Marian Miszalski: Lepsze rządy kibiców niż życie w kibucu.
07/04/2011
349 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Jest alternatywa!
*Kibice – do polityki, rząd – na zieloną trawkę * MSZ- jako PZPN?
*Premier w maglu *Porozmawiajmy jak bankrut z bankrutem
(„Najwyższy Czas”, 6 kwietnia 2011)
Gdy rząd Tuska pokpił wszystkie polskie sprawy na Litwie – kibice nawiązali odważnie do polityki marszałka Piłsudskiego, który kiedyś oświadczył w Lidze Narodów litewskiemu premierowi, Waldemarasowi: – Panie Waldemaras, wojna czy pokój? Bo jeśli wojna, sprawę załatwię ja, a jeśli pokój, to mój minister spraw zagranicznych.
Teraz pozamykają polskie szkoły na Litwie (jest tam ok.400 tys. Polaków), a pani premier Gribauskaite pouczy premiera Tuska, że to dla dobra stosunków polsko-litewskich…
Premier Władysław Sikorski też uwierzył kiedyś Anglikom, że zgoda na zmianę granicy polsko-rosyjskiej to dla dobra Polski. Tłumaczy go trochę to, że był na ich garnuszku; na czyim garnuszku jest Tusk? Buzek? Minister Radek S.?…
Kibice naszej reprezentacji, którzy w liczbie ok.300 udali się na mecz do Kowna, zapytali najpierw uprzejmie litewskich kibiców, wielu ich będzie na stadionie; gdy dowiedzieli się, że ok.400 – od razu oświadczyli, że to za słaby przeciwnik, zatem od razu uderzą na litewską policję, co też odważnie uczynili. Podczas meczu dali też wyraz temu, co myślą o PZPN, a pośrednio- o rządzie Tuska, który toleruje korupcyjny monopol PZPN na organizowanie rozgrywek piłkarskich. Odśpiewali, jak zwykle – gromko, równo, z wigorem – pieśń, która staje się swoistym hymnem „ludzi charakternych”, dotyczącym nie tylko PZPN: „PZPN, PZPN, je…ć, je…c PZPN”! Serce mi rośnie, ilekroć słyszę tę dzielną pieśń na trybunach, owszem, może cokolwiek wulgarną jak na wydelikacone uszy, ale jakże celną w swej moralnej wymowie: gardzić złodziejami! Może gdyby kibice wzięli w swoje ręce polską politykę – mieliby większe sukcesy, niż rządy PO i PSL, z SLD na kupę?…
Rząd na zieloną trawkę (ale w klipę, za bramką…) – kibice do polityki?
Wprawdzie część mediów nazywa tych kibiców aż „bandytami”, ale jest to ta sama część mediów, która wyrozumiale nie nazywa „bandytami” autorów stanu wojennego czy stalinowców spod znaku Jakuba Bermana, Hilarego Minca, Luny Brystygierowej, Anatola Fejgina, braci Goldbergów i Bolesława Bieruta z Mietkiem Demko na kupę… A przecież ci kibice tylko biją się z policją albo ze sobą.
Jakże tu nie zatęsknić do rządów kibiców, gdy dowiadujemy się z kompetentnego źródła, że ministerstwo spraw zagranicznych pod Sikorskim nie informowało prezydenta Lecha Kaczyńskiego (głowy państwa!) o swej polityce, i musiał się o niej dowiadywać „podpytując dyplomatów”! Najwyraźniej PO prowadziło jakąś własną, „partyjną politykę zagraniczną” , utajnioną przed prezydentem, więc przed głową państwa polskiego. Czy była to polityka partyjna, czy jeszcze jakaś inna?… Czyja?… Fakt, że wybitny komunistyczny agent Tomasz Turowski przyjęty został do pracy przez ministra Sikorskiego w MSZ tuż przed katastrofą smoleńską i oddelegowany akurat do „obsługi wizyty prezydenta” – mówi wiele, żeby już nie wspominać o dziwnym bałaganie w tym ministerstwie, poprzedzającym tamta wizytę.
