Mama Łukaszka wpadła na genialny w swym mniemaniu pomysł.
– Kupimy ci książki do szkoły! – oznajmiła radośnie synowi.
Mama Łukaszka wpadła na genialny w swym mniemaniu pomysł.
– Kupimy ci książki do szkoły! – oznajmiła radośnie synowi.
– Mowy nie ma!! – wściekł się Łukaszek. – Jest dopiero połowa wakacji!! Czy ja wam w niedzielę rano przypominam, że w poniedziałek idziecie do pracy?!
Mama jednak nie chciała z nim dyskutować, tylko kazała mu się ubierać.
– To jest faszyzm! – rzucił zdesperowany Łukaszek.
– O nie, mój drogi, o nie! – mamie zaczęły latać ręce, ale starała się opanować. – Jakby ci to kazał tata, albo i dziadek… – obejrzała się do tyłu, czy nie mam babci – …albo babcia, to wtedy byłby faszyzm. A jak ja ci każę, to jest demokracja. Idziemy!
I poszli. Ale nie do księgarni osiedlowej, lecz podjechali kawałek tramwajem i wysiedli przed wielkim marketem. Część hali zajmowała największa księgarnia w mieście.
– Skoro ta księgarnia jest największa, to musi mieć najszerszą ofertę, a zatem na pewno znajdziemy coś dla ciebie – tłumaczyła mama Łukaszkowi ciągnąc go do wnętrza.
W środku powitały och olbrzymie plakaty ze zdjęciem kierownika księgarni, opatrzone hasłami: "Nie oszczędzajcie! Nie kupujcie samochodów! Nie chodźcie do restauracji! Kupujcie za to książki".
Mama Łukaszka była bardzo zadowolona, bo wchodząc natknęli się na kierownika w osobie własnej, który wylewnie ich powitał.
– Cieszę się, że państwo przyszliście do nas. W porównaniu z innymi księgarniami jesteśmy najlepsi!
– To znaczy? – chciał wiedzieć Łukaszek.
Kierownik zdumiony spojrzał na niego i powiedział takim tonem, jakby musiał tłumaczyć coś oczywistego:
– Bo my, w naszej księgarni, nie jesteśmy tak zaczadzeni nienawiścią, jak ci w innych księgarniach! Nasze książki są bezpieczne, europejskie i nie sączą jadu w serce!
– Jak to dobrze, że pana spotkaliśmy! – ucieszyła się mama Łukaszka.
– Ohoho, nic w tym dziwnego – rzekł z dumą kierownik księgarni. – Ja tu teraz mieszkam i doglądam sprzedaży. Żeby szła lepiej. Bo chcemy w te wakacje radykalnie zwiększyć sprzedaż.
– Brawo! – zakrzyknęła mama Łukaszka i zaczęła klaskać. Kierownik pokraśniał z zadowolenia.
– Jak pan tu może mieszkać, skoro lata pan do pracy helikopterem? Mąż naszej dozorczyni tak mówił – wtrącił się Łukaszek.
– Jak możesz! – syknęła zrozpaczona mama Łukaszka.
– Mąż dozorczyni… – powtórzył niezadowolony kierownik. – A jakieś nazwisko tego męża… Adres…
– Nie pamiętam – odparł przytomnie Łukaszek.
– Nnno tak – skrzywił się kierownik. – Ja się brzydzę takimi plotkami, ale powiem tylko, że owszem, latam helikopterem do domu, ale po pierwsze, jest to helikopter firmowy, a więc latam za darmo.
– O! – ucieszyła się mama Łukaszka.
– Oczywiście, nasi klienci nic za to nie płacą. Przecież jeśli weźmie pani coś z półki i pójdzie z tym do kasy, to za co pani zapłaci? Za książkę, czy za helikopter?
– Za książkę – odpowiedziała niepewnie mama Łukaszka.
– Oczywiście! Za książkę! Zatem klienta nic nie kosztuje to, że ja latam helikopterem! A poza tym latam do domu nim, kiedy już nie pracuję! Czyli na weekend!
– W czwartek? – zdziwił się Łukaszek i mama naprawdę się zdenerwowała.
– Nie kłóćmy się! Kupujmy książki! – uśmiechnął się promiennie pan kierownik. – Młodzieńcze, chcesz zapewne chodzić do szkoły…?
Mama Łukaszka zamknęła oczy w oczekiwaniu na katastrofę.
– Tak! – wypalił z entuzjazmem Łukaszek. Mama odetchnęła z ulgą.
– Ale… Tak jak pan do pracy. Żeby piątek mieć wolny, a przychodzić we wtorek rano – rozmarzył się Łukaszek.
No i pan kierownik się zdenerwował.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!