Zdrowie
Like

Mody w medycynie, a energetyka jądrowa

04/12/2014
481 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
Mody w medycynie, a energetyka jądrowa

O tym, że tylko te idee żyją, które według starszych i mądrzejszych żyć powinny, nikogo jako tako myślącego przekonywać nie potrzeba. Wystarczy przypomnieć genialnego odkrywcę, jakim niewątpliwie był Chorwat Nikola Tesla, i jego chęć dostarczania społeczeństwu darmowej energii. Odpowiednie osoby potrafiły wymazać z pamięci i bibliotek jego dokonania, a Armia USA nadal zastrzega sobie ponad 60 jego patentów jako tajne. A ty ludku, możesz tylko pomarzyć o darmowej energii. Takie mody istnieją w medycynie. Obecnie panują dwie. Jedna straszy cholesterolem, jako związkiem zagrażającym życiu, a drugą osteoporozą, jako chorobą przyspieszającą umieranie. Nie wspomnę oczywiście o straszeniu epidemiami z chęci wzrostu sprzedaży szczepionek, ponieważ to jest powszechnie znane.
Straszenie cholesterolem polega na systematycznym obniżaniu tzw. normy. Jeszcze w latach 1980. poziomem normalnym było 250 mg, a

0


leczenie rozpoczynaliśmy przy poziomie 400 mg. To właśnie wtedy wprowadzono lek Curantyl, który miał obniżać poziom cholesterolu, ale obniżał czas życia, wywołując zawały mięśnia sercowego. Został więc po kilku latach po cichu wycofany. Obecnie mówi się już o konieczności obniżenia cholesterolu do 100 mg, jako poziomie dopuszczalnym. W związku z faktem, że 25% naszego cholesterolu znajduje się w naszym mózgu, to obniżenie jego poziomu o 60% zaowocuje wzrostem demencji. I o to chodzi, abyś ludku nie zadawał głupich pytań.

Podobnie wygląda sprawa osteoporozy. Pomimo, że rola witaminy D jest znana od ponad 100 lat, to starsi i mądrzejsi wpadli na pomysł zaprzestania jej podawania w Polsce już w roku 1971. Wiadomo, że witamina D jest tak naprawdę hormonem obsługującym około 3000 genów [człowiek posiada ich koło 30 000]. Tak więc niedobór witaminy D może spowodować liczne choroby, łącznie z rakiem, obniżeniem odporności, czy osteoporozą. No i o to przecież chodzi. Swoje zarobione pieniądze masz natychmiast wydać. Po to wprowadzono podatek VAT, jako łapówkę dla urzędników, by byli bardziej zainteresowani przygotowywaniem odpowiednich ustaw wymuszających sprzedaż niechcianych towarów np. szczepionek.

W podobny sposób dezinformuje się społeczeństwo odnośnie rozwoju przemysłu zbrojeniowego w zakresie atomowym. Jeszcze w latach sześćdziesiątych ludek wojskowy uważał takie na przykład miny atomowe za doskonały środek obronny. W związku z tym potrzebne były duże ilości plutonu do produkcji tych min. A pluton produkują elektrownie atomowe. I koło się zamknęło. Przypomnę, że Sowieci używali kilkunastu min atomowych obok naszej granicy na Pińszczyźnie oraz 8 na jeziorze Ładoga. „Nasze” tzw. służby ochrony radiologicznej nigdy tego faktu nie odnotowały. Od razu widać, komu służą.

W Polsce w latach 80. udało się zablokować budowę elektrowni atomowej, tego tworu junty wojskowej z 18 stycznia 1982 roku. Jak się wojskowi spieszyli, świadczy data podjęcia decyzji. Jeszcze na ulicach trwały strajki, a oni już robili skok na kasę. Decyzję o budowie elektrowni atomowej podjęli w pierwszym miesiącu stanu wojennego, ale Prawo Atomowe według to którego rzekomo budowali tą elektrownię, uchwalili dopiero 5 lat później. Ot, typowa zasada działania starszych i mądrzejszych. Przypomnę także, że pierwszym ministrem od atomu w PRL-u był krawiec ciężki z zawodu, niejaki Jerzy Bilik. Po 1968 roku obywatel Izraela. To on nadawał stopnie profesorskie późniejszym specjalistom. Trzeba o tym pamiętać, to jest właśnie poziom i historia „polskiej” atomistyki. Nie wiem, dlaczego nie możemy z tymi faktami zapoznać się na oficjalnych stronach atomistów, takich jak Instytut w Świerku, czy Krakowie. Przypomnę, że do dnia dzisiejszego nie rozliczono wydatków, jakie poniosło społeczeństwo w związku z całością ery atomowej w Polsce.

Ale historia nieujawniona lubi się powtarzać. Świadczy o tym obecne powołanie pełnomocnika do budowy elektrowni jądrowej w randze ministra. Proszę popatrzeć, jedna budowla i od razu minister. Jakie to koszta? W dodatku zatrudniono tych samych specjalistów od dezinformacji, którzy działali 30 lat temu. Taki na przykład dr A. Strupczewski, odpowiedzialny za awarię reaktora w Świerku w 1979 roku… Do dnia dzisiejszego raport komisji o tej awarii nie został ujawniony, a pan ten ma permanentny głos w mass mediach głównego nurtu dezinformacji. Dr A. Strupczewski to w ogóle ciekawy osobnik. W latach 1980. publikował prace udowadniające, że reaktor WWR jest przestarzały i nie powinien być budowany. W rok później już w składzie ekipy żarnowieckiej twierdził coś wręcz przeciwnego. [Zeszyty Naukowe Instytutu w Świerku] Zresztą mieliśmy całą gamę takich użytecznych trolli dezinformujących społeczeństwo w stanie wojennym odnośnie energetyki jądrowej, takich jak prof. Marecki z Gdańska, czy Jaworowski z Warszawy, lub Hrynkiewicz z Krakowa.

Obecnie dr A. Strupczewski jest szeroko nagłaśnianym przez określone media piewcą energetyki jądrowej w Polsce. Aż wierzyć się nie chce, że większość witryn wciąż powiela jego wypowiedzi. Do takich należy na przykład www.cire.pl nie wspominając o stronie internetowej stowarzyszenia reklamującego energetykę jądrowa. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, tyle, że nie znane są wciąż źródła finansowania tego rodzaju witryn. Ale, że jest to moda lansowana tylko w Polsce, nie trzeba nikogo interesującego się atomem przekonywać. Wystarczy przypomnieć, że obecne zapotrzebowanie istniejących elektrowni atomowych wynosi 68 000 ton uranu, a produkcja to jakieś 35 000 ton. Resztę plutonu zdobywa się z likwidowania arsenału atomowego. Wojsko już dawno odeszło od bomby atomowej, chyba że uważamy za wojskowe wypowiedzi trolli, pojawiające się w prasie polskojęzycznej, w związku z sytuacją w tym tworze zabierkowym, zwanym Ukrainą.

Wojsko co najmniej od początku lat 1970. przeszło na tzw. siły kosmiczne, HAARP, broń elektromagnetyczną i antymaterię, o której się mówi już od 1986 roku, a od 2005 prawie oficjalnie. Niestety, „uczeni” w kraju nad Wisłą jeszcze się z tym nie zapoznali. Przecież mamy jednego generała na kilkunastu żołnierzy, a stosunek oficerów do szeregowców jest lepszy, aniżeli w teatrze. W jednostkach bojowych mamy może kilka tysięcy żołnierzy, służących głównie zagranicą. Stare niemieckie czołgi Leopardy, z dwoma pociskami na działo, mogą być ewentualnie eksponatami w muzeum. O F-16 nie będę wspominał, ponieważ nawet Egipt posiada już F-32, a Izrael F-35. USA lata na F-57B.

Wracając do dezinformacji naszego lobby atomowego. Wpadł mi w ręce raport: „Energetyka jądrowa 2014” autorstwa M. Schneidera i A. Froggata. Raport jest zwięzły i dostatecznie udokumentowany, aby przeciętny inżynier w Polsce wyrobił sobie zdanie w tej materii. Oczywiście nie przeszkadzam w zapoznaniu się z tymi danymi specjalizacjom z innych dziedzin, na przykład socjologii, czy politologii.

