Ludzkie błędy przyczyną katastrofy smoleńskiej

Jeszcze kilka dni temu w PE w Brukseli przedstawiciel komisji Macierewicza dr Bogdan Gajewski mówił o „zestrzeleniu” nad Smoleńskiem prezydenckiego TU-154M. „Ekspercka” prezentacja nie została dokończona mimo protestów pani Fotygi i czołówki niektórych gazet szokowały tytułami o braku wolności słowa, tłumieniu profesjonalnych opinii i spisku rządowej partii na europejskich forum. Nie wiadomo czy opinie prokuratorów wojskowych z NPW na temat przyczyń tragicznej śmierci 96 osób zostaną określone również mianem matactw, spisków i zamiatania pod dywan, ale ich konkluzje są raczej jednoznaczne i nie odbiegają znacznie od ich wcześniejszych ustaleń.

Nie znamy jeszcze całościowego, 200-stroncowego raportu NPW ale najważniejsze dane można jeszcze raz streścić:

– ewidentne błędy rosyjskich kontrolerów z wieży kontrolnej,
– piloci nie posiadający wymaganych przepisami uprawnień do kierowania w dniu 10 kwietnia 2010 roku sterami TU-154M,
– piloci nie zastosowali wymaganych przepisami bezpieczeństwa nieschodzenia poniżej 120 m,
– mimo sygnałów TAWS 35 piloci nie odeszli na tzw. „drugi krąg”,
– posługiwanie się nieprecyzyjnym systemem FMS podającym wysokość samolotu,
– szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – Tomasz Arabski – naruszył instrukcje Head ws. lotów najważniejszych osób w państwie. Polityk nie wystawił formalnego zamówienia na przeprowadzenie lotu wymaganego typu.

Tak jak prawie zawsze przy lotniczych katastrofach tak i tym razem „czynnik ludzki” okazuje się decydujący. Na podstawie istniejących danych nie stwierdzono usterek technicznych samolotu a lansowane przez lata, następujące po sobie teorie bomb, sztucznej mgły, porwania, wybuchów, trotylu, zestrzelenia itd. nie zostały niczym potwierdzone. Były humbugiem co było od początku raczej oczywiste, gdyż spełniały pewne polityczne oczekiwania nie licząc się z rzeczywistością.

Stwierdzenie przyczyn katastrofy nie wyczerpuje oczywiście innych obszarów gdzie zostały popełnione błędy np. przy przygotowaniach do lotu, jednoznacznego ustalenia lotniska zapasowego, nieprawidłowości co do sposobu ustalenia odpowiedzialności za stworzenie komisji odpowiedzialnej za badanie przyczyń i wielu innych elementów. Nie mają one jednak wiele wspólnego z przebiegiem samego lotu i rozbiciem się samolotu. Będą one na pewno jeszcze przez wiele lat zajmowały zainteresowaną opinię publiczną i będą NIESTETY środkiem do realizacji takich czy innych politycznych zamierzeń.

Nie wiadomo jakie będą dalsze losy tzw, komisji Macierewicza i jej ekspertów. Kilku z nich swoimi wypowiedziami podważyło jednak na tyle wiarygodność prowadzonych przez nią badań, że dalsze powoływanie się na ich opinie jest dla pana Macierewicza tylko kontraproduktywne a on sam, nie mający żadnego doświadczenia w technicznych sprawach może tylko powtarzać zasłyszane gdzieś opinie zgodne z politycznymi celami jakie jego komisja sobie postawiła.

Europoseł Wojciechowski rzucił swoją dzisiejszą pracę w Brukseli i już pozwolił sobie na pseudo ironiczny komentarz nawiązujący do wyników pracy wojskowej komisji. Nie po raz pierwszy zresztą próbuje prymitywną publicystyką zrobić wszystko aby nie odnieść się merytorycznie do postawionych wniosków, ale „namotać” idiotycznymi porównaniami z katastrofą niemieckiego Boeinga na tyle, aby Broń Boże nie mówić o tym co ważne i istotne.

Śledztwo wojskowych prokuratorów nie zostało jeszcze zakończone. Dopóki jednak wrak TU-154M nie znajdzie się na polskiej ziemi trudno oczekiwać, aby zostało ono definitywnie zamknięte. Nie zanosi się jednak na to aby Putin zwrócił szczątki samolotu i prawdopodobnie potrwa jeszcze lata zanim znajdą się one w Polsce. Być może nastąpi to dopiero w erze poputinowskiej, kiedy stosunki bilateralne między dwoma krajami poprawią się na tyle, aby myśleć o wypełnieniu się sprawiedliwości.