Kwestia 7 kwietnia 2010
05/07/2012
524 Wyświetlenia
0 Komentarze
27 minut czytania
Co by było, gdyby do zamachu doszło 7 kwietnia 2010? Zapewne część naszych rodaków (zwłaszcza tzw. świętych) cieszyłaby się, że zginęli ci, którym od dawna należała się śmierć. Prawda?
Oczywiście „święci” są zdania, że to m.in. polski rząd przygotował zamach z 10 Kwietnia, więc sytuacja z zamachem 7-04-2010 nie byłaby możliwa. No ale przecież, co warto przypomnieć nie tylko „świętym” (choć akurat z nimi nie chcę mieć nic wspólnego), możliwy byłby taki alternatywny scenariusz, że nie dochodzi do żadnego „rozdzielenia wizyt” (taki też był przez jakiś czas plan), tylko 10-04 lecą „wszyscy”, tzn. i „gabinet ciemniaków”, i ośrodek prezydencki, i inni znamienici goście (włącznie z „wujkiem Tadkiem”, Wałkiem, Wajdą etc. etc.). I co wtedy, gdyby jednak doszło do zamachu? Co byłoby z Polską, jeśliby tragedia dotknęła oba ośrodki władzy – rządowy i prezydencki? Czy kraj byłby w stanie się obronić przed agresją Moskwy? Czy też zwyciężyłby pragmatyzm polityczny i wyłoniłaby się jakaś forma PKWN-u (bis), głosząca, że w nowych warunkach trzeba po nowemu sprawami polskimi się zająć, gdyż „jakoś trzeba żyć”?
Zakładając, że polski kontrwywiad (zwłaszcza wojskowy, wsparty przez NATO, zaznaczam) posiadałby jakieś wstępne i ze sporym czasowym wyprzedzeniem rozpoznanie, co do przygotowań do zamachu na „mózg państwa” (określenia tego używam naturalnie za W. Suworowem: „Specnaz”, Poznań 2011, s. 14-15, por. też cytat poniżej), to rozdzielenie uroczystości, a nawet sugerowanie (oficjalnie), by Prezydent nie brał w nich udziału, mogłoby być podyktowane po prostu względami bezpieczeństwa. Nie wiedziano by może (w kontrwywiadowczym rozpoznaniu), jaki dokładnie „zamach na mózg” jest szykowany (i na który dzień, co najistotniejsze), lecz wiedziano by, iż takie poważne przygotowania do niego w ruskiej armii są, w związku z tym przyjęto by (na szczytach władzy, rzecz jasna), że nie należy w żaden sposób dopuścić do sytuacji, w której oba ośrodki (rządowy oraz prezydencki) jednocześnie udają się na uroczystości katyńskie.
Suworow w swej książce pisze tak: „Za mózg[państwa – przyp. F.Y.M.] uważamy najwyższe organy władzy państwowej oraz osoby stojące na ich czele. Przywódcy opozycji są przy tym rozpatrywani jako tacy sami kandydaci do wyeliminowania, jak czołowi przedstawiciele partii rządzących. Opozycja to rezerwowy mózg państwa, a nie byłoby mądrze zniszczyć podstawowy mózg i pozostawić rezerwowy. Za mózg państwa uważamy także dowódców wojska i formacji policyjnych, głowy Kościołów, przywódców związkowych, w ogóle wszystkich ludzi powszechnie znanych, którzy mogliby w krytycznym momencie zaapelować do narodu. Do tego grona należą także wszyscy ci, którzy podejmują decyzje (oczywiście te najważniejsze) w czasie wojny lub bezpośrednio przed jej rozpoczęciem, albo mogą takie decyzje podjąć w przypadku zlikwidowania ludzi z podstawowego składu kierownictwa państwa.”
Tenże autor i znawca sowieckich specsłużb, mówi także o „systemie nerwowym” państwa:
„Pod pojęciem „system nerwowy” rozumiemy podstawowe centra i linie łączności wojskowej i rządowej, stanowiska dowodzenia, prywatne przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, w tym nadajniki i rozgłośnie radiowe oraz telewizyjne. Zniszczenie zarówno mózgu, jak i systemu nerwowego oraz wybicie zębów[chodzi o broń jądrową; tej akurat Polska jeszcze nie ma – przyp. F.Y.M.]jest mało prawdopodobne, jednak jednoczesne uderzenie na trzy najważniejsze cele mogło, według radzieckiego kierownictwa, znacznie obniżyć aktywność narodu w czasie wojny, szczególnie w początkowym, najbardziej krytycznym jej okresie. Część rakiet ulegnie zniszczeniu, inne nie wystartują, ponieważ nie będzie nikogo, kto mógłby wydać rozkaz ich odpalenia, albo rozkaz ten nie zostanie przekazany na czas ze względu na zniszczenie systemu łączności” (s. 15).
