Od tamtej pory minęło dziewięć lat. Nastała era Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Zastanówmy się czy dziś „afera Rywina” zrobiłaby na kimkolwiek wrażenie?
Czy istnieje w polskiej polityce jakiś określony próg kompromitacji i granica przyzwoitości, która gwarantowałaby nam wszystkim to, że pewne osoby nigdy nie pojawią się już w parlamencie, a nawet w życiu publicznym? Czy III RP wypracowała taki mechanizm, który nam wszystkim dawałby choćby minimum poczucia przyzwoitości i świadomość istnienia jakichkolwiek zasad etyczno-moralnych w życiu publicznym?
Zadaję to pytanie prowokacyjnie by pobudzić rodaków do zastanowienia się nad kondycją polskich elit politycznych, od których przecież w dużej mierze zależy nasze codzienne życie i przyszłość.
Czy można pedofila, który odsiedział wyrok za molestowanie małych dzieci zatrudnić z powrotem w szkole czy przedszkolu? Czy notorycznego złodzieja przyjmie do pracy szanująca się agencja ochrony mienia? Czy podejrzanemu o korupcję można powierzyć przeprowadzanie przetargów, a alfonsa uczynić strażnikiem moralności?
Wszyscy chyba pamiętamy jeszcze aferę „Rywin-Michnik” i wielką nadzieję po jej ujawnieniu i osądzeniu na to, że już nic nie będzie tak jak dawniej. Może być już tylko lepiej. Demokracja się obroniła, wiwatowano. Wolność słowa zwyciężyła. Media zdały egzamin. Niech żyje III RP. Teraz każdy geszefciarz czy pseudo-lobbysta sto razy się zastanowi zanim zdecyduje się cokolwiek załatwiać pod stołem z pominięciem demokratycznych procedur państwa prawa.
Od tamtej pory minęło dziewięć lat. Nastała era Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska. Zastanówmy się czy dziś „afera Rywina” zrobiłaby na kimkolwiek wrażenie? Czy podobne wydarzenie zelektryzowałoby media i opinię publiczną? Czy mogłaby powstać komisja śledcza, która choć trochę przypominałaby tamtą powołaną w styczniu 2003 roku?
To właśnie w 2003 roku dzięki tytanicznej i błyskotliwej pracy w owej komisji posła Jana Rokity notowania Platformy Obywatelskiej zaczęły ostro szybować w górę. Ludzie uwierzyli, że ta formacja rzeczywiście jest zdeterminowana do waliki z korupcją, patologiami trawiącymi III RP i układem.
Choć nie zidentyfikowano w stu procentach tak zwanej „grupy trzymającej władzę” to jednak zapadły wyroki skazujące. Rywin powędrował za kratki. Na rok więzienia w zawieszeniu skazano również legislatorkę Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Janinę Sokołowską. To ona według wielu obserwatorów posiadała tajemną wiedzę, której nie ujawniła przed komisja kryjąc mocodawców manipulujących przy ustawie medialnej.
2 września 2008 roku portal TVP info podał, że: „Janina Sokołowska, jedyna osoba skazana w aferze Rywina, zmarła w mieszkaniu należącym do Włodzimierza Czarzastego. Włodzimierz Czarzasty w rozmowie z portalem Gazeta.pl zaprzeczył jakoby miał cokolwiek wspólnego z mieszkaniem, w którym zmarła Sokołowska. Prokuratura też zaprzecza jakoby mieszkanie należało do Czarzastego”.
Dalej z portalu Gazeta.pl mogliśmy się dowiedzieć:
– „Nie wiem, w którym mieszkaniu zmarła Janina Sokołowska – mówi Gazecie.pl Włodzimierz Czarzasty. Na pewno nie było to moje mieszkanie, nie było to też mieszkanie należące do mojej rodziny. Nie mam z tym mieszkaniem nic wspólnego – mówi Czarzasty. A swoją drogą nie widziałbym nic złego gdyby Janina Sokołowska mieszkała w należącym do mnie mieszkaniu – powiedział Czarzasty portalowi Gazeta.pl. Telewizja publiczna podaje nieprawdę – podsumowuje.”
Jednak innego zdania byli rodzice zmarłej:
-„ Rodzice Janiny Sokołowskiej powiedzieli nam, że mieszkania użyczył ich córce Włodzimierz Czarzasty. Mieszkała tam ponad pół roku – cytuje "wysokiego rangą funkcjonariusz Komendy Stołecznej Policji"
To nie koniec zamieszania ws. mieszkania – według portalu mieszkanie faktycznie należy do Czarzastego, ale zarejestrowano je na inną osobę.”
Prokuratura nigdy nie ustaliła przyczyny śmierci Janiny Sokołowskiej, a sprawa owego mieszkania i powodów tego ewentualnego odwdzięczania się za coś Sokołowskiej przez Czarzastego ucichła.
I tak oto po spracowanym grzbiecie Jana Marii Rokity partia Tuska wspięła się wysoko w sondażach i dokonała pierwszego propagandowego majstersztyku, uchodząc, o czym mało, kto już dzisiaj pamięta, za sojusznika PiS i współ-budowniczą IV RP, które to określenie ukuł nie, kto inny jak były poseł Platformy Obywatelskiej, Paweł Śpiewak.
Minęły lata. Dzisiaj takiej aferze jak tamta szybko rządzący i zaprzyjaźnione z nimi media ukręciliby łeb. Wyrzuconego konia pociągowego Platformy, Jana Rokitę zastąpił żałosny poseł Sekuła, a przynoszącą podobne korzyści wizerunkowe Zytę Gilowską wymieniono na szemranego biznesmena i jednego z największych politycznych szkodników, Palikota.
Afera Rywina, która miała być swoistym wstrząsem i katharsis dla polskiej demokracji odeszła w zapomnienie, a kraj pod rządami Tuska pogrążył się w cuchnącym odorze rozkładającego się państwa.
Polityka i media sięgnęły niewyobrażalnego dna i taplają się dzisiaj w śmierdzącym błocie kłamstw i manipulacji. Sposób wyjaśniania afery hazardowej czy śmierci Prezydenta RP oraz towarzyszącej mu delegacji na uroczystości w Katyniu to tylko nieuniknione konsekwencje tego zjazdu po równi pochyłej, jaki zafundował nam okrągłostołowy establishment III RP wraz z rządzącymi. Zmierzamy wprost do katastrofy, a jej zwiastunami jest powrót w świetle jupiterów pamiętnych bohaterów afery Rywin-Michnik.
Do startu w październikowych wyborach bez specjalnej krępacji szykują się nagłaśniani w zaprzyjaźnionych z Platformą Obywatelską i Andrzejem Wajdą mediach, Leszek Miller, Włodzimierz Czarzasty, Józef Oleksy, oraz Aleksandra Jakubowska, która oprócz udziału w aferze Rywina zamieszana jest w korupcję w elektrowni „Opole” oraz została ukarana zaledwie grzywną za potrącenie po pijanemu 64 letniego rowerzysty.
Coraz częściej w TVN24 gości Krzysztof Janik i kto wie czy i jego na przemyci salon do parlamentu za plecami naturszczyka Napieralskiego. Jeśli tak się stanie to nie zdziwię się jak na listach SLD ujrzymy jeszcze ułaskawionego przez Kwaśniewskiego, Sobotkę czy cały tabun różnych post-komunistycznych Dyduchów. We wiodących mediach, aż roi się od Dukaczewskich, Czempińskich, Dziewulskich, Pastusiaków, Ciosków, a byli sekretarze PZPR stanowią eksperckie jądro w TVN24.
Kiedyś przed laty w dyskusji na temat lustracji wziął udział w TVP info poseł Grzegorz Napieralski. Zapamiętałem to wydarzenie gdyż zwijałem się ze śmiechu, kiedy dzisiejszy szef SLD powiedział, że upublicznienie archiwów IPN to „otwieranie puszki z pandorą”. Pierwsza według mitologii greckiej kobieta na ziemi, Pandora, to według rozdawcza jabłek z SLD, makrela w sosie pomidorowym w puszce.
Któż mógłby wtedy przypuszczać, że uda się takiego umysłowego tytana medialnie wylansować i uczynić kluczem postkomuny do otwierania konserw, przypominających tym razem prawdziwą „puszkę Pandory”, z której znowu powyłażą komunistyczne relikty rodem z PRL?
Źródło:
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (23/2011)