Trzydziesta rocznica pierwszej audycji Radia Solidarność jest okazją do zaprezentowania sprzętu, którym się to radio posługiwało.
Trzydziesta rocznica pierwszej audycji Radia Solidarność jest okazją do zaprezentowania sprzętu, którym się to radio posługiwało. Po wprowadzeniu stanu wojennego ludzie podziemia z całej Polski skonstruowali i używali wiele różnych urządzeń nadawczych. Niektóre powstały tylko w jednym egzemplarzu, inne były wytwarzane "seryjnie". Skupię się tu na nadajnikach produkowanych przez grupę o kryptonimie "Armenia". Było to głęboko zakonspirowane zaplecze techniczno-organizacyjne RKW Mazowsze. Wśród różnorodnych zadań "Armenii" było opracowywanie ekspertyz technicznych, wytwarzanie sprzętu i tworzenie grup technicznych do jego obsługi. W skład grupy wchodził miedzy innymi zespół techniczny "Kwadrat", który zajmował się zbieraniem i weryfikacją projektów nadajników radiowych i innego sprzętu dla podziemia, jego produkcją i testowaniem. Był też zespół "Nil" odpowiedzialny za emisje audycji.
Po upadku komunizmu nadajniki wytworzone w "Armenii" zostały przekazane do Muzeum Techniki w Warszawie. Niestety nie znajdują się w stałej ekspozycji. nie doczekały sie tez fachowego opisu w specjalnej publikacji. Szkoda bo to unikalne zabytki polskiej mysli technocznej, świadczące o fachowości, pomysłowości i determinacji ludzi walczących o Wolna Polskę.
Prezentowane tu fotografie wykonał, dzięki uprzejmości pracowników muzeum, szef zespołu technicznego "Armenii" Janusz Radziejowski. Jakość zdjęć taka, na jaka pozwoliły warunki.
Nadajnik typu „Gienia”
Dokumentacja tego nadajnika dotarła z Gdańska w 1983 r. Został skonstruowany w zakładach MORS Morska Obsługa Radiowa Statków i był nazywany „nadajnikiem firankowym”. Na podstawie otrzymanej dokumentacji „Armenia” uruchomiła własną produkcję. Z uwagi na miejsce pochodzenia nazwany został nadajnikiem typu G a później „Gienia”.
Każdy egzemplarz był nastrojony na własną częstotliwość mieszczącą się w paśmie UKF (66-74MHz) ale różną od tych, na których nadawały oficjalne stacje. Ten na zdjęciu nadawał na fali 72,2MHz (patrz napis na obudowie). Moc nadajnika około 2W pozwalała osiągnąć zasięg z reguły nie mniejszy niż 2km.
Szary przewód wychodzący z wtyczki po lewej stronie obudowy to antena. Przed emisją należało antenę rozwinąć i umieścić pionowo. Najczęściej podwieszano ją, za pomocą przywiązanej na końcu nitki, do karnisza w oknie – stąd gdańska nazwa „firankowy”. Antenę można też było wyrzucić swobodnie za okno, zwisała wtedy w dół.
Wtyczka na czarnym przewodzie służyła do połączenia z magnetofonem kasetowym. Biały i czerwony przewód łączono z zasilaniem (czerwony +). Jako zasilanie wykorzystywano najczęściej trzy baterie 3R12 tzw. „płaskie”. W momencie podłączenia zasilania nadajnik rozpoczynał emisję. W czasie nadawania możliwy był odsłuch za pomocą zwykłego radia w lokalu z którego nadawano.
Audycja trwała 4-5min. Małe wymiary pozwalały na ukrycie magnetofonu, nadajnika i baterii w niewielkiej, nie rzucającej się w oczy torbie. Sam nadajnik mieścił się w kieszeni. Wadą "Gieni" był niewielki zasięg. Skutkowało to koniecznością stosowania wielu nadajników działających jednocześnie, dla pokrycia zasięgiem zakładanego obszaru.
Jeden z posiadanych nadajników został ukryty wewnątrz radioodbiornika Jowita. Zasilany był z baterii odbiornika, a magnetofon podłączano poprzez złącze zamontowane fabrycznie w obudowie. Jedynym elementem widocznym na zewnątrz, ale nie rzucającym się w oczy, było gniazdo anteny ukryte w pobliżu nóżek radia. W razie wizyty policji wystarczyło odłączyć antenę i ukryć lub wyrzucić przez okno.
Audycje radiowe były zapowiadane ulotkami i anonsami w prasie podziemnej. Ulotki były rozprowadzane w rejonach w których gwarantowana była możliwość odbioru. W tym celu organizowano specjalne grupy ulotkarzy. Organizacja druku i kolportażu ulotek, przygotowanie, nagranie i dostarczenie kaset z treścią audycji, zapewnienie lokali dla grup emisyjnych i zgranie tego wszystkiego było nie lada wyzwaniem logistycznym, szczególnie w warunkach głębokiej konspiracji.
Od roku 1985 stosowano też zapowiadanie audycji emisją napisu „WŁĄCZ RADIO” na wizji Programu 1 Telewizji Polskiej. Służyło do tego urządzenie nazwane „Bolek i Lolek”. Audycja radiowa następowała bezpośrednio po emisji napisu.
Nadajnik typu Bolek i Lolek (BiL)
Było to urządzenie emitujące napis na ekranach telewizorów odbierających Program 1 Telewizji Polskiej z Warszawy. Prototyp został skonstruowany na Politechnice Warszawskiej prawdopodobnie w 1982 r. Początkowo dostępny był tylko jeden napis „SOLIDARNOŚĆ ŻYJE”. W 1984 roku prototyp trafił do „Armenii”, gdzie uruchomiono własną produkcję nadajników i generowanie różnych napisów na wymiennych kościach EPROM. Wśród dostępnych napisów był „WŁĄCZ RADIO” służący do zapowiadania audycji dźwiękowych.
Potwierdzony zasięg urządzenia zależał od odległości miejsca nadawania od Pałacu Kultury (lokalizacja anteny nadawczej Telewizji Polskiej w Warszawie). W centrum Warszawy wynosił kilkaset metrów, w osiedlach mieszkaniowych na obrzeżach miasta 1 – 2 km a poza Warszawą do kilku kilometrów.
Przedstawiony na zdjęciu egzemplarz pochodzi z „seryjnej” produkcji. Prototyp był większy i cięższy a poszczególne części były łączone za pomocą pojedynczych przewodów z jednakowymi wtyczkami, co stwarzało możliwość pomyłki i zniszczenia urządzenia. Największa czarna skrzynka to zasilacz sieciowy. Skrzynka średniej wielkości to właściwy nadajnik (nazwany w instrukcji obsługi „część nadawcza”) a mała jasna skrzynka to urządzenie generujące napis (zwane „część sygnałowa”). W części sygnałowej mieściła się kość EPROM na której zapisany był odpowiedni tekst. Pokrętło służyło do regulacji tekstu na środku ekranu. Obudowa części sygnałowej dawała się łatwo otwierać tak, że możliwe było nadawanie bezpośrednio po sobie kilku napisów. Na obudowie części nadawczej znajdował się przełącznik, na zdjęciu słabo widoczny pod plątaniną kabli, którym włączano pełną moc nadawania po regulacji napisu. Emisja jednego napisu trwała kilka, najwyżej kilkanaście sekund. Po lewej stronie części nadawczej słabo widoczne gniazdo do przyłączenia kabla antenowego, którego brak na zdjęciu. Antena miała długość ok 2,1m i, jak widać na zdjęciu, można ją było podzielić na części, celem spakowania do torby. W niektórych egzemplarzach, przez środek anteny przeciągnięto gumę (zwykłą od majtek). Taka antena składała się podobnie jak dzisiejsze maszty do namiotów. Antenę wieszano w oknie pod karniszem, za pomocą przywiązanego do niej sznureczka. Robiono też emisje z dachu oraz z ziemi, wtedy antenę przywiązywano do długiego kija lub żerdzi.
Urządzenie mieściło się w torbie na ramię i mogło być bez trudu przenoszone. W owym czasie wielu ludzi chodziło po ulicach z torbami wobec tego emiter niosący nadajnik nie zwracał uwagi. Przygotowanie urządzenia do pracy zajmowało kilkadziesiąt sekund. Jednego dnia można było zrobić wiele emisji w różnych miejscach. W dniu 12 października 1985 r. samochód, Maluch, z dwoma emiterami był kilkakrotnie kontrolowany przez milicję i za żadnym razem nie zwrócono uwagi na torbę z nadajnikiem.
9 października 1985 r. po emisji na Saskiej Kępie w Warszawie, jeden „Bolek i Lolek” (drugi prototyp, wykonany w „Armenii”) wpadł w ręce SB. Aresztowano emitera Jana Gołąba i właścicielkę mieszkania Stanisławę Pauly.
Nadajnik typu „Berta”
Nadajnik dużej mocy skonstruowany i produkowany w „Armenii” (konstruktor Waldemar Sałaciński) w 1985r, służył do „przykrycia” własnym dźwiękiem fonii I Programu Telewizji Polskiej w Warszawie. Produkowano także urządzenia dla częstotliwości z innych miast. Był eksportowany do wielu ośrodków w Polsce. W 1989 r. kilka egzemplarzy trafiło do innych państw bloku. Łącznie wyprodukowano co najmniej dwadzieścia egzemplarzy. Kolejne nadajniki dysponowały coraz większą mocą od 50W do 200W (Super Berta). Sprawdzony zasięg podobny jak „Bolka i Lolka”. Sprzęt bardzo prosty w obsłudze, solidny i niezawodny.
Egzemplarz widoczny na zdjęciu pochodzi z seryjnej produkcji. Urządzenie miało wbudowany odtwarzacz kaset i głośnik do odsłuchu. Konstrukcja pozwalała na pracę bez wyjmowania z torby, trzeba było tylko zapewnić dostęp powietrza do widocznego na zdjęciu radiatora. Sprzęt nie przegrzewał się nawet przy audycji trwającej kilkanaście minut (choć sam konstruktor w to nie wierzył). Obsługa polegała jedynie na zmontowaniu anteny, powieszeniu jej w oknie i włączeniu zasilania. Żółte pokrętło służyło do ustalenia poziomu sygnału, wskazówka na skali widocznego obok wskaźnika nie powinna przekraczać czerwonego pola. Jeden z czerwonych przełączników pozwalał wyłączyć głośnik. Antena składała się z dwóch prętów o długości około 1m. W niektórych egzemplarzach ramiona składały się z kilku skręcanych segmentów mieszczących się w torbie, montaż przy odpowiedniej wprawie trwał zaledwie kilka sekund.
W takich torbach przenoszono "Berty"
Jedna z „Bert” (prototyp) wpadła, 23 listopada 1986 r. w Skierniewicach. Zatrzymano emitera, będącego też szefem grupy emisyjnej NIL-3.
Fragment ekspertyzy "Berty" zatrzymanej przez SB w Skierniewicach
„Zakwestionowane urządzenie jest sprawnym technicznie radiowym aparatem nadawczym posiadającym następujące podstawowe parametry techniczne:
częstotliwość pracy (nadawania): 65,75 MHz (częstotliwość nośna fonii programu I nadajnika TV Warszawa, kanał 2 wg standardu DIRT);
moc nadajnika: do 60 W (moc wychodząca z anteny);
zasilanie: sieć 220 V, 50 Hz;
źródło audycji: kaseta z nagraniem, odtwarzana przez wbudowany wewnątrz odtwarzacz kasetowy typu „Magmor”;
zasięg audycji: do kilku kilometrów w zależności od wzajemnego usytuowania anteny nadawczej i odbiorczej, rzeźby terenu.
Urządzenie zostało wykonane w warunkach warsztatowych, charakteryzuje się starannym wykonaniem mechanicznym i elektrycznym. Sposób montażu urządzenia świadczy o wysokich kwalifikacjach wykonawcy.”
Nadajnik typu „Gordon”
Był to nadajnik skonstruowany i produkowany w „Armenii”. Dysponował mocą kilkunastu watów i charakteryzował się solidnym wykonaniem, niezawodnością oraz bardzo prostą obsługą. W założeniu miał zastąpić „Gienię”. Niestety prace nad uruchomieniem produkcji przedłużyły się na tyle, że pierwsze egzemplarze dostarczono w chwili, gdy rezygnowano już z audycji zapowiadanych ulotkami. Niektóre „Gordony” używane były w zestawie z „BiL-em” (audycje zapowiadane napisem „WŁĄCZ RADIO”. Możliwe było też wykorzystanie „Gordona” jak „Berty”, ale osiągano mniejszy zasięg.
Nadajnik typu „Zazula”
Ciekawym epizodem w historii technicznej warszawskiego Radia Solidarność była próba wprowadzenia miniaturowego nadajnika, o kryptonimie „Zazula”. Mieścił się on w aluminiowej obudowie tzw. startera do świetlówki. Był tani i nieskomplikowany w produkcji, a do tego bardzo prosty w obsłudze: wystarczyło go podłączyć magnetofonu i bateryjki, wyprostować antenę i nadawać. Niestety nadajnik ten miał niewielką moc – ułamek wata i był słyszalny w promieniu kilkudziesięciu do kilkuset metrów. Wyprodukowano setki egzemplarzy tych nadajników. Używano ich na przykład na terenie wielkich zakładów pracy i osiedlach mieszkaniowych. Technika nadawania w obrębie zakładów pracy była taka, że w trakcie przerwy śniadaniowej ktoś nastawiał nadajnik w szafce ubraniowej lub dużej torbie monterskiej, ktoś inny od niechcenia nastawiał radioodbiornik, gdzie „przypadkowo” łapał audycję solidarnościową.
Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli.