Metropolie i kolonie!
15/02/2012
745 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Jak podaje dzisiejszy FT w jednej z greckich gazet Kanclerz Niemiec przedstawiona jest w nazistowskim mundurze, a pod zdjęciem tytuł “Memorandum macht frei”.
Ratowanie pieniędzy inwestorów środkami podatników prowadzi do konfliktów narodowych
W pierwotnej umowie o Konfederacji (Articles od Confederation) rząd nie miał żadnych uprawnień do nakładania podatków, a dług w dwóch trzecich stanowy przedstawiał 40 proc. ówczesnego PKB i – jak się okazało później – wymagał połowy dochodów do jego obsługi. Strategia Aleksandra Hamiltona i George’a Washingtona polegała na zaproponowaniu stanom przejęcia ich niespłacalnych długów, w zamian za zapisy konstytucyjne uprawniające rząd federalny do nakładania danin na obywateli.
Kręgi wtajemniczenia
Sojusznikiem w tym przedsięwzięciu byli kredytodawcy, którzy wywarli nacisk na takie rozwiązanie, w którym w krótkim okresie czasu ich obligacje z wartości „śmieciowych” doszły do nominalnych na początku lat 90. Rząd federalny, bezpośrednio po przyjęciu konstytucji, uchwalił w sierpniu 1790 r. przejęcie długów stanowych, a z jednocześnie uchwalonych ceł zaczął obsługiwać dług. Tak tworząc USA wykorzystano kłopoty zadłużeniowe stanów, w celu przejęcia nad nimi kontroli fiskalnej, jednocześnie rozwiązano pierwszy amerykański kryzys zadłużeniowy lat 80. XVIII w. Obecnie dyskutowany w UE „pakt fiskalny” dotyka z jednej strony kryzysu zadłużeniowego krajów UE, tworząc jednocześnie niewątpliwe kuriozum instytucjonalne na poziomie UE. W jego ramach będą się odbywały zarówno spotkania wszystkich państw UE, jak i 25 krajów, które podpisały „pakt fiskalny” oraz 17 należących do eurogrupy. Okazuje się że po wstąpieniu do UE, państwa członkowskie muszą zabiegać w pierwszej kolejności o dołączenie do krajów sygnatariuszy „paktu fiskalnego”, następnym „kręgiem wtajemniczenia” jest zostanie członkiem strefy euro, a na koniec „wkręcenie się do” kręgu decyzyjnego Merkozy, by w końcu, dymisjonując Niemcy, stać się krajem, który może demokratycznie cedować swoje zobowiązania.
Ucieczka kapitałów
W tym potoku polemiki o kręgach decyzyjnych i instytucjonalnych formach funkcjonowania UE, zagubiona została dyskusja, dotycząca sensowności podpisywania wymienionych zobowiązań zawartych w „pakiecie fiskalnym”, a co do których powinna toczyć się ożywiona debata, gdyż pod względem merytorycznym nie istnieje żadna przesłanka usprawiedliwiająca elity krajów postkomunistycznych z tytułu zaakceptowania wymogów paktu. Jest tak, gdyż nie mają one możliwości wybudowania infrastruktury przyciągającej miejsca pracy w inny sposób niż poprzez skredytowanie inwestycji, które spłaciłyby przyszłe wyższe przychody podatkowe. W sytuacji swobody przepływu kapitału i pracowników zapisane w pakcie możliwości sfinansowania inwestycji z wyższych stawek podatkowych muszą się skończyć ucieczką kapitałów i emigracją pracowników do przeżywających kryzys demograficzny bogatych państw UE, które już posiadają infrastrukturę i instytucje gospodarcze. Zwłaszcza, że inicjatorzy ten problem doskonale rozumieją, gdyż sami dokonali idących w setki miliardów inwestycji i transferów w byłym NRD, właśnie po to, aby temu procesowi się przeciwstawić. Realizacji tego celu pomogło również przeniesienie stolicy zjednoczonych Niemiec do Berlina, jak i zagwarantowanie w traktacie lizbońskim, że wymogi dotyczące pomocy publicznej na terenie byłej NRD, nie obowiązują. Obecnie w sytuacji pewnego uspokojenia na rynku kapitałowym, po wpompowaniu przez EBC 0,5 bln euro do systemu bankowego i w oczekiwaniu na następną transzę tanich pożyczek, ogłoszoną na 28 lutego, zainteresowanie powinno się przenieść na recesyjne aspekty wdrożenia „paktu fiskalnego”. O ile debata dotycząca zacieśnienia polityk fiskalnych została odpuszczona, o tyle problemem pozostaje sposób zdelewarowania gospodarek.
Dewaluacja wewnętrzna
Olbrzymim problemem według Bloomberga jest obsługa długu eurostrefy, wynoszącego 8,4 bln euro, w sytuacji gdy niespłacalny dług Włoch wynosi aż 1,9 bln euro. Dlatego nadal należy uznać za szokująco nieprofesjonalny wymóg art. 4., mówiący o zobowiązaniu się krajów, których dług przekracza 60 proc. PKB, do konieczności jego redukowania w przeciętnej wysokości 1/20 rocznie. Wprawdzie w ostatecznej wersji dopisano, że chodzi o redukcję jego wartości ponad wartość referencyjną, zgodnie z zasadami określonymi w znowelizowanym rozporządzeniu Rady nr 1467/97, jednak nie powiązano tego wymogu z zaostrzonymi przepisami, dotyczącymi kształtowania deficytu, jak i praktycznie nie nałożono sankcji. Należy pamiętać, że gdyby powyższe zasady miały merytoryczną podstawę to Japonia likwidując nadmierny dług, powinna, według powyższej rekomendacji, zacieśnić politykę fiskalną i to na „szalonym” poziomie generowania nadwyżki budżetowej w wysokości 7 proc. PKB. Gdy chodzi o państwa eurostrefy, oznacza to, że mają one do zlikwidowania nadmierne zadłużenie w wysokości 2,7 bln euro, a więc o jedna trzeci. Coroczna redukcja zadłużenia o 134 mld euro, a więc dodatkowo o 1 proc. PKB, w powiązaniu z zacieśnieniem fiskalnym nie rozwiąże problemu z prostej przyczyny. Kryzys strefy euro objawia się decydentom jedynie w postaci deficytów fiskalnych, podczas gdy jego przyczyna leży w nierównowadze bilansów płatniczych. A szybko nie można ich rozwiązać za pomocą redukcji długu, a jedynie poprzez rozpad strefy walutowej. Tylko że w świetle przedstawionych propozycji, oznacza to dziesięcioletnie okresy stagnacji, w procesie powolnej „dewaluacji wewnętrznej”. Gdy nałożymy na to dynamiczną ekspansję gospodarczą „kolosów na Wschodzie”, oznacza to, że świat po tym okresie już nie będzie światem Zachodu, ale Wschodu.
Wszelkie analogie zawodzą
Niestety na te procesy nakłada się dążenie do ograniczenia suwerenności państw UE. Jak informuje Peter Spiegel i Kerin Hope w artykule „Call for EU to control Greek budget”, opublikowanym w „Financial Times”, rząd Niemiec zażądał od Grecji „scedowania suwerenności nad podatkami i wydatkami budżetowymi na rzecz „komisarza budżetowego” eurostrefy. Ten wyjątkowy przykład polityki quasi kolonialnej miał zapewnić pierwszeństwo spłaty greckich długów nad innymi zobowiązaniami budżetowymi. Zgodnie z tą propozycją, określoną jako „nadzwyczajne zwiększenie kontroli Unii Europejskiej nad jego członkiem”, komisarz (trafniej gubernator UE) „miałby prawo weta w stosunku do decyzji budżetowych podjętych przez rząd Grecji, jeżeli nie byłyby zgodne z planami międzynarodowych kredytodawców”. Gubernator „byłby powołany przez innych ministrów finansów eurostrefy i jego zadaniem byłoby kontrolowanie ‘wszystkich głównych części wydatków’ Grecji”. Jak uzasadniają Niemcy: „Ze względu na niezadowalające działania do tej pory, Grecja musi [!-cm] zaakceptować przesunięcie suwerenności nad budżetem na poziom europejski na pewien okres czasu”. „Ateny też zostałby zmuszone do uchwalenia ustawy, do przeznaczania dochodów państwa, w pierwszej kolejności ‘przede wszystkim’ do obsługi swojego zadłużenia”. Okazuje się, że powołany w listopadzie ub.r. nowy premier Grecji, Lucas Papademos, nie sprostał oczekiwaniom i dlatego możliwe, iż jesteśmy świadkami awansowania niemieckiego komisarza w osobie Horsta Reichenbach’a, który obecnie jest „zaledwie” nieposiadającym wystarczających prerogatyw szefem misji UE w Grecji. Z tej perspektywy Sargent może się znacząco mylić, pisząc, że doświadczenia tworzenia władzy centralnej w USA na przełomie XVIII i XIX w., mogą być przydatne dla obecnej Europy. Obecne trendy zawarte w „pakcie fiskalnym”, z ich praktyczną implementacją względem Grecji, ukazują, że generowane są relacje bardziej przypominające zależności metropolia-kolonia, niż nawet tworzenia demokratycznego superpaństwa Stanów Zjednoczonych Europy.