Kto zabił Eugeniusza Wróbla
17/03/2011
445 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Rybnicka prokuratura zamknęła właśnie śledztwo w sprawie zabójstwa byłego wiceministra transportu Eugeniusza Wróbla. Do sądu został przesłany wniosek o umorzenie tego postępowania i umieszczenie syna Wróbla, podejrzanego o dokonanie tej zbrodni, w zakładzie zamkniętym. „Według opinii biegłych, Grzegorz W. jest całkowicie niepoczytalny, więc nie podlega odpowiedzialności karnej. Od kilku miesięcy przebywa w areszcie w Raciborzu. Zakończyliśmy postępowanie i skierowaliśmy wniosek o umorzenie postępowania wobec stwierdzenie niepoczytalności sprawcy do sądu, z jednoczesnym umieszczeniem go na przymusowym leczeniu w zakładzie zamkniętym” – powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku Jacek Sławik. I tak sprawa zabójstwa Eugeniusza Wróbla została zamieciona pod dywan, a jego syn Grzegorz – obwołany oficjalnie zabójcą- resztę życia spędzi w psychiatrycznym zakładzie zamkniętym. Żeby tylko ktoś nie pomógł Grzegorzowi Wróblowi […]
Rybnicka prokuratura zamknęła właśnie śledztwo w sprawie zabójstwa byłego wiceministra transportu Eugeniusza Wróbla. Do sądu został przesłany wniosek o umorzenie tego postępowania i umieszczenie syna Wróbla, podejrzanego o dokonanie tej zbrodni, w zakładzie zamkniętym. „Według opinii biegłych, Grzegorz W. jest całkowicie niepoczytalny, więc nie podlega odpowiedzialności karnej. Od kilku miesięcy przebywa w areszcie w Raciborzu. Zakończyliśmy postępowanie i skierowaliśmy wniosek o umorzenie postępowania wobec stwierdzenie niepoczytalności sprawcy do sądu, z jednoczesnym umieszczeniem go na przymusowym leczeniu w zakładzie zamkniętym” – powiedział szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku Jacek Sławik.
I tak sprawa zabójstwa Eugeniusza Wróbla została zamieciona pod dywan, a jego syn Grzegorz – obwołany oficjalnie zabójcą- resztę życia spędzi w psychiatrycznym zakładzie zamkniętym. Żeby tylko ktoś nie pomógł Grzegorzowi Wróblowi w tymże zakładzie zamkniętym popełnić „samobójstwa”, bo tak już rutynowo giną w III RP świadkowie, czego modelowym przykładem stała się sprawa uprowadzenia i zamordowania Krzysztofa Olewnika.
Okoliczności zbrodni bowiem wskazują, że została ona dokonana przez zawodowego zabójcę lub grupę zabójców, np. przez komando likwidacyjne polskich lub rosyjskich służb specjalnych, a wersja o wyrodnym, opętanym synu ma jedynie przykryć prawdziwe motywy mordu i uciąć ewentualne spekulacje o tajemniczym zaginięciu byłego ministra i mocodawcach uprowadzenia (Eugeniusz Wróbel noszący na co dzień garnitury zaginął w dżinsach, w polarze i w kapciach), a następnie zamordowania . Między bajki należy więc włożyć oficjalną wersję wydarzeń według której syn się pokłócił z ojcem o pieniądze (według jednej z wersji na wyjazd do Stanów, według innej na samochód), po czym w przypływie szału zadał ojcu cios nożem, ciało poćwiartował piłą łańcuchową, zawinął je w tapetę (według innej wersji w plastikowe worki) i zatopił w Zalewie Rybnickim. Przy tym był na tyle nieostrożny, że jego komórka została namierzona przez jedną ze stacji bazowych.
Mamy tu niewątpliwie do czynienia z dezinformacją ze strony organów ścigania. Syn Wróbla był o wiele niższy od ojca, co wykluczało możliwość skutecznego pozbawienia przytomności wysokiego, wysportowanego Eugeniusza Wróbla. Ponadto jak to się stało, że będący w stanie niepoczytalności sprawca po dokonaniu zabójstwa precyzyjnie oczyścił miejsce zbrodni z krwi tak, że jej ślady zostały przez policję dopiero wykryte przy użyciu specjalistycznej aparatury. Warto też przypomnieć, że syn Wróbla odwołał swoje pierwotne przyznanie się do winy. Trafił jednak, jako niewygodny świadek, na całe życie do psychuszki.
Poseł Jerzy Polaczek (PiS), minister transportu w rządzie PiS, który blisko współpracował z Wróblem, informacje o okolicznościach śmierci sugerujących udział w zdarzeniu jego syna przyjął z niedowierzaniem. Według Polaczka Wróbel miał wzorową rodzinę, a jego dorosłe dzieci były usamodzielnione i aktywne zawodowo. Jak zatem „wrobiony” w morderstwo Grzegorz Wróbel, z zawodu informatyk, mógł być niepoczytalny i groźny dla otoczenia? Został najprawdopodobniej zastraszony i pod groźbą na przykład zabicia matki i siostry przyznał się do zamordowania ojca, choć nie miał z tym nic a nic wspólnego.
