Ławice, łowiska i lemingi.
11/05/2011
521 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Nadchodzę. Czapki z głów. Nadchodzę ja, najwyższa hucpa polskiej demokracji, farsa wyborcza, by znów urządzić wam igrzyska. Postawię was na baczność, zagotuję wam w mózgach nienawiść. Przemienię w bojowników.
Kampania wyborcza wchodzi w fazę budowania obozów, z których zaciężne hufce wodzów wyprowadzą zmasowane ataki na rozum Polaków. Przemienieni wcześniej w lemingów dostaną kolejną szansę przemiany w kiboli, zaś cała reszta starych i młodych – zwłaszcza ta, która sama na złość władzy wykluczyła się z igrzysk – nie musi pakować walizek, by udać się w poszukiwaniu pracy i chleba do obcych landów i krain. Nie, bo ma nowego ministra ds. wykluczonych.
Wystarczy, że ustawi się w kolejce do Bartosza Arłukowicza, a on, w imieniu Donalda cudotwórcy, obieca chleb, pocieszy bezrobotnych, zbuduje na Wiśle niewidzialne mosty dobrobytu dla ściany wschodniej wykluczenia (…). I stanie się jasność, która przewyższy cały smród wykluczenia, ktore jest efektem polityki nie-rządu Donalda Tuska.
A teraz mały przeskok kwantowy w krótką analizę sceny politycznej przed igrzyskami. Przejście Bartosza Arłukowicza na stronę PO inicjuje cykl przedwyborczych transferów. Platforma znów chce poszerzyć listy o skrzydła: prawe i lewe.
Rozpoczyna polowanie na rozsławione w reżimowych mediach nazwiska. Nazwisko rozsławione jest bowiem bezcenne, cenniejsze od złota podczas gorączki farsy wyborczej. I nic nie ma do rzeczy, jakie gówno rozsławiło to nazwisko. A kogo z lemingów przemienionych w bojowników obchodzi własne gówno i – jaką belkę afery w źrenicy, czy nóż wbity wcześniej w plecy wroga, niesie ich boski idol?
Z obozu starego i nowego SLD Platforma wyciągnie najpewniej kilku kolejnych zawodników. Na liście transferów pojawia się Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Borowski. Ryszard Kalisz też pewnie rozważa – w korze mózgowej pod fałdami tłuszczu -własną strategię udanego transferu. Pomysł na wzmocnienie skrzydła lewego – po odejściu lewego jak but Janusza Palikota – ma świetną perspektywę na platformie platfusów.
A jak wyglądają ruchy pod skrzydłem prawym? Poseł Jarosław Gowin nie ukrywa, że trwają i tu pewne manewry, i nie wyklucza, że do tego skrzydła Platformy chciałby dokleić kilka piórek z kurnika PJN od matki Joanny Kluzik-Rostowskiej. Sama kwoka raczej ma pióra innego koloru niż prawe skrzydło Platformy, więc trafi bliżej centrum pod skrzydła Donalda T., ale już taki Paweł Poncyliusz, Jan Ołdakowski, czy Michał Kamiński mógliby wczepić własne szpony bliżej flanki Gowina. Sam Gowin wierzy, że listy PO są otwarte dla innych formacji.
„Listy PO są otwarte zarówno na ludzi spoza partii i tych nieco na lewo od niej, jak i tych po naszej prawej stronie. O konkretnych nazwiskach nie można jednak mówić bez zgody zainteresowanych“ – zadeklarował pan Jarosław G. Klasyczny manewr wzmacniania siebie poprzez osłabianie lub likwidację przeciwnika to dobra strategia na trudne czasy. O tym, jak twarda jest prawda o sztuce eliminacji przeciwnika poprzez kupienie jego względów, wie doskonale z kolei Grzegorz Sch. Gowin i Schetyna zostali oddelegowani do prowadzenia rozmów z potencjalnymi najemnikami, którzy zgodzą się prowadzić wojnę z PiS pod sztandarem PO.
PJN, po wynikach sondaży poniżej 2 proc. poparcia, stracił iluzję na samodzielność. Daje sobie do końca maja czas na decyzję, czy idzie do wyborów pod własnym, póki co nielegalnym w myśl obowiązującego prawa, szyldem, czy zastartuje do konfitur władzy z list wyborczych innych partii. Stadko kluzikowców ma kilka możliwości. Po pierwsze, chętnie przygarnie je do siebie Waldemar Pawlak, który po transakcjach gazowych z Gazpromem zaniemógł i traci punkty w rankingach. PSL ma ochotę na deal z PJN, bo mogłby odświeżyć swój nadwątlony image, być może zmienić przywództwo i ruszyć z kopyta do mamienia wyborców siłą tradycji ruchu ludowego, wzmocnionego przez ruch miastowych dysydentów PiS.
Wydaje się, że Elżbieta Jakubiak, dla której nie ma miejsca w PO, będzie gardłowała, w kuluarach „debat programowych“ własnej kanapy, za opcją peeselowską. Bo w wypowiedziach dla mediów zdecydowanie wykluczyła opcję powrotu do PiS, a i kumata na tyle, że wie doskonale, iż Jarosław Kaczyński nie chce tej zabłakanej owieczki przyjąć pod dach własnej owczarni. Na taką łaskę liczyć może wciąż Paweł Kowal i stary spin doctor ś.p. Lecha Kaczyńskiego, Adam Bielan, który – po ostrym zwarciu z Joanną K-R. – rozpoczął był właściwe negocjacje na temat warunków powrotu do PiS.
Kto zechce przygarnąć Marka M. i Jana Filipa L.? Obaj panowie, czyli Migalski i Libicki, wyspecjalizowali się w dywersji przeciw dawnym kolegom z PiS i mogą być cennym nabytkiem dla szkół polityki prowadzonej metodą oblewania gównem starych przyjaciół przemienionych przez media Donalda cudowtwórcy w najczarniejszych wrogów.
Niech żyje PJN, partia, która kończy swój niechlubny żywot, zanim zdążyła się legalnie zarejestrować. Najpewniej, z licznych możliwych gierek przedwyborczych kanapa Joanny K-R. wybierze najprostszą: wyda stosowne oświadczenia uzasadniające dobrem Polski potrzebę rozejścia się i następnie – rozproszy się pomiędzy PO, PiS i PSL. Taki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny wobec wszechwładzy wyborczego parytetu, że koryto władzy jest najważniejsze i gdzieś trzeba się pod nie podpiąć, żeby dostać mandat od wyborcy.
Martwi mnie nieco los Janusza P. Palikot sam nie da rady ponieść na skrzydłach antyklerykalizmu swoich wyznawców do obu izb parlamentu. Ma do wyboru: albo wzmocni frakcję zapateryzmu w SLD, reprezentowaną przez Grzegorza N., albo powróci do zamiłowań polowania na kaczki pod skrzydłami rezydenta Pałacu Namiestnikowskiego. Stary przyjaciel powita po sarmacku drugiego sarmatę i chętnie ugości zapalonego myśliwego kaczek w swoich skromnych progach. A gdy wrócą dobre czasy i klimaty, kto wie, czy z tego sojuszu nie urodzi się nowy duch polowania na Kaczora Donalda. Niech Donald T. nie będzie taki hardy, bo wkrótce to nie on rozdawać może karty.
Biedny jest tylko PiS. Na transfery znanych, bo rozsławionych przez media Adama M., Zygmunta S. i Mariusza W. nazwisk z Himalajów establishmentu III RP, nie ma co liczyć. Wpłynął na marne wody ciemnogrodu, to i marne ma łowiska. Jakieś tam, jakieś coś tam miernoty jak Zbigniew Ziobro, Antoni Macierewicz, Beata Kempa, Marek Kuchciński, Adam Hofman, Mariusz Błaszczak (…) mogą sobie połowić inne płotki w stawie dla faszystów.
Biedny PiS nie ma szans na odzyskanie rządu dusz nad lemingami. Zapewne będzie tak, że nowe odsłony igrzysk, po transferach i wzmocnieniach skrzydeł platform Frontu Jedności Narodu, przyniosą świeży powiew starej nienawiści, która utrzymuje wirtualną bojowość w wypranych mózgach lemingów. Ale to wystarczy, by wspólnymi siłami, gdy nadejdzie dzień sądu przy urnach, raz jeszcze obronić niepodległość Rzeczpospolitej przed moherami i watahami Jarosława Kaczyńskiego.
I na koniec: To jeszcze nie koniec. Wypadałoby napisać o innych graczach, którzy prężą swe muskuły dla obrony Rzeczpospolitej przed ścieżką zatracenia. Gdzieś tam w pomroce historii, za zasłonami cienia, wykluwają się cudowne pomysły mnożenia bytów, które mają ważne nazwiska i wielkie zasługi dla Ojczyzny, lecz nie odnajdują dla siebie miejsca Arkadii i Idylli władzy. Nie ma dla onych wielkich miejsc na listach tworzonych przez bandę czworga, czyli PO, PiS, SLD i PSL.
I właśnie ta grupa marzy o odpaleniu list pod sztandarami Trzeciej Siły dla nazwisk wykluczonych przez Bandę czworga. Niby chce wspierać osłabioną nogę pogardzanej bandy, czyli PiS, ale w gruncie rzeczy, czy wiadomo dokładnie, kto wspiera tych, co chcą wspierać PiS? Pojawiają się teorie spiskowe i pomówienia, że za szlachetnymi wezwaniami do aktywizacji społeczeństwa stoją te same siły, które aktywizowały wcześniej Andrzeja Leppera, a jeszcze wcześniej Stana Tymińskiego. Pojawiają się i inne pomówienia, których nie dam rady omówić w jednym felietonie.
Zrobiłem sobie jednak – jak przystało na analityka polskiej sceny politycznej – pierwsze analizy i – z dużym prawdopodobieństwem – mogę doliczyć do pierwszej setki nazwisk, które przebierają nóżkami za parawanem, by działać. Teraz kurwa my…wspólnie z pożytecznymi idiotami. Tylko po co mam o tym pisać?
Liczę na powrót rozsądku i wiary do głów rozsądnych i wierzących w Boga, Ojczyznę i Honor. Teraz jest czas na łączenie się z PiS i nie dzielenie, choćby nawet trzeba było zacisnąć żeby i przełknąć gorzką pigułkę wyklucznia. Powtórzę moją mantrę, która jest już jak zdarta płyta. Dla ułatwienia percepcji rozpiszę ją na dwa punkty, które wykluczają opcję TKM.
1. Nadszedł czas na tworzenie ruchów społecznych takich jak „Solidarni 2010„, ruch im. Lecha Kaczyńskiego, ruch im. Jana Pawła II, ruch Nowego Ekranu, obciachowców i innych większości żyjących w zapomnianych przez Boga i historię regionach Polski(…). A kropki w nawiasach pojawiły się, bo nie dam rady wyliczyć wszystkich inicjatyw, które powinny wypełnić przestrzeń Rzeczpospolitej, żeby leming odzyskał wiedzę, że ma rodzinę i naród, że nie jest sam naprzeciw władzy, która wszystko może, podczas, gdy on może być tylko kibolem jednej ze stron igrzysk partaczy.
Kto postawi sprawę tak uczciwie i bezkompromisowo, ten wygra bitwę o Rzeczpospolitą, ale już po najbliższych wyborach. I tak dalej, i tym podobnie.
2. Bez zmiany Konstytucji i ordynacji wyborczej na postulowaną przez zwolenników JOW, wszelkie manewry, by zmienić jakość polskiej polityki na faktycznie polską, skazane są na porażkę. Mamy więc pat. Wytrawny szachista nie poddaje się jednak w takim momencie. Wie, że trzeba rozłożyć figury i przygotować się do następnej partii.
Następna partia właśnie się zaczyna. Ja dokonałem prostego wyboru. Dziś wspieram Jarosława Kaczyńskiego. Wspieram i robię swoje. Walka o Rzeczpospolitą będzie trwała również po wyborach. Od rezultatów najbliższych potyczek zależeć będzie, kształt i charakter naszej walki. Czy znajdziemy się bliżej węgierskich dylematów Wiktora Orbana, czy utkniemy na kolejne lata w podwójnym imadle Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że trzecia siła oddala nas od wejścia na ścieżkę węgierską.