Dziś młodzież albo stoi przy namiocie, albo niespecjalnie zwraca na niego uwagę, jeśli zaś jest przeciw – najczęściej daje się wciągnąć w rozmowę. Problemem zaś tają się Montypythonowskie "pieprzniczki"
"Pieprzniczki" pojawiły się w filmie "How to irritate people" w postaci kilku starych, irytujących bab, uniemożliwiających bohaterowi oglądanie filmu w kinie swoją bezsensowną paplaniną. W Polsce emeryttki (nawet te resortowe) do kina chodzą rzadko, za to pojawiają się pod pałacem. Stoją pod ścianą, w małej grupce, rozmawiają cicho między sobą. Czasami dołączają do nich przeciwnicy krzyża, pojawiający się od sierpnia. Cisza kończy się, gdy Samuel, rzecznik prasowy protestu chwyta za megafon i zaczyna przypominać o celach protestu. "Pieprzniczki" zaczynają swój show. "Zacznij mówić, a nie się jąkać" pokrzykują, coraz agresywniej spod swojej ściany. "Do szkoły" – wołają. "Co taki młody może wiedzieć" – martwią się, zapewne świadome, ze faktycznie, osoby poniżej pewnego wieku nie załapały się na kursy, które zapewne wspominają z rozrzewnieniem. W młodości zaczynały zapewne od wyśmiewania tańczących nieprawomyślne tańce bikiniarzy, dziś zostało im podpieranie ściany ministerstwa kultury. Chwilami udają, że chcą rozmawiać, ale z każdego zdania wychodzi, kim są i po co tu są. Bo każdy chyba usłyszy drobną różnicę akcentów między pytaniem "Dlaczego tu przychodzicie?", a "Kto każe wam tu przychodzić?". A zawsze pojawia się właśnie ta druga wersja. Odpowiadam, zgodnie z prawdą, że sumienie. I rozmowa się kończy, zaś "pieprzniczki" zaczynają zmieniać się w innym wytwór wyobraźni Monty Pythona – gang staruszek. Cóż, starość też widać musi się wyszumieć.
PS. Zapraszam do lektury mojego felietonu "26 lat później", opublikowanego na portalu Solidarni 2010