Najważniejsza statystyka! Połowę nietrzeźwych na drogach stanowili rowerzyści
16/08/2011
312 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Jechałem samochodem nad morze drogą krajową długości ok. 200 km i nie widziałem żadnego policyjnego patrolu.
Był to kolejny długi weekend i znowu statystyki policyjne wyglądają tragicznie. 53 osoby zginęły, 604 zostały ranne w 462 wypadkach. Policjanci zatrzymali prawie 3 tys. pijanych kierowców, najwięcej – 950 – w niedzielę (dane za PAP).
Sytuacja się powtarza do znudzenia. Każdy długi weekend w Polsce i podobne dane. Nic się nie zmienia. I tak naprawdę nikt nie wie ilu pijanych kierowców siedziało za kółkiem, bo przecież nie sposób skontrolować wszystkich użytkowników dróg. Policja podaje dane, podkreśla swoją ciężką i wytężoną pracę, ile było patroli, ilu w ogóle policjantów czuwało nad bezpieczeństwem polskich kierowców. Jeden wielki pijar. Nic więcej. Wielka ściema i propaganda. I tak od wielu lat. Jechałem samochodem nad morze drogą krajową długości ok. 200 km i nie widziałem żadnego policyjnego patrolu. Żadnego. Zarówno jadąc nad morze jak i z powrotem. Gdzie byli więc policjanci, tak podobno licznie i bacznie czuwający nad bezpieczeństwem obywateli? Odpowiedź mnie lekko tylko zmroziła, mniej natomiast zaskoczyła. Otóż od znajomego z „drogówki” dowiedziałem się, że stoją sobie niedaleko barów, restauracji i……wyłapują wychodzących i podchmielonych użytkowników rowerów. Toteż połowę z tych 3 tys. zatrzymanych stanowią właśnie rowerzyści (informacja za tvp info). Najważniejsza jest więc statystyka, wypełnianie jakichś druczków, wyrabianie norm.
I nic się nie zmienia i nie zmieni dopóki dla policjanta najważniejsza będzie statystyka. Zamiast więc pomagać np. rozładowywać korki, ręcznie kierować ruchem na skrzyżowaniach, gdzie jest to po prostu niezbędne dla płynnego ruchu, wolą zatrzymywać rowerzystów i to często na drogach trzeciej lub może osiemnastej kolejności odśnieżania.
Odrębnym problemem jest kwestia wysokości mandatów i odpowiedzialności karnej za jazdę po pijanemu. Na pewno nie są one dzisiaj straszakiem. Jestem w tym przypadku zwolennikiem radykalnego podwyższenia kary pieniężnej, np. do 5 tys. zł. Wątpię, by ktoś po zapłaceniu takiego mandatu chciał po raz kolejny go zapłacić, ale np. już pięć razy więcej. Nic tak nie boli jak dostać po kieszeni.