Ponieważ ten lichwiarski proceder się rozrasta, potrzebna jest reakcja instytucji państwowych, które powinny stać na straży interesów konsumentów.
1.Gazety coraz częściej (wczoraj łososiowy dodatek Rzeczpospolitej), piszą o bardzo wysokich kosztach kredytów i pożyczek jakie muszą ponosić klienci banków i firm pożyczkowych.
Niby zgodnie z prawem wszystko powinno być jasne. Maksymalne oprocentowanie takich pożyczek nie może być wyższe niż 4 krotność stopy lombardowej banku centralnego.
Przez ostatnie miesiące wynosi ona 6%, a więc maksymalne oprocentowanie pożyczek udzielanych przez firmy pożyczkowe powinno sięgać najwyżej 24% ale w praktyce nikt tym ograniczeniem się nie przejmuje.
Ale koszty pożyczki to nie tylko odsetki, to także różnego rodzaju prowizje, opłaty (np. za dostarczenie gotówki do domu klienta), a także nowe formy zabezpieczeń proponowane przez te firmy, takie jak ubezpieczenia pożyczanych pieniędzy.
Na przykład firma Provident pobiera dodatkowe opłaty za dostarczenie pieniędzy do domu (nawet do 1 tys. zł), a koszt ubezpieczenia pożyczki sięga aż 25% jego wartości. Za pożyczkę udzieloną przez tę firmę trzeba zapłacić często powyżej 100% jej wartości.
Przy zupełnie drobnych kwotach pożyczek opłaty za ich udzielenie są tak wysokie, że aż trudno uwierzyć, że są ciągle ludzie, którzy chcą z nich korzystać. Znowu według Rzeczpospolitej np. pożyczka 200 zł na 15 dni oferowana przez firmę Provident kosztuje 40 zł, co daje roczną rzeczywistą stopę oprocentowania wynoszącą 8000%.
2. Okazuje się jednak, że firmy pożyczkowe w Polsce mają się coraz lepiej, co więcej ani Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ani Komisja Nadzoru Finansowego niespecjalnie się tym interesują.
Provident, będący największą tego typu firmą pożyczkową w Polsce (spółką brytyjskiej grupy pożyczkowej), udzielił w ciągu roku 2011 aż 834 tys. takich pożyczek i było to o 50 tys. więcej niż w roku 2010.
Sumarycznie w 2011 roku Provident udzielił takich pożyczek na sumę 1,55 mld zł i był to wzrost o ponad 100 mln zł w stosunku do roku 2010, co przyjmując średnią wielkość oprocentowania, oznacza wywiezienie z Polski z tego tytułu miliardowych zysków.
Wszystkie firmy działające na tym rynku mają już ponad 1 mln klientów, wartość udzielanych pożyczek w ostatnich latach rośnie o kilkanaście procent rocznie i w związku z tym kolejne starają się wejść na polski rynek (ostatnio KNF wydał decyzję kolejnej firmie brytyjskiej tego typu jak Provident na działalność w Polsce).
Jeżeli weźmie się pod uwagę, że zyski tego rodzaju firm pochodzą z transakcji z najbiedniejszą częścią naszego społeczeństwa, ponieważ nie mając zdolności kredytowej nie są w stanie pożyczać w systemie bankowym, to brak reakcji instytucji państwowych na tego rodzaju sytuacje, jest szczególnie bulwersujący.
3. To, że tego rodzaju działalność w szczególności firm zagranicznych, będzie się w Polsce rozwijać wynika nie tylko z przychylności KNF dla firm pożyczkowych ale także z tego, że kolejne rekomendacje tej instytucji dla sektora bankowego, podwyższają warunki dla klientów banków.
Przyjęta jakiś czas temu przez KNF tzw. rekomendacja T, spowodowała że ilość klientów instytucji pożyczkowych rośnie i będzie rosła jeszcze bardziej.
Rekomendacja T mówi, że jeżeli klient banku nie zarabia więcej niż średnia krajowa to raty wszystkich jego kredytów nie mogą przekraczać 50% jego miesięcznych dochodów netto, jeżeli wynagrodzenie przekracza średnią wtedy wielkość rat nie może przekraczać 65% miesięcznych dochodów netto.
Ponieważ coraz więcej klientów banków nie jest w stanie spełniać tych kryteriów, stają się oni klientami instytucji pożyczkowych. Rosną także rozmiary biedy i wszyscy ci którzy nie mają oparcia w rodzinie albo w znajomych są wręcz wpychani w macki tego rodzaju firm.
Ponieważ ten lichwiarski proceder się rozrasta, potrzebna jest reakcja instytucji państwowych, które powinny stać na straży interesów konsumentów. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a także Komisja Nadzoru Finansowego powinny zająć się tą sprawą. Wystąpię w tej sprawie z interpelacją do obydwu tych instytucji.