Bez kategorii
Like

MAŁŻEŃSTWO TO PRZEŻYTEK

21/04/2011
457 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Małżeństwo? To drogi samochód. Płacimy za serwis miesięczne raty w wysokości pensji, nic nie daje się naprawić, pali ile wlezie, a radość z jazdy mamy tylko na początku…

0


 

Nie czarujmy się, nie mówmy dub smalonych: małżeństwo to wyjątkowy przeżytek. Dowody mamy wszędzie, choćby w państwowej przysiędze małżeńskiej, gdzie nie ma mowy ani jednym słowem o szczęściu, a jedynie o obowiązkach: „świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny…”

Po pierwsze o żadnej świadomości nie może być mowy, bo tak jak w przypadku egzaminu na prawo jazdy – w takim stanie nerwowym, w jakim jest abiturient, za żadne skarby nie powinno się wsiadać do samochodu, bo jest to śmiertelnie niebezpieczne. Podobnie w trakcie tej uroczystości zaślubin. Można mówić o niepoczytalności raczej, a nie o „świadomości praw i obowiązków”. Poza tym wiadomo: miłość to chemia jak pokazują nam ostatnie badania. Jakieś hormony w nas buzują, a nie zdawanie sobie sprawy z tego, co robimy. Odpowiedź mamy dość szybko, po paru latach czy nawet u rekordzistów pomroczności jasnej – po paru dniach.

Chemia i tyle.

A więc jak można nazywać coś małżeństwem, co nim z zasady nie jest?

Natura ukształtowała człowieka na podobieństwo innych gatunków zwierząt. Jednak w przypadku człowieka natura była bardziej perfidna. Zwierzętom dała ruję raz czy dwa razy w roku, kiedy odbiera im rozum, natomiast człowiekowi odbiera rozum przez cały rok. Po wielu latach i tak wszystkim nam przechodzi i widzimy wszystko w normalnych barwach. Czasem zachwyci nóżka, czasem biuścik jak w znanej piosence o wesołym życiu staruszka, czasem wspomnimy fajnych facetów, z którymi miałyśmy burzliwe i serdeczne spotkania, by zaraz wrócić do szarej rzeczywistości prania brudnych skarpetek chowanych po łóżkiem czy gotowania obiadów po raz kolejny sięgając po menu, które przerabialiśmy już tysiąc razy… pieprzone i solone schabowe z ziemniakami i surówką. To nasze małżeństwo po paru latach. Wyobraźni już nam nie wystarcza na gotowanie wciąż tego samego kotleta.

Świadoma praw i obowiązków…akurat!

Każdy z nas doskonale zna powiedzenie o kupowaniu browaru, żeby napić się piwa…

Kierat i siermiężna praca, to nam wszystkim pozostaje po krótkim lub dłuższym czasie. Spełniają się w całej rozciągłości słowa przysięgi małżeńskiej dotyczące obowiązków wynikających z założenia rodziny. I żeby jeszcze były te obowiązki. A tutaj mężulko leń, żona niepodobna zupełnie do nikogo. Gdy po jakimś czasie konstatujemy, że jej nie ma idziemy na policję pełni świadomi swych praw i obowiązków i informujemy o tym pana policjanta. Padają pytania:

– od kiedy żony nie ma w domu?

– yyy, noooo, yyyy chyba od kilku dni, odpowiadamy dukając.

– jak wyglądała zona? Była blondynką? – pyta się policjant.

– yyy, nooo, yyy chyba tak , no jakieś takie włosy miała – mówimy skupieni starając się przypomnieć jej kolor włosów.

– a oczy? Jakie miała oczy pańska zona?

– yyy, noooo, yyyy… oczy oczywiście miała, kolor? Hmmmm…. No jakiś taki , no jakby to…no kolor oczu miała ładny, taki ujmujący. Pamiętam, że się zakochałem w nich…

– Panie, od ilu lat jest pan żonaty?, Pyta zdesperowany policjant.

– od …hmmm…zaraz, kiedy to mieliśmy ślub?

A więc, jak to jest z tym małżeństwem? Mówię Wam, to przeżytek. Małżeństwo to grób miłości. Ale na szczęście istnieje życie pozagrobowe – jak napisał jeden aforysta, który „po pewnym czasie, skonstatował z niesmakiem, że jej figi wcale nie są z makiem”.

A ‘propos maku, widziałem ostatnio napis na murze: „Siała baba mak, i dostała za to kilka lat”

Ale powracając do tematu małżeństwa.

