jeśli p.Rutkowski nie złamał prawa, to wytaczanie Mu procesu jest grubym błędem. A jeśli je złamał, to NIE zgłoszenie tego do Prokuratury też jest przestępstwem!!!
Przy okazji sprawy śmierci małej Madzi pojawiła się znacznie bardziej interesująca sprawa p.Krzysztofa Rutkowskiego. P.Rutkowski bowiem – zdaniem Policji – nie jest detektywem, gdyż nie posiada „licencji”. Natomiast taką „licencję” posiada Jego „biuro detektywistyczne”, więc Policja rozważa sprawę odebrania temu biuru „licencji prywatnego detektywa”.
Przy tym Policja ogłosiła, że waha się, czy wytoczyć p.Rutkowskiemu sprawę karną (o co???) – „by Mu nie robić dodatkowej reklamy”.
Przepyszne! Przecież jeśli p.Rutkowski nie złamał prawa, to wytaczanie Mu procesu jest grubym błędem. A jeśli je złamał, to NIE zgłoszenie tego do Prokuratury też jest przestępstwem!!!
Ja natomiast z tej okazji chciałbym postawić pytanie ogólniejsze:
CO TO JEST „LICENCJA DETEKTYWA”?
Zacząłem od przeszukania Sieci – gdzie nie znalazłem na ten temat NIC. Owszem: są informacje, jak zdobyć licencję detektywa, jak trudno jest zdać egzamin na detektywa, kto go przeprowadza, co trzeba umieć – nie ma tylko jednej podstawowej informacji:
CO DAJE „LICENCJA DETEKTYWA” ?
Na ten temat nie można znaleźć NIC. I nie przypadkiem.
Prawda bowiem jest taka, że „licencja detektywa” nie daje NIC.
O ile bycie policjantem daje prawo zatrzymania człowieka, przesłuchania go itp. itd. – to posiadacz „licencji detektywa” nie nabywa żadnego dodatkowego uprawnienia. Nie ma ani jednego przywileju, którego nie miałby zwykły człowiek z ulicy. ANI JEDNEGO.
Nie daje mu też żadnego immunitetu. NICZEGO.
Owszem: może podejść do jakiegoś człowieka i powiedzieć: „Jestem prywatnym detektywem – i prowadzę śledztwo w sprawie porwania Janiny Kowalskiej; czy mógłby mi Pan powiedzieć, czy Pan ją widział wczoraj?” Jednak dowolna osoba może podejść do tego-ż człowieka i powiedzieć: „Wprawdzie nie jestem prywatnym detektywem, ale pragnąłbym odnaleźć porwaną Janinę Kowalską; czy mógłby mi Pan powiedzieć, czy Pan ją widział wczoraj?” I szansa na uzyskanie pozytywnej odpowiedzi – lub: „Spadaj Pan na drzewo!” – jest, formalnie rzecz biorąc, taka sama.
Nie tylko prywatny detektyw, ale każdy człowiek mógł poprosić o rozmowę z p.Katarzyną W., matką Madzi Waśniewskiej – i w jej trakcie zabluffować: „Wie Pani – znam już dwoje ludzi, którzy widzieli, jak Pani sama kładła się wtedy na ziemię, nie uderzona w głowę; czy nie lepiej, by Pani to wreszcie wyjaśniła?” I, oczywiście, ani Policja, ani nikt nie mógłby twierdzić, że taka osoba wykroczyła przeciwko zasadom obowiązującym prywatnych detektywów – bo ona detektywem nie była. I „licencji” odebrać jej nie można – ani zabronić postąpić tak w przyszłości.
Podsumujmy to:
Prywatny detektyw nie może robić nic wbrew prawu. Ale z drugiej strony wszystko, co nie jest zakazane prawem, jest dozwolone – a więc każdemu dozwolone są też i wszelkie czynności typowe dla działań prywatnego detektywa!
Człowiek zdający egzamin na prywatnego detektywa kupuje tylko iluzję, że i ludzie, i policjanci, potraktują go poważniej, bo ma ten tytuł. I nie jest to złudzenie bezpodstawne.. W Polsce magia tytułu i dyplomu – działa!
Chyba zacznę sprzedawać licencje na „prywatnego śledczego”. A może na szamana?