Matka wszystkich bomb
19/03/2012
390 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Kiedy zapachnie wojną, dużym chłopcom w zielonych spodenkach, którzy lubią drogie wojskowe zabawki, lęgną się w głowach zajączki. Np. który ma największą bombę?
Generał Herbert Carlisle, zastępca szefa sztabu operacyjnego lotnictwa USA już teraz nie posiada się z radości na myśl, że będzie mógł spuścić na Iran największą i najcięższą ze wszystkich bomb w amerykańskim arsenale, tzw. „matkę wszystkich bomb” (Mother of All Bombs, MOAB). Waży ona 30.000 funtów, czyli 13,6 tony i należy do kategorii tzw. rozwalaczy bunkrów (bunker busters). Jest zaprojektowana tak, aby przebić się przez 60-70 metrów litego betonu zbrojonego zanim zdetonuje swój potężny ładunek. „Uch, jak to walnie!” – cieszy się duży Herbercik czekając na rozkazy z Waszyngtonu. „To wspaniała broń, w sam raz do takiego celu jak w Iranie” – dodaje. Mimo, że prezydent Obama zarzeka się formalnie, że jeszcze liczy na rozwiązania dyplomatyczne oraz na rozmiękczające skutki antyirańskich sankcji, przygotowania do agresji wojskowej na Iran trwają „już od dłuższego czasu” jak ostatnio zapewnił stroskanych brakiem dynamicznych zdarzeń dziennikarzy amerykański minister wojny, pardon, sekretarz obrony Leon Panetta.
Język Pentagonu różni się jednak od języka Białego Domu. Gen. Carlisle wypowiadając się dość zamaszyście na niedawnej konferencji dotyczącej przemysłu obronnego zorganizowanej przez Credit Suisse-McAleese, stwierdził, że Pentagon postrzega możliwe operacje w Syrii i Iranie w kategoriach nowej doktryny taktycznej o nazwie Air-Sea Battle, w której wykorzystane byłyby zintegrowane i zsieciowane systemy łączności, głównie lotnictwa i marynarki wojennej USA, oraz wyposażenie cyberprzestrzeni V generacji integrujące informacje pozyskiwane z satelitów i samolotów bezzałogowych. „Jeśli chodzi o to, czego moglibyśmy użyć wobec Syrii i Iranu, to wszystkie opcje są na stole” potwierdził Carlisle, który przy tej okazji jako potencjalne cele wymienił Natanz i Fordow. (Ponuro wciska mi się tu aktualna wersja starego dowcipu o rozbójnikach i babci: Wszystkie? Wszystkie! Atomowa też? Cicho bądź, smarkaczu, jak pan generał powiedział, że wszystkie, to wszystkie).
Największe znaczenie ma oczywiście MOAB, którą testowano oficjalnie w bazie lotniczej Eglin już 11 marca 2003 i która, według niektórych źródeł była ponoć użyta raz w Iraku. Już w październiku 2009 amerykański Departament Obrony potwierdził, że MOAB jest przewidywana w planach ataku na Iran (Jonathan Karl, ABC News, 9.10.2009) . Zamówiono wtedy cztery takie bomby za 58,4 miliona $ (po 14,6 mln $ sztuka). W cenie jest amortyzacja kosztów testu, oraz integracja bomb z bombowcami Stealth B-2 do ich przenoszenia. Każda z nich ma długość 20 stóp, czyli 11 żołnierzy stojących ramię w ramię w jednym szeregu. Nafaszerowana jest prawie 10 tonami (18.700 funtów) potężnych środków wybuchowych A-6. Jest to mieszanka dopracowana tak, aby całość ładunku wybuchała w tym samym momencie. W ten sposób skumulowana siła eksplozji niszczy także bardzo duży cel. Komunikat z tamtego okresu podkreślał, że bomba MOAB nadaje się do ataku na szczególnie umocnione i głęboko ukryte podziemne cele w środowisku wielkiego zagrożenia. Nawet nie ukrywano, że jest to bomba, której użycie na terenie zaludnionym spowoduje wielkie straty w ludności cywilnej i wręcz sugerowano, że będzie to korzystne ponieważ wzbudzi przerażenie i złamie wolę dalszej walki. W wyniku głębokiej eksplozji pojawia się fala sejsmiczna i efekt trzęsienia ziemi, a nad miejscem jej wybuchu powstaje ogromny grzyb przypominający chmurę po wybuchu bomby atomowej.
Poinformowano również wtedy, że zapotrzebowanie na tę bombę przyszło od Dowództwa Pacyfiku (które ma na swoim teatrze działań Półwysep Koreański) oraz Dowództwa Centralnego ( w którego teatrze znajduje się m.in. Iran i Syria). Bomba zrzucana jest z bardzo dużej wysokości, co ma dwie ważne zalety techniczne: chroni samoloty, które ją przenoszą przed rakietami i pociskami z ziemi i daje możliwość precyzyjnej korekty toru jej lotu po zrzuceniu. MOAB ma własny system naprowadzania na cel. W czasie lotu spadającego bomba jest sterowana programem GPS z satelity i wewnętrznymi żyroskopami. Eksplozja następuje na moment przed zetknięciem z celem twardym, co pozwala wykorzystać całość ładunku tuż za czubem głowicy. To rozwiązanie ogromnie zwiększa falę uderzeniową, a więc i zasięg zniszczenia, jakie bomba powoduje dla całego otoczenia celu. Opis podaje, że niszczy ona na powierzchni obszar zabudowy miejskiej o szerokości dziewięciu bloków mieszkalnych. Wiadomo też, że ostatnio pracowano nad wersją o zwiększonej zdolności do penetracji w litej skale lub betonie, m.in. poprzez zastosowanie w głowicy zubożonego uranu (DU). Jeśli tak, to dodatkowym efektem zastosowania tej broni będzie długotrwałe skażenie uderzonego terenu. Generał C. ucieszy się jeszcze bardziej.
Polecam materiał filmowy:
Bogusław Jeznach