Sprawa wydaje się wielu beznadziejna. Bo kobietom babcie i ciotunie wmawiają, że największym ich szczęściem jest wyjście za mąż, i „że cię nie dopuszczę aż do śmierci”, a mężczyźni żeby sobie fajnie „połajdaczyć” przez chwilę, są w stanie wmawiać kobiecie duby smalone, że „Cię kocham, no naprawdę Cię kocham i się ożenię”.

Tak, więc sprawa od początku jest beznadziejna i przez wieki nie było na to rozwiązania. Z pomocą jednak przyszła nam technika, a konkretnie wszczepiane „chipy” i technologia „paypal”. Popatrzmy na ten pomysł życiowo. Otóż mężczyźni są przydatni kobietom, ale mówiąc szczerze na te krótsze lub dłuższe chwile, za które potem trzeba płacić przez całe życie. W przypadku mężczyzn jest podobnie, krótkie szaleństwo zdobywania, by potem słono płacić za nasz wybryk. Okazuje się, że taniej jest sobie kupić fajna bryczkę niż poślubić kobietę, bo auto można naprawić jak się zepsuje albo sprzedać jak się znudzi, a w przypadku małżeństwa? Nie da się tak łatwo.

Płacimy za serwis miesięczne raty w wysokości pensji, nic nie daje się naprawić, pali ile wlezie, a radość z jazdy mamy tylko na początku… zaraz po wyjeździe z salonu, potem już tylko koszty. Zwłaszcza, gdy przy pomocy zaufanego prawnika chcemy wstawić do komisu.

Ale powróćmy do najnowszej techniki.

Otóż, każdy z mężczyzn maiłby wszczepiany chip, który byłby ładowany punktami czy wirtualnymi pieniędzmi (wszystko jedno, chodzi o zasadę). Kobieta spotykając się z mężczyzną w pewnym momencie żądałaby dokonania transakcji, czyli przelewu. Można sobie pofolgować w wyobrażaniu sobie gdzie ten chip byłby wszczepiony i w wyniku, jakich zbliżeń kobiecego i męskiego chipu następowałby przelew. Pozostawiam to Państwa wyobraźni. Grunt, że kobieta zbierałaby punkty, a mężczyzna traciłby te punkty. Można sobie wyobrazić przypadek skrajny, kiedy to kobieta zbierałaby sobie punkty od wielu mężczyzn, lub też wile punktów od jednego. Układ jest czysty i prosty. Nie mam mowy o dywagacjach mniej lub bardzie etycznych. Mężczyźni musieliby się zastanowić czy stać ich na stratę punktów z jedną czy wieloma kobietami. Musieliby ładować chipa, żeby być nabuzowanym i gotowym, a kobiety mogłyby decydować, jaką ilość punktów powinien jej dany mężczyzna przelać.

Proszę sobie wyobrazić, jakie to proste rozwiązanie z punktu widzenie opłat alimentacyjnych! Na podobieństwo blokady środków na koncie karty kredytowej, gdy płacimy na NESTE, a nie wiemy ile paliwa nam się do baku zmieści. Po 28 dniach (średnio) mogłoby następować zwolnienie blokady środków i punkty powracałyby do mężczyzny. Gdyby jednak okazało się, że kobieta jest w ciąży to po pierwsze, miałaby zablokowane punkty a po drugie wcześniej miałaby nazbierane. Problem alimentów, uchylania się, problem środków na utrzymanie dzieci byłby rozwiązany definitywnie, a i nauka przedsiębiorczości byłaby na bardzo wysokim poziomie. Można sobie wyobrazić sytuację, kiedy obie strony dochodzą do wniosku, że chcą być razem. Wtedy sprawa jest prosta, co miesiąc jest przelewane zleceniem stałym ilość punktów, na które zgodziły się obie strony. A prawo? Prawo ustalałoby minimalną ilość, takie minimum operacyjne żeby nie dochodziło do nadużyć. Państwo nie musiałoby się martwić o ściąganie alimentów, o opiekę nad niechcianymi dziećmi. Zabezpieczenie finansowe samotnych matek by było. A jakby kobiety chciały polepszyć swój status, mogłyby połączyć przyjemne z pożytecznym…

To się przecież nie wymydli.

A na marginesie, jakie informacje miałby rząd z tego systemu!

Prawda, że cudny pomysł?

PZDR

😉

0

AmbiwalentnaAnomalia

AVE DEI ! Morituri te salutant !

51 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758