Kto steruje „oburzonymi”?
24/10/2011
341 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Jak nie wiadomo o co dokładnie chodzi, to na pewno o pieniądze. „Oburzeni” jak i „antyglobaliści” nie wychodzą na ulicę z nudów. Nawet, jeśli pierwszymi z nich kierował spontaniczny odruch, to teraz są już skanalizowani.
Zaczęło się na Wałowej w Nowym Jorku 17 września. Potem już na świecie. Tysiące oburzonych oburzało się głównie na banki, w których kupili kredyty na niepotrzebną konsumpcję* lub na za duże cztery ściany. Czyżby Amisze, omijając banki z daleka, mieli rację? To jasne:
napad na bank
to żadne przestępstwo w porównaniu z założeniem banku – jak mówił Kurt Tucholski. Bardziej chciwy od bankiera jest tylko mój kot April. Ale przecież banki nikogo nie zmuszały do zadłużania się po uszy. Kiedy jednak oburzonych popierają rządzący*, krytykując kapitalizm, to sprawa
zalatuje fetorkiem
na kilometr. Kiedy pojawiają się żądania zwiększenia kontroli nad bankami czy nad giełdami, to czuję powiew listopadowegoWielkiego Października. Rewolucja przeciwko komu? Przeciwko sobie? Czy wybiła godzina dla lewicy? Ale czy lewica kiedykolwiek spełniła obietnice?
* jesteś tego warta
* Obama, Merkel
Post scriptum:jedno jest pewne: ludzie mają dość. Mają dość zakłamania, robienia ich w balona, mowy-trawy, obietnic bez końca, używania słowa demokracja nawet przy robieniu zakupów w supermarkecie,gadania o równouprawnieniu, szacunku dla takich czy owakich; ludzie, zwłaszcza młodzi, nie chcą dyplomów do wieszania w klozecie, wiecznych praktyk za grosze i kariery na zmywaku. Chcą normalności. A to żądanie może okazać się dla władców tego świata nie do spełnienia.
Lato roku 2012 może być gorące.
Patrzmy na ręce szczurołapom, którzy wyskakują teraz zza krzaka z receptą na kryzys.