Lalki Reborn mają tylu zwolenników ilu przeciwników. Zwolennicy, a właściwie zwolenniczki, twierdzą, że jest to dzieło sztuki, zabawka edukacyjna, kolekcjonerskie cacko. Przeciwnicy zaś mówią o zagrożeniach związanych z psychiką, z nienaturalnym zaspokajaniem instynktu macierzyńskiego i o ogólnie negatywnych wrażeniach estetycznych.
Lalki Reborn do złudzenia przypominają niemowlęta. Pierwsze egzemplarze powstały w Stanach Zjednoczonych w początku lat 90. Od tego czasu wiele się zmieniło lalki stały się bardziej realistyczne, zaczęto je wyposażać w mechanizmy imitujące oddech, bicie serca, ślinienie się, ciepłotę skóry. Poszczególne elementy lalek pochodzą z masowej produkcji, a ich personalizacją zajmują się „rzemieślnicy” plastycy. Głowy, nogi, ręce oraz korpusy są wykonane z wybarwianego, wielowarstwowo malowanego winylu w dotyku przypominającego ludzką skórę. Lalce nadaje się pożądany wyraz twarzy, maluje skórę odwzorowując naczynia krwionośne, „wszczepia” włosy, brwi, rzęsy, dodaje paznokcie, wypełnia by uzyskać wagę niemowlęcia. Wynikiem tego trwającego kilka tygodni procesu jest sztuczne niemowlę. Koszt takiej laki wykonanej w Polsce waha się od 900 zł do nawet 2000zł. Bardziej realistyczne, wykonywane na specjalne zamówienia np. w USA potrafią kosztować nawet 30.000 dolarów. Jak widać jest to dość kosztowne hobby.
Ja osobiście jestem sceptycznie nastawiona do sztucznych dzieci. Przeraża mnie sam ich widok. Dla mnie wyglądają nie jak żywe dzieci, ale jak trupy, zwłaszcza te, które maja zamknięte oczy. Proszę porównać zdjęcie lalki i zmumifikowanego ciała Rosalii Lombardo. Prawda, że podobne?
Poza tym dziwi mnie cała oprawa towarzysząca lalkom. Dostarcza się je w pudełkach, gdzie oprócz lalki znajduje się: wyprawka, kocyk, ulubiona zabawka lali i… zabezpieczona pępowina. Jakby tego było mało, od kilku lat, szaleństwo sztucznych dzieci posunęło się do tego, że można zamówić lalkę w wersji „premie” to znaczy wcześniaka z inkubatorem i odpowiednimi akcesoriami podtrzymującymi „funkcje życiowe”.
Socjolodzy z wielkim zainteresowaniem obserwują szaleństwo Reborn. Powstało wiele klubów zrzeszających wielbicielki lalek Reborn. W sieci można znaleźć fora miłośniczek sztucznych niemowląt, na których wymieniają się radami na temat kąpieli, przewijania itp. Prezentują z dumą zdjęcia swoich „córeczek” i synków” na spacerze, podczas karmienia, zabawy. W USA i Wielkiej Brytanii zaczęły powstawać żłobki i przedszkola dla lalek Reborn. Jest to nie tylko moda ale i pewien substytut macierzyństwa. Tyle tylko, że sztuczne dziecko nie potrzebuje prawdziwego zaangażowania, nie grymasi, nie ma kolek, nie wyżynają mu się ząbki, „przesypia” spokojnie całą noc. Więc to taki samolubny rodzaj macierzyństwa. Można poniańczyć od czasu do czasu.
Psychiatrzy przestrzegają przed zbytnim zaangażowaniem w opiekę nad lalkami. Wiele kobiet po stracie dziecka sprawia sobie lalkę, by nie cierpieć. Jednak jak mówią lekarze to zaburza naturalny porządek żałoby i nie pozwala na pożegnanie. Odnotowano już kilka przypadków, kiedy kobiety tak bardzo zatraciły się w opiece nad „dzieckiem”, że trzeba było wdrożyć leczenie psychiatryczne.
Jeśli takie lalki wykorzystuje się w szkołach rodzenia, żeby zobrazować przyszłym rodzicom z czym przyjdzie im się zmagać, to jest to moim zdaniem jak najbardziej wskazane. Jednak kiedy lalka zastępuje dziecko to zdaje się, że mamy tu do czynienia z problemami, co najmniej emocjonalnymi.
Ewelina Ślipek
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.
3 komentarz