MSZ – jako PZPN?…
Tymczasem po żenującej „debacie” Rostowski-Balcerowicz mogliśmy obejrzeć kolejny kiepski „talk-show”: „dyskusję” Tuska z aż czterema rozmówcami, z których jednak żaden nie ośmielił się zadać złotoustemu Donkowi tzw. trudnego pytania. Nic też dziwnego, że talk-show przypominał na przemian a to magiel, a to wzajemne okadzanie się. Była to jakby wyższa forma niskiej propagandy, adresowanej przed wyborami do półświatka artystycznego: „Tusk to taki fajny facet, że można sobie z nim o wszystkim po trochu pogadać”… Jasne, ale niechby na roli gawędziarza poprzestawał.
A tu bach! 70 procent Polaków nie chce „euro”. Muszą tym bardzo zasmucać premiera Tuska, który nie tak dawno był najgorętszym orędownikiem przejścia ze złotówki na euro. Jeszcze jest?… Czy wskutek sondaży nabrał nowej mądrości etapu? Jakiej?… Bo to sprawdzają się krakania eurosceptyków, którzy u progu roku 2000 przewidywali, że nasz akces do UE skończy się na cenach europejskich, ale zarobkach polskich. A przecież nie przewidywali jeszcze wtedy długu publicznego sięgającego już prawie 800 miliardów złotych, deficytu budżetowego rzędu co najmniej 55 miliardów złotych, ani „ostrzegawczego” bankructwa Grecji czy Portugalii… Jesteśmy ciągle nieco spóźnieni wobec UE, i dlatego pierwsze, nieśmiałe przewidywania bankructwa Polski pojawiły się dopiero w końcu ubiegłym roku… Zamiast posiedzeń wyjazdowych rządu w Izraelu potrzebne jest raczej wyjazdowe posiedzenie rządu w Atenach czy Lizbonie: porozmawiajmy jak bankrut z bankrutem.
A tu jakiś żydowski grandziarz zza Oceanu wzywa, by nie inwestować w Polsce dopóki Polska nie zapłaci haraczu żydowskim faszystom. Czy jak słynny jako autorytet (ale do czasu) Singer – i on okaże się rychło finansowym oszustem? Bardzo to prawdopodobne („kto robi w błocie ten się ubłoci”), ale na razie inicjatywa ta dołącza do wcześniejszych form szantażu ze strony przedsiębiorstwa holocaust. Linia frontu coraz dłuższa. Zważywszy, że rząd Tuska – via Sikorski i Bartoszewski – podpisał tzw.deklarację praską – pewnie skończy się tak, jak w stosunkach z Litwą: kompletną klapą. Wprawdzie Światowy Kongres Żydów zaraz odciął się od tego wezwania, ale Trybunał Konstytucyjny w „try miga” uznał, że roszczenia z tytułu komunistycznej „nacjonalizacji” nie przedawniły się, nawet jeśli dowody na bezprawność wywłaszczenia zostały przedstawione po ustawowym terminie przedawnienia. To, oczywiście cieszy, ale… Czy aby „niezawisłe sądy” nie dostaną cichej dyrektywy, żeby pozwy żydowskie rozpatrywać „priorytetowo”, z przymrużeniem oka na jakość przedstawianych dowodów?…
I jak tu nie upatrywać szansy w rządach kibiców? Lepsze rządy kibiców niż życie w kibucu.
„Elyta” polityczna jest jednak z siebie zadowolona: prezydium Sejmu powypłacało sobie premie – a jedna tylko taka premia większa od niejednych rocznych zarobków. No tak, narobili się, naharowali – w wicemarszałek Niesiołowski napyskował się chyba najwięcej… W swoim nuworyszowskim pałacyku w Mrodze, pod Brzezinami, powiesi, być może, swój nowy portret, tym razem: „zatroskanego losami Ojczyzny męża stanu”.
Tak, tak: gdy „elyty” spod okrągłego stołu okazały się „cienkim Bolkiem” – a ich symbolem jest TW „Bolek” – hasło „cała władza w ręce kibiców” wydaje się całkiem dobrą alternatywą.
Marian Miszalski