Zamach na mózg planuje się zatem zwykle w ramach wojennej ofensywy, zauważmy. Ponadto „mózg” (w tej definicji podanej przez Suworowa) to zarówno rząd, jak i opozycja, o czym też warto pamiętać. Nie przygotowuje się więc „dekapitacji” jakiejś politycznej i wojskowej elity po to, by wyłącznie „pozbyć się” jakiegoś „przeciwnika” na geopolitycznej scenie, lecz by podbić, zwyczajnie podbić zbrojnie jakieś państwo. Warto mieć tego świadomość, gdy się myśli o 10-tym Kwietnia, gdyż nie był to „przypadek”, a jak najbardziej mogło być to preludium do wojny i agresji na nasz kraj (niewykluczone zaś, że do III wojny światowej). Co więcej, w Delegacji mieli lecieć zrazu przeróżni wysoko postawieni urzędnicy/politycy, którzy potem zrezygnowali z wyjazdu (B. Klich, G. Schetyna, R. Grupiński, J. Kaczyński, J. Ołdakowski, P. Kowal, A. Mularczyk. M. Gil, by wymienić przykładowo) i, co także warte nadmienienia, w obu wizytach nie wziął udziału ówczesny marszałek B. Komorowski, który, jak przynajmniej twierdzą L. Misiak z G. Wierzchołowskim („Musieli zginąć”, s. 62),„planował na początku kwietnia 2010 r. oddzielny lot na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.”
Misiak z Wierzchołowskim piszą o tej wcześniejszej wizycie: „(…) 7 kwietnia Tu 154M poleciało z premierem 77 osób (10 kwietnia z prezydentem 95). Oprócz tupolewa do Smoleńska udały się wówczas jeszcze trzy samoloty: CASA, która zabrała asystę honorową Wojska Polskiego, Jak-40, którym poleciała Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych, i CASA, którą polecieli dziennikarze (…)7 kwietnia w tupolewie było kilkadziesiąt wolnych miejsc. O miejsca w locie 10 kwietnia toczyła się walka. Tak jakby zły los chciał, by 10 kwietnia wszyscy najważniejsi, elita patriotyczno-niepodległościowa, polecieli jedną maszyną”(s. 64-65).
Tym niemniej w raporcie komisji Burdenki 2 (zwanym potocznie „raportem MAK”) znajdujemy opowieść o niezłych cyrkach dotyczących przygotowań do wizyty z 7 kwietnia i zgłoszeń rządowych statków powietrznych. Ten oficjalny, przywoływany przez autorów książki „Musieli zginąć”wariant, jakoby poleciał tupolew, jak-40 oraz dwie CAS-y, poprzedzony był zgłoszeniami jeszcze innego typu, przypomnę („raport MAK”, s. 15-16):
„30 marca 2010 roku do Trzeciego Europejskiego Departamentu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej z Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Federacji Rosyjskiej zostało przesłane jeszcze jedno pismo, numer PdS 10-19-2010, z załączeniem trzech zapotrzebowań
na wykonanie nieregularnych (jednorazowych) lotów w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej 7 kwietnia 2010 roku.
Zgodnie z zapotrzebowaniami, na 7 kwietnia 2010 roku planowano trzy rejsy po trasie Warszawa (EPWA) – Smoleńsk „Północny” (XUBS) – Warszawa (EPWA) samolotów Tu-154M (b/n 101, rejs PLF 102) i dwóch Jak 40 (b/n 044, rejs PLF 034 i b/n 044[tu przypis nr 3 o treści:„W zapotrzebowaniu wskazano dwa jednakowe numery boczne.”– przyp. F.Y.M.], rejs PLF 035) z delegacjąpolskąna czele z Prezesem Rady Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej.
Powyższe zapotrzebowanie zostało uzgodnione z Wydziałem Organizacji i Kontroli Szczególnie Ważnych Lotów Rosaeronawigacji 31. 03. 2010 z nadaniem oznaczenia „K”. 30 marca 2010 roku do Trzeciego Europejskiego Departamentu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej z Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Federacji Rosyjskiej zostało przesłane dodatkowe pismo o numerze PdS 10-20-2010 z załączonym jeszcze jednym zapotrzebowaniem na wykonanie nieregularnego (jednorazowego) lotu w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej 7 kwietnia 2010 roku.
Zgodnie z zapotrzebowaniem, na 7 kwietnia 2010 roku planowano jeszcze jeden rejs po trasie Warszawa (EPWA) – Smoleńsk „Północny” (XUBS) – Warszawa (EPWA) samolotu Jak-40 (b/n 047, rejs PLF 037). Ww. zapotrzebowanie również zostało uzgodnione z Wydziałem Organizacji i Kontroli Szczególnie Ważnych Lotów Rosaeronawigacji 01. 04. 2010 z nadaniem oznaczenia „K”.
Dodatkowo na podstawie pisma Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Federacji Rosyjskiej numer PdS 10-21-2010 z 1 kwietnia 2010 został uzgodniony przylot 7 kwietnia trzech samolotów typu CASA – 295M. Faktycznie, 7 kwietnia na lotnisko Smoleńsk „Północny” wykonano cztery rejsy: jeden samolotem Tu-154M (PLF 102), jeden samolotem Jak-40 (PLF 035) i dwa samolotami CASA-295M.”
Kombinacji alpejskich zatem nie brakowało, skoro aż tyle samolotów (tupolew, trzy jaki-40 (czy ta pomyłka w oznaczeniu jednego z jaków nie dotyczyła „nie-jaka?”) i 3 CAS-y) zgłaszano „stronie rosyjskiej”. Jak natomiast wiemy z lektury postów blogerki intheclouds (
http://clouds.salon24.pl/395705,2-x-tu154-101-w-kwietniu-2010) 7 kwietnia 2010 mogły być (w delegacji rządowej) wykorzystane dwa tupolewy (odwoływałem się do jej odkryć w Aneksie-3 do „
Czerwonej strony Księżyca”, analizując hipotezę także stawianą przez intheclouds, iż 10 Kwietnia również mogły być użyte właśnie dwa bliźniaczo oznaczone (tj. jako 101) tupolewy: pierwszy pilotowany przez B. Stroińskiego, drugi przez A. Protasiuka – te kwestie sygnalizuję jedynie, a odsyłam do lektury Aneksu-3 (
http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/06/FYM-Aneks-3.pdf), jeśli ktoś chciałby poszukać więcej szczegółów takiego możliwego scenariusza).
Scenariusz z przylotami na XUBS dwóch tupolewów przywoływał na posiedzeniu „Zespołu” (choć oczywiście nie w odniesieniu do niedoszłej wizyty z 10 Kwietnia) M. Wierzchowski:
„Dwa lata wcześniej ja przyleciałem, bo wtedy były dwa tupolewy… które, które przyleciały na te uroczystości… W jednym była delegacja oficjalna, a w drugim były (…) Rodziny (…) Katyńskie i… wtedy tak naprawdę nasz, yyy, przynajmniej mój udział… w obecności na tym lotnisku wyglądał następu… Ten samolot wylądował, yyy, bo one się minęły w powietrzu (…). Najpierw wylądował samolot z Rodzinami, wysiedliśmy, one wsiadły do (…) autokarów, oczekiwały. Potem przyleciał… wylądował drugi samolot z p. Prezydentem (…). Wsiedliśmy do autokarów i po prostu pojechaliśmy na uroczystości. (…)
To… było to samo lotnisko i… (…) wysiedliśmy z (…) samolotu, wsiedliśmy do autokarów i (…) różnica to była dziesięciu minut, tak? Powiedzmy, piętnastu. Ląduje samolot, drugi już robi sobie… gdzieś podejście do, do, do lądowania, ląduje, podjeżdżają s…, on kołuje na, na miejsce postojowe, podjeżdżają schody, delegacja wysiada, p. Prezydent jest witany (…). Wsiadamy w kolumnę i po prostu udajemy się na uroczystości na cmentarz…” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/03/tajemnice-smolenska.html)
Czy Wierzchowski opowiadałby tu w zawoalowany sposób o 7-mym kwietnia 2010 (jak sugerowali niektórzy blogerzy)? Nie jest to wykluczone, jednakże J. Olechowski w swej na żywca przeprowadzanej korespondencji telefonicznej (z 10 Kwietnia), gnając na łeb na szyję z Katynia do Smoleńska, opowiada na antenie TVP Info (ca. 9.40 pol. czasu), że 7 kwietnia… w ogóle nie leciano „tupolewem”:
„
Co ważne – jeżeli rzeczywiście prezydent podróżował tupolewem(skąd ten znak zapytania – skoro chodzi o „wypadek tupolewa”? – przyp. F.Y.M.),to 6 kwietnia, 7 kwietnia do Katynia przyleciał premier Donald Tusk z całą rządową delegacją.Oni nie przylecieli tupolewem.Ponieważ ten tupolew był niesprawny, skorzystano z pomocy wojska – delegacja przyleciała w części rządowymi CASami oraz innymi statkami powietrznymi, jakimi dysponuje polski rząd, czyli jakami, też starymi, wysłużonymi samolotami. Oni nie podróżowali tupolewem.” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/milicjanci-przeczaco-kreca-gowami.html).
Być może Olechowski miał informacje z jakiegoś nie do końca pewnego źródła, lecz warto by w ramach śledztwa ustalić, skąd one pochodziły i czemu miały taką zaskakującą treść, wszak „polski montażysta” na posiedzeniu „Zespołu” wyraźnie stwierdził, iż 7-04 premier przyleciał tupolewem.
Znalezienie jednak (niebudzących wątpliwości) materiałów wideo z przylotami 7-04 graniczy, jak wiemy od dobrych dwóch lat, z niemożliwością, choć tamtego dnia nie było „złowieszczej mgły” i wszystkie podejścia statków powietrznych łatwo można było sfotografować czy złapać w kadr kamery. Wprawdzie spotterów przy XUBS pewnie się nie uświadczy, lecz w smoleńskim hotelu Nowyj przesiadywało wtedy sporo ludzi mediów, nudzących się pewnie jak mopsy, więc aż dziw, że tylko S. Wiśniewski miałby mieć materiał z „parapetu”, który to materiał (jak przypominałem niedawno w poście:
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/06/m.html) miał zaginąć podczas „aresztowania przez FSB/FSO” na księżycowej ziemi zwanej „miejscem katastrofy prezydenckiego tupolewa”. Wiśniewski zresztą wspominał półgębkiem na posiedzeniu „Zespołu”, iż montował jakąś „oficjałkę” (jego określenie) z przylotu z 7-04 – do dziś jednak tej „oficjałki” nie ma upublicznionej (pomijam te dziwne materiały dostępne na YT – dziwne, bo nie widać wysiadających z tupolewa).
Jeśli wykorzystano by wtedy (wizyta premiera), jak głosi intheclouds, dwie „tutki”, a wiele na to wskazuje właśnie (przy czym jednej użyto by „tajnie” i „ukryto” jej przelot właśnie ze względów bezpieczeństwa państwa), to zadbano by również o to, by zbyt ostentacyjnie nie filmować takiej „sztuczki z tupolewami” – powtarzam: ze względów bezpieczeństwa państwa (oraz przez wzgląd na mającą się odbyć trzy dni później wyprawę prezydenckiej delegacji). Media przecież natychmiast podchwyciłyby temat związany z tym, iż „remontowany” tupolew jednak jest jakoś (i nie do końca „legalnie”) wykorzystywany do przelotów specjalnych i wokół sprawy mogłoby się zrobić głośno, bo ktoś mógłby nie wiedzieć, czemu się takie zabiegi z rządowymi statkami powietrznymi wyprawia.
Naturalnie zamachowcy, widząc taki logistyczny manewr zastosowany 7 kwietnia, mogliby być też już przygotowani na jego powtórzenie 10 Kwietnia (aczkolwiek mogliby być wprowadzani w błąd za pomocą dezinformacji: co i w jakiej kolejności wyleci rankiem 10-04 z EPWA). W takim scenariuszu lot „prezydenckiego tupolewa” na XUBS w ogóle nie wchodziłby w grę – z punktu widzenia organizatorów zamachu (ani tym bardziej doprowadzenie do „katastrofy smoleńskiej”) – a jedynie skierowanie obu tupolewów w jakieś „bezpieczne”, tj. niebudzące zastrzeżeń samych załóg (zgodne z planami lotów) oraz pasażerów, miejsce typu UMII (tj. Witebsk-Wostocznyj), i tam podstawienie autokarów dla osób przybywających, a następnie wzięcie zakładników, czyli uprowadzenie części Delegatów (czy byłoby to już na lotnisku, czy jakiś czas potem, tego na razie nie potrafię powiedzieć).
Blogerka MMariola stawiała przy różnych okazjach taką hipotezę, że zamachowcy mogliby już wsiąść z delegacją na Okęciu i w ten sposób ją „przejąć”, wydaje mi się jednak, iż nawet zakładając pojawienie się jakichś podejrzanych ludzi 10-04 na lotnisku (jako „dodatkowych pasażerów”), to jeśliby wcześniej istniało kontrwywiadowcze rozpoznanie zagrożeń, raczej wzmocniono by ochronę obu grup delegacji (np. antyterroryści w cywilnych ubraniach, oprócz borowców) aniżeli osłabiono. Tym samym więc sprawdzano by każdego „podejrzanego osobnika”, że się tak wyrażę. Nie da się jednak ukryć, iż jakaś forma „zdrady o świcie” (wg premiera Kaczyńskiego) nastąpiła, choć trudno na razie precyzyjnie ustalić, jaka.