Zabójstwo Eugeniusza Wróbla nie nosi zatem znamion mordu kryminalnego. Mogło być jednym, związanym z „katastrofą” smoleńską 2010, z dokonanych po 1989 roku morderstw politycznych, dokonanym przez tzw. nieznanych sprawców, charakterystycznych dla państwa totalitarnego, a takim jest Polska rządów Tuska i Komorowskiego. Wróbel bowiem dla wyjaśnienia okoliczności zbrodni smoleńskiej mógł być postacią kluczową. Jak pisał „Nasz Dziennik” Wróbel, wykładowca na Politechnice Śląskiej, „należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK)”. Ten wiceminister transportu w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był uznanym specjalistą w dziedzinie lotnictwa, w szczególności od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. W swojej pracy naukowej zajmował się również tematyką z zakresu teleinformatyki w transporcie lotniczym. Był specjalistą od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa, specjalizował się też w kwestiach światowych i europejskich instytucji i organizacji transportu lotniczego oraz w przepisach lotniczych krajowych i unijnych. Być może został zamordowany przez własną nieostrożność, gdyż niedługo przed śmiercią dzielił się ze znajomymi swoimi podejrzeniami, że wrak na Siewiernym to nie jest Tu-154 Lux o numerze bocznym 101.
Odkrycie przez Wróbla, jednego z ekspertów zespołu Macierewicza badającego sprawę smoleńską, prawdy o tym, że części wraku nie pochodzą z rządowego tupolewa burzyłoby wygodną dla Warszawy i Moskwy tezę o winie polskich pilotów, która nadal jest kolportowana przez prorządową propagandę i posłuszne jej media. Jej symbolami stali się: pijany gen. Błasik, naciskający na załogę tupolewa by ta lądowała we mgle jak mleko na lotnisku Siewiernyj, czy kpt. Arkadiusz Protasiuk –niemalże szaleniec za sterami.
Taki trop wskazany przez Eugeniusza Wróbla uprawdopodobniłby także hipotezę dwóch miejsc, zgodnie z którą na Siewiernym nie było żadnej katastrofy lotniczej, a tym samym demaskowałoby rosyjską maskirowkę, w której uczestniczy z premedytacją strona polska.
Zrzucanie winy na załogę i pasażerów tragicznego lotu (minister Jerzy Miller zapowiada od dawna, że raport jego komisji będzie jeszcze bardziej niekorzystny dla Polski niż raport rosyjskiego MAK), granie tu przez rząd w jednej drużynie z Putinem i jego podwładnymi z FSB/KGB, ma odwrócić uwagę od prawdziwych winowajców, co najmniej w kategoriach politycznych. Od polityków reprezentujących obóz moskiewski, którzy dzięki śmierci prezydenta Kaczyńskiego przejęli kontrolę nad życiem publicznym w Polsce: od Komorowskiego, Tuska, Arabskiego, czy Sikorskiego.
Platforma Obywatelska od początku swoich rządów buduje państwo policyjne, czego przykładem w skali minimum stały się ostatnie zakusy na cenzurowanie Internetu. Akcja „Smoleńsk” prowadzona ręka w rękę z Kremlem dla wyrwania Polski z układu antyrosyjskiego to jednak zupełnie inny ciężar gatunkowy. Skoro w imię globalnych interesów Rosji Tusk i Komorowski posunęli się do zamachu stanu (chodzi m.in. o czas przejęcia obowiązków prezydenta prze Komorowskiego i natychmiastową czystkę m.in. w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego), to używanie tzw. nieznanych sprawców, tak charakterystycznych dla państw policyjnych, dla eliminowania niewygodnych świadków także by nie zaskakiwało.
Nie jest więc przesadą traktowanie śmierci Wróbla jako mordu politycznego, podobny charakter miało zresztą zabójstwo Marka Rosiaka w łódzkiej siedzibie PiS, tu również o sprawcy zapadła głucha cisza, po tym jak 25 stycznia prokurator Rafał Sławnikowski ogłosił, że Ryszard C. (według niektórych źródeł w PRL funkcjonariusz MSW) był w momencie zabójstwa poczytalny i może brać udział w śledztwie.
Wróbel za dużo wiedział, tak jak m.in. Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny Kancelarii Premiera, mający najwyższy status dostępu do informacji tajnych, którego przełożonym był Tomasz Arabski, czy operator „Faktów TVN” Krzysztof Knyż, który według niektórych źródeł nakręcił w Smoleńsku awaryjne lądowanie całego tupolewa.
Wiedzieli, lub widzieli za dużo, więc wiedzę zabrali do grobu i nikomu nie zagrażają.
Dlatego też po śmierci Eugeniusza Wróbla 15 października 2010 roku zapanowała zagadkowa cisza. Podobnie jak po „samobójstwie” Michniewicza i po śmierci Knyża, który według niektórych źródeł został zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu. Wymowa tej ciszy może być tylko taka, że zleceniodawcy są wysoko umocowani. Tak wysoko, że mają na zawołanie komanda śmierci, ślepe i głuche gdy trzeba media oraz wymiar sprawiedliwości, blokujący m.in. przeprowadzenie ekshumacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej.