W związku z zakłóceniem porządku i narażeniem życia i zdrowia uczestników oraz służb porządkowych (poszkodowani policjancai, zaatakowany squat przy ul. Skorupki, spalenie tęczy na pl. Zbawiciela i podpalenie 2 samochodów przy ul. Skorupki), a tym samym utracenie przez demonstrację pokojowego charakteru, na wyraźne żądanie policji, decyzją Urzędu m.st. Warszawy Marsz Niepodległości został rozwiązany o godz. 16.42.
Zanim zajmiemy się przebiegiem tegorocznego Marszu Niepodległości, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, po co on w ogóle jest organizowany. Celem dowolnych demonstracji nie jest maszerowanie z flagami i transparentami i pokrzykiwanie („Precz z komuną”, „Precz z unijną okupacją” czy co tam jeszcze). Celem demonstracji jest przebicie się do opinii publicznej ze swoim przekazem politycznym i ekonomicznym, ze swoimi postulatami i ideami. Demonstracja, która nie zdołała zrealizować tych celów w epoce, w której świadomość społeczeństwa jest kształtowana przez przekaz telewizyjny, musi zostać uznana za klęskę organizatorów. Można się szczycić liczbą uczestników, osiągnięciami organizacyjnymi, ale to nie zmieni stanu rzeczy, że taka demonstracja okazała się działaniem nieskutecznym.
Uniemożliwienie przebicia się z przekazem politycznym , ekonomicznym i ideowym do świadomości społeczeństwa może zostać osiągnięte przez władze na wiele sposobów. Można je osiągnąć poprzez kompletne przemilczenie w mediach określonej demonstracji, można to osiągnąć poprzez tak dalekie zmarginalizowanie przekazu, że parada kilkunastoosobowej grupy klaunów demonstrujących radość ze status quo okaże się zdarzeniem o wiele donioślejszym niż słuszny protest kilkudziesięciu tysięcy zgnojonych ludzi. Można położyć nacisk na najmniej istotną bądź najbardziej kuriozalną część przesłania – i przemilczeć tą, godzącą w interesy „grupy trzymającej władzę”. Można wreszcie wykreować takie incydenty związane z określoną demonstracją, że przekaz i intencje jej organizatorów staną się nieistotne. Omówiliśmy tu tylko wycinek sprawy, obejmujący „wojnę informacyjną”.
Jak widać władze, chcąc zrealizować swoje cele informacyjne, mogły do Marszu Niepodległości podejść na przynajmniej dwa sposoby. Po pierwsze – mogły go w ogóle zignorować – zarówno od strony prowokacji policyjnych, jak i – sprawozdań w mediach. Uczestnicy zamiast brać udział w „walce o Polskę”, stać się „kombatantami” i męczennikami „nowej sprawy”, staliby się uczestnikami mało emocjonującej demonstracji, kompletnie zamilczanej przez media. Pierwsze rozwiązanie ma tą zaletę z punktu widzenia socjotechniki, że nie wzmacnia zachowania, bo aktywność uczestników nie napotyka na żadną reakcję otoczenia, dodatkowo jest przemilczana. Działanie to jest więc odcięciem demonstrantom jakiejkolwiek nagrody i stymulacji. To są działania skierowane na wygaszanie pewnych postaw i form aktywności, na pozwolenie, by „para” spokojnie, w sposób kontrolowany, „szła w gwizdek”. Jak widzimy, władze nie zdecydowały się na ten wariant. Zdecydowano się dostarczyć manifestantom pewnego bodźca. Do sprawy wrócimy za chwilę.
Władze zdecydowały się na wariant konfrontacyjny – sprowokowano (bądź przeprowadzono przy użyciu sił specjalnych po cywilnemu) zamieszki i inne incydenty, po to by móc przedstawić Marsz jako demonstracje niebezpiecznej, agresywnej tłuszczy, przed którą trzeba chronić spokojnych obywateli. Takie rozwiązanie ma kilka skutków. Po pierwsze – odciąga uwagę opinii publicznej od tego, co organizatorzy mają do powiedzenia w sprawach politycznych i gospodarczych, kierując ją na atrakcyjne medialnie „sprawozdania z pola bitwy”. Po drugie – dzięki temu, jak napisałem powyżej, cele polityczne demonstracji nie mogą zostać zrealizowane. Pojawia się jeszcze kłopotliwe „po trzecie”. Otóż zamiast pozwolić „ujść parze w gwizdek”, zdecydowano się „zwiększyć ciśnienie w kotle”. Skutki są wielorakie – kontrakcją wzmocniono zwalczane zachowanie. Marsz dorobił się swojej „martyrologii”, swojego wizerunku „zwalczanej, niepokornej opozycji”. Uwiarygodnił się przed środowiskami wykluczonej w III RP młodzieży, młodzieży planowo wypędzanej z Polski bezrobociem, głodowymi pensjami nie pozwalającymi na zapewnienie sobie mieszkania, założenie rodziny i wychowanie dzieci oraz brakiem stabilności zatrudnienia (por. „Wojna demograficzna: warunki bytowe, katastrofa demograficzna i emigracja Polaków z ziem polskich” i „Katastrofa demograficzna III RP – wolny rynek nie działa”). Uczestnicy marszu zyskali przeświadczenie, że ich działania faktycznie zagrażają władzy, że są zwalczani, ponieważ mogą swoimi działaniami (czyli maszerowaniem) coś zmienić. Będą więc maszerować i w kolejnych latach, tworząc tłum za plecami organizatorów marszu, będą uwiarygadniać ich ugrupowania i ich linię. Czy jest to linia prowadząca do jakichkolwiek realnych zmian – można się zastanawiać, ponieważ ideologicznie i retorycznie organizatorzy Marszu wydają się bliźniaczo podobni do pewnej partii, będącej elementem kreowania „równowagi politycznej” w III RP (por. Ruch “Narodowy” – uwagi krytyczne przed “Marszem Niepodległości”). Co ta partia ma do zaoferowania narodowi polskiemu, poza likwidacją polskiej suwerenności przy użyciu np. Traktatu Lizbońskiego, wysyłaniem polskich żołnierzy na wojny USA i Izraela, uniemożliwieniem przeprowadzenia rzetelnego śledztwa w sprawie Jedwabnego, urządzaniem Hanuki w Belwederze i wysługiwaniem się USA – nie bardzo wiadomo. Nie bardzo więc wiadomo, co można zaoferować narodowi polskiemu powielając ideologię i retorykę tej partii w takim stopniu, że w praktyce formułuje się jej przyszły elektorat, przedłużając jej „politykę historyczną” i sentymenty międzynarodowe.
Oczywiście przyjęcie określonej strategii wobec Marszu musiało wiązać się z określonym sposobem przedstawiania zdarzeń. Oto przeciwstawiono spokojne, piknikowe demonstracje ugrupowań „republiki okrągłego stołu”, biegi, festyny, defilady i marsze – zadymie, rozwrzeszczanemu, agresywnemu tłumowi. Tłumowi podpalającemu samochody i „dzieła sztuki nowoczesnej” (pod postacią „tęczy”, która z jakichś powodów musi stać w centrum stolicy, by symbolizować siłę przebicia środowisk LGBT). Takie działanie jest oczywiście nieprzypadkowe. Społeczeństwo otrzymało jasny sygnał – nacjonalizm, postawy narodowe – to burdy, podpalenia, przemoc na ulicach. To destabilizacja. To nieudolni, nieodpowiedzialni, nie panujący nad sytuacją organizatorzy (niezdolni do dotrzymania własnych obietnic!) – jak więc można dopuścić ich do decydowania o losach państwa? Jednocześnie ugrupowania „okrągłego stołu” to stabilizacja, bezpieczeństwo i spokój (także na ulicach). W reportażach serwisów informacyjnych „nacjonalistycznym zadymom” przeciwstawiano nie tylko demonstracje środowisk PO, ale i … PiS-u. Po co to zrobiono? Aby pokazać, że opozycyjną, „bezpieczną” alternatywą dla nacjonalistycznych chuliganów jest stanowczy, grzmiący przeciw „wewnętrznemu zagrożeniu suwerenności Polski” Jarosław Kaczyński (którego brat, za jego przyzwoleniem, pogrzebał tą suwerenność podpisując Traktat Lizboński). Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że PiS zrealizował swoje cele polityczne zarówno kosztem Marszu Niepodległości … jak i dzięki temuż Marszowi. Tego organizatorzy Marszu raczej w swoich rachubach nie zakładali.
Rok temu pisałem po Marszu, w komentarzu na blogu Andrzeja Szuberta tak (link):
Andrzej Szubert napisał: Przede wszystkim zaś w kraju zniewolonym, podporządkowanym Brukseli, Waszyngtonowi, Tel Awiwowi i banksterskiej sitwie świętowanie niepodległości jest żałosną farsą. Powinniśmy domagać się odzyskania niepodległości – a nie ją świętować.
Trafił Pan w “dziesiątkę”. Z ww. przyczyn 7-go XI Polacy powinni wywieszać czarne flagi (jako symbol żałoby narodowej [a nie kaczosmoleńskożałoby czy anarchii]). Tymczasem młodzi puszczają parę w gwizdek, a ustawieni policyjni zadymiarze “dorabiają gębę” polskim ruchom narodowym. W dzisiejszych sprawozdaniach z marszów uderza, że “wiadomości” w 1 programie TVP o 19.30 przedstawiły jako “równorzędne” marsz judeookupacyjny komorowsko – gronkowalcowsko – kopaczowski, marsz 1000 komuchów nieznanego autoramentu, marsz dzieci judeoarystokracji III RP i polskich przygłupów z Antify, spacer Jarosława Kaczyńskiego i jego kilku przybocznych (kto wie, czy znacznej części tłumu nie “robił” BOR) – i kilkunastotysięczny marsz zdezorientowanej młodzieży patriotycznej przedstawianej jako “prawica”. Brylował (od pewnego czasu lansowany) znany fan homoseksualistów poseł Kalisz.Jaki jest sens angażowania tych młodych ludzi w Marsz? Żaden. Parę minut relacji w TV, która posłuży do promowania z góry założonego przekazu i “przystawek”. Okres manifestacji się skończył kilkadziesiąt lat temu. W dobie masowego dostępu do mediów rządzi nie ten, kto maszeruje, tylko ten kto o marszu zdaje sprawę społeczeństwu (a dokładniej – ten, kto kontroluje ta sprawozdawczość). Jedyną metodą walki z tym systemem jest informowanie i organizowanie zapasowego systemu obiegu informacji. A happeningi są dla durniów.
Czy w tym roku mogę coś dodać? Może tyle, że małe, lokalne grupki młodzieży poszukującej swojej drogi do autentycznie narodowych poglądów zrobiły kolejny krok w zakresie scalania swoich środowisk, zgrywania się organizacyjnego. To ważne i cenne. Może kiedyś w ten kształtujący się organizm zostanie tchnięta prawdziwie polska myśl narodowa, zbudowana od nowa na fundamencie dostarczonym przez Ligę Narodową, oczyszczonym z błędów wprowadzonych przez Jędrzeja Giertycha i Romana Dmowskiego (por. Dmowski kontra myśl konserwatywna i regres polskiej myśli narodowej). Błędów, które rzuciły polską myśl narodową i polski ruch narodowy na kolana, z których do dziś nie zdołał się podnieść.. Przed Polakami myślącymi narodowo widzę olbrzymią pracę do wykonania – pracę intelektualną i pracę polegającą na wyłamaniu się z kolein ideologicznych wydeptanych przez pokolenia, które pobłądziły bądź dały się oszukać.Pracę polegającą na przepędzeniu fałszywych proroków i fałszywych autorytetów. Pracę polegającą na daniu w myśli prymatu rozumowi, a nie – sercu i konstruktom metafizycznym. Bo jako naród spaja nas nie – metafizyka – lecz wspólnota losów. Wspólnota interesów politycznych i ekonomicznych. Spaja nas wspólne zagrożenie zewnętrzne i wewnętrzne, któremu tylko jako cały naród – świadomy i zjednoczony – damy radę się przeciwstawić. W obszarze interesów ekonomicznych i politycznych nie ma między Polakami prawdziwych różnic. Tu jesteśmy monolitem – odartymi z majątku narodowego nędzarzami, parobkami u obcego posiadacza. Skazanymi we własnej ojczyźnie na głodowe pensje, niewolniczą pracę, bezrobocie bądź emigrację (por. Jak zniszczono polski przemysł, pozbawiono Polaków pracy i wygnano ich z Polski). O naszej uśpionej sile doskonale wiedzą nasi gnębiciele:
Jarosław Kaczyński o naprawie Rzeczypospolitej
„W 2002 roku radykałowie otrzymali w wyborach przeszło 30 procent.
W tej chwili ich notowania są nieco mniejsze.
Ale jeżeli w Polsce dojdzie do sytuacji, w której połączą swoje siły, nie w jakiejś rewolucji, nie w wystąpieniach ulicznych, w wielkich strajkach, tylko przy urnie wyborczej, całkowicie wykluczeni z częściowo wykluczonymi, dwie wielkie grupy społeczeństwa, to będziemy mieli rządy Samoobrony, być może LPR-u (to też formacja radykalna) i rozwścieczonych swoim losem postkomunistów.”
________________
Źródło: Wykład wygłoszony przez Jarosława Kaczyńskiego w Fundacji im. Stefana Batorego w dniu 14.02.2005, polecam cały tekst Józefa Bizonia (link)
Dlatego będą naród dzielić i tumanić przy użyciu wszelkich możliwych środków. Będą starać się zawężać bazę ruchu narodowego – wypaczając ideologię narodową tak, by odpowiadała jak najmniejszej liczbie fanatyków, a jednocześnie odcinała się od żywotnych potrzeb narodu (przykłady – w ONR imigranci z UPR przeforsowali ortodoksję libertatiańską jako program ekonomiczny, w każdym ugrupowaniu mieniącym się narodowym mamy forsowanie ostentacyjnej dewocji, agresywnego fanatyzmu religijnego, który ma za zadanie przepędzić trzeźwych Polaków z ugrupowań narodowych i zniechęcić społeczeństwo do wszystkiego, co będzie określane jako „narodowe”). Walka o ocalenie narodu polskiego, o odtworzenie idei narodowej w takim kształcie, który pozwoli przebudzić Polaków i scalić wokół ich żywotnych interesów, a nie – podsuwanych im mrzonek, ułud i fatamorgan – ta walka dopiero się zaczyna. I tej walki nie wolno nam przegrać, bo stawką już nie jest nasz dobrobyt, tylko nasz byt biologiczny.
Tekst pierwotnie opublikowany na moim prywatnym blogu jako: Naród polski na rozdrożu myśli narodowej i czynu, czyli krajobraz po Marszu Niepodległości.
Teksty polityczne, historyczne i ekonomiczne autorstwa P.E.1984 (Palmer.Eldritch.1984) - oraz przedruki. Polecam: myslnarodowa.wordpress.com palmereldritch1984.wordpress.com
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: Marsz Niepodległości 2013 – o co tu naprawdę chodziło? - Piast Polski