Misiak z Wierzchołowskim piszą (s. 64-65):
„Podstawowe pytania, jakie nasuwają się w sprawie organizacji obu wizyt, to m.in. to, dlaczego w tupolewie z prezydentem stłoczono cały skład delegacji patriotyczno-niepodległościowej i generalicję z nadania PiS-u oraz dlaczego poleciał dodatkowo tylko jeden samolot – Jak-40, który zabrał dziennikarzy? Dlaczego nie zapewniono ani samolotu rezerwowego – jak nakazuje instrukcja HEAD – ani nie podstawiono samolotu CASA dla generalicji, mimo tragicznego doświadczenia z 2008 r. spod Mirosławca, gdy zginął kwiat dowódców lotniczych?”(por. też:
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/09/samoloty-zastepcze-i-inne.html)
Jeśli jednak ten cytat jest sformułowany na serio (a nie w ramach „grypsery PPP”), to przecież w tym ostatnim zdaniu zawarte jest absurdalne wprost założenie, tzn. że generalicja poleciałaby jednym samolotem dla względów bezpieczeństwa, założenie wsparte… odniesieniem do katastrofy CAS-y, w której zginęli znakomici polscy piloci wojskowi zgromadzeni na pokładzie jednego samolotu. Jeśli bowiem chciano by 10 Kwietnia zapewnić Dowódcom bezpieczeństwo, to przede wszystkim by ich rozdzielono, a nie upakowano do jednego samolotu (jakikolwiek byłby jego model). Co więcej, jeżeliby wiedziano (w kontrwywiadowczym rozpoznaniu), iż terrorystyczny atak właśnie w nich (jako najbardziej newralgiczną część „mózgu państwa”) może być wymierzony, to usadzenie wszystkich Dowódców w jednym miejscu, na pokładzie jednego statku powietrznego w ogóle nie byłoby brane pod uwagę i nikt o zdrowych zmysłach by do takiej niebezpiecznej sytuacji nie dopuścił. Najwyżej rozpuszczano by dezy o „usadzeniu wszystkich w jednej salonce” w celu zdezorientowania potencjalnych zamachowców. Wydaje mi się zresztą (co też już pisałem przy różnych okazjach), iż to nie Prezydent Kaczyński był głównym celem aktu terroru z 10 Kwietnia, lecz właśnie Dowódcy.
Gdyby chciano zabić tylko polskiego Prezydenta (w ramach np. rewanżu za Jego pokojową akcję w Gruzji 2008), wykorzystano by do zamachu okazję choćby w postaci kwietniowego (2010) przelotu jakiem-40 na Litwę (sabotaż, usterka maszyny itp.) tudzież użyto by snajpera po prostu. Dowódcy polscy natomiast (por.
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/10/wizyta.html) szykowali się do „dyskretnego, nieoficjalnego, przygotowawczego spotkania na szczycie” obu sztabów (naszego kraju i neo-ZSSR). Sam gen. F. Gągor, jak wspomina p. L. Gągor w książce J. Racewicz (
„12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie”, s. 27), przygotowywał się do rozmów 10 Kwietnia z szefem rus. sztabu, czyli gen. N. Makarowem:
„Miał przyjechać Szef Sztabu Federacji Rosyjskiej i Franek bardzo chciał dobrze wypaść w czasie tej wizyty”. To więc ich, polskich Dowódców, głowy były tym „najważniejszym celem” zamachu, jak można sądzić. Czy w takiej sytuacji NATO przyglądałoby się obojętnie, gdyby doszło do uprowadzenia Delegatów? A polski rząd? Po prostu siedziano by w Waszyngtonie i Warszawie, obserwując „rozwój sytuacji” na satelitarnym podglądzie? A może zajadając czipsy do tego?
Moim zdaniem nie. Moim zdaniem przygotowano by natychmiastową kontr-akcję Sojuszu w celu odbicia i odzyskania zakładników. I jeśliby w gronie Delegatów były osoby dodatkowo chroniące cywilów i wojskowych (a takie rozwiązanie byłoby racjonalne w sytuacji rozpoznanego wcześniej zagrożenia bezpieczeństwa Delegatów), to mogłyby one w pewnym momencie wkroczyć do akcji, by powstrzymać oprawców.