Wczoraj na rodzinnej imprezie uciąłem sobie miłą pogawędkę jednym z kuzynów mojej żony. Poznałem Romka ponad 10 lat temu i wtedy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Jednak po tym czasie zmienił się i to na korzyść.
10 lat temu wyjechał za chlebem za granicę. Pół roku kontrkat np. w Szwecji, potem 3 miesiące w domu. I tak w kółko. Jak sam stwierdził, nie pracował tylko w Ameryce i we Włoszech, a tak w każdym kraju stoi budynek przez niego wybudowany. Obejrzał wiele, doświadczył różnorodności Europy, warunków pracy, ludzkiej mentalności i organizacji społeczeństw. Ciekawe doświadczenie, bo zmieniające całkowicie punkt widzenia na ten nasz nieszczęsny kraj III RP. Pytałem się go jak długo będzie tak ciągnął. Odpowiedział mi, że do emerytury, bo zostało mu jeszcze 10 lat pracy, a za żadne skarby nie będzie pracował już w Polsce. I nie z powodu pieniędzy, ale z powodu stosunków i organizacji pracy, która jest w naszym nieszczęsnym kraju.
W Polsce niestety dominują jeszcze sowieckie stosunki czy to w pracy czy w urzędzie. Narzędzie do zarządzania to tak zwany "opierdol" a w urzędach panem i władcą jest urzędnik. Lata komuny niestety zrobiły swoje i dzięki temu ustrojowi schamieliśmy jako ludzie. Będac na dodatek pozbawieni prawdziwych elit nie mamy wzorców, które mogłyby kształtować nasze zachowania i relacje czy to w pracy czy w urzędach.
Pamiętam moją pierwszą wizytę zagranicą w jednej z firm produkcyjnych. To co mnie w niej uderzyło to spokój. Nie lenistwo czy ślamazarność – spokój. Załoga wiedząca co ma robić, szef, który służy radą i doświadczeniem i problemy, które się rozwiązuje, a nie ukrywa i chowa przed szefostwem. Nawet opieprz dyrektora był jakiś taki inny – spokojny. Sytuacja, z którą się spotkałem była zupełnie inna od codziennego polskiego doświadczenia.
Podobne odczucia ma mój kolega ze studiów, który pracował na Wyspach jako tester oprogramowania, Spoktaliśmy się kilka miesięcy temu przypadkiem na mieście i poopowiadał mi o swojej brytyjskiej przygodzie. To co mówił pokrywało się z tym co obserwowałem ja podczas swoich zagranicznych pobytów. Tam – "na Zachodzie" pracuje się spokojniej. I badziej człowieczo.
Te kilka milionów ludzi, którzy wyjechali z Polski są naszą nadzieją. Nadzieją na to, że pracując w innej atmosferze, w innej organizacji pracy podpatrzą i przesiąkną pewnymi wzorcami, które być może uda im się wszczepić albo wskrzesić na naszej ziemi.
Romek już przesiąkł. Stał się wyciszony, milszy i jak mi powiedział: "(…) spokojem załatwisz znacznie więcej niż krzykiem i nerowością"(…).
Trzeba sobie te rady wziąść do serca.