Nigdy, poza imprezami sportowymi, nie brałem udziału w masówkach. Jednak spotkania z Papieżem nie można traktować w tych kategoriach. Kontakt z Ojcem Świętym, teraz Świętym Janem Pawłem, od samego początku nacechowany był mistycznym entuzjazmem.
Tego dnia, był już październik, od rana było chłodno i zbierało się na deszcz. Do tego spotkania z papieżem JPII szykowaliśmy się już od dawna. Nie było łatwo dostać miejsce na ten wyjazd , bowiem ilość miejsc na stadionie była ograniczona a chętnych wielu. Z naszej parafii jechało 4 autobusy. Przewidując opady (prognozy pogody dają tu dość trafnie) każdy był zaopatrzony w płaszcz od deszczu i niektórzy przezorni dodatkowo w parasol. Wyjeżdżaliśmy wcześniej gdyż organizatorzy wskazali czas w którym należy dotrzeć na wyznaczone na parkingu miejsce. Inaczej nie dało by się rady, gdyby wszyscy przyjechali na tę sama godzinę.
W oczekiwaniu na przyjazd Ojca Świętego słuchaliśmy śpiewu chórów a także ćwiczyliśmy „falę”, która przy chłodzie i deszczu pozwalała się nie tylko rozgrzać ale i „rozprostować kości”. Deszcz, który na początku siąpił stawał się z upływem czasu coraz bardziej obfity. Pozwalało to na stopniową adaptację do warunków. Po paru godzinach ani płaszcze, ani parasole, żadne próby ochrony przed deszczem nie pomagały. Byłem cały mokry. W końcu wszyscy tak jak wówczas ja, przestaliśmy zwracać uwagę na deszcz. Tym bardziej, że pojawił się ON. Z górnych rzędów na trybunie wydawał się mały, ale wszyscy wiedzieliśmy że jest WIELKI.
Dreszcz wzruszenia i emocji przebiegł po skórze, tak jak teraz gdy pisze te wspomnienie. Runda wokół stadionu i powitanie ze wszystkimi. Czuło się Jego chęć uściskania każdego osobiście i miało się wrażenie że on tak to robi. Czuło się w tym chłodzie Jego ciepłe serdeczne spojrzenie, Jego ciepły przyjazny uśmiech.
Papież wiedział, że wszyscy jesteśmy przemoczeni do szpiku kości i że nikt nie opuścił stadionu. Dał temu wyraz we właściwy sobie,żartobliwy sposób. Reszta naszego wspólnego spotkania , przeminęła w „mgnieniu oka”.
Na zdjęciu widać i pogodę poza stadionem i pogodę ducha uczestników ( nie ma parasoli).
Dziś chwilę po kanonizacji Jana Pawła II przytoczę fragment wypowiedzi z bloga kobiety, która wówczas też była obecna na tym spotkaniu. Ona jest pewna że dzięki Papieżowi zwalczyła raka.
Wówczas Papież błogosławił różańce, które zawsze były jednym z atrybutów Karola Wojtyły. Ona ten wówczas pobłogosławiony różaniec nosi przy sobie. W lipcu 2005 r. zdiagnozowano u niej raka jajników. Z różańcem w ręku modliła się każdego dnia. W czasie zabiegów chemioterapii i o 3 godzinie w nocy gdy sterydy nie pozwalały jej usnąć. Myślała o tym w jak godny i święty sposób Jan Paweł II stawiał czoła własnej chorobie. Ona korzystała z tego przykładu.
Przypomina też słowa Jana Pawła II które były dla niej drogowskazem:
„Dzisiaj powiadam Wam: kontynuujcie niezmordowanie rozpoczęty marsz, ażeby być wszędzie świadkami chwalebnego Krzyża Chrystusa. Nie lękajcie się!”
Te słowa dały jej siłę w walce z chorobą , każdego dnia. Dały jej siłę aby o tym napisać.
Dały też siłę mnie, aby się tymi słowami z Wami podzielić.
4 komentarz