Mgła smoleńska gęstnieje
25/02/2011
504 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Mówi się, że tzw. katastrofa smoleńska nie ma precedensu, przede wszystkim ze względu na rozmiar tragedii. Jest jednak bezprecedensowa również z tego względu, że w przypadku katastrof lotniczych im dalej od zdarzenia – tym więcej wiadomo. Z chaosu wyłaniają się coraz bardziej prawdopodobne hipotezy, żmudne postępowanie pozwala krok po kroku ustalić fakty. W przypadku tzw. katastrofy smoleńskiej jest dokładnie odwrotnie. Komuś zależy by prawda nie wyszła na jaw. Niezmiennie utrwalane jest kłamstwo smoleńskie, iż to generał Andrzej Błasik doprowadził do śmierci 96 osób z prezydentem RP na czele. Rosyjski raport MAK gen. Tatiany Anodiny oskarżył go o wywieranie – pod wpływem alkoholu – nacisków na pilotów. Teraz do grona piewców rosyjskiej potwarzy dołączył TVN24, który w czwartek zaprezentował jako rewelację […]
Mówi się, że tzw. katastrofa smoleńska nie ma precedensu, przede wszystkim ze względu na rozmiar tragedii. Jest jednak bezprecedensowa również z tego względu, że w przypadku katastrof lotniczych im dalej od zdarzenia – tym więcej wiadomo. Z chaosu wyłaniają się coraz bardziej prawdopodobne hipotezy, żmudne postępowanie pozwala krok po kroku ustalić fakty. W przypadku tzw. katastrofy smoleńskiej jest dokładnie odwrotnie. Komuś zależy by prawda nie wyszła na jaw.
Niezmiennie utrwalane jest kłamstwo smoleńskie, iż to generał Andrzej Błasik doprowadził do śmierci 96 osób z prezydentem RP na czele. Rosyjski raport MAK gen. Tatiany Anodiny oskarżył go o wywieranie – pod wpływem alkoholu – nacisków na pilotów. Teraz do grona piewców rosyjskiej potwarzy dołączył TVN24, który w czwartek zaprezentował jako rewelację „nowe fakty” w sprawie wydarzeń z 10 kwietnia. Tym razem generał Błasik jeszcze przed startem tupolewa miał wywierać presję na kapitana Protasiuka, który nie chciał startować z uwagi na doniesienia o złych warunkach pogodowych nad Smoleńskiem. Między szefem sił powietrznych a dowódcą samolotu miało dojść do awantury, przy czym gen. Błasik miał używać słów powszechnie uznanych za obraźliwe. Co prawda na zapisie wideo z Okęcia w ogóle nie słychać rozmowy, gdyż materiał pozbawiony jest dźwięku, a w stenogramach z lotu nie ma żadnych wypowiedzi Protasiuka dowodzących jego zaniepokojenia złą pogodą, ani wskazujących na to, że przed lotem gen. Błasik udzielił mu reprymendy. Ale TVN24 wie najlepiej. Dobrze słuchali Anodiny…
„Rewelacyjne odkrycie” TVN24 poza insynuacjami nic nie wnosi. Jak nie widzieliśmy zdjęć pary prezydenckiej wsiadającej na pokład rządowego samolotu rankiem 10 kwietnia, tak nie ich nie zobaczyliśmy, mimo że stacja rekomendowała temat na żółtym pasku w dole ekranu jako „pilne”. Zamiast zdjęć z 10 kwietnia jako ilustrację „sobiepaństwa” gen. Błasika pokazała archiwalny materiał z odlotu śp. Lecha i Marii Kaczyńskich (prezydent i jego małżonka występują w strojach letnich). Poza tym – rzecz ciekawa, że zapis kamer przemysłowych z wojskowego Okęcia z ranka 10 kwietnia nagle cudownie się odnalazł, gdyż według wcześniejszych informacji uległ on zniszczeniu.
Stacji Waltera udało się ustalić, że była awantura, natomiast dziwnym trafem do dziś nie udało się określić ponad wszelką wątpliwość rzeczy najprostszej – godziny odlotu samolotu z prezydencką delegacją. To pokazuje jak „skuteczne” jest tzw. polskie śledztwo. Godziny odlotu nie zna – bądź udaje że nie zna – nawet Jerzy Miller, namaszczony przez samego premiera Donalda Tuska do wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej tragedii. Jakże zdumiona musiała być posłanka PiS Jolanta Szczypińska, gdy na zapytanie poselskie skierowane do Millera we wrześniu ubiegłego roku, a więc pięć miesięcy po tragicznym locie! – o to, o której rządowy samolot feralnego dnia wystartował z Warszawy, uzyskała od niego odpowiedź, iż dane dotyczące czasu startu „zostaną umieszczone w raporcie końcowym, który będzie zawierał również analizy i wypracowane w toku prac badawczych zalecenia profilaktyczne.” Jest to odpowiedź tym bardziej zdumiewająca, że wcześniej komisja rządowa, a za nią media podawały jako godzinę wylotu 7.27. I ta godzina zdaje się obowiązywać oficjalnie do tej pory. Ale jeśli tak, to dlaczego 10 kwietnia zaraz po katastrofie rzecznik prasowy MSZ Piotr Paszkowski oraz agencja Reuters podawały jako godzinę wylotu 6.50? Ponadto, dlaczego informując o katastrofie Jarosław Kuźniar w TVN24 mówił, że prezydent leciał jakiem 40 a nie tupolewem i dlaczego uczestnicy rosyjskiego portalu motoryzacyjnego informowali o katastrofie już około 8.20 czasu polskiego? To tylko jedna z wielu kwestii, które wymagają wyjaśnienia; godzina startu jest tu kluczowa, ponieważ pozwoli określić np. czy lot skończył się na Siewiernym, czy na innym lotnisku… Bo co do miejsca też nie ma jasności.
A pytanie o miejsce katastrofy, jeśli założymy, że w ogóle do niej doszło, jest zasadnicze. Na filmie przedstawionym przez Sławomira Wiśniewskiego Zespołowi Parlamentarnemu ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu 154M, nie ma zwłok, szczątków rzeczy osobistych, czy np. foteli pasażerskich. Abstrahując już od tego, że materiał odbiega paroma detalami od pierwowzoru (nie słychać na nim np. strzału, ani niecenzuralnej wypowiedzi Wiśniewskiego), dziwne jest to, że operator wyłączył kamerę, którą filmował przez dwie godziny… mgłę smoleńską, na minutę przed – podawanym jako oficjalny – czasem katastrofy. Nawet jeśli materiał Wiśniewskiego traktować jako „wrzutkę”, to spełnia on jednak pewną pozytywną rolę – wiele mówi o miejscu domniemanej katastrofy. To już nie tylko brak zwłok czy foteli, ale stan pobojowiska nie wskazuje, by spadła tam maszyna ważąca ponad 70 ton i do tego wciąż wypełniona benzyną. W materiale filmowym nie widać leja, który musiałby powstać gdyby samolot faktycznie przyziemił w grząskiej ziemi. Są za to fragmenty jakiegoś tupolewa, pomalowanego w polskie barwy, którego wrak poprzez swoje ułożenie zaprzecza tezie MAK i oficjalnej polskiej wersji, że samolot przed katastrofą wykonał pół beczki (obrócił się o 180 stopni kołami do góry) i tak runął na ziemię.
Im dalej w las, tym więcej drzew. Coraz więcej sprzeczności i znaków zapytania, podważających jedynie słuszną wykładnię Ministerstwa Prawdy. Od czego jednak czujność rewolucyjna różnych mainstreamowych mediów o standardach Radia Erewań. Z poświęceniem godnym stachanowców kolportują „wrzutki”, mające dezinformować, uprawdopodobnić wersję MAK i odciągnąć uwagę od niewygodnych dla Rosji i rządu RP wątków. Były słynne słowa Protasiuka „Tak lądują debeściaki”, ujawnione przez nieoceniony TVN, które miały udowodnić, że piloci byli szaleńcami. Niedawno, gdy coraz częściej zaczęto zastanawiać się nad brakiem ciał na miejscu katastrofy, „cudownie” na lokalnym portalu z Ostrołęki odnalazł się film, na którym widać szczątki ludzkie, tak samo prawdziwe jako fotomontaże na zdjęciach wykonanych przez Siergieja Amielina, autora książki „Ostatni lot”, przedstawiającej wersję rosyjską obwiniającą polskich pilotów jako prawdziwą.
Kłamstwo smoleńskie może żyć własnym życiem tym łatwiej, że tzw. śledztwo polskie prowadzone przez prokuraturę jest fikcją. Nie mamy żadnych dowodów rzeczowych. Wrak samolotu pozostanie na lotnisku w Smoleńsku do końca postępowania sądowego w Rosji, a więc zapewne przez lata. Nie mamy oryginałów zapisów czarnych skrzynek, a kopie mogły zostać spokojnie zmanipulowane. I tak naprawdę nie wiemy czyje ciała spoczywają w trumnach. Prokuratura nie zamierza rozwiać wątpliwości niektórych rodzin ofiar katastrofy i bez odpowiedzi pozostawia wnioski o dokonanie ekshumacji, która pozwoliłaby ustalić rzeczywiste przyczyny śmierci. Tej zresztą nie znamy, gdyż podana przez Rosjan standardowa formułka: „mnogije obrażenia” mówi tyle co nic. I prawdopodobnie w poczuciu tej niewiedzy będziemy czcić 10 kwietnia pamięć poległych pod Smoleńskiem w pierwszą rocznicę tragedii, ponieważ termin dokonywania ekshumacji upływa zgodnie z przepisami sanitarnymi pięć dni później.