Ile mamy elektrowni atomowych na świecie? Liczba elektrowni atomowych na świecie spada w gwałtownym tempie i obecnie już tylko 388 znajduje się w 31 państwach. Od 2002 roku wyłączono pięćdziesiąt reaktorów. Dodatkowo w samej Japonii 43 reaktory zostają w stanie długotrwałego wyłączenia. Czyli faktyczna liczba jest jeszcze niższa o te 43 reaktory. Systematycznie spada produkcja energii elektrycznej w elektrowniach atomowych z 2660 TWH w roku 2006, do 2359 TWH w roku 2013. Udział energii elektrycznej z elektrowni atomowych spadał z 17.5% w roku 1996, do 10.8% w roku 2013. W zastraszającym tempie wzrasta wiek elektrowni atomowych. Wszystko wskazuje na to, że właściciele chcą wykorzystać istniejące reaktory bez względu na konsekwencje stabilnej pracy. Przypomnę, że elektrownia w Fukushimie miała być wyłączona 5 lat wcześniej, tylko dziwnym trafem przedłużano jej zezwolenie. Skutki takiego lekceważenia procesów technologicznych znamy. Pomimo, że trzęsienie ziemi było w Fukushimie mniejsze o 3 rzędy wielkości od wytrzymałości teoretycznej budowli, a fala o 5 metrów niższa, aniżeli zabezpieczenia, to 3 reaktory zniszczone zostały, a czwarty dziwnym trafem nienaruszony stoi? W połowie 2014 roku średni wiek istniejących elektrowni wynosił 28.5 roku. Ponad 170 jednostek działało już ponad 30 lat [44% istniejących], a 39 bloków miało już ponad 40 lat pracy. W 2014 roku w budowie było 69 bloków. Ale niektóre z pośród nich, dokładnie osiem, budowane były już ponad 20 lat, a jeden ponad 12 lat. Budowa 49 reaktorów przebiega z poważnym opóźnieniem, vide Finlandia, czy Anglia. Z 28 reaktorów budowanych w Chinach, 21 ma opóźnienia kilkuletnie.

Z pozostałych 18 w budowie, nie podano czasu rozpoczęcia pracy, więc trudno ocenić opóźnienie. W Polsce samo planowanie jest opóźnione już o 5 lat. Ale ile można zarobić na permanentnych planowaniach, bez obawy ryzyka, że coś wybuchnie.

Aż 43 reaktory w budowie znajdują się w Rosji, Chinach i Indiach. Wątpliwe jest czy kiedykolwiek zostaną ukończone. Budowana w Kaliningradzie elektrownia już od dwóch lat jest wstrzymana. Kryzys ekonomiczny w Rosji stawia pod znakiem zapytania jej dokończenie. Poza tym wymienione kraje należą do rzędu tych, w których pojawia się kryzys ekonomiczny.

Średni czasu budowy 37 elektrowni przekroczył 10 lat, ale niektóre „rzekomo buduje” się już 36.3 lat. Piszę rzekomo, ponieważ nie wiadomo, czy i w ogóle jakiekolwiek prace budowlane trwają. Nie wiadomo więc, czy się je buduje, czy tylko pobiera kasę.

Wbrew twierdzeniom naszych rodzimych atomowych dezinformatorów, vide dr A. Strupczewski, żaden z reaktorów tzw. III generacji nie został jeszcze wybudowany. Będące w budowie elektrownie atomowe mają wieloletnie opóźnienia, na przykład w Finlandii, czy Francji. Nie wspominając o generalnej katastrofie francuskiego programu atomowego w postaci budowy reaktora Super Feniks, który pracował niecały rok i uległ awarii uniemożliwiającej jego naprawę. Co kosztowało Francuzów jakieś 40 miliardów euro. Stąd zapewne ich przesiadywanie w Warszawie i ciągły „lobbing”. Przecie muszą sobie odbić taką olbrzymią stratę. A ludek warszawski doskonale się nadaje do lobbingu.

Ostatnim przykładem oficjalnego wycofania się z budowy dwóch bloków w Temelinie są Czechy. Decydującym elementem przerywania budowy i w ogóle odstępowania od atomu jest, po pierwsze: brak zainteresowania wojska bronią atomowa i produkcja olbrzymiej ilości śmieci, z którymi nie wiadomo, co robić, na przykład ze zubożonym uranem. Odpad ten rozsiewa się po całym świecie w konfliktach wojskowych pod postacią pocisków różnego rodzaju. Vide Jugosławia, Faludża, Afganistan etc. Drugim elementem wpływającym na zaniechanie i odstępowanie od atomu jest jego cena. Dopóki wojsko odbierało pluton, koszty były tajemnicą wojskową. Obecnie wiadomo, że od 2002 roku do 2013 roku, koszt inwestycji wzrósł z 1000 dolarów za kW, do 8000 dolarów za kW [ceny zapisane w budowie elektrowni w Anglii, Hinkley Point].

Trwa permanentny nacisk spółek eksploatujących elektrownie atomowe na podniesienie cen produkowanej energii elektrycznej. Temu między innymi służy tzw. podatek na dwutlenek węgla. Neguje się w tym przypadku produkcję dwutlenku węgla powstającą podczas wydobywania uranu oraz budowy elektrowni.

Wbrew twierdzeniom o taniości elektrowni atomowej, w żadnym kraju na świecie nie pracuje ona bez pomocy publicznej. Ta pomoc publiczna była między innymi przyczyną upadku rządu p. M. Tacher, która chciała sprywatyzować elektrownie atomowe. Wyszło na jaw, że rząd dofinansowywał je po cichu corocznie olbrzymią kwotą kilkunastu miliardów funtów [podawano, że 15 miliardów]. Po prywatyzacji oczywiście urwałby się ten „strumyczek”.

Koszty wzrosły tak dalece, że największy operator na świecie, tak rozpychający się w Polsce FDF, tylko w jednym roku zafundował sobie deficyt wynoszący dwa miliardy dolarów. Wiadomo, musi sobie to odrobić i padło na mieszkańców kraju nad Wisłą.

Jak podał francuski Trybunał Obrachunkowy, koszt produkcji 1 MWh wzrósł w okresie ostatnich 3 lat z 49,6 euro, do 59,8 euro, to jest do ponad 250 złotych, a więc o ponad 30% więcej, aniżeli obecnie wynosi koszt 1 MWh w Polsce. Stąd systematyczne podwyżki energii elektrycznej w Polsce Jest to po prostu doprowadzenie ceny 1 MWh do tej, jaką muszą płacić Francuzi. Oczywiście zapomina się o średnim wynagrodzeniu polskim. Być może dlatego prezes tej kompani budującej elektrownie atomowej w Polsce już ma to uwzględnione w pensji, ponieważ jego miesięczne wynagrodzenie przekracza średnie statystyczne 3 letnie wynagrodzenie człowieka z nad Wisły.

O tym, że eksploatacja elektrowni atomowych jest nieekonomiczna świadczą fakty. EON, niemiecki operator, zamknął jeden ze swoich reaktorów na 7 miesięcy przed terminem, z powodu wysokich kosztów eksploatacji. W Szwecji, w przypadku ujawnionych zysków dwóch elektrowni, otrzymanych ze sprzedaży energii elektrycznej okazało się, że nie pokrywa on kosztów eksploatacji z dwóch ostatnich lat. Nie zapominajmy, że Szwedzi wybudowali elektrownie atomowe w celu produkcji plutonu dla swoich bomb atomowych. W latach 1956-57 pokojowo nastawiona, w teorii, Szwecja, dokonała od 6 do 8 eksplozji atomowych. Skutki biologiczne tych eksperymentów nigdy nie zostały podane do publicznej wiadomości. Także tzw. Polski Dozór Atomowy – CELOR – nigdy nie ostrzegł Rodaków o szwedzkich wybuchach. Dlatego ani Szwedzi ani Norwegowie nie zbierają skażonych do dnia dzisiejszego grzybów w lasach, czemu się dziwią polscy „turyści”.

Belgijski operator Elektrabel, ten sam, który usiłował tylnymi drzwiami wejść do Polski – słynne faksy Merkela z Solidarności, syna prokuratora zamieszanego w sprawę śmierci ks. J. Popiełuszki [Lobotomia 30, 30 lat holokaustu. W. Sumliński] – przegrał sprawę w sądzie, dotyczącą podatku od paliw i jest w trakcie podejmowania decyzji, czy warto eksploatować nadal 7 jego elektrowni. Koszt przeprowadzania niezbędnego remontu eksploatacyjnego po 4 latach pracy waha się od 1.4 do 5.5 miliarda dolarów. Koszty tych remontów nigdy nie były podawane do wiadomości publicznej. Oczywiście po następnych 4 latach eksploatacji koszty wzrastają.

W 2012 roku niemiecki koncern energetyczny RWR, operator elektrowni atomowych, zanotował stratę 3.8 miliarda dolarów. FDF, GDF Suez oraz RWR i EON łącznie mają zadłużenie 173 miliardów dolarów. Wartość udziałów tych energetycznych spółek spadły o 30% w stosunku do wartości wyjściowej. Tak więc widzimy, że jak zwykle „Polak” przed szkodą i po szkodzie, zawsze głupi.

Straciliśmy kilka do kilkunastu miliardów dolarów na Żarnowcu i ta sama grupa po 20 latach, nadal chce „wydoić” społeczeństwo, pod pretekstem budowy nie wiadomo czego. Dla porównania, Hiszpania, którą swego czasu także naciągnięto na atom, w 2013 roku z elektrowni wiatrowych uzyskała więcej energii elektrycznej, aniżeli z jakiejkolwiek innego źródła. I to tłumaczenie atomistów, że wiatr nie zawsze wieje jest tak infantylne, że nie warto się nim zajmować. Nawet polscy inżynierowi to wiedzieli i dlatego od ponad 50 lat polska energetyka elektryczna jest połączona w sieć. Wiadomo bowiem powszechnie, że przesyłanie energii w postaci prądu jest najtańsze. Ale to trzeba wiedzieć, a obecna edukacja jest poniżej tego poziomu.

Autor: dr Jerzy Jaśkowski

0

Wiadomości Zdrowie za Zdrowie

586 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758