji nasuwają tyle rozmaitych kwestii, iż nie objąłby ich grubymi tomami żaden, ani nawet niemiecki Handbuch ni Grundriss. Zawsze zostałoby jeszcze niejedno do Ergänzüngsbandu w kilku częściach. Cóż dopiero, jeżeli mamy zabrać się do roztrząsania spraw żydowskich pośród narodów! Ogrom i do tego labirynt! Izrael w golusie dopiero wyrósł, a mając zetknięcie wzajemne ze wszystkimi ludami świata, ociera się o wszystkich i wszystko, ma do czynienia ze wszystkim i wszystkimi, z czego powstaje taki bezlik kwestii i zagadnień i objawów, iż o wyczerpaniu tematu nie może być nigdy mowy.
Dotkniemy w tym miejscu kwestii może najciekawszej ze wszystkich: czym zakonserwowała się cywilizacja żydowska? Co dopiero (w poprzednim rozdziale) wyłuszczyliśmy, jak bardzo a bardzo zmieniła się żydowska metoda ustroju życia zbiorowego i to w sprawach zasadniczych – jakżeż tedy wytłumaczyć, że ta cywilizacja jednak wciąż istnieje? Wszakżeż w golusie ograniczano nawet jej sakralność!
Lecz w sakralności tej mieści się jeden punkt decydujący, którego nigdy nie porzucono, ani nie zacieśniono: wybraństwo.
Zapytajmy, czy jest na całym świecie choćby jeden Żyd, któryby zarzucił doktrynę o narodzie wybranym, a „gojów" miał także za bliźnich? I czy jest gdzie na całym świecie Żyd prawowierny, który wyrzeka się być uprzywilejowanym wśród narodów, któryby nie sądził, że Żydom należy panowanie nad światem?W tym bowiem tkwi esencja Tory,spopularyzowana dzień w dzień bez ustanku przez talmudystów. Co umieszczono w mowie rabina Reichhorna w roku 1869 w Pradze na pogrzebie rabina Jehudy (w mowie rzekomej czy prawdziwej?). („Mowa" jest rodzajem literackim; autor „mowy" może nawet nie mieć zamiaru wygłoszenia jej. Byłoby dziwnym, gdyby Reichhorn nie był przemawiał na pogrzebie kolegi, lecz czy przemawiał tak jak podaje tradycja?
Jakże dojść tekstu autentycznego? Nie badał nikt tej sprawy ściśle metodą historyczną. Być może, że mowę rzekomą napisano pod wpływem i wrażeniem faktycznej biorąc z niej asumpt. W każdym razie, „mowa" ta pochodzi z pióra żydowskiego. Podobny wypadek, a na większą skalę, zaszedł później przy tzw. Protokołach mędrców Syjonu "). To mieści się w każdej żydowskiej głowie, póki Żyd pozostaje prawowiernym; albowiem żądza obrócenia wszystkich w służki Izraela wywodzi się istotnie z ksiąg świętych. To jest sakralne. Kto z Żydów przestaje w to wierzyć, ten się odżydza.
Nie trzeba się dziwić, że rysem najbardziej znamiennym umysłu żydowskiego jest pycha, albowiem z rozważania spraw żydostwa pośród narodów narzuca się wniosek, jako„jeden naród powstaje, inny ginie, ale Izrael jest wieczny".To samo mogliby powiedzieć o sobie niezliczeni Chińczycy i nieliczni Parsowie, tudzież fellachowie egipscy, gdyby posiadali nieco wykształcenia; i ci bowiem trwają ponad trwanie wielu „narodów", a nadto nie są wcale młodsi od Izraela, lecz raczej starsi od Abrahama nawet. Nie zrobili atoli nawet tego spostrzeżenia, bo brak im specjalnego do tego zainteresowania, które powstało u Żydów dzięki teoriom wybraństwa i mesjanizmu. Chińczyk zdaje sobie sprawę ze swej największej starożytności, a wiedząc o odrębności swej cywilizacji ma wszystkich innych za barbarzyńców, nie wykluczając ani Amerykanów; ale jest areligijnym, nie mógł przeto zdobyć się na koncepcję, jakoby był z góry uprzywilejowanym.
