Zwyczaje, zwyczaje.
Myślałem, ze nic mnie nie jest w stanie już zadziwić z paru powodów. Sama Polska to na tyle dziwny kraj, że nie trzeba nigdzie wyjeżdżać, a bogate Niemcy są wystarczająco blisko, żeby chociaż się przyjrzeć normalności.
Weźmy, więc , te Niemcy. Idealna droga. Nie można się do niczego przyczepić. I nagle remontują. Co? Ano, minął termin. Czas na nową nawierzchnię. Nie ma żadnego znaczenia czy jest dobra. Kładą nową. Starą zrywają. Ale nie od razu, etapami. Najpierw jedną stronę. Na drugiej jest ciągle nieprzerwany ruch. Ot, po prostu krótka niedogodność. Przy okazji można przyjrzeć się tej drodze w przekroju. Różne warstwy mają z pół metra. Widziałem kiedyś jak taką drogę robili w Polsce. Było najwyżej parę centymetrów. Ciekaw jestem, która bezpieczniejsza?
Praca. Akurat widziałem jak robili od podstaw wiadukty w naszym kraju i u nich. U nas tempo budowy znacznie większe. Tam się dosłownie ślimaczyli. U nas był prawie koniec, a tam na oko co najwyżej jedna trzecia. I nagle przed samym końcem u nas stop. A Niemieckie ślimaki dalej się guzdrały. Aż ukończyły. W takim żółwim tempie, że u nas ten wiadukt trawą zdążył zarosnąć.
Kraj o którym ostatnio pisałem w swoich notkach. Winda. Nowoczesna, że głowa boli. Ale na drugi dzień po moim tam przyjeździe akurat ją wymieniali na jeszcze bardziej nowoczesną. Dziwactwo. U nas takiego nie uświadczysz.
Policja. Kto się z nią w Polsce nie targuje? Nawet jeśli bezspornie złamał przepisy. Panie władzo, ale… tam gdzie byłem ostatnio raczej tak się nie da. Oto przykład.
Kiedyś nawalił nam samochód. Zjechaliśmy na bok. Za nami jechali inni Polacy. Na których zamigała tamtejsza policja. Zatrzymali się niedaleko nas. Polacy po naszemu, zaczęli z policją dyskutować. Niedługo. Nasz kierowca zdążył tylko powiedzieć:
– Zaraz się zacznie.
I się zaczęło. Policjanci wyciągnęli pałki i zaczęli nimi okładać niesfornych Polaków. Więcej już nie dyskutowali. Podejrzewam, że po takiej lekcji już nigdy.
Kiedyś dojeżdżamy do tamtejszej stolicy. Korek wielokilometrowy. Nie tylko z przodu, ale i samochody z tyłu. Cofnąć się nie można. Ruch zablokowany. Na to wszystko wchodzą policjanci i wlepiają kierowcom mandaty. Dlatego? Że tamują ruch! A gdzie niby mają jechać? A kierowcy bez szemrania płacą. Bo przecież te pieniądze pójdą na nowe drogi. Jakoś się nikt nawet nie obawia, że ktoś je ukradnie. A u nas to norma granicząca z pewnością.
Kultura. Nigdy nie widziałem tubylców by się kłócili, albo chociażby tylko sprzeczali. Polaków można było poznać z daleka. Machali przy rozmowie rękoma. A miejscowi z przerażeniem zaraz uciekali.
Alkohol. Nie było go w zwykłych sklepach. Tylko w takich specjalnych. Te występowały rzadko, a obecny w nich alkohol był bardzo drogi. Poza tym trzeba było w tym przypadku być absolutnie trzeźwym. Inaczej nic nie sprzedano. Przed sklepem byli strażnicy, którzy tego pilnowali. A jak komuś się udało wejść do środka w stanie wskazującym na spożycie to mogła nas cofnąć ekspedientka. Oczywiście jak wyczuła alkohol. I nie było zmiłuj się.
Co wcale nie oznacza, że w ogóle nie pili. Może nawet i więcej niż Polacy. Ale tylko w domach i w czasie weekendów. Pijanego nigdy nie widziałem. To znaczy widziałem jeden raz. Leżał przed alkoholowym sklepem. Powiedziałem głośno:
– Zupełnie jak u nas.
Gościu gdy tylko usłyszał język polski szybko podniósł się z trawnika, otrzepał, podszedł do mnie i zagadał:
– Stary, z nieba mi spadłeś. Ściepnij na flachę.
Butelki po wypitej wódce tubylcy stawiali na parapetach okien. Żeby inni widzieli. Taki dziwny zwyczaj.
Domy i mieszkania były praktycznie tak samo urządzone. Dla mnie dobrze. Wystarczyło być w jednym domu lub mieszkaniu, a wiedziało się wszystko: gdzie zrobić instalację elektryczną pod zmywarkę, a gdzie na świąteczne lampki.
Nóż monterski, z szwedzkiej stali, który miałem, był bardzo ostry. Jak brzytwa. I do tego miał ostry szpic. Ja do takiego nie byłem przyzwyczajony. Łatwo się było nim skaleczyć. W każdym bądź razie cały czas chodziłem zakrwawiony. Jakbym był rzeźnikiem, a nie elektrykiem. Więcej zużywałem taśmy izolacyjnej do tamowania tej krwi niż do izolacji przewodów. Kiedyś ktoś pożyczył ode mnie nóż do otwarcia paczki. Ostrzegłem. Usłyszałem – „Nic się nie bój”. A potem byłem świadkiem jak sobie tak uszkodził rękę, że krew tryskała na dużą wysokość.
Mało kto tam odbierał ciała zmarłych. Nawet bliskich. A ponieważ naród był oszczędny wymyślono coś takiego jak lifolizowanie zwłok. Nie wiem, bo nie widziałem, jak takie zwłoki wyglądały po tej lifolizacji. Czy były w proszku czy nienaruszone. Podobno można było je kupić i ekologicznie użyźnić sobie na przykład działkę.
Miasta podzielone były na tak jakby regiony. Ich nazwa przywodziła na myśl bardziej Związek Radziecki niż kraj nowoczesny. O sprawie może ktoś słyszał: kiedyś do takiego urzędu przyszedł młodzieniec i powiedział, że nie ma czasu pracować. Bo mu to przeszkadza w słuchaniu muzyki metalowej. I nie został wyśmiany. Usłyszał tylko, że dostanie mało: na czynsz i wyżywienie. Jak chce więcej, musi sobie zapracować.
Dzieci w tym kraju nie należą do rodziców, ale do państwa. Jedna matka opiekowała się swoim niepełnosprawnym synem. Dobrze. A nawet za dobrze. Ktoś naskarżył, a państwo zabrało to dziecko matce. I dało pod opiekę jakiemuś menelowi. Ten nie opiekował się tym dzieckiem wcale. Brał tylko pieniądze na nie. Lekarstw też nie dawał. Więc wkrótce zmarło. Matka się skarżyła, min. przed Trybunałem Praw Człowieka. Przegrała.
Musiałem wracać do kraju. Płynąłem promem. Było na nim wielu „turystów” wydawało by się z krajów bardziej cywilizowanych niż nasz. Po otwarciu sklepu bezcłowego wyszła na wierzch ta ich cała kultura. Musiałem bardzo uważać, aby kogoś nie nadepnąć.
Przyjechałem do Polski. I tak sobie pomyślałem: „Też piękny kraj. tylko niektórzy ludzie są do d… do niczego”.
……………………………………………………………………………………………………………………………………..
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
………………………………………………………………………………………………………………………………………………..