Nigdy też nie przyśniło się chińskiemu filozofowi żadnemu, iżby Chiny przeznaczone były do panowania nad światem całym; poprzestawali na obronności swego chińskiego muru przeciw ludom spoza ich cywilizacji, a gdy to nie starczyło, Chińczycy prawdziwi (południowi) kontentowali się zachińszczaniem Mandżurów, Tatarów, Mongołów, kryjąc w sercu marzenie, żeby jednak odzyskać niepodległość od tych „barbarzyńców", (których w Europie uważa się za autentycznych Chińczyków!!!) – ale nigdy nie marzyli o tym, by inne ludy miały im służyć i być im „podnóżkiem".
Egipcjanie nie wyginęli, istnieją do dnia dzisiejszego w fellachach; ale zginęła cywilizacja egipska: ponieważ nauka staroegipska odgrodziła się od świata i stała się wyłącznością kapłańskiego cechu. Egipscy uczeni nie spopularyzowali nauki, lecz zatrzymywali ją w tajemnicy. Nauka nie przerabiała się w oświatę. Kiedy nadeszły przewroty stosunków takie, iż nie dało się utrzymać kapłaństwo z podwójną religią, ezoteryczną egzoteryczną osobno, gdy zostały tylko strzępy z egzoteryzmu, a zginęła wszelka tradycja tajemnego ezoteryzmu – nie zostało nic, oprócz zdolności rozrodczej; zginął i przepadł duch, została sama materia. Sama będąc, stała się niezdatną do niczego. Fakt to wielkiej wagi do stwierdzenia, jako duch rządzi materią, a nie odwrotnie; tudzież że nie ma historyczności innej, jak tylko z łaski ducha. I nie ma narodu bez historyzmu; któż fellachów poczyta za naród? Jeśli i Żydzi nim nie są, cóż dopiero oni!
Parsowie stanowią obok Żydów najbardziej religijną społeczność świata z cywilizacją również sakralną; i co ciekawe, walkę o byt materialny toczą także głównie handlem i bankierstwem. A nie danym im było rozmnożyć się i według wszelkiego prawdopodobieństwa zanikają; jest ich coraz mniej. Chociaż to bogacze i z reguły ludzie o wyższym wykształceniu, nigdy nie przyśniło im się uważać się za powołanych, by panować nad całym światem. Religia ich, jedyna w swoim rodzaju, zakonserwowana dla resztek wyznawców, nie nakazywała nigdy uważać czcicieli Ognia za wybrańców bóstwa.
Nie wyróżniają się tedy Żydzi ni starożytnością, ni monolatrią. Chińczycy i Egipcjanie starsi od nich, a Parsowie wyznają także monolatrię.
Ani nawet sakralizm cywilizacji nie stanowi cechy wyłącznie żydowskiej. Braminizm jest tak samo sakralny na wskroś, życie powszednie prawowiernego Hindusa obwiedzione jest także często kołem przepisów religijnych, wcale nie mniej, niż u Żydów – a jednak co za różnica?
Nie starożytność, nie monolatria, ani nie sakralizm wyróżniają żydostwo od całego świata, lecz wybraństwo i mesjanizm. Te cechy posiada tylko Żyd. Swą „wieczność Izraela" uważa za wynik woli Bożej; on jeden został do tego wybrany przez Boga i on sam tylko uważany jest przez Boga za człowieka zupełnego. Inni – w sam raz za podnóżek dla niego! Stąd ta pycha.
Ten twór wyobraźni stanowi więź żydostwa. Trwają, ponieważ czekają na mesjasza, który uczyni ich panami ludzkości całej, zamienionej w niewolników Izraela. A dorwą się do tej mocy, większej nad wszelkie państwa uniwersalne, bez najmniejszego ze swej strony trudu ni mozołu, byle tylko zachowali Zakon; nie trzeba im walczyć, państwa tworzyć i łączyć, odkrywać i zjednywać nowe kraje, kształcić umysł i pracować bardziej nad innych, nie trzeba ni odkryć ni wynalazków – bo panowanie nad światem będzie im dane po prostu dlatego, że się im należy, a będzie dane sposobem cudownym, bez dorabiania się z ich strony; gdy nadejdzie czas właściwy, dostaną wszystko gotowe. Od tego mesjasz, żeby się sami nie musieli trudzić. Toteż nie ma u nich pionierstwa, jak już o tym była mowa.
Zwróćmy się ku dalszym następstwom ich teorii o wybraństwie. Skoro zachodzi przepastne przeciwieństwo wybraństwa a odtrącenia z ramienia Jehowy, z samego tedy religijnego porządku rzeczy, czyż ponad taką przepaścią może obowiązywać jednaka etyka wobec swoich a obcych? Czyż nie byłoby to obrazą dla Izraela a urazą dla Jehowy, który w Torze wyraźnie nakazuje dwojaką miarkę – jak o tym była już mowa. I szkoda byłoby doprawdy czasu przytaczać znów dowody, zbierane już tylokrotnie i łatwo dostępne, jako „goj" nie jest bliźnim. Nie ma już co dyskutować na ten temat! A stosunek Talmudu do chrześcijan kulminuje w zdaniu, jako nawet
„najlepszy z gojów zasługuje na to, żeby był zabity"[1].
Już w Palestynie obowiązuje etyka dwojaka, Talmud zaś pogłębił to jeszcze bardziej. Jakżeż bowiem traktować równo w etyce ludzi, gdy sam Jehowa im wrogiem, jakżeż ma być przyjacielem którego z nich wierny wyznawca Jehowy? Czyż ma Jehowę poprawiać?
Tak więc dwojaka etyka wypływa z wybraństwa, a Żyd uznaje tę dwojakość dopóki jest konsekwentnym w swej prawowierności.
Zajrzyjmy do samych tekstów. Pierszeństwo daję ks. prof. Archutowskiemu, który zwrócił uwagę na pewne teksty Talmudu, nienawistne względem chrześcijan. Dużo miejsc usunęli sami Żydzi, odkąd chrześcijanie zaczęli Talmud kontrolować. Np. u nas konferencja rabinów w Piotrkowie w r. 1631 poleciła, żeby wzmianki o Chrystusie usunąć, i zastępować je kółkami. „Rabini i nauczyciele będą wiedzieć, jak młodzież ustnie pouczyć". Tylko w starych rękopisach zachował się np. następujący tekst:
„W Wigilię sabatu i paschy powieszono Jezusa z Nazaretu, a herold wychodził przed nim przez 40 dni, mówiąc: należy ukamieniować Jezusa z Nazaretu, ponieważ jest to czarownik i uwodziciel; on oszukał Izraela. Ktokolwiek wiedziałby, że jest niewinny, niech przyjdzie i niech zaprotestuje na jego korzyść. I nikt nie opowiedział się za jego niewinnością i powieszono go w wigilię sabatu i paschy".
Wyrazem nienawiści jest modlitwa Szemoneh esreh (18 błogosławieństw). Dwunaste „błogosławieństwo" brzmi w te słowa:
„Prześladowcom niech nie będzie żadna nadzieja, a królestwo pychy wykorzeń szybko za naszych dni. Nazarejczycy (tj. chrześcijanie) i odstępcy niechaj szybko przepadną, niech będą wymazani z księgi żyjących i niech nie będą zapisani razem ze sprawiedliwymi. Błogosławiony bądź Jeja, który zginasz zuchwałych".
Modlitwa ta powstała w I wieku po Chr. Nakazano w Misznie[2] odmawiać ją trzy razy dziennie.
„Wiem (mówi ks. prof. Archutowski), że Żydzi holenderscy, którzy wyemancypowali się od Talmudu, usunęli ją w roku 1796 ze swych modlitw, ale za to ściągnęli na siebie gniew wielki ortodoksów".
Są też w Talmudzie ohydne miejsca przeciw Chrystusowi i Matce Bożej[3] i wstrętne przepisy, nie nadające się do powtórzenia[4]. (Wywiad z ks. prof. Archutowskim w „Głosie Narodu" z dnia 3 czerwca 1934 z powodu procesu w Katowicach przeciw redakcji „Błyskawicy" o cytaty z Talmudu).
Z własnych studiów przytoczę kilka przykładów ze Szulchan-Aruchu, do jakiego stopnia odwraca się cała etyka żydowska, gdy ma do czynienia z nie-Żydem. Nie darmo wołają do Jehowy w wieczór pierwszego święta paschy:
„Wylej swój gniew na ludy, które Cię nie uznają i na królestwa, które nie wzywają twego imienia"[5].
A nienawiści towarzyszy wzgarda niesłychana. Kto nie jest Żydem, nie jest w ogóle człowiekiem, lecz bydlakiem.
„Wszelkie dziecię w żywocie niewolnicy lub nie-Żydówki nie jest niczym lepszym od bydła".
Również pomiędzy bydło należy wliczać każdego, którego choćby jedno z rodziców w chwili poczęcia „nie pozostawało w świętości" (tj. nie wyznawało religii żydowskiej6)[6]. A
„jeśli nawróci się na żydostwo dwóje nieżydowskich małżonków … mogą się rozejść bez listu rozwodowego, bo poprzednie ich pożycie uważa się tylko za nałożnictwo"[7].
Co do bezpieczeństwa życia, znajdujemy przepisy pozbawione jakiejkolwiek dwuznaczności:
nie-Żydów, oddanych bałwochwalstwu, nie wolno zabijać wprost, ale nie wolno też ratować ich, gdy znajdują się w niebezpieczeństwie życia; np. gdy kto z nich wpadnie do wody, nie wolno go ratować, ani nawet za zapłatą. Nie wolno leczyć ich z choroby śmiertelnej, ani za zapłatą, chyba gdyby się tak składało, żeby zapobiec nieprzyjaźni pomiędzy nami a nimi; natenczas wolno i bez zapłaty ratować i także leczyć z choroby"[8].
Końcowy ten dodatek równający się odwołaniu, znajduje się w Talmudzie często:
„żeby uniknąć nieprzyjaźni", prześladowania, „dla zachowania pokoju", „gdyby to miało być niebezpieczne" itp.
A zatem, gdyby to nie groziło Żydom niczym, jak się należy zachować?
Niektórzy wywodzą, że dotyczy to wszystko tylko „oddanych bałwochwalstwu", a więc chrześcijan nie. Gdyby to nawet odnosiło się tylko do pogan w naszym (chrześcijańskim) znaczeniu tego wyrazu, cóż więc z tego? Stosowanie dwojakiej etyki byłoby nieco ograniczone, ale dwojakość nie byłaby usunięta; a nam, chrześcijanom, nasza etyka nie dozwala, byśmy uważali za dobro takie zło, które nie tyczy nas, lecz innych. Aleć wiemy, że bałwochwalstwem jest w Talmudzie całe chrześcijaństwo; mają nas za pogan tak samo, jak fetyszystów. Zostało to u kabalistów i zostało u chasydów. Chasydka młoda z Połocka, wnuczka cadyka, przewieziona do Ameryki, tam wykształciwszy się, literatka angielska i niemiecka pisze w roku 1913:
„Niewierni twierdzili, jakobyśmy zabili byli ich Boga. Było to śmieszne, boć oni w ogóle nie mieli żadnego Boga, lecz tylko wizerunki jego"[9].
W najnowszych czasach pojawiły się wprawdzie interpretacje, wyłączające chrześcijan z „bałwochwalstwa"; ale czy nie „dla pokoju"? Bądź co bądź, interpretacje te, może i szczere, są jednak sprzeczne ze Szulchan-Aruchem i stanowią dowolność.
Charakterystyczne jest miejsce, w którym mowa o Żydach bezbożnych, nie-Żydach zaś jakby dodatkowo:
„Takiego apikorosza, który nie uznaje Prawa ni proroków, zabić i to publicznie, jeśli to możebne, jest dziełem miłym Bogu; jeśli się tak nie da, trzeba starać się, żeby go sprowadzić ze świata podstępnie, np. wpadnie taki do jamy, a stoi w niej drabina, więc się ją zabiera, obiecując, że się ją zaraz odniesie, i daje mu się w tej jamie zginąć itp. Ale wobec nie-Żydów, z którymi żyjemy nie w zwadzie, wobec takich należy się zachować tak, że się na nich ani nie sprowadza śmierci, ani też nie ocala się ich przed śmiercią"[10].
Względem apikoroszów„miły jest Bogu mord religijny; względem nie-Żydów– z którymi pozostaje się na stopie pokojowej – nie obowiązuje najmniejsza życzliwość i nie wolno nieść im pomocy, choćby życie mieli zagrożone. Możnaby doprawdy mówić o czynnym i biernym udziale w zabójstwach.
Przykład jamy i drabiny spotykamy w innym jeszcze miejscu Szulchanu, mianowicie powtórzono go na końcu owego ustępu, gdzie mowa o leczeniu nie-Żyda. I znów tyczy się to apikorsim, którzy „służą bałwanowi" lub „zapierają się prawa i proroków" – a więc wychrztów przede wszystkim. Gdy powstawał Szulchan, nie zdarzali się już pośród Żydów inni „bałwochwalcy", jak przechodzący na islam lub chrześcijaństwo. Wiemy, że już za Majmonidesa wolno było udawać, że się przyjmuje islam; toteż pierwotne znaczenie wyrazu „akum" zatraciło się, a poczęto stosować go do chrześcijan.
Dochodzimy do ważnego wniosku, jako w czasie powstawania Szulchan Aruchu ani fikcyjne przyjmowanie chrztu nie było dozwolone. Z marranami w Hiszpanii rzecz była już skończona od lat osiemdziesięciu, nowych kandydatów do chrztu nie mogło być już na półwyspie pirenejskim; w innych zaś krajach nie nastał w roku 1576 i w najbliższych potem pokoleniach czas na udawane przyjmowanie chrztu. Zdarzające się tedy w wiekach XVI i XVII chrzty należałoby uznać jako prawdziwe nawrócenia. Wychrzta wszelki naraża się wówczas na to, że może być zgładzony przez kogokolwiek. Rozdział 425 trzeciej księgi Szulchanu, Choszen hamiszpat, poucza wyraźnie, jak można karać śmiercią pomimo, że w „golusie" sądy żydowskie nie mogą wydawać wyroków śmierci; karę śmierci może bowiem wykonać ktokolwiek, każdy „gorliwiec". Odgrodzenie zaś żydostwa od chrześcijan było tak surowe i ścisłe, iż w pewnych okolicznościach Szulchan zaleca zadać śmierć Żydowi obcującemu z nie-Żydówką[11].
Zamordowanie Żyda z powodu stosunków jego do chrześcijan dozwolone (a raczej zalecone) jest w Szulchanie jeszcze w innych wypadkach:
Rozdział 388 tejże księgi trzeciej zajmuje się między innymi kwestią, o ile wolno się udawać do sądów nieżydowskich, a zatem o ile zdrajcą jest Żyd, wydający współwyznawcę władzom nie-żydowskim. Albowiem „dozwolono zdrajcę zabić, gdziekolwiek się znajdzie, nawet w obecnych czasach … Byle kto winien takiego zabić, a zrobi dobry uczynek".Niektórzy rabini sądzą, że można poprzestać na tym, żeby mu wyrżnąć język, albo oślepić.
Wśród rozmaitej kazuistyki przytoczono tamże w dalszym ciągu taki wypadek:
„Jeśli ktoś chce uciec i nie zapłacić długu nie-Żydowi, a drugi jaki Żyd zdradzi to, nie należy go wprawdzie uważać za zdrajcę, ale bądź co bądź dopuścił się czynu bardzo złego. Są więc wypadki, w których nie godzi się zdrajcy zabić bezpośrednio, ale wolno go np. wrzucić do głębokiej jamy (przykład symboliczny), skąd żyw nie wyjdzie; w ogóle wolno go zgładzić wszelkimi sposobami. Jeżeli w jakiejś sprawie wydał całą gminę żydowską, członkowie gminy pokryją wspólnie koszta związane ze zgładzeniem zdrajcy[12].
W sprawie bezpieczeństwa mienia nie brak też świadectw etyki podwójnej, odwróconej, gdy chodzi o nie-Żyda. W rozdziale 156 (księgi tej samej Choszen hamiszpat) w ustępie piątym jest mowa o pewnych wypadkach możliwej konkurencji pomiędzy rzemieślnikami i (w dalszym ciągu) kupcami także w stosunkach z kupcami chrześcijańskimi (muzułmańskimi na wschodzie), przy czym pod koniec ustępu powiedziano:
„dobra nie-Żyda są jakby czymś porzuconym, a kto pierwszy przyjdzie, ma do nich prawo"[13]. A więc res nullius, res primi occupantis, ale pierwszego Żyda!
Wielce znamienne zarządzenie znajdujemy w rozdziale 183, w ustępie siódmym, które brzmi w całości jak następuje:
„Jeśli kto wyprawi posłańca, żeby przyjąć pieniądze od nie-Żyda, ów zaś pomylił się i dał mu za dużo, wszystko należy do posłańca; jeśli jednak posłaniec nie wiedział o tej pomyłce, aż pieniądze doszły do rąk tego, który go wyprawił, temuż się to należy. Jeśli kto uprawiał interes z nie-Żydem, a drugi Żyd nadszedł i pomagał mu, a oszukał nie-Żyda na mierze, ilości lub wadze, w takim razie dzielą się zyskiem, choćby nawet pomocnik otrzymywał zapłatę za swój trud"[14].
Rozdział 348 zajmuje się pewnymi wypadkami kradzieży. Kraść bezwarunkowo nie wolno, ale są wątpliwości, czy przewini ten, kto drugiego do kradzieży namówi lub wyprawi na kradzież; albowiem zlecenia tego rodzaju są nieważne, więc taki, który drugiego posyłał, może się wymówić, jako nie przypuszczał, żeby tamten podjął się sprawy zakazanej. Podobnież nie zawini, kto złodziejowi pomoże odnieść przedmiot ukradziony. A co do nie-Żydów, wątpliwości rozstrzygnięte są w sposób następujący:
„Nie-Żyda wolno okraść pośrednio, tj. oszukać go w rachunkach itp., ale on nie może o tym wiedzieć, żeby nie sprofanować imienia Bożego".
Niektórzy rabini pozwalają pozostawić w błędzie nie-Żyda, jeżeli sam się pomylił na swoją niekorzyść, lecz nie wolno go oszukiwać umyślnie[15].
Rozdział 369 zakazuje jednak kupować cośkolwiek od rabusi (złodzieje jawni zaliczeni są do tej kategorii), a w dalszym ciągu zajmuje się niektórymi wypadkami z kwestii, o ile prawa gojów obowiązują Żyda. Np. żydowski poborca nie powinien stawiać przeszkód Żydowi, chcącemu obejść opłatę cła. Nie obowiązują też Żyda prawa wydane przeciw udzielającym pożyczek procentowych na zastaw[16].
W czwartej księdze Szulchan-Aruchu poświęconej prawu małżeńskiemu, Eben haezer, w rozdziale 28, mowa jest o potrzebnej do formalności zaślubin monecie lub w ogóle jakimś przedmiocie cennym; a przy tej sposobności dowiemy się, jako nie wolno odbywać obrzędu zaślubin, używając przy tym jakiegoś przedmiotu, który się zrabowało, ale który ma się w przechowaniu, lub wypożyczyło się go, lub też gdy używanie go zakazane jest w Torze lub Talmudzie.
„Jeśli atoli ukradło się coś przedtem jakiemuś nie-Żydowi, można z tym odbywać zaślubiny"[17].
Ani też prozelityzm nie działa wstecz ani w tym dziale spraw:
„Jeżeli ktoś pożyczył pieniędzy od prozelity, którego dzieci wraz z nim przeszły na żydostwo, a prozelita ów zmarł, dłużnik nie potrzebuje oddawać tych pieniędzy jego dzieciom; jeśli to jednak zrobił, nie jest to zgodne z myślą mędrców (mędrcy nie doznają przyjemności z takiego postępowania – dosłownie za oryginałem); to znaczy, jeżeli brzemienność i narodziny dzieci nie są w świętości (jeżeli zrodzone zostały jako nie-Żydzi); ale jeśli ojciec był już Żydem, gdy dzieci się urodziły, w takim razie jest to po myśli mędrców, jeżeli zwróci dzieciom pieniądze pożyczone od ojca"[18].
Dość przykładów by wykazać, jako etyka podwójna przyjęta jest za zasadę w Szulchanie, nowoczesnej obowiązującej księdze prawa talmudycznego (której wydania przypadają na okres 1567-1928), że zatem w krajach „golusa" odbywał się dalszy rozwój tej właściwości rodzimej, wniesionej pomiędzy narody z palestyńskiej siedziby.
Przejdźmy do dalszych następstw doktryny o wybraństwie; sięgają one aż do głębi ducha żydostwa, a wybujały jeszcze bardziej „pośród narodów".
Teza o wybraństwie rozstrzyga o rodzaju stosunku do Boga, czy mianowicie ma być indywidualny, czy gromadny. Jest to fundamentalna zaiste sprawa religijna i cywilizacyjna. Katolik np. czerpie otuchę i siły moralne do przetrzymania choćby „piekła na ziemi" z indywidualnego stosunku do Boga. Każdy z nas odpowiada sam za siebie, jako oddzielna jednostka ludzka, bez względu na zrzeszenie – do którego należał za życia. Ta zaś przynależność nakłada na każdego tzw. obowiązki stanu. Wolność jednostki zależy od dwóch składników życia moralnego: od zalet wspólnych wszystkim ludziom dobrym, sprawiedliwym, wymaganych jednako wszędzie i zawsze przez etykę katolicką; tudzież od zalet wymaganych od prawego członka danego zrzeszenia, a więc zawodu, warstwy społecznej, od prawego syna Ojczyzny i prawego obywatela państwa, według rozumienia etyki katolickiej.
Wśród odmiennych okoliczności mogą być inne obowiązki Francuza np. a Polaka: Polak czy Francuz dźwiga rozmaite obowiązki w rozmaitych okresach dziejów swego kraju. Ale nie jest się wobec Boga ni Polakiem ni Francuzem, lecz po prostu człowiekiem, który ma zdać sprawę z obowiązków spełnianych wobec Polski czy Francji. Bo te okoliczności życia stanowią tylko tło dla rozwoju personalnego i wartości personalnej. Nie pada jednak na szalę fakt, że się jest Polakiem lub Francuzem, bośmy wszyscy równi wobec grobu i zaświata. Katolicyzm odrzuca jakąkolwiek predestynadę, a więc odrzuciłby również wszelki pomysł predestynacji z powodu przynależności do jakiegoś zrzeszenia.
W religii żydowskiej mieści się predestynacja gromadna.
Taką właśnie predestynacją jest żydowskie wybraństwo. Stosunek Żyda do Jehowy polega na źydostwie i żydostwem swym zasłoni się on przed Panem, a zatem gromadnością zrzeszenia. W bóżnicy modli się Żyd wyłącznie jako Żyd i wyłącznie w imię żydostwa odziewa się talesem. Gdyby na jedną chwilę chciał abstrahować od tego, że jest Żydem, nie byłoby dla niego zgoła miejsca w tej religii. Stosunek Żyda do Boga jest przywilejem urodzenia. Czymżeż wobec tego wszelkie wysiłki indywidualne?
Zważmyż, że Żyd nie pozostaje pod opieką Boską, jako człowiek, jako indywidualność człowiecza, lecz tylko jako Żyd i tylko dlatego, że jest Żydem. Z tego wyłącznie względu otwarte dla niego ucho Jehowy, wyłącznie jako dla człowieka zrzeszenia żydowskiego. Gdyby utracił wobec Jehowy tę cechę swej gromadności, nie miałby się po co do niego zwracać. Zachodzi przeto niemożliwość personalnego stosunku do Boga.
Toteż w całym bycie Żydów znać zamiłowanie szczególne do gromadności, jakiego nie spotyka się w takim stopniu nigdzie indziej, ani nawet w przybliżeniu. Dodaje im to nieraz siły, ale często łamie ją, a nawet nieraz nie dopuszcza do wytworzenia pewnych sił. Wiekowe wahania żydostwa w golusie wobec katolickich narodów, a zatem do XVI wieku wobec całej zachodniej i środkowej Europy, pochodzą ze zmagań, często doprawdy tragicznych, by wyjść ze szablonu gromadności, by się indywidualizować. Historia Żydów przejawia się jaśniej, zrozumialej, gdy się uwzględni wybuchające kiedykolwiek walki gromadności z personalizmem, którym przejmowano się od gojów. Czyż i dziś nie widzi się tego? Czyż zaś żydostwo więcej zyskało i zyskuje na gromadności, czy też więcej na niej traci, niechaj się tym zagadnieniem zajmą historycy żydowscy.
Gromadny stosunek do Boga odbija się w przymusowej gromadności obrządków religijnych, wykluczających jednostkowość. Tyczy się to właśnie najważniejszych. Do nabożeństwa betlamin w bóżnicy, również z odmówieniem modlitwy Szma-Izrael lub tzw. modlitwy świętej (Kadisz), trzeba przynajmniej dziesięciu mężczyzn ponad 13 lat wieku. Gdy w gminie nie ma przez dłuższy czas takich dziesięciu uczęszczających stale do bóżnicy, zamyka się ją, jako nieprzydatną. Bywa tedy, że opłacano dziesięciu mężczyzn (kobieta „nie ma Tory"), ażeby byli zawsze obecnymi w synagodze, gdy wypada to nabożeństwo. Zwano ich batlamin. Dziś obowiązuje to z reguły służbę bóżniczą i „szkolną". Do najprzykrzejszych wspomnień z ostatniego oblężenia Jerozolimy z lipca roku 70 po Chr. należy fakt, jako ustała codzienna ofiara z powodu braku odpowiedniej ilości obecnych mężczyzn. Ani tez nie wolno było spożywać baranka Paschalnego we mniej niż dziesięć osób. Tyluż pełnoletnich mężczyzn musi być obecnych przy obrzezaniu. Taki komplet dziesiątki zowie się minionim. Potrzebny jest nawet w podróży, w wagonie kolejowym, bo i tam wolno odmawiać owe modły[19].
Znaczenie i cała doniosłość następstw tej przymusowej gromadności okazuje się wybitnie w antytezie, gdy mianowicie uprzytomnimy sobie, jako do odprawienia zasadniczego nabożeństwa katolickiego, tj. mszy św., nie trzeba nikogo prócz samego celebranta. Wskażę na dwa przykłady godne pamięci: Sven Hedin spotkał w swych podróżach w Azji Środkowej kapłana katolickiego, Holendra Henricksa, który spędziwszy w Azji 25 lat znalazł się przez dłuższy czas w takich okolicznościach, iż „sam odprawiał codziennie mszę św., nie mając ani jednego słuchacza"[20]. Gdyby słynny podróżnik był katolikiem, wcale by się temu nie dziwił.
A drugi przykład z dziejów dnia dzisiejszego: do wymiennych więźniów bolszewickich i polskich, należał ksiądz biskup Bolesław Sloskan, wydostany stamtąd w zamian za jakąś grubszą rybę bolszewicką, uwięzioną w Polsce. Oto w drodze powrotnej w Rydze, biskup przemawiając po nabożeństwie w seminarium duchownym, pokazywał srebrny kieliszek, dający się ukryć w dłoni, który podczas prześladowań służył mu za kielich do odprawiania mszy św. w lochach i kryjówkach, gdzie innej postawy nie można było przybrać, jak zgarbioną lub klęczącą, a ministrantami słuchającymi byli sami tylko święci aniołowie"[21].
W tej antytezie zastanówmy się teraz nad koniecznością gromadności w bóżnicy, a zrozumiemy istotę żydowskiej gromadności i zamiłowanie do niej. Wytłumaczy sie jasno niemiecko-żydowskie przysłowie: Ein Jud is kein Jud; viel Jud ist Jud! Jeszcze dobitniej a popularniej wyłożono to w baśni pouczającej i przestrzegającej, że „kto sam jeden śpi w pokoju, podpada pod władze diabłów i diablicy Lilis"[22].
Ze względów religijnych pragną być w dziesiątkę, choćby w ciasnym przedziale kolejowym. Chcąc nie chcąc muszą często się zgromadzać przynajmniej w tę dziesiątkę, choćby w najciaśniejszej izdebce nędzarza, obchodzącego obrzezanie syna. Przyzwyczajenie nabyte od lat najmłodszych działa potem, zwłaszcza, że działa w imię obowiązku religijnego i religijnymi przypomnieniami. Dumą Żyda jest, by wznieść się przy właściwych okazjach ponad minimum minionu, które obowiązuje nawet nędzarzy; im liczniejsza gromada, tym więcej zaszczytu, i tym bliżej ucha Jehowy.
Religijnymi względami wyjaśnia się spraw wiele w każdej cywilizacji, tym więcej tedy tam, gdzie cywilizacja jest sakralna. Wytwarza się kanon społeczny, polityczny, cała socjologia religijna, sakralna, a zatem niezmienna, uświęcona raz na zawsze. Doprawdy, zwolennicy mniemania, jakoby religia była sprawą prywatną, powinniby robić wyjątek przynajmniej dla cywilizacji sakralnych. Banalnością zresztą byłoby udowadniać, jako religia stanowi czynnik cywilizacyjny wszędzie, że wpływy religijne zachodzą w każdej cywilizacji; nie o to też chodzi, że one są, lecz o to jakimi są.
Wpływy sakralności żydowskiej były tego rodzaju, iż Żydzi byliby się stoczyli w defektywności cywilizacyjnej do poziomu zaiste barbarzyńskiego, gdyby nie rozproszenie.
Do cech sakralizmu należąca aprioryczność nigdzie nie wybujała w stopniu tak wysokim, jak w żydowskiej cywilizacji. Wpływy „rozproszenia" cechy tej nie starły, nawet nie zmniejszyły. Nie tylko Żydzi nie nauczyli się od gojów aposterioryczności, lecz zarazili ich swoją apriorycznością. Na szerzeniu tej metody polega głównie wpływ Żydów na „narody". Pozostaje to w związku z inną cechą umysłowości żydowskiej: z ich prawniczością.
[1] Cały rejestr dowodów, choćby TRL I 301-313. Cytowane na końcu zdanie pochodzi od Simona ben Iahai. Usiłowano ograniczyć to znaczenie wyrazu „goj". W tekście Berlinera zmieniono to na „najlepszy z Egipcjan"; a zdaniem Leroy-Beaulieau, tyczyło to Rzymian po Aelia Capitolina Le 29, 30
[19] Tr 202; TrL II 71, 180; TrS 152; Bf 135; Szo 179; Ot 55.117 przypisek; S I 20
[21] Głos Narodu (Kraków) z 1 